środa, 1 lipca 2015

Rozdział 20

W czasie wspólnie spędzonego popołudnia i wieczoru z Germanem otrzymałam chyba sto wiadomości i tyle samo telefonów nie odebrałam. W pojedynku: ukochany przeciwko zboczeńcowi i zdrajcy, wygrała pierwsza ze stron. Nie martwiłam się o producenta i tym podobne rzeczy, bardziej o przyjaciółkę i nagranie. German bystro zauważył mój niepokój, gdy siedzieliśmy we dwójkę w salonie przed telewizorem. Zdecydowaliśmy, że obejrzymy Love, Rosie, a Violettę wygonimy na górę.
-Co się dzieje, Angie?
-Nic- przyzwyczaiłam się już do takiej odpowiedzi i było mi z tym dobrze.
-Przecież widzę.
Podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej, zmuszając mnie tym samym do wyprostowania kręgosłupa. Jego spojrzenie przeszyło mnie w nieprzyjemny, ale życzliwy sposób.
-Po prostu nagrania nie układają się tak, jak myślałam. To wszystko...To wszystko przez tego zboczeńca.
-Przez kogo?!
Wypowiedziałam złe słowa w złą godzinę. Bałam się, że usłyszę coś w rodzaju: "A nie mówiłem?", ale German objął mnie lekko i zadał kluczowe pytanie:
-Czy to, co teraz robisz daje Ci szczęście?
-Tak- odpowiedziałam bez wahania- Tylko niektórzy ludzie nie. Założę się, że jednego dnia nie odkryłeś zdrady i nie byłeś obmacywany przez napalonego gwiazdora...
-Nie, nie byłem-przerwał mi ze śmiechem.
Po chwili zrozumiałam pomyłkę jaką popełniłam i zawtórowałam szwagrowi uśmiechem.
-Opowiedz mi wszystko, bo chyba dużo mnie ominęło.
Po tym, jak ze szczegółami opisałam atmosferę w Rio de Janeiro i wywiady, przeszłam do piosenek, które nagrałam. Potem zapoznałam Germana z osobą Fernandeza i Matea. Nawet on miał niewyraźną minę, gdy wspomniałam o niepełnosprawnej blondynce na wózku.
-Ten facet to kanalia.- stwierdził bez ogródek- A propos twoich piosenek- podszedł do komody przy telewizorze i wyjął z szuflady kilka kartek papieru. Podając mi je, wyjaśnił- Olga znalazła to, kiedy sprzątała twój pokój. Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że w każdej chwili możesz do nas wrócić.
-German, trudno mi to mówić, ale wolę mieszkać u siebie. Mam bliżej do studia i nie zostawię Ines.
-Kogo?- zapytał zdziwiony.
-Ta upierdliwa gaduła.
-Jakby było ich mało.-westchnął, a ja zaśmiałam się głośno.
-Ta ruda.-German przytaknął.
Podziękowałam za zwrócenie mi moich bardziej osobistych papierów, po czym zorientowałam się, która była godzina. Ze względu na to, że niebo miało już antracytowy kolor, szwagier odwiózł mnie pod samo wejście do kamienicy. Po czułym pocałunku i uścisku weszłam na górę, gdzie zastałam Ines śpiącą na kanapie w salonie.
Nie czułam zmęczenia, więc postanowiłam rzucić okiem na kartki, które dał mi German. Angielskie słowa były zapisane moim koślawym pismem. Choć nie pamiętam, kiedy je pisałam, przeczytałam teksty dwóch piosenek: Fallin' oraz Girl's On Fire. Późna pora powstrzymała mnie od komponowania melodii na pianinie w salonie, za to zaszyłam się w swojej sypialni i jeszcze przez następną godzinę nuciłam przeróżne możliwości.

Następnego dnia wstałam zadziwiająco wcześnie, bo o siódmej. Zrobiłam śniadanie sobie i śpiącej przyjaciółce, a kiedy skończyłam jeść swoją porcję, zaczęłam myśleć nad strojem. Kontemplacja nie była bezsensu, ponieważ tego dnia po raz kolejny miałam spotkać się z Fernandezem i wolałam nie zakładać nic obcisłego. Tak, jak myślałam, przez moje zamiłowanie do kobiecych fasonów,  nie mogłam znaleźć niczego odpowiedniego. Wreszcie na dnie szafy ukazał się biały T-shirt o dwa rozmiary za duży i flanelowa koszula w kratę. Wyłączając dżinsowe rurki, powyższe ubrania tworzyły z trampkami bardzo oszczędny zestaw.
Chciałam jak najszybciej wyjść z domu, by przekazać teksty dźwiękowcom i popracować nad muzyką jeszcze przed przyjściem Fernandeza. Chwyciłam pośpiesznie czarną, znoszoną już torbę z ćwiekami po bokach i wrzuciwszy do wszystkie potrzebne rzeczy, ubrałam na nogi sportowe buty, włosy związałam w kucyk i wykonałam ekspresową poranną toaletę. Opuściłam kamienicę bez grama makijażu na twarzy.
Kwadrans po ósmej dotarłam do siedziby firmy. Nie mogę uznać powitania Paula i Simona za nadzwyczaj uprzejme, ale wolałam nie studiować ich charakterów, tylko od razu przejść do pracy. Położyłam im przed oczami dwa stare teksty i bez dyskusji wysłuchali moich propozycji a'capella. Potem próbowali to przełożyć na faktyczny podkład muzyczny w studio, dzwonili po chórki i dodatkowe instrumenty.

Zgodnie z moimi przypuszczeniami Fernandez dołączył do nas w samo południe. Stałam przy oknie, wypatrując Ines, ale rozumiałam jej nieobecność. Ostatnie kilka nocy nie przespała z powodu mojego i płyty. Mimo to miałam nadzieję, że przyjdzie. Żałowałam, że jestem jedyną kobietą w towarzystwie.
Aby porozmawiać o duecie cała czwórka zasiadła na kolorowej sofie w pokoju obok. Specjalnie zajęłam miejsce jak najdalej od gwiazdora. Mężczyzna znów był ubrany na czarno i lustrował mnie wzrokiem z podenerwowaniem. Mnie i moje ubrania w męskim stylu. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Za niecałą godzinę zajęliśmy się nagraniem głosu. Przerażała mnie perspektywa bycia w jednym, małym i zamkniętym pomieszczeniu z tak sławnym i niezdrowym na umyśle facetem, ale Paulo mnie tam wepchał. Właściwie nie wiem po co, skoro to Fernandez zaczynał piosenkę.
Skrzypce stopniowo stawały się bardziej wyraziste, ukryłam twarz w dłoniach z zażenowania swoją sytuacją.
Fuiste ave de paso y no sé porqué razón.
Me fui acostumbrando cada día mas a ti.
Los dos inventamos la aventura del amor.
Llenaste mi vida, y después te vi partir
Sin decirme adiós yo te vi partir.
Quiero en tus manos abiertas buscar mi camino -
zabrzmiało mi w uszach poprzez słuchawki.

y que te sientas mujer solamente conmigo.
Hoy tengo ganas de ti, hoy tengo ganas de ti.
Quiero apagar en tus labios la sed de mi alma
y descubrir el amor juntos cada mañana.
Hoy tengo ganas de ti, hoy tengo ganas de ti.

Chwila przerwy w nagraniu, gdyż Paulo musiał koniecznie coś poprawić ze sprzętem. Wciąż stałam ze spuszczoną głową, co miało nadać komunikat: "Ej, to strasznie ckliwe i denne!".
-Zachowuj się- powiedział Simón przez mikrofon. Wyprostowałam się i z odwagą spojrzałam w nuty. Nuciłam melodię i czułam, że coś nie brzmi najlepiej.
-Tutaj powinno być G.- chwyciłam ołówek z zapałem i poprawiłam jedną nutkę w kilku miejscach- Zobaczy pan, że będzie prościej.
Podałam mu arkusz, nie zaszczycając spojrzeniem. Chwilę później bliźniacy poprosili Fernandeza o powtórzenie swojej partii. Zaśpiewał bez mojej zmiany i wtedy byłam już pewna, że nie ma tak zwanego absolutnego słuchu muzycznego. Jedynym wyjściem było zagranie mu tego na fortepianie, co zrobiłam. Po następnych kilku próbach udało się nagrać pierwszą część piosenki.
No hay nada mas triste que el silencio y el dolor. -zaczęłam lekko.
Nada mas amargo que saber que te perdí.
Hoy busco en la noche el sonido de tu voz
y donde te escondes para llenarte de mí.
Llenarme de tí...-
wtrącił się wokalista.

llenarme de tí. - zabrzmiało wyżej i mocniej, gdy połączyliśmy głosy.
Quiero en tus manos abiertas buscar mi camino - zamknęłam oczy, by nie myśleć o sensie tego wersu.
Y que te sientas mujer solamente conmigo.
Hoy tengo ganas de ti,

hoy tengo ganas de ti.
Quiero apagar en tus labios la sed de mi alma. -
drżał mi głos
.
 Y descubrir el amor juntos cada mañana.
Hoy tengo ganas de ti, hoy tengo ganas de ti.

Moim zadaniem teraz było udawanie, że słyszę trąbkę, aby jutro zaśpiewane przeze mnie ozdobniki pasowały do solówki trębacza. Dalszy ciąg postanowiliśmy dograć na następny dzień. Fernandez musiał wracać do swojego studia, a ja chciałam się wreszcie zająć tymi dwoma tekstami wziętymi znikąd.

Wspólnie z Paulem i Simonem praca szła sprawnie i lekko, a nawet było zabawnie. Co chwilę wybuchałam śmiechem w studiu, gdy Simón znów przedrzeźniał mnie wyciągającą wysokie tony.
Po raz pierwszy od kilku dni czułam, że to, co robię jest naprawdę dobre. Napełniona tym uczuciem odśpiewałam z dużym zaangażowaniem cały tekst o samotnej, lecz intrygującej kobiecie prosto do dużego mikrofonu.
Potem byłam świadkiem licznych przeróbek mojego głosu, dzięki efektom dźwiękowym. Fakt, że nagrałam utwór prawie a'capella z towarzystwem tylko bębnów nie uszedł naszej uwadze. Następnego dnia miałam spotkać się z orkiestrą i chórem niezbędnym do kolejnej piosenki. Praca zaczęła nabierać tempa, a ja czerpałam z tego większą satysfakcję niż dotychczas.
Bliźniacy stwierdzili, iż wypada się już zająć okładką, nazwą płyty, kolejnością utworów i promocją jej, a także teledyskami. Mimo że zaprzeczyłam temu ostatniemu, oni byli nieugięci. Zadzwoniwszy do Javiera, poprosili o zrobienie planu sesji i graficznego przedstawienia okładki. Javier miał za zadanie również założyć mi własny kanał na YouTube i konto na Twitterze. Załamałam się. Z zamiarem pocieszenia mnie wystąpił Paulo, obiecując, że większość postów będzie stricte zawodowych i umieszczać je będą agentki z firmy. Ulżyło mi trochę.
-Ostatni etap już za tydzień, a my jeszcze nic nie ustaliliśmy.- stwierdził Simón wyraźnie załamany tym faktem.
-Od samego początku ciągnie mnie do I Have Nothing, ale obawiam się tej piosenki, jak każdy normalny człowiek.
-E tam- Simón machnął ręką- Zawsze można spróbować.
Wstał i skierował się do malutkiego pokoiku tuż obok równie mikroskopijnej łazienki. Ani ja, ani Paulo nie mieliśmy pojęcia, co on kombinuje. Po chwili wrócił z butelką szampana w ręce. Otworzywszy ją, krzyknął: "Za I Have Nothing!" i nalał naszej trójce do szklanych, podłużnych kieliszków.
Alkohol miał to do siebie, że mnie wciągał. Bez niego mogłam przeżyć całe życie, ale gdy już zaczęłam pić, nie potrafiłam powstrzymać się od następnych kieliszków. Sprawiał, że odlatywałam, nie myślałam o problemach i stresie, jaki mnie czekał. Tak samo stało się tym razem. Opróżniałam kolejne kieliszki, podczas gdy moi koledzy wciąż montowali nagraną piosenkę.
Zbliżała się północ, prace nadal trwały, a ja nie chciałam nic przegapić, więc postanowiłam przenocować w studio. Prawdę mówiąc, zdecydował o tym raczej mój stan upojenia niż zdrowy rozsądek, ale tak czy siak, wysłałam wiadomość sms do Ines, której treść głosiła, że nie będzie mnie w nocy w domu. Nie miałam problemu z zaśnięciem na małej sofie w pokoju z fortepianem.


Zasłony rozstąpiły się w niewiarygodnie szybkim tempie. Rozchyliłam lekko powieki, aby stopniowo przyzwyczajać się do jaskrawych promieni słonecznych. Nade mną stał Simón i szturchał mnie w ramię, szepcząc: "Wstawaj, Angie, wstawaj". Na tę jakże rozbudowaną prośbę podniosłam się i mój mózg odebrał sygnał, że coś jest nie tak z moim ubiorem. Koszula i T-shirt służyła mi jako poduszka, ja natomiast chwaliłam się  śnieżnobiałym koronkowym stanikiem.
-Boże, co się działo?- przetarłam twarz ręką.
-To ciebie powinienem o to spytać. Byłaś najbardziej aktywna z naszej trójki.
Wymijająca odpowiedź nigdy nie wróży dobrze.
-Gdzie Paulo?
-Odwróć się- nakazał Simón. Zrobiłam tak, jak chciał. Moim oczom ukazał się jeszcze śpiący Paulo. Dotarło do mnie, że leżał obok najprawdopodobniej przez całą noc, co najprawdopodobniej coś znaczyło. Natychmiast ta sytuacja postawiła mnie na nogi.
-Ale jak to?! Boże, co ja wczoraj robiłam? Nigdy więcej nie dawaj mi tego szampana!- zaliczyłam pierwszy potok słów, pokazując palcem na bardziej trzeźwego z braci.
Krzyk skutecznie zbudził mojego towarzysza łoża i zauważyłam, że nie ma on koszuli tak, jak ja. Potem zdałam sobie sprawę, że właśnie stoję prawie półnaga przed kolegami z pracy. Z przerażeniem złapałam koszulkę i włożyłam ją na grzbiet. Paulo spoglądał na świat zaspanymi oczyma, podczas gdy ja łapałam swoje rzeczy z kanapy i stolika i wrzucałam do torebki, którą przewiesiłam przez ramię.
-Boże, nie wierzę...-oddalałam się od chłopaków, zakładając buty- German mnie zabije...
-Nie znam tego gościa, ale nie pisnę ani słówka.- obiecał Simón, kiedy wyleciałam przez drzwi na korytarz.
Biegłam do domu, by ogarnąć swój wygląd.

Ines stukała już o parkiet karmazynowymi czółenkami, gdy wparowałam do mieszkania zdyszana. Bezzwłocznie wzięłam zimny prysznic, uczesałam włosy i wybrałam ubranie na dzień (mając na uwadze spotkanie z Fernandezem oczywiście). Odziałam ciało w luźną granatową sukienkę do połowy łydki ze zwiewnego materiału. Wsuwkami zebrałam zgrabnego koczka, wybrałam koturny ze złotą klamerką i wbiłam w uszy małe perełki, lecz nie malowałam się mocno.
Upiłam łyk kawy, raz ugryzłam tosta i popędziłam znów do studia. Na miejscu dopiero dopadły mnie wyrzuty sumienia, że nawet nie przywitałam się z przyjaciółką.



Otrzymałam informację, że chór przyjechał i czeka w największym studiu nagraniowym, który jako jedyny go pomieścił. Tak jak sobie tego życzyłam, chór składał się z samych czarnoskórych kobiet w różnym wieku.
O godzinie dziewiątej minęłam próg owego studia nagrań. Rzeczywiście był sporych rozmiarów, ściany o kawowym kolorze pięły się wysoko. Za sprzętem i dźwiękoszczelną szybą mieścił się fortepian oraz miejsca już zajęte przez Murzynki. Po prawej od chóru stały krzesła i pulpity dla orkiestry kameralnej. To wszystko plus niezliczona ilość statywów i mikrofonów w kątach robiła niesamowite wrażenie. Rozglądając się wokół siebie, odłożyłam torbę na jeden z foteli przedtem wziąwszy tylko nuty do piosenki.
Przeszłam na "drugą stronę" z zespołem i instrumentem i od razu usiadłam przy nim. Spojrzałam uśmiechnięta w kierunku towarzyszek nagrania.
-Cześć. Jestem Angie i dopiero zaczy...
-No tak, biała- stwierdziła jedna z kobiet w ostatnim rzędzie. Miała, na oko, czterdzieści lat, na kolanach małą dziewczynkę i mnóstwo ciasno zaplecionych warkoczyków na głowie. Wydatne usta układały się w grymas niechęci.
Trzydzieści par dużych, brązowych oczu wlepiło we mnie spojrzenia. Z jakiegoś powodu nie gniewałam się o tę, zupełnie niepotrzebną, uwagę, ale żeby dać wyraźny sygnał, iż jestem na wyższej pozycji w hierarchii firmy, po odkaszlnięciu oznajmiłam:
-Słuchajcie, piosenka, którą zaraz zaczniemy nagrywać jest typowo soulowa i potrzebuję głosów takich jak wasze, by zbudować odpowiedni nastrój. Jeśli nie chcecie mi choć trochę pomóc, to droga wolna. Zarówno ja, jak i firma jakoś sobie poradzimy.
Zapadła cisza. Murzynki pochyliły głowy. Usłyszałam muchę przelatującą mi nad głową.
-Nie chcecie wyjść?- zapytałam, patrząc na tamtą odważną- A jednak...Są jakieś pytania?
Do moich uszu dotarło słabe "nie", więc kiedy nad drzwiami zaświeciło się czerwone światełko, przybliżyłam mikrofon na statywie do ust i zaczęłam bez akompaniamentu:
I keep on fallin' in and out with you -Na słowie tytułowym wywindowałam głos mocno w górę, po czym śpiewałam coraz wolniej i delikatniej. Palce wystukiwały na klawiaturze ten sam pasaż przez chwilę.
Sometimes I love you!- włączył się chór i uderzenia perkusji nagrane wcześniej.
Sometimes you make me blue.
Sometimes I feel good, at times I feel used.
Lovin' you darlin'! 

Makes me so confused...

Dołączył się do mnie trzeci głos zespołu wokalnego.
I keep on fallin', in and out of love with you.
I never loved someone the way that I'm lovin' you.

Oh, Oh! Oooh...
Głos mi się załamał, co zabrzmiało jak miauczenie zarzynanego kota. Paulo energicznym ruchem wyłączył nagrywanie i zaproponował powrót do ćwiczeń wokalnych w salce obok, a tymczasem on postara się nagrać końcową część instrumentalną z orkiestrą. Zostawiwszy mu wszystkie nuty i notatki, powędrowałam do wskazanego mi pokoju.
W drodze zostałam zatrzymana przez Paula. To jasne, że było mi niezręcznie w jego towarzystwie, ale nie mogłam wpłynąć znacząco na tę sytuację.
-Źle się czujesz po wczorajszym wieczorze?
Zaprzeczyłam tylko i już miałam przekonywać go o braku świadomości w nocy, gdy ktoś za moimi plecami rzucił pogardliwie:
-No to wiemy, dlaczego dostała tę robotę.
Pierwszy raz kobieta nazwała mnie dziwką i to w tak wyszukany, dyplomatyczny sposób. Wśród wychodzącej grupy Murzynek zabrzmiał chichot.

Gdy po rozśpiewaniu się wróciłam na salę, szpakowaty mężczyzna z trąbką przy ustach nagrywał krótką solówkę do duetu z Fernandezem. Paulo przekazał mi plik kartek z tekstami i muzyką do dwóch piosenek. Moją uwagę pochłonęły nowe utwory, usiadłam obok dźwiękowca przy sprzęcie, by przestudiować je spokojnie. Candyman i Ain't No Other Man nie trafiały za bardzo w mój gust, ale czułam, że nie mam wyboru. W pamięci utkwił mi fragment umowy, w którym pisało, że jestem zobowiązana do nagrania utworów zatwierdzonych przez producenta, w tym wypadku Alejandra. Moje przypuszczenia okazały się słuszne. Kwadrans później mogłam ponownie wejść do studia z chórem, by dokończyć nagranie.

W domu wylądowałam około dwudziestej po nagraniu jeszcze dwóch niesamowicie dopracowanych podkładów muzycznych. Za mną do mieszkania wtoczyła się Ines, powoli obnażając swoje ciało z eleganckich ubrań. Nalałam sobie i współlokatorce po szklance soku pomarańczowego z kilkoma kostkami lodu. Zajęłam miejsce na kanapie obok rudowłosej i podawszy jej naczynię z napojem, zagaiłam rozmowę:
-Ines, czy wiesz, jak układa się Mateo życie prywatne?
-Wydaje mi się, że jest samotny.-Spojrzała na mnie podejrzliwie.-Albo ma tysiąc kochanek. Jedna z tych dwóch opcji.
-Nie do końca tak to wygląda...
-W sensie?
Zauważyłam, że czyta gazetę, jedno z tych dennych pism kobiecych.
-Ma żonę inwalidkę. Widziałam ją wczoraj i coś czuję, że Mateo już się u nas nie pojawi.
-Słodki Jezu!- Ines odłożyła magazyn i zwróciła się do mnie zainteresowana dalszymi plotkami- Jak to? On jest żonaty? A ty z nim przypadkiem nie...
-Tak, ale to był romans, w którym chodziło tylko o łóżko.
Westchnąwszy, kiwnęłam głową.
-Nie wydajesz się nadzwyczaj załamana z tego powodu. Chcesz mi coś powiedzieć?
-German i ja wróciliśmy do siebie.
W pomieszczeniu niósł się pisk przez chwilę, potem byłam zmuszona opowiedzieć przyjaciółce całą scenę miłosną. Chyba naprawdę cieszyła się moim szczęściem, bo pokazywała swoje śnieżnobiałe zęby, dopóki nie wyraziłam niepewności.
-A co, jeśli to błąd? Jeśli znowu nam się nie uda, ktoś stanie między nami?
-Prześpij się z nim, to przejdą ci te absurdalne myśli.-powiedziała ostrym tonem.
-A skąd wiesz, że już nie spaliśmy ze sobą?- odparłam, udając, że jestem urażona jej uwagą.
-A spaliście?
-Nie.
-A widzisz. Skąd ja to wiedziałam?- uśmiechnęła się zawadiacko do jakiegoś półnagiego faceta na kartach czasopisma.
-Wychodzę.- Oznajmiłam i wziąwszy torebkę, przeszłam przez przedpokój. Zaraz po tym, kiedy zamknęłam drzwi, usłyszałam stłumiony śmiech przyjaciółki.

Kilka minut później stałam już przed willą Castillo i biłam się z myślami. Zadzwoniłam do drzwi. Po chwili zostały mi otworzone przez samego pana domu. Spojrzał na mnie najpierw podejrzliwie, potem coraz bardziej się uśmiechał z głupkowato-radosnym wyrazem twarzy, wreszcie wciągnął mnie za rękę do środka. Jak przystało na dżentelmena, zasypał mnie wieloma pytaniami o samopoczucie, temperaturę ciała, pragnienie, głód, zmęczenie, a nie powód najścia. Odebrał ode mnie nakrycie i odwiesił je na wieszak w hallu. Odmówiłam jakiegokolwiek napoju, a gdy wspomniał o "czymś mocniejszym", zemdliło mnie. W końcu szwagier usiadł naprzeciwko mnie na sofie.
-Mogę wiedzieć, co się stało, że zawitałaś? Nie odzywałaś się wczoraj.
-Nie mogę przyjść po to, by po prostu się przytulić i spędzić z tobą czas.
Wstałam i zajęłam miejsce bardzo blisko ukochanego. Zarzuciłam nogę na nogę, przybierając kokieteryjny wyraz twarzy.
-Kiedy ostatni raz tak się zachowywałaś, byłem na straconej pozycji.- Stwierdził rozbawiony, podczas gdy ja szukałam dłonią jego dłoni w okolicy jego ud.- I wiesz co? Podoba mi się teraz taki układ.
Uśmiechnęłam się i wzdrygnęłam pod wpływem dotyku Germana. Moja sukienka szła ku górze, koszula mężczyzny prawie nie okrywała jego torsu, kiedy uznaliśmy, iż salon to nie najlepsze miejsce na takie zabawy. W ramionach kochanka zostałam przeniesiona na piętro do jego sypialni.
Opadłam na miękką pościel. German, który czuwał nad wszystkim, jednym ruchem ręki rozpuścił mi koka i odpinał powoli guziki mojej sukienki. Korzystając z okazji, że nasze ciała były bardzo blisko, zrobiłam kilka malinek na jego szyi. Po chwili zarówno damskie, jak i męskie części garderoby leżały już na podłodze. Spoczęliśmy półnadzy pod lekką pościelą w błękitnym kolorze.
Aby dodać więcej magii tej chwili, German połączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Obejmując  umięśnione ramiona mężczyzny, czułam jego dotyk biegnący po całym moim ciele, przyspieszone bicie serca i mocny zapach perfum. Ukochany całował mnie nie tylko w usta. Mogłam oddać się rozkoszy podczas całowania szyi, dekoltu, podbrzusza...
Słychać było jedynie ciężkie oddychanie naszej dwójki, nic poza tym. Uśmiech i uwodzicielski wzrok kochanka napawał mnie jeszcze większym podnieceniem.

______________________________________________________
Witam wszystkich i życzę udanych wakacji! :)
Jak podobała się dwudziestka?
Proszę o szczere opinie.
Mil besitos,

Ruda


3 komentarze:

  1. Genialny, fantastyczny, wspaniały.... ARCYDZIEŁO <3 <3
    Czekam na NEXT ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiszę krótko, rozdział świetny, czekam na next! :)

    OdpowiedzUsuń