Piątek, 7 sierpnia 2014, 19:59
Przez ostatnią minutę, dzielącą mnie i Germana od wspólnego wyjścia, byłam tak zdenerwowana, że biegałam tylko po salonie, czym mocno irytowałam współlokatorkę. Mogę szczerze przyznać, iż sporo uwagi poświęciłam swemu wyglądu. Wybrałam luźną, zielonkawą bluzkę z bufkami oraz czarną spódnicę z ekologicznej skóry, która bezbłędnie uwypuklała krągłości mojej figury. Ines wykazała minimum zaangażowania i pożyczyła mi jasnozielone czółenka na wysokim obcasie.
Pomyślałam, że nie muszę się specjalnie stroić, ponieważ znam Germana długo i wiele przeszliśmy razem zanim zostaliśmy parą. W końcu mamy za sobą całą masę niezręcznych sytuacji, kłótni, pocałunków i nawet wspólną noc, więc czytamy z siebie jak z otwartej książki. Muszę jednak przyznać, że od tamtej wspólnej nocy pojawiły się w mojej głowie pewne wątpliwości- czy to aby nie dzieje się za szybko?
Wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi, które Ines otworzyła z dziką ochotą. Po wstępnych oględzinach wpuściła Germana do środka, a kiedy wychodziliśmy, krzyknęła: "Tylko pamiętaj, chcę ją widzieć trzeźwą. I łapy przy sobie, Castillo! Żadnych rozbieganych paluchów!". To wyraźnie rozbawiło mojego towarzysza, ale zauważyłam także zakłopotanie w jego oczach.
Kwadrans później znaleźliśmy się przed wejściem do jednej z najdroższych restauracji w Buenos Aires o nazwie Cabana Las Lilas. Szyld z napisem był już podświetlony z racji półmroku, który panował i na tle ceglanego frontu budynku prezentował się bardzo elegancko. Przed drzwiami stylizowanymi na drewniane stał niewysoki, ale postawny, mężczyzna w czarnym fraku. Otworzył nam i grzecznie powitał.
Wnętrze urządzono z rozmachem. Wzdłuż morelowych ścian, na których wisiały obrazy roślin, stały rzędem hebanowe, kwadratowe stoliki z równie czarnymi krzesłami. Do tej pory myślałam, że to będzie zwykła kolacja, a w jej trakcie będę się głośno śmiać, jednak poziom wystroju, obsługi i samego lokalu zwalił mnie z nóg.
Chciałam już zająć miejsce przy jednym ze stolików, gdy German chwycił moją dłoń i poprowadził z uśmiechem ku schodom. Nie ukrywam, iż czułam się dziwnie będąc powodem szeptów i wymownych spojrzeń innych klientów. Przeszło mi przez myśl, że mogą mnie rozpoznawać, lecz szybko wydało mi się to absurdalne. Posłusznie szłam u boku ukochanego.
Zatrzymaliśmy się na piętrze restauracji, o wiele jaśniejszym i bardziej pogodnym od niższej kondygnacji. Choć meble były wciąż ciemne, pomieszczenie rozświetlała biała barwa ścian oraz duże okna wychodzące na prom rzeczny z łodziami przybitymi do brzegu. Nikogo nie zastaliśmy w trakcie posiłku, oprócz nas przebywała tam jedynie grupa wokalno-instrumentalna. Tego wieczoru chyba bardzo się nudzili.
-To tutaj, Angie- zatrzymał mnie German.
-Przepraszam za moje roztargnienie, ale tu jest tak ślicznie.- Uśmiechnęłam się, a ukochany mi zawtórował.
-Cieszę się, że ci się podoba.- Powiedział, odsuwając krzesło, abym usiadła. Następnie cmoknął mnie w policzek i zajął swoje miejsce na przeciwko mnie.
Jak na zawołanie pojawił się kelner. Młody brunet podał nam przystawkę, czyli empanadas tacumanas z sosem paprykowym. Takie nasze pierogi XD. Gdy ja zaczynałam jeść pierwszego rogalika, kelner nalał naszej dwójce czerwonego wina do kieliszków. Nie zdążyłam się sprzeciwić.
-Widzę, że ci smakuje.- Zauważył German, po czym zamoczył rogalik w sosie i skierował do ust.
Przytaknęłam, rumieniąc się.
-Mam pytanie- zwrócił się do mnie po chwili- odnośnie twojej nowej pracy. Jak to jest w studio?
-Naprawdę cię to ciekawi?- Kiwnął głową, więc wzięłam głęboki oddech- Wbrew pozorom nagrywanie płyty to czasochłonne i trudne zajęcie. Miałam łatwiej, bo sama zgromadziłam część materiałów, ale w innej sytuacji...
-Chcesz powiedzieć, że pisałaś teksty i muzykę do piosenek?
-Tak...-przeciągnęłam, patrząc bacznie w oczy rozmówcy- Czyżbyś nie wierzył?
-Wierzę, księżniczko.
Ciepła dłoń Germana napotkała moją, jak zawsze chłodną. Przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a ukochany, widząc tę reakcję, kontynuował ogrzewanie mi rąk.
-Właśnie tak to sobie wyobrażałam.
-Naprawdę?
-Jestem po uszy zakochana w przystojnym i czułym mężczyźnie, przy którym czuję się jak księżniczka.
-Bo nią jesteś.- Gładził kciukiem wierzch mej dłoni.
Uniosłam lekko kąciki ust. W tym samym momencie kelner wszedł ponownie, tym razem z daniem głównym, którym okazała się pizza fugazzeta. Każdy kawałek uginał się pod ciężarem dodatków w formie mięsa oraz warzyw, więc w trakcie jedzenia było dość zabawnie.
Chwilę po posiłku usłyszałam pierwsze dźwięki pianina dobiegające ze sceny. Swą lekkością i melodyjnością imitowały śpiew ptaków. Dodawało to wieczorowi jeszcze więcej uroku, jednak moją uwagę przyciągnęła najbardziej wokalistka zespołu- kurpulentna czterdziestoletnia Murzynka z mnóstwem drobnych warkoczyków na głowie...
-Coś się dzieje, Angie?
-Znam wokalistkę tego zespołu. Śpiewała mi chórki na płytę.
-I jak? Poznałyście się bliżej?- dopytywał German.
-Nie miałyśmy okazji. Po pierwszym spojrzeniu na mnie określiła mnie "białą", a potem dziwką w bardzo dyplomatyczny sposób.- Choć nie powinnam, zaśmiałam się pod nosem.
-Co?!
German wstał tak szybko, że cały stolik niebezpiecznie się zatrząsnął. Spojrzał w stronę opisanej przeze mnie kobiety i wydawało się, że chciał iść w jej stronę. Wtedy mój refleks się spisał i zatrzymałam rozzłoszczonego mężczyznę.
-Kochanie, nie denerwuj się.- Gładziłam jego policzki i starałam się szeptać uspakajająco.- Już wszystko dobrze. Uśmiechnij się, dla mnie.
-Ale ona cię obraziła.- Wzruszyło mnie, że tak przejmuje się moją godnością.
-Ale prawdopodobieństwo, że znów się spotkamy i będziemy współpracować jest nieduże, więc należy obróć całe wydarzenie w żart.
-Może masz rację.- Zgodził się niechętnie. Westchnąwszy, odgarnął mi kosmyk włosów z policzka i musnął moje wargi. Przymknęłam na sekundę powieki, aby rozkoszować się bliskością ust ukochanego.
-Pozwolisz, że pójdę przypudrować nosek.
Chwyciłam torebkę, a kiedy mój towarzysz uśmiechnął się potakująco, poszłam do łazienki.
Po "przypudrowaniu noska" wróciłam do stolika, idąc za dźwiękami skrzypiec pełnymi magii i romantyzmu w stylu lat przedwojennych. Lubiłam tego rodzaju atmosferę, dzięki której czułam się jeszcze bardziej kochana.
-Mogę prosić?- German wyciągnął dłoń i ukłonił się lekko. Natychmiast przylgnęłam do niego z uśmiechem na twarzy.
At last...-Zabrzmiał altowy głos Murzynki. Był tak niesamowity, że musiałam odwrócić głowę w kierunku sceny.
My love has come along.
My lonely days are over
And life is like a song.
Oh, yeah, at last....- Szwagier prowadził mnie z łatwością, mając dłonie ułożone na mojej talii.
The skies above are blue.
My heart was wrapped up in clovers
The night I looked at you.
-Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć. Świetnie ci wychodzi.
-Uczyłem się całe życie, by dzisiaj postawić te kilka kroków.- Zażartował i wróciliśmy do potocznie zwanego "przytulańca".
I found a dream that I could speak to,
A dream that I can call my own.
I found a thrill to press my cheek to,
A thrill that I have never known.
Oh, yeah when you smile, you smile
Oh, and then the spell was cast.
And here we are in heaven...
For you are mine! At last...
Prosty, ale w tej prostocie piękny tekst o szczęśliwej miłości sprawił, że całkowicie odpłynęłam. German podziękował mi za wspólny taniec czułym całusem i z powrotem zaprosił do stolika.
W tym samym momencie został nam podany deser. Było to dulce de leche z ciasteczkami alfajores, czyli w skrócie-masa karmelu w jednej porcelanowej miseczce i na kilku kruchych ciasteczkach, co z kolei oznacza niesamowicie dużo słodkiego. Jednak siedząc twarzą w twarz z ukochanym mężczyzną mogłabym zjeść wszystko. Nawet to, co gwarantuje próchnicę.
Czułam się jak nastolatka na pierwszej randce i, o ile dobrze zauważyłam, German także. Tamtego wieczoru jego oczy były jeszcze intensywniej czekoladowe. W nich widziałam błyszczące gwiazdy i swoje odbicie- zwykłą zakochaną kobietę.
Kolacja dobiegła końca, ale, jak się okazało, mój mężczyzna zaplanował coś jeszcze. Około dwudziestej trzeciej, kiedy opuszczaliśmy Cabana Las Lilas w swoich objęciach, poprowadził mnie pewnym krokiem w kierunku miejskiego parku w centrum Buenos Aires.
-Teraz jest ten moment, w którym boję się, co zamierzasz ze mną zrobić.
-Spokojnie, nie ucierpisz na tym.- Obiecał z radosnym uśmiechem na ustach. Tak gorących ustach...Stanęłam na przeciw niego, zagradzając przejście.
-A już myślałam, że jesteś z tych niegrzecznych i brutalnych...- Przegładziłam palcami jego lekko rozpiętą koszulę.
-A skąd wiesz, że taki nie jestem?
German zbliżył się do mnie, nasze klatki piersiowe prawie się stykały, spojrzenia nie mogły opuścić, tak, jakby przez odwrócenie wzroku groziło nam niebezpieczeństwo. Poczułam dotyk mężczyzny w talii i już nie miałam wątpliwości. Ułożyłam dłonie na ramionach Germana.
-Ale tak w parku? No, no...- powiedziałam karcącym tonem.
-To ty mnie prowokujesz.- Odparł i złożył dwa pocałunki na moim obojczyku.- I chyba ci wybaczam.
Uśmiechnęłam się, odnajdując usta kochanka. Całowaliśmy się dłuższą chwilę w jednej z alejek parku. Muskanie warg ukochanego sprawiało, że mój organizm osiągnął szczyt możliwości. Oddech, ruchy i bicie serca dostosowały się do tych Germana i stworzyły całość. Zapomniałam o bożym świecie. Dopiero po chwili zorientowałam się, iż leżymy na trawie pod gołym niebem, a ręka Germana podejrzanie zmierza ku mojej spódnicy, by ją podciągnąć. Spojrzałam w dół, co German także zrobił.
-Angie...ja...przepraszam..- Jąkał się ogier.
-Nic się nie dzieje.- Zaśmiałam się.- To nawet przyjemne.
Zbliżaliśmy do siebie twarze, prawie powróciliśmy do naszych pieszczot, gdy ktoś nam przeszkodził.
-Co państwo robią?
"Głupie pytanie"- pomyślałam. Nad naszą dwójką stał szpakowaty funkcjonariusz policji w mundurze i lustrował nas wzrokiem. Kiedy wstaliśmy, mężczyzna okazał się niższy ode mnie o głowę. Mimowolnie zaśmiałam się, ale jego chłodne spojrzenie natychmiast ściągnęło mnie na ziemię. Z udawaną powagą obciągnęłam spódnicę w dół w nadziei, iż uda mi się zatuszować wszelkie ślady niesubordynacji.
-Czy są państwo pijani?
-A jakbyśmy byli, na pewno byśmy się przyznali.- Odparłam kpiąco, za co dostałam kuksańca w bok od szwagra.
-Czyli nie są państwo pod wpływem używek...Tym bardziej nie rozumiem takiego zachowania.- Dumał policjant.
-Miłość, chłopie, miłość!- German nagle ożył. Ostatnie słowo wypowiedział tak wyraźnie, że nie jestem pewna, czy przypadkiem nie opluł naszego, jakże bystrego, rozmówcy.
-Jesteś słodki, kochanie.- Postanowiłam wziąć czynny udział w przedstawieniu. Widząc, jak dotykam zgrabnego pośladka swego towarzysza, policjant zarumienił się i pozwolił rękom opaść w geście rezygnacji.
-To tylko upomnienie. Zakaz w miejscach publicznych.
-Oj, zamknij się pan!- krzyknęłam, machając mu ręką przed oczami, po czym całym ciałem, a głównie ustami, przylgnęłam do kochanka, który przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Zaraz potem szpakowaty policjant się zmył.
Sobota, 8 sierpnia 2014, 12:30
Mimo pierwszej klasy i wszelkich wygód jakie miałam ja i moja ekipa, nie udało mi się zadzwonić do Germana. Po południu siedziałam w hotelowej kawiarence i biłam się z myślami.
Czy dobrze zrobiłam, opuszczając Germana dla konkursu po tak udanym wieczorze razem? Czy on chce, bym do niego dzwoniła? Na jego miejscu byłbym zawiedziona postawą osoby, która jednego dnia się do niego klei, a drugiego wyjeżdża prawie na drugi koniec świata. Nie potrafiłam cieszyć się z pobytu w Newark w Stanach Zjednoczonych, nawet świadomość, że moja idolka wychowywała się tuż obok nie robił na mnie tak wielkiego wrażenia, jak spodziewałam się wcześniej.
Odłączyłam się od grupy, zapewniwszy, że mój angielski jest perfekcyjny i z łatwością znajdę drogę. W rzeczywistości było nieco inaczej, ale gdy przeszłam przez drzwi kościoła chrześcijan baptystów New Hope, wszystko to zeszło na drugi plan.
Wnętrze przepełniał zapach prawdziwego drewna, które pokrywało zarówno podłogę, jak i ściany. Pustka czyniła miejsce jeszcze przyjemniejszym, a brak zbędnych ozdób milszym dla oka. Daleko, za mównicą i ławkami dla chóru, powieszono trzy złote krzyże, u stóp których stały donice z okazałymi kwiatami. Idąc środkiem kościoła po czerwonym dywanie, słyszałam każdy swój krok. Przed mównicą wykonałam znak krzyża i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nigdy nie robiłam tego w świątyni innej niż katolickiej, pełnej ozdób i obrazów, z wystawnym ołtarzem i ogromnymi organami. W protestanckich kościołach było inaczej, a jednakowo czuło się obecność Boga. Tego samego Boga.
Nabrałam powietrza do ust i zamknęłam oczy:
There's a quiet place,- Zaczęłam niepewnie, chcąc wybadać swoje możliwości w tym miejscu.
Where I can talk to the Lord.
There's a quiet place,
Where I can listen to the Lord.
It's close by, it's not far away...
And He, He will hear,- Mój głos wypełnił całą świątynię.-When we pray.
And that quiet place is here...
Here in my heart.- Przyłożyłam otwartą dłoń do serca.
Dźwięki tek krótkiej pieśni wypełniły całe wielkie pomieszczenie, odbiły się od ścian i wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Atmosfera szybko stała się taka jak w poprzedniej chwili, nienaturalnie spokojna, i równie pośpiesznie podjęłam decyzję o opuszczeniu tego miejsca.
Z pomocą Ines po drugiej stronie słuchawki oraz kilku przechodniów i taksówkarza trafiłam do hotelu, gdzie czekał na mnie posiłek i przymiarka stroju.
Niedziela, 9 sierpnia 2014, 7:20
Nie mogłam dłużej spać, więc wzięłam słuchawki i komórkę i wysłuchałam play listę moich ulubionych piosenek, leżąc w łóżku. Mimo udanej próby dźwięku poprzedniego wieczoru w New Jersey Performing Arts Center nie jestem przekonana, że wszystko pójdzie dobrze. Po tym wyczerpałam możliwości mojego telefonu, po odkryciu, że nie wzięłam z sobą żadnej książki, ubrałam się w getry do pół łydki i luźny T-shirt, aby pobiegać po mieście, którego praktycznie nie znałam. Wybór padł na Branch Brook Park. Wprost do uszu Beyonce śpiewała Move Your Body, więc ruszyłam tyłek z hotelowego pokoju. Aby godnie uczcić 51. rocznicę urodzin Whitney Houston, słuchałam także jej tanecznych przebojów.
Niedziela, 9 sierpnia 2014, 21:00
Punkt dwudziesta pierwsza New Jersey Performing Arts Center zalśniło światłami tysięcy reflektorów. Korytarze były obwieszone przeróżnymi zdjęciami jubilatki. Javier skończył układać mi włosy i wykonywać makijaż, Ines pomogła mi włożyć kreację. Wkrótce zawołano wszystkich uczestników, czyli cztery czarnoskóre kobiety i mnie, na scenę. Znów czułam się nieswojo, jednak skutecznie to zatuszowałam, kiedy z polecenia prowadzącego przedstawiałam się i mówiłam o piosence, którą zaśpiewam. Wszystko to oczywiście po angielsku, dlatego przygotowywałam się wcześniej za kulisami.
Na widowni siedziały prawdziwe sławy, zbyt dużo, by o wszystkich wspomnieć. Zwróciłam większą uwagę na te mi najbliższe. Aretha Franklin w czerwonej sukience, która pokazywała każdą fałdkę na jej ciele, uśmiechała się do wszystkich tak samo jak jej znajoma Dionne Warwick i mama jubilatki, czyli Emily "Cissy" Houston oraz córka Bobbi Kristina.. Obok nich siedział Stevie Wonder w nieodłącznych czarnych okularach. Diana Ross kontrolowała każdy jego ruch i jednocześnie poprawiała śnieżnobiałą kreację bez ramiączek. John Legend rozmawiał z wytapetowaną Mariah Carey, a kilka miejsc dalej roznosił się radosny śmiech Beyonce Knowles i Jaya-Z. George Michael miał nienagannie ułożoną fryzurę i obejmował Janet Jackson, siostrę Króla Popu. Byli także aktorzy. Kevin Costner zabrał ze sobą żonę, George Clooney także, lecz on nie stronił od kobiet z towarzystwa. Whoopi Goldberg ściskała Brandy. Mój wzrok powędrował w kierunku hipnotyzującego uśmiechu Anne Hathaway. Jedną z niewielu blondynek w tym towarzystwie były Meryl Streep oraz Amanda Seyfrien. Długością włosów zaskoczyła Miley Cyrus u boku ojca Billy'ego Ray'a. Odnalazłam jeszcze kilka gwiazd, ale Ines nie dała mi w spokoju patrzeć na widownię, tylko zagoniła za kulisy. Zaraz miała być moja kolej.
Orkiestra skończyła Miracle i długonoga nastoletnia Murzynka w połyskliwym komplecie zeszła ze sceny.
-Dziękujemy przedstawicielce stanu Missisipi.- Wybił się prowadzący spośród braw.- Teraz poprosimy jedyną nie-Amerykankę, jaka ma wystąpić tego wieczoru. Angeles Saramego!
Cud, że cokolwiek zrozumiałam z powyższej wypowiedzi. Wraz z opuszczeniem estrady przez prowadzącego, który dość osobliwie wymówił moje nazwisko, zabrzmiały bębny w tle dzwonów i klawiszy. Pokonałam dystans dzielący kurtynę od mikrofonu na statywie i znalazłam się na środku podwyższenia. Ludzie w eleganckich kreacjach obserwowali każdy mój ruch, co sprawiało, że traciłam do pewnego stopnia władzę nad swoim ciałem. Za mną na wielkim ekranie wyświetlono oryginalny teledysk, więc musiałam zacząć z Whitney.
Share my life, take me for what I am,- Początek był delikatny, nieco przytłumiony i nieśmiały.
Cause I'll never change all my colors for you.
Take my love, I'll never ask for too much.
Just all that you are and everything that you do.
I don't really need to look very much further.- Muzyka i wokal nabierały tempa.
I don't want to have to go where you don't follow.
I won't hold it back again, this passion inside,
Can't run from myself.
There's nowhere to hide!
Zamknąwszy oczy, by nie widzieć kamer i aparatów fotograficznych, ciągnęłam refren:
Well, don't make me close one more door.
I don't wanna hurt anymore.
Stay in my arms if you dare.
Or must I imagine you there?
Don't walk away from me...
I have nothing, nothing, nothing.
If I don't have you, you, you, you, you, you...- Tony schodziły na coraz niższe.
Zakończyłam pierwszą część cicho, ale pewniej niż się spodziewałam. Nerwy ustąpiły miejsca radości z samego faktu śpiewania. Uniosłam powieki i zobaczyłam publiczność słuchającą w skupieniu w przeciwieństwie do poprzednich wcześniej, kiedy zawsze ktoś się dzielił swą opinią z sąsiadem. Tym razem wśród słuchaczy nie padło ani jedno słowo. Kamery amerykańskiej stacji telewizyjnej MTV okalały moją postać.
You see through, right to the heart of me.- Otwartą dłonią wskazałam serce. You break down my walls with the strength of your love...
I never knew love like I've known it with you.- Jeden z najtrudniejszych wersów piosenki popłynął lekko i bez wysiłku.
Will a memory survive, one I can hold on to.
I don't really need to look very much further.
I don't want to have to go where you don't follow.
I won't hold it back again, this passion inside,
Can't run from myself. There's nowhere to hide!
Your love I'll remember forever!- Rozbrzmiało postanowienie, które i ja zamierzałam spełnić w życiu.
Don't make me close one more door.
I don't wanna hurt anymore.
Stay in my arms if you dare.
Or must I imagine you there?
Don't walk away from me...
I have nothing, nothing, nothing...
Wytrwale trzymałam nutę, unosząc wzrok ku górze. Wraz z uderzeniami bębnów dałam z siebie sto procent.
Don't...make...me close
one more door.- Dosłyszałam w swoim głosie lekką chrypkę.
I don't wanna hurt anymore.
Stay in my arms if you dare.- Skrzyżowałam ramiona na piersi.
Or must I imagine you there?
Don't walk away from me...
Don't walk away from me!
Don't you dare walk away from me...
I have nothing, nothing, nothing!- Pokazałam puste ręce, które przy kolejnych słowach zwróciły się ku widzom:
If I don't have you...
If I don't have you...have you...
Śpiewałam, patrząc w górę, jakby w nadziei, że będzie tam Whitney w postaci uśmiechniętego anioła i pogłaszcze mnie po głowie w podzięce. Po sali widowiskowej roznosiły się ostatnie delikatne dźwięki oraz moje wokalizy. Zaraz po tym przeraziła mnie kompletna cisza. Nie chciałam dopuścić do siebie możliwość aż tak nieudanego występu, że ludziom nic się nie chce. Powoli reflektory gasły i mogłam ujrzeć twarze wszystkich, wyraźnie zadumanych i...zdziwionych. Ines za kulisami także nie wiedziała o co chodzi. Gdy miałam odwrócić się i odejść z godnością, usłyszałam pojedyncze klaśnięcie. Potem kolejne i kolejne...
Osiemdziesięcioletnia Cissy Houston zachęciła tłum. Wrzawa urosła do takiego stopnia, że wszyscy wstali, a ja w sekundę z zasmuconej niedoszłej piosenkarki zmieniłam się w możliwie szczęśliwą. Byłam zmuszona podziękować i ukłoniwszy się, schować na zapleczu.
Towarzyszący mi zespół gdzieś się rozszedł, ale Ines zawsze szła u mego boku. Zabroniła mi się przebierać, gdyż prowadzący wyraził wielką chęć sfotografowania się ze mną, a przecież musiałam "jakoś wyglądać".
Chwilę potem, słysząc brawa po kolejnej piosence i unikając kilku fotografów, odebrałam telefon od Germana.
-Co ty robisz? Śpij, jest już późno.- Skarciłam go na przywitanie.
-Ja też się cieszę, że cię wreszcie usłyszałem. Oglądam twoje przedstawienie. Pięknie wyglądasz.
-Ono nie jest moje!
-Jak na razie tylko tobie podziękowali owacjami nas stojąco, więc chyba...
-Jasne, jasne.
-Chciałem ci powiedzieć, że Viola puściła swojemu staruszkowi, czyli mnie, twoje piosenki. Bez ciebie przemysł muzyczny nie przeżyje nawet kolejnej dekady, więc bierz się do roboty. Powodzenia życzę.- Usłyszałam w słuchawce jakby odgłos cmoknięcia.- Wiem, jesteś zajęta, masa wywiadów, zdjęć i gratulacji, więc pogadamy jutro. Jak będziesz w stanie po imprezie, którą ci szykują.
-Ha-ha-ha, bardzo śmieszne.
-Ale ja mówię serio. Muszę kończyć, bo Olga zaraz rozwali mi dom. Papa, kochanie.
-Do usłyszenia.- I rozłączyłam się, bo ktoś szarpał mnie za łokieć.
Odwróciłam się. Proroctwo Germana powoli zaczęło się spełniać. Kolejny występ zakończył się normalnymi brawami, a przede mną stał dziennikarz i operator kamery ze swoim wielkim, czarnym skarbem w rękach. Dziennikarz miał na sobie jasny garnitur, a jego brązowe włosy były potraktowane brylantyną. Kolega za to ubrał się w zwykłe dżinsy i koszulkę z napisem Who run the world?.
-Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań odnośnie dzisiejszej nocy i innych rzeczy.
-Jak to innych rzeczy?- dopytałam dociekliwie, co wyraźnie zbiło reportera z tropu. Zaśmiałam się, chowając komórkę do torebki.- Dobrze, chodźmy najlepiej na tamtą ławkę.
Wskazałam obiekt palcem lewej ręki. Nie wiem, czy facet patrzył się na moją srebrną bransoletkę, czy raczej na biust, ale czułam się dziwnie odprężona i lekka, więc uśmiechnąwszy się, usiadłam na ławce obok drzwi do garderoby.
-Czekam na pańskie pytanie.
-Pani doświadczenie z muzyką. Jakby je pani oceniła?
-Cóż...skończyłam Akademię Muzyczną, więc przez te lata jakieś występy zawsze były, najczęściej w gronie rodziców i nauczycieli. Grałam wtedy na fortepianie, śpiewałam tylko z chórem, nigdy solo. Zawsze mnie to cieszyło, podobała mi się aura, która ogarniała teatr.
-Naprawdę nigdy pani nie śpiewała publicznie?- zdziwił się mój rozmówca.
-Tak, to do mojej siostry należał tytuł najlepszej piosenkarki w szkole. Była sporo starsza, ale to nie przeszkadzało nam współpracować. Kierowała mną i chyba dlatego teraz trudno mi kierować innymi, mimo tylu lat uczenia śpiewu w Studiu.
-Jakim Studiu?
-Studio On Beat w Buenos Aires. Prywatna szkoła muzyczna dla młodzieży. Ale skupmy się na dzisiejszym wieczorze.
-Ciekawi mnie, jak podoba się pani Newark i oprawa finału konkursu.
-Wczoraj przeszłam z przyjaciółmi ulicami miasta, wstąpiłam do kościoła New Hope Baptist i naprawdę polubiłam to miasto. Branch Brook Park jest śliczny. Mam nadzieję, że jutro uda mi się odwiedzić jakieś muzeum.
-Ile pani planuje zostać w Newark?
-Zaplanowane są wywiady jeszcze na dwa dni, ale gdy wrócę do Buenos Aires nie będę odpoczywać. Czekają sesje, nagrywania...
-Dużo mówi się o pani płycie. Kiedy planowane jest wprowadzenie jej na rynek?
-Moi koledzy obiecują wyrobić się do końca sierpnia, ale nic nie wiadomo.
-Wróćmy do I Have Nothing. Dlaczego akurat ta piosenka?
-Jest genialna, nic wiecej.- Wzruszyłam ramionami.
-Zatem to już wszystko. Dziękuję bardzo za popoświęcony czas.
-To ja dziekuję.
Wstałam z miejsca i chciałam już wracać do przyjaciół, gdy dziennikarz mnie zatrzymał.
-Może chce pani pozdrowić kogoś do kamery? Będzie można zobaczyć filmik w przerwie między występami a ogłoszeniem wyników.
-Dobrze, chętnie.- Obróciłam się do kamery.- Chciałabym pozdrowić swoją rodzinę: siostrzenicę, mamę, szwagra i przyjaciół ze Studia. Uściski i całusy dla was!- wysłałam całusa do kamery i pomachałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
Niedziela, 9 sierpnia 2014, 23:10
Po szybciej poprawce makijażu i fryzury rozbłysły reflektory i zabrzmiał altowy głos Emily "Cissy" Houston.
-Dziękujemy wszystkim zebranym i uczestnikom, którzy zaprezentowali bardzo wysoki poziom. Bobbi Kristina Brown i ja cieszymy się, że tak wiele osób pamięta o Nippy. Teraz mamy zaszczyt ogłosić wyniki konkursu Remembering Whitney Houston.
Prowadzący, który tak pragnął mieć ze mną zdjęcie, przekazał staruszce kopertę. Właśnie w tamtej chwili zaczęłam zastanawiać się nad tajnością wyników.
-And the winner is...Angeles Isabela Saramego!
Wyszłam zza kulis i starając się nie patrzeć na publiczność. Mama jubilatki wręczyła mi statuetkę w kształcie gwiazdy wieczoru. Whitney miała długą, pozłacaną suknię i patrząc w niebo, wyciągała ręce przed siebie, jakby chciała przytulić wszystkich ludzi na świecie. Figurka była dość ciężka, a na dodatek Cissy wręczyła mi coś jeszcze- czek na dziesięć tysięcy dolarów.
-Żartujecie sobie?- zapytałam zdumiona.
-Proszę?- dopiero zorientowałam się, iż powiedziałam do Cissy Houston nie tyle przez "ty", co po hiszpańsku.
-Nic, nic.
Wymuszono na mnie zabranie głosu. Gdy stanęłam naprzeciw wiwatującego tłumu, na sekundę odebrało mi mowę z wrażenia.
-Do you believe it?- zapytałam ze śmiechem- I don't!
Teraz to publiczność się zaśmiała. Pośpiesznie układałam kolejne zdania w głowie. Całe moje zdumienie i radość spowodowały, że w pierwszej chwili nie dostrzegłam łez płynących z moich oczu.
-Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w tym projekcie, zwłaszcza mojej przyjaciółce i dźwiękowcom ze studia w Buenos Aires. Nie mogę zapomnieć o rodzinie: mamie, siostrzenicy i szwagrze, którzy byli ze mną przez ten cały czas, gdy ja miałam gdzieś normalne życie, oni mnie nie zostawili. Ta noc zawsze pozostanie w mojej pamięci. Może dlatego, że po raz pierwszy posługuję się angielskim w tak ważnej sytuacji.- Odpowiedziano mi śmiechem i oklaskami.- Wszystkim życzę, by ich marzenia spełniały się w tak nadzwyczajny sposób. Dziękuję i życzę miłej nocy. I love you all!
Schodziłam z estrady z nagrodą w rękach w towarzystwie Cissy Houston i jakiejś asystentki oraz oczywiście gromkich braw. Za kulisami czekała już na mnie lawina uścisków i gratulacji zarówno od przyjaciół, jak i od zupełnie obcych mi ludzi.