niedziela, 27 września 2015

And it's hard to say goodbye, my love...

*Zanim przeczytacie ten post, proszę o uważne wysłuchanie tej piosenki (https://www.youtube.com/watch?v=Kuyriw7ir08) bez względu na Wasz gust muzyczny. Zwróćcie uwagę na tekst.*

Nie będę owijać w bawełnę. To ostatni post na tym blogu i w ogóle w mojej blogerskiej "karierze". Podjęłam taką decyzję już na wakacjach, dlatego nie pisałam za wiele. Planuję na pierwszym miejscu postawić w tym roku szkołę i egzamin gimnazjalny, więc eliminuję zbędne zajęcia. Na decyzję o zawieszeniu bloga wpłynął też fakt, że przestałam interesować się "Violettą" i obsadą, nie robią już na mnie takiego wrażenia jak kiedyś. Nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej na potrzeby bloga. Żałuję tylko, że nie udało mi się spisać nawet połowy pomysłów, które miałam na losy Angeles. Teraz pozostawiam Wam dokończenie jej historii.
Jeśli chodzi o ostatnią klasę gimnazjum, zaangażowałam się w olimpiadę polonistyczną i mam zamiar wziąć udział w innych, już mniejszych, konkursach w następnym półroczu. Wbrew pozorom wymaga to skupienia. Tak dla jasności: nie rezygnuję z życia towarzyskiego, czy ogólnie z przyjaciół zarówno tych szkolnych, jak i tych internetowych. (Nie należę do kujonów, a nawet wręcz przeciwnie.) Jest garstka ludzi w Internecie, z którymi bardzo chciałabym utrzymać kontakt. 
Ponadto czeka mnie również koniec nauki w szkole muzycznej oraz normalna nauka i rozwijanie swoich pasji również poza szkołą. Z osobistych powodów próbuję zbudować życie internetowe od początku i wymazać swój wizerunek zakręconej fanki Germangie i Clary Alonso. Co do bloga, to nie zamierzam go usuwać, przynajmniej teraz.
Na koniec chciałabym podziękować Wam, gdyż, świadomie lub nie, zachęciliście mnie do pisania i wymyślania nowych historii, co cały czas robię. Zawsze miło będę wspominać publikowanie kolejnych rozdziałów i rozmowy z Wami. 
Życzę powodzenia w nowym roku szkolnym, a w zamian proszę o trzymanie za mnie kciuków w konkursach polonistycznych i występach muzycznych. Przesyłam milion uścisków i całusów. :*
Wasza,

Ruda

czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 21

*Zmieniłam sposób pisania.

Środa, 5 sierpnia 2014, 8:45

Delikatne łaskotki w okolicy obojczyków wprawiły moje ciało w drgawki. Na tle światła porannego słońca German przypominał jednego z mitycznych bogów, którzy schodzili na ziemię, aby zaznać trochę zwykłego życia z mniej lub bardziej atrakcyjnymi śmiertelniczkami. Mój Kupidyn właśnie zasłaniał moje ciało swoim, całując jego powierzchnię.
-Jak ci się spało?- zapytał, kiedy odgarniał mi blond loki z twarzy.
-A jak myślisz?
Uśmiechnąwszy się, pocałowałam lekko usta ukochanego. Odwzajemniał namiętność i wyraźnie starał się zatrzymać mnie przy sobie. Zabronił mi iść do łazienki albo do swojej dawnej sypialni, by znaleźć jakieś ubrania. Cały czas przytulał mnie i osłaniał bladoniebieską pościelą. Byłam jego drogocennym skarbem, który łatwo może ulec zniszczeniu. Oddawałam mu pocałunki dopóty dopóki poczułam drętwienie warg.
-Wyznania miłosne w takich sytuacjach są tak banalne!- Oznajmiłam, powstrzymując Germana od mówienia.
-Ale ja chciałem tylko powiedzieć, że jeśli nie zejdziemy teraz na śniadanie, Olga nas zdemaskuje.
Wypowiedział ostatnie słowa z figlarnym błyskiem w oku, co tylko zachęciło mnie do kontynuowania gry. Tak cudownej, rozkosznej gry...
Jęknęłam cichutko, podczas gdy German zmienił obiekt pieszczot z moich ust na biust. Oddychałam krótko i płytko. Szwagier w przypływie namiętności zakrył nas oboje pościelą, po czym powrócił do całowania kobiecych stref erogennych.
Nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanęła gospodyni z ponurym grymasem na twarzy. Ułożyła dłonie na biodrach i nie wydawała się ani trochę zażenowana sytuacją w jakiej zastała pana domu. German nigdy nie pokazywał się bez koszulki poza sypialnią. Tym razem prężył swe mięśnie w obecności kochanki (w jakże seksownej, koronkowej bieliźnie) i gosposi.
-Olgo!-wrzasnął German, zakrywając tors niebieskawym materiałem.
Aby to zrobić pozbawił okrycia moje ciało. Postanowiłam odpłacić mu się tym samym i w następnej  chwili mężczyzna leżał wśród poduszek jedynie w bokserkach, które opinały jego "skarb".
-Śniadanie na stole- oświadczyła Olgita i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, opuściła nas.
Zaraz potem wybuchłam gromkim śmiechem. German równie szybko znalazł komizm w tym zdarzeniu. Mój śmiech wzmożył się, kiedy ukochany łaskotał wargami i oddechem moje rozgrzane ciało. 
-Nie przejmuj się- szepnęłam słodko- Przynajmniej miałam okazję podziwiać twój "skarb". 
Przeniosłam dłoń z klatki piersiowej kochanka na jego wąskie biodra, potem nabrzmiałą męskość. Jej właściciel wyraził aprobatę jęknięciem i jeszcze większym zbliżeniem swojego ciała do mojego. 

Zajęłam łazienkę na kwadrans i to był chyba mój rekord. Wzięłam krótki prysznic, rozczesałam splątane włosy i umyłam zęby zapasową szczoteczką, którą szwagier trzymał w szafce pod umywalką.
W swoim dawnym pokoju znalazłam starą, ale wciąż ładną sukienkę ze zwiewnego materiału. Drobny różany wzór pachniał jeszcze lawendowym płynem do zmiękczania tkanin, jakby poczciwa Olga wyprała moje ubrania, które tu pozostawiłam, w nadziei, że pewnego dnia wrócę. Jej i moje marzenie powoli się spełniało.


Środa, 5 sierpnia 2014, 18:30

Nagrywanie albumu skończone. Ostatnie dwa numery poszły bardzo łatwo. Mamy więc siedem pedantycznie dopracowanych piosenek. Nadszedł czas, by pomyśleć nad promocją płyty.
-Słuchacze, widzowie i konsumpcjoniści nie wezmą się znikąd.- Oznajmił Paulo, jakbyśmy o tym nie wiedzieli.
-Do tej pory wydawało mi się, że biorę udział w Remembering Whitney właśnie po to.- Odparłam z nieukrywaną oschłością.
-Udział w tym przedsięwzięciu daje ci sławę wśród fanów głównie Houston i innych wykonawców tego rodzaju. Chyba nie myślisz, że słuchaliby cię fani techno?- Odpłacił się pięknym za nadobne.- Może pomówmy o wizerunku Angie.
-Proponuję- zabrała głos Ines- aby zostawić wygląd Angie takim, jakim jest. Odchodząc od wizerunku zbuntowanej nastolatki...
-Bo jestem za stara.- Przerwałam przyjaciółce wpół słowa.
Cała ekipa uśmiechnęła się wymownie.
-Ponieważ to do ciebie nie pasuje.- Dokończyła pani dyrektor.
-Nie powinnaś być jedną z tych gwiazdeczek, które tylko polują na przystojnych kolegów z branży.- Wtrącił Simón.
-Ani mi się śni- zgodziłam się.
-Czyli podsumowując: ubierasz się kobieco, ale nie odsłaniasz zbyt dużo, ponieważ chcesz dotrzeć do każdej kobiety, niezależnie od pochodzenia i statusu społecznego. Reszta wyjdzie w praniu.- zakończyła Ines.
-Mam informację.- Wszyscy spojrzeliśmy w stronę Javiera.- Dziś rano założyłem konto YouTube, na które wrzuciłem dwa występy na żywo z konkursu i video do When I Look At You.
-Jakie video? Coś mnie ominęło?- Myślałam, że piłam z bliźniakami aż do nieprzytomności i ogarnął mnie strach.
-Zmontowałem ze zdjęć i krótkich ujęć z nagrań i przygotowań. Moim zdaniem wyszło bardzo dobrze. Chcecie obejrzeć?
Gdy pozostali kiwali głowami, ja zastanawiałam się, kiedy Javier zgromadził tyle materiałów na video.
We wstępie cały kadr zajmowała klawiatura naszego fortepianu. Moje dłonie z paznokciami pomalowanymi turkusowym lakierem zagrały akordy przygrywki. Następnie kamera przeniosła się na słuchających w głębi sali. Zwrotka wypadła na moment, gdy stałam za szybą dźwiękoszczelną i trwało nagranie. Pokazano także próby z udziałem Matea, który nie pojawia się od kilku dni, a mimo to nikt się tym nie przejmuje. Na ekranie właśnie śpiewałam przy akompaniamencie fortepianu, gdy coś nie wyszło, szeroko się uśmiechałam. W tle nieprzerwanie grała studyjna wersja piosenki. Mateo i Simón właśnie wygłupiali się z gitarą, kiedy kadr objął mnie i mikrofon w studiu. Po wyśpiewaniu ostatnich delikatnych nut dało się usłyszeć pojedyncze klaśnięcia. Wszyscy przybijali sobie "piątki". Jeśli mam być szczera, to większość video wyglądała nieco tandetnie i płytko, ale nic już nie mogłam na to poradzić. Fakt, że filmik miał już prawie pół miliona wyświetleń, a występy na żywo niewiele mniej, jakoś mnie przekonał i udobruchał.
Pozostaje teraz sesja na okładkę i kolejność utworów na płycie. Javier zaproponował, a właściwie zadecydował, iż sesja fotograficzna będzie w lekkim, jasnym klimacie, a mój ubiór raczej dziewczęcy. Termin sesji chłopcy ustalili na kilka dni po finale konkursu w Newark. Co do kolejności piosenek trochę się sprzeczaliśmy, ale mój sposób został zaakceptowany. Prezentowało się to mianowicie:
1. Absurda
2. Ain't No Other Man
3. Candyman
4. Fallin'
5. Girl's On Fire
6. Hoy Tengo Ganas De Ti (duet z Alejandrem Fernandezem)
7. Hurt
8. When I Look At You
Około godziny dwudziestej opuściłam firmę w towarzystwie przyjaciółki.

 
Czwartek, 6 sierpnia 2014, 14:00
 
Wczesnym popołudniem odpoczywałam przed telewizorem. Przełączałam leniwie przeróżne kanały, z filmami akcji, kryminałami, serialami familijnymi. Pod wpływem osobliwej rodziny ukazanej w amerykańskim serialu Californication pomyślałam o tej własnej, którą kiedyś przyjdzie mi założyć. Chwyciłam telefon komórkowy i wybrałam numer szwagra.
Sygnał oczekiwania, charakterystyczne pipczenie, trwał tylko moment zanim usłyszałam matowy głos ukochanego.
-Cześć, kochanie!- powitał mnie radośnie- Jak tam?
-Przez telefon masz jeszcze bardziej seksowny głos niż na żywo.- Zauważyłam.
-Hm...Nie potrafię przyjmować komplementów.
-Właśnie słyszę. Jak ci mija dzień?
-Przed chwilą skończyło się spotkanie w sprawie nowego projektu. Same nudy.- Podsumował i dopiero wtedy wyczułam w jego głosie zmęczenie.- A tobie?
-Leniuchuję, bo wczoraj nagrania dobiegły końca. Wiesz, co to oznacza?
-Co?
-Że do wyjazdu do Newark w sobotę mam wolne.- Ogłosiłam entuzjastycznie.
-Czyli jutro masz wolny wieczór. Przyjadę po ciebie o ósmej i pójdziemy coś zjeść, okej?
-Oczywiście.- Zgodziłam się, hamując ogromną radość, która z minuty na minutę rosła. Nagle i zupełnie niespodziewanie przyszedł jakiś gość.- Muszę kończyć, ktoś dzwoni do drzwi.
-Miłego dnia, skarbie.
Rozłączyłam się, otwierając listonoszowi. Młody mężczyzna ze skórzaną torbą przełożoną przez ramię podał mi prosto do rąk niewielką paczkę ze sklepu internetowego, w którym kupowała Ines. Bez zbędnych grzeczności listonosz poprosił o pokwitowanie, a gdy podpisałam się we wskazanym miejscu, natychmiast się zmył.
Rozpakowałam paczkę w drodze do salonu. Aby lepiej celebrować tamtą chwilę, wyłączyłam telewizor. Moim oczom okazała się suknia z lekkiego, prawie przeźroczystego materiału o pudrowym odcieniu różu. Z dziką ochotą założyłam ją na siebie. Pasowała jak ulał, sięgała aż do podłogi, zakrywając moje stopy. Tkanina romantycznie opadała w dół i kolor przybierał na sile, zmieniał się w nieco mocniejszy róż. Po całej sukience rozsypane były równo srebrne cekiny. Rękawki wyszywane były cyrkoniami i schodziły w dość głęboki, ostry dekolt. Zrobiłam kilka kroków w nowej kreacji, kiedy Ines wróciła do domu.
 
 
Piątek, 7 sierpnia 2014, 16:37
 
Nie do wiary! Sama nie mogę w to uwierzyć, podczas gdy Paulo przez pół dnia przekonywał mnie, że to możliwe i właśnie się stało. Video do When I Look At You przekroczyło milion odsłon, a mój kanał już ma pierwszych obserwatorów. W związku z tak szybkim tempem Ines postanowiła zmienić nazwę firmy fonograficznej. Choć nie do końca o to jej chodziło, uznała "Ginger Records" jako dobry pomysł. Jak można się domyślać, kiedy wymyślaliśmy nazwę, zwróciliśmy uwagę na kolor włosów naszej pani dyrektor. Oficjalna  zmiana nazwy wytwórni ma nastąpić po zakończeniu konkursu Remembering Whitney, więc już teraz wszyscy zabrali się do przygotowań. Trudno uwierzyć w tak pomyślny obrót sytuacji, ale na nasze konta wpływają pierwsze większe sumy, co pozwala na rozpoczęcie promocji płyty Angeles Saramego i nakręcenie teledysków.
 
 
Piątek, 7 sierpnia 2014, 19:59
 
Przez ostatnią minutę, dzielącą mnie i Germana od wspólnego wyjścia, byłam tak zdenerwowana, że biegałam tylko po salonie, czym mocno irytowałam współlokatorkę. Mogę szczerze przyznać, iż sporo uwagi poświęciłam swemu wyglądu. Wybrałam luźną, zielonkawą bluzkę z bufkami oraz czarną spódnicę z ekologicznej skóry, która bezbłędnie uwypuklała krągłości mojej figury. Ines wykazała minimum zaangażowania i pożyczyła mi jasnozielone czółenka na wysokim obcasie.
Pomyślałam, że nie muszę się specjalnie stroić, ponieważ znam Germana długo i wiele przeszliśmy razem zanim zostaliśmy parą. W końcu mamy za sobą całą masę niezręcznych sytuacji, kłótni, pocałunków i nawet wspólną noc, więc czytamy z siebie jak z otwartej książki. Muszę jednak przyznać, że od tamtej wspólnej nocy pojawiły się w mojej głowie pewne wątpliwości- czy to aby nie dzieje się za szybko?
Wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi, które Ines otworzyła z dziką ochotą. Po wstępnych oględzinach wpuściła Germana do środka, a kiedy wychodziliśmy, krzyknęła: "Tylko pamiętaj, chcę ją widzieć trzeźwą. I łapy przy sobie, Castillo! Żadnych rozbieganych paluchów!". To wyraźnie rozbawiło mojego towarzysza, ale zauważyłam także zakłopotanie w jego oczach.
 
Kwadrans później znaleźliśmy się przed wejściem do jednej z najdroższych restauracji w Buenos Aires o nazwie Cabana Las Lilas. Szyld z napisem był już podświetlony z racji półmroku, który panował i na tle ceglanego frontu budynku prezentował się bardzo elegancko. Przed drzwiami stylizowanymi na drewniane stał niewysoki, ale postawny, mężczyzna w czarnym fraku. Otworzył nam i grzecznie powitał.
Wnętrze urządzono z rozmachem. Wzdłuż morelowych ścian, na których wisiały obrazy roślin, stały rzędem hebanowe, kwadratowe stoliki z równie czarnymi krzesłami. Do tej pory myślałam, że to będzie zwykła kolacja, a w jej trakcie będę się głośno śmiać, jednak poziom wystroju, obsługi i samego lokalu zwalił mnie z nóg.
Chciałam już zająć miejsce przy jednym ze stolików, gdy German chwycił moją dłoń i poprowadził z uśmiechem ku schodom. Nie ukrywam, iż czułam się dziwnie będąc powodem szeptów i wymownych spojrzeń innych klientów. Przeszło mi przez myśl, że mogą mnie rozpoznawać, lecz szybko wydało mi się to absurdalne. Posłusznie szłam u boku ukochanego.
Zatrzymaliśmy się na piętrze restauracji, o wiele jaśniejszym i bardziej pogodnym od niższej kondygnacji. Choć meble były wciąż ciemne, pomieszczenie rozświetlała biała barwa ścian oraz duże okna wychodzące na prom rzeczny z łodziami przybitymi do brzegu. Nikogo nie zastaliśmy w trakcie posiłku, oprócz nas przebywała tam jedynie grupa wokalno-instrumentalna. Tego wieczoru chyba bardzo się nudzili.
-To tutaj, Angie- zatrzymał mnie German.
-Przepraszam za moje roztargnienie, ale tu jest tak ślicznie.- Uśmiechnęłam się, a ukochany mi zawtórował.
-Cieszę się, że ci się podoba.- Powiedział, odsuwając krzesło, abym usiadła. Następnie cmoknął mnie w policzek i zajął swoje miejsce na przeciwko mnie. 
Jak na zawołanie pojawił się kelner. Młody brunet podał nam przystawkę, czyli empanadas tacumanas z sosem paprykowym. Takie nasze pierogi XD.  Gdy ja zaczynałam jeść pierwszego rogalika, kelner nalał naszej dwójce czerwonego wina do kieliszków. Nie zdążyłam się sprzeciwić.
-Widzę, że ci smakuje.- Zauważył German, po czym zamoczył rogalik w sosie i skierował do ust.
Przytaknęłam, rumieniąc się.
-Mam pytanie- zwrócił się do mnie po chwili- odnośnie twojej nowej pracy. Jak to jest w studio?
-Naprawdę cię to ciekawi?- Kiwnął głową, więc wzięłam głęboki oddech- Wbrew pozorom  nagrywanie płyty to czasochłonne i trudne zajęcie. Miałam łatwiej, bo sama zgromadziłam część materiałów, ale w innej sytuacji...
-Chcesz powiedzieć, że pisałaś teksty i muzykę do piosenek?
-Tak...-przeciągnęłam, patrząc bacznie w oczy rozmówcy- Czyżbyś nie wierzył?
-Wierzę, księżniczko.
Ciepła dłoń Germana napotkała moją, jak zawsze chłodną. Przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a ukochany, widząc tę reakcję, kontynuował ogrzewanie mi rąk.
-Właśnie tak to sobie wyobrażałam.
-Naprawdę?
-Jestem po uszy zakochana w przystojnym i czułym mężczyźnie, przy którym czuję się jak księżniczka.
-Bo nią jesteś.- Gładził kciukiem wierzch mej dłoni.
Uniosłam lekko kąciki ust. W tym samym momencie kelner wszedł ponownie, tym razem z daniem głównym, którym okazała się pizza fugazzeta. Każdy kawałek uginał się pod ciężarem dodatków w formie mięsa oraz warzyw, więc w trakcie jedzenia było dość zabawnie.
Chwilę po posiłku usłyszałam pierwsze dźwięki pianina dobiegające ze sceny. Swą lekkością i melodyjnością imitowały śpiew ptaków. Dodawało to wieczorowi jeszcze więcej uroku, jednak moją uwagę przyciągnęła najbardziej wokalistka zespołu- kurpulentna czterdziestoletnia Murzynka z mnóstwem drobnych warkoczyków na głowie...
-Coś się dzieje, Angie?
-Znam wokalistkę tego zespołu. Śpiewała mi chórki na płytę.
-I jak? Poznałyście się bliżej?- dopytywał German.
-Nie miałyśmy okazji. Po pierwszym spojrzeniu na mnie określiła mnie "białą", a potem dziwką w bardzo dyplomatyczny sposób.- Choć nie powinnam, zaśmiałam się pod nosem.
-Co?!
German wstał tak szybko, że cały stolik niebezpiecznie się zatrząsnął. Spojrzał w stronę opisanej przeze mnie kobiety i wydawało się, że chciał iść w jej stronę. Wtedy mój refleks się spisał i zatrzymałam rozzłoszczonego mężczyznę.
-Kochanie, nie denerwuj się.- Gładziłam jego policzki i starałam się szeptać uspakajająco.- Już wszystko dobrze. Uśmiechnij się, dla mnie.
-Ale ona cię obraziła.- Wzruszyło mnie, że tak przejmuje się moją godnością.
-Ale prawdopodobieństwo, że znów się spotkamy i będziemy współpracować jest nieduże, więc należy obróć całe wydarzenie w żart.
-Może masz rację.- Zgodził się niechętnie. Westchnąwszy, odgarnął mi kosmyk włosów z policzka i musnął moje wargi. Przymknęłam na sekundę powieki, aby rozkoszować się bliskością ust ukochanego.
-Pozwolisz, że pójdę przypudrować nosek.
Chwyciłam torebkę, a kiedy mój towarzysz uśmiechnął się potakująco, poszłam do łazienki.
Po "przypudrowaniu noska" wróciłam do stolika, idąc za dźwiękami skrzypiec pełnymi magii i romantyzmu w stylu lat przedwojennych. Lubiłam tego rodzaju atmosferę, dzięki której czułam się jeszcze bardziej kochana.
-Mogę prosić?- German wyciągnął dłoń i ukłonił się lekko. Natychmiast przylgnęłam do niego z uśmiechem na twarzy.
At last...-Zabrzmiał altowy głos Murzynki. Był tak niesamowity, że musiałam odwrócić głowę w kierunku sceny.
My love has come along.
My lonely days are over
And life is like a song.
Oh, yeah, at last....-
Szwagier prowadził mnie z łatwością, mając dłonie ułożone na mojej talii.

The skies above are blue.
My heart was wrapped up in clovers
The night I looked at you.

-Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć. Świetnie ci wychodzi.
-Uczyłem się całe życie, by dzisiaj postawić te kilka kroków.- Zażartował i wróciliśmy do potocznie zwanego "przytulańca".
 I found a dream that I could speak to,
A dream that I can call my own.
I found a thrill to press my cheek to,
A thrill that I have never known.
Oh, yeah when you smile, you smile
Oh, and then the spell was cast.
And here we are in heaven...
For you are mine! At last...
Prosty, ale w tej prostocie piękny tekst o szczęśliwej miłości sprawił, że całkowicie odpłynęłam. German podziękował mi za wspólny taniec czułym całusem i z powrotem zaprosił do stolika.
W tym samym momencie został nam podany deser. Było to dulce de leche z ciasteczkami alfajores, czyli w skrócie-masa karmelu w jednej porcelanowej miseczce i na kilku kruchych ciasteczkach, co z kolei oznacza niesamowicie dużo słodkiego. Jednak siedząc twarzą w twarz z ukochanym mężczyzną mogłabym zjeść wszystko. Nawet to, co gwarantuje próchnicę.
Czułam się jak nastolatka na pierwszej randce i, o ile dobrze zauważyłam, German także. Tamtego wieczoru jego oczy były jeszcze intensywniej czekoladowe. W nich widziałam błyszczące gwiazdy i swoje odbicie- zwykłą zakochaną kobietę. 
 
Kolacja dobiegła końca, ale, jak się okazało, mój mężczyzna zaplanował coś jeszcze. Około dwudziestej trzeciej, kiedy opuszczaliśmy Cabana Las Lilas w swoich objęciach, poprowadził mnie pewnym krokiem w kierunku miejskiego parku w centrum Buenos Aires.
-Teraz jest ten moment, w którym boję się, co zamierzasz ze mną zrobić.
-Spokojnie, nie ucierpisz na tym.- Obiecał z radosnym uśmiechem na ustach. Tak gorących ustach...Stanęłam na przeciw niego, zagradzając przejście.
-A już myślałam, że jesteś z tych niegrzecznych i brutalnych...- Przegładziłam palcami jego lekko rozpiętą koszulę.
-A skąd wiesz, że taki nie jestem?
German zbliżył się do mnie, nasze klatki piersiowe prawie się stykały, spojrzenia nie mogły opuścić, tak, jakby przez odwrócenie wzroku groziło nam niebezpieczeństwo. Poczułam dotyk mężczyzny w talii i już nie miałam wątpliwości. Ułożyłam dłonie na ramionach Germana.
-Ale tak w parku? No, no...- powiedziałam karcącym tonem.
-To ty mnie prowokujesz.- Odparł i złożył dwa pocałunki na moim obojczyku.- I chyba ci wybaczam.
Uśmiechnęłam się, odnajdując usta kochanka. Całowaliśmy się dłuższą chwilę w jednej z alejek parku. Muskanie warg ukochanego sprawiało, że mój organizm osiągnął szczyt możliwości. Oddech, ruchy i bicie serca dostosowały się do tych Germana i stworzyły całość. Zapomniałam o bożym świecie. Dopiero po chwili zorientowałam się, iż leżymy na trawie pod gołym niebem, a ręka Germana podejrzanie zmierza ku mojej spódnicy, by ją podciągnąć. Spojrzałam w dół, co German także zrobił.
-Angie...ja...przepraszam..- Jąkał się ogier.
-Nic się nie dzieje.- Zaśmiałam się.- To nawet przyjemne.
Zbliżaliśmy do siebie twarze, prawie powróciliśmy do naszych pieszczot, gdy ktoś nam przeszkodził.
-Co państwo robią?
"Głupie pytanie"- pomyślałam. Nad naszą dwójką stał szpakowaty funkcjonariusz policji w mundurze i lustrował nas wzrokiem. Kiedy wstaliśmy, mężczyzna okazał się niższy ode mnie o głowę. Mimowolnie zaśmiałam się, ale jego chłodne spojrzenie natychmiast ściągnęło mnie na ziemię. Z udawaną powagą obciągnęłam spódnicę w dół w nadziei, iż uda mi się zatuszować wszelkie ślady niesubordynacji.
-Czy są państwo pijani?
-A jakbyśmy byli, na pewno byśmy się przyznali.- Odparłam kpiąco, za co dostałam kuksańca w bok od szwagra.
-Czyli nie są państwo pod wpływem używek...Tym bardziej nie rozumiem takiego zachowania.- Dumał policjant.
-Miłość, chłopie, miłość!- German nagle ożył. Ostatnie słowo wypowiedział tak wyraźnie, że nie jestem pewna, czy przypadkiem nie opluł naszego, jakże bystrego, rozmówcy.
-Jesteś słodki, kochanie.- Postanowiłam wziąć czynny udział w przedstawieniu. Widząc, jak dotykam zgrabnego pośladka swego towarzysza, policjant zarumienił się i pozwolił rękom opaść w geście rezygnacji.
-To tylko upomnienie. Zakaz w miejscach publicznych.
-Oj, zamknij się pan!- krzyknęłam, machając mu ręką przed oczami, po czym całym ciałem, a głównie ustami, przylgnęłam do kochanka, który przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Zaraz potem szpakowaty policjant się zmył.
 
 
Sobota, 8 sierpnia 2014, 12:30
 
Mimo pierwszej klasy i wszelkich wygód jakie miałam ja i moja ekipa, nie udało mi się zadzwonić do Germana. Po południu siedziałam w hotelowej kawiarence i biłam się z myślami.
Czy dobrze zrobiłam, opuszczając Germana dla konkursu po tak udanym wieczorze razem? Czy on chce, bym do niego dzwoniła? Na jego miejscu byłbym zawiedziona postawą osoby, która jednego dnia się do niego klei, a drugiego wyjeżdża prawie na drugi koniec świata. Nie potrafiłam cieszyć się z pobytu w Newark w Stanach Zjednoczonych, nawet świadomość, że moja idolka wychowywała się tuż obok nie robił na mnie tak wielkiego wrażenia, jak spodziewałam się wcześniej.
 
 
 
 
 
 
Odłączyłam się od grupy, zapewniwszy, że mój angielski jest perfekcyjny i z łatwością znajdę drogę. W rzeczywistości było nieco inaczej, ale gdy przeszłam przez drzwi kościoła chrześcijan baptystów New Hope, wszystko to zeszło na drugi plan.
Wnętrze przepełniał zapach prawdziwego drewna, które pokrywało zarówno podłogę, jak i ściany. Pustka czyniła miejsce jeszcze przyjemniejszym, a brak zbędnych ozdób milszym dla oka. Daleko, za mównicą i ławkami dla chóru, powieszono trzy złote krzyże, u stóp których stały donice z okazałymi kwiatami. Idąc środkiem kościoła po czerwonym dywanie, słyszałam każdy swój krok. Przed mównicą wykonałam znak krzyża i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nigdy nie robiłam tego w świątyni innej niż katolickiej, pełnej ozdób i obrazów, z wystawnym ołtarzem i ogromnymi organami. W protestanckich kościołach było inaczej, a jednakowo czuło się obecność Boga. Tego samego Boga.
Nabrałam powietrza do ust i zamknęłam oczy:
There's a quiet place,- Zaczęłam niepewnie, chcąc wybadać swoje możliwości w tym miejscu.
Where I can talk to the Lord.
There's a quiet place,
Where I can listen to the Lord.
It's close by, it's not far away...
And He, He will hear,-
Mój głos wypełnił całą świątynię.-
When we pray.
And that quiet place is here...
Here in my heart.-
Przyłożyłam otwartą dłoń do serca.
Dźwięki tek krótkiej pieśni wypełniły całe wielkie pomieszczenie, odbiły się od ścian i wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Atmosfera szybko stała się taka jak w poprzedniej chwili, nienaturalnie spokojna, i równie pośpiesznie podjęłam decyzję o opuszczeniu tego miejsca.
Z pomocą Ines po drugiej stronie słuchawki oraz kilku przechodniów i taksówkarza trafiłam do hotelu, gdzie czekał na mnie posiłek i przymiarka stroju.
 
 
Niedziela, 9 sierpnia 2014, 7:20
 
Nie mogłam dłużej spać, więc wzięłam słuchawki i komórkę i wysłuchałam play listę moich ulubionych piosenek, leżąc w łóżku. Mimo udanej próby dźwięku poprzedniego wieczoru w New Jersey Performing Arts Center nie jestem przekonana, że wszystko pójdzie dobrze. Po tym wyczerpałam możliwości mojego telefonu, po odkryciu, że nie wzięłam z sobą żadnej książki, ubrałam się w getry do pół łydki i luźny T-shirt, aby pobiegać po mieście, którego praktycznie nie znałam. Wybór padł na Branch Brook Park. Wprost do uszu Beyonce śpiewała Move Your Body, więc ruszyłam tyłek z hotelowego pokoju. Aby godnie uczcić 51. rocznicę urodzin Whitney Houston, słuchałam także jej tanecznych przebojów.

 
Niedziela, 9 sierpnia 2014, 21:00
 
Punkt dwudziesta pierwsza New Jersey Performing Arts Center zalśniło światłami tysięcy reflektorów. Korytarze były obwieszone przeróżnymi zdjęciami jubilatki. Javier skończył układać mi włosy i wykonywać makijaż, Ines pomogła mi włożyć kreację. Wkrótce zawołano wszystkich uczestników, czyli cztery czarnoskóre kobiety i mnie, na scenę. Znów czułam się nieswojo, jednak skutecznie to zatuszowałam, kiedy z polecenia prowadzącego przedstawiałam się i mówiłam o piosence, którą zaśpiewam. Wszystko to oczywiście po angielsku, dlatego przygotowywałam się wcześniej za kulisami.
Na widowni siedziały prawdziwe sławy, zbyt dużo, by o wszystkich wspomnieć. Zwróciłam większą uwagę na te mi najbliższe. Aretha Franklin w czerwonej sukience, która pokazywała każdą fałdkę na jej ciele, uśmiechała się do wszystkich tak samo jak jej znajoma Dionne Warwick i mama jubilatki, czyli Emily "Cissy" Houston oraz córka Bobbi Kristina.. Obok nich siedział Stevie Wonder w nieodłącznych czarnych okularach. Diana Ross kontrolowała każdy jego ruch i jednocześnie poprawiała śnieżnobiałą kreację bez ramiączek. John Legend rozmawiał z wytapetowaną Mariah Carey, a kilka miejsc dalej roznosił się radosny śmiech Beyonce Knowles i Jaya-Z. George Michael miał nienagannie ułożoną fryzurę i obejmował Janet Jackson, siostrę Króla Popu. Byli także aktorzy. Kevin Costner zabrał ze sobą żonę, George Clooney także, lecz on nie stronił od kobiet z towarzystwa. Whoopi Goldberg ściskała Brandy. Mój wzrok powędrował w kierunku hipnotyzującego uśmiechu Anne Hathaway. Jedną z niewielu blondynek w tym towarzystwie były Meryl Streep oraz Amanda Seyfrien. Długością włosów zaskoczyła Miley Cyrus u boku ojca Billy'ego Ray'a. Odnalazłam jeszcze kilka gwiazd, ale Ines nie dała mi w spokoju patrzeć na widownię, tylko zagoniła za kulisy. Zaraz miała być moja kolej.
Orkiestra skończyła Miracle i długonoga nastoletnia Murzynka w połyskliwym komplecie zeszła ze sceny.
-Dziękujemy przedstawicielce stanu Missisipi.- Wybił się prowadzący spośród braw.- Teraz poprosimy jedyną nie-Amerykankę, jaka ma wystąpić tego wieczoru. Angeles Saramego!
Cud, że cokolwiek zrozumiałam z powyższej wypowiedzi. Wraz z opuszczeniem estrady przez prowadzącego, który dość osobliwie wymówił moje nazwisko, zabrzmiały bębny w tle dzwonów i klawiszy. Pokonałam dystans dzielący kurtynę od mikrofonu na statywie i znalazłam się na środku podwyższenia. Ludzie w eleganckich kreacjach obserwowali każdy mój ruch, co sprawiało, że traciłam do pewnego stopnia władzę nad swoim ciałem. Za mną na wielkim ekranie wyświetlono oryginalny teledysk, więc musiałam zacząć z Whitney.
Share my life, take me for what I am,- Początek był delikatny, nieco przytłumiony i nieśmiały. 
Cause I'll never change all my colors for you.
Take my love, I'll never ask for too much.
Just all that you are and everything that you do.
I don't really need to look very much further.-
Muzyka i wokal nabierały tempa.
 
I don't want to have to go where you don't follow.
I won't hold it back again, this passion inside,
Can't run from myself.
There's nowhere to hide!

Zamknąwszy oczy, by nie widzieć kamer i aparatów fotograficznych, ciągnęłam refren:
Well, don't make me close one more door.
I don't wanna hurt anymore.
Stay in my arms if you dare.
Or must I imagine you there?
Don't walk away from me...
I have nothing, nothing, nothing.
If I don't have you, you, you, you, you, you...-
Tony schodziły na coraz niższe.

Zakończyłam pierwszą część cicho, ale pewniej niż się spodziewałam. Nerwy ustąpiły miejsca radości z samego faktu śpiewania. Uniosłam powieki i zobaczyłam publiczność słuchającą w skupieniu w przeciwieństwie do poprzednich wcześniej, kiedy zawsze ktoś się dzielił swą opinią z sąsiadem. Tym razem wśród słuchaczy nie padło ani jedno słowo. Kamery amerykańskiej stacji telewizyjnej MTV okalały moją postać.
You see through, right to the heart of me.- Otwartą dłonią wskazałam serce.
You break down my walls with the strength of your love...
I never knew love like I've known it with you.-
Jeden z najtrudniejszych wersów piosenki popłynął lekko i bez wysiłku.
Will a memory survive, one I can hold on to.
I don't really need to look very much further.
I don't want to have to go where you don't follow.
I won't hold it back again, this passion inside,
Can't run from myself. There's nowhere to hide!

Your love I'll remember forever!- Rozbrzmiało postanowienie, które i ja zamierzałam spełnić w życiu.
Don't make me close one more door.
I don't wanna hurt anymore.
Stay in my arms if you dare.
Or must I imagine you there?
Don't walk away from me...
I have nothing, nothing, nothing...

Wytrwale trzymałam nutę, unosząc wzrok ku górze. Wraz z uderzeniami bębnów dałam z siebie sto procent.
Don't...make...me close
one more door.- Dosłyszałam w swoim głosie lekką chrypkę. 
I don't wanna hurt anymore.
Stay in my arms if you dare.-
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
 
Or must I imagine you there?
Don't walk away from me...

Don't walk away from me!
Don't you dare walk away from me...
I have nothing, nothing, nothing!- Pokazałam puste ręce, które przy kolejnych słowach zwróciły się ku widzom:

If I don't have you...
If I don't have you...have you...
Śpiewałam, patrząc w górę, jakby w nadziei, że będzie tam Whitney w postaci uśmiechniętego anioła i pogłaszcze mnie po głowie w podzięce. Po sali widowiskowej roznosiły się ostatnie delikatne dźwięki oraz moje wokalizy. Zaraz po tym przeraziła mnie kompletna cisza. Nie chciałam dopuścić do siebie możliwość aż tak nieudanego występu, że ludziom nic się nie chce. Powoli reflektory gasły i mogłam ujrzeć twarze wszystkich, wyraźnie zadumanych i...zdziwionych. Ines za kulisami także nie wiedziała o co chodzi. Gdy miałam odwrócić się i odejść z godnością, usłyszałam pojedyncze klaśnięcie. Potem kolejne i kolejne...

Osiemdziesięcioletnia Cissy Houston zachęciła tłum. Wrzawa urosła do takiego stopnia, że wszyscy wstali, a ja w sekundę z zasmuconej niedoszłej piosenkarki zmieniłam się w możliwie szczęśliwą. Byłam zmuszona podziękować i ukłoniwszy się, schować na zapleczu.
Towarzyszący mi zespół gdzieś się rozszedł, ale Ines zawsze szła u mego boku. Zabroniła mi się przebierać, gdyż prowadzący wyraził wielką chęć sfotografowania się ze mną, a przecież musiałam "jakoś wyglądać".
Chwilę potem, słysząc brawa po kolejnej piosence i unikając kilku fotografów, odebrałam telefon od Germana.
-Co ty robisz? Śpij, jest już późno.- Skarciłam go na przywitanie.
-Ja też się cieszę, że cię wreszcie usłyszałem. Oglądam twoje przedstawienie. Pięknie wyglądasz.
-Ono nie jest moje!
-Jak na razie tylko tobie podziękowali owacjami nas stojąco, więc chyba...
-Jasne, jasne.
-Chciałem ci powiedzieć, że Viola puściła swojemu staruszkowi, czyli mnie, twoje piosenki. Bez ciebie przemysł muzyczny nie przeżyje nawet kolejnej dekady, więc bierz się do roboty. Powodzenia życzę.- Usłyszałam w słuchawce jakby odgłos cmoknięcia.- Wiem, jesteś zajęta, masa wywiadów, zdjęć i gratulacji, więc pogadamy jutro. Jak będziesz w stanie po imprezie, którą ci szykują.
-Ha-ha-ha, bardzo śmieszne.
-Ale ja mówię serio. Muszę kończyć, bo Olga zaraz rozwali mi dom. Papa, kochanie.
-Do usłyszenia.- I rozłączyłam się, bo ktoś szarpał mnie za łokieć.
Odwróciłam się. Proroctwo Germana powoli zaczęło się spełniać. Kolejny występ zakończył się normalnymi brawami, a przede mną stał dziennikarz i operator kamery ze swoim wielkim, czarnym skarbem w rękach. Dziennikarz miał na sobie jasny garnitur, a jego brązowe włosy były potraktowane brylantyną. Kolega za to ubrał się w zwykłe dżinsy i koszulkę z napisem Who run the world?.
-Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań odnośnie dzisiejszej nocy i innych rzeczy.
-Jak to innych rzeczy?- dopytałam dociekliwie, co wyraźnie zbiło reportera z tropu. Zaśmiałam się, chowając komórkę do torebki.- Dobrze, chodźmy najlepiej na tamtą ławkę.
Wskazałam obiekt palcem lewej ręki. Nie wiem, czy facet patrzył się na moją srebrną bransoletkę, czy raczej na biust, ale czułam się dziwnie odprężona i lekka, więc uśmiechnąwszy się, usiadłam na ławce obok drzwi do garderoby.
-Czekam na pańskie pytanie.
-Pani doświadczenie z muzyką. Jakby je pani oceniła?
-Cóż...skończyłam Akademię Muzyczną, więc przez te lata jakieś występy zawsze były, najczęściej w gronie rodziców i nauczycieli. Grałam wtedy na fortepianie, śpiewałam tylko z chórem, nigdy solo. Zawsze mnie to cieszyło, podobała mi się aura, która ogarniała teatr.
-Naprawdę nigdy pani nie śpiewała publicznie?- zdziwił się mój rozmówca.
-Tak, to do mojej siostry należał tytuł najlepszej piosenkarki w szkole. Była sporo starsza, ale to nie przeszkadzało nam współpracować. Kierowała mną i chyba dlatego teraz trudno mi kierować innymi, mimo tylu lat uczenia śpiewu w Studiu.
-Jakim Studiu?
-Studio On Beat w Buenos Aires. Prywatna szkoła muzyczna dla młodzieży. Ale skupmy się na dzisiejszym wieczorze.
-Ciekawi mnie, jak podoba się pani Newark i oprawa finału konkursu.
-Wczoraj przeszłam z przyjaciółmi ulicami miasta, wstąpiłam do kościoła New Hope Baptist i naprawdę polubiłam to miasto. Branch Brook Park jest śliczny. Mam nadzieję, że jutro uda mi się odwiedzić jakieś muzeum.
-Ile pani planuje zostać w Newark?
-Zaplanowane są wywiady jeszcze na dwa dni, ale gdy wrócę do Buenos Aires nie będę odpoczywać. Czekają sesje, nagrywania...
-Dużo mówi się o pani płycie. Kiedy planowane jest wprowadzenie jej na rynek?
-Moi koledzy obiecują wyrobić się do końca sierpnia, ale nic nie wiadomo.
-Wróćmy do I Have Nothing. Dlaczego akurat ta piosenka?
-Jest genialna, nic wiecej.- Wzruszyłam ramionami.
-Zatem to już wszystko. Dziękuję bardzo za popoświęcony czas. 
-To ja dziekuję. 
Wstałam z miejsca i chciałam już wracać do przyjaciół, gdy dziennikarz mnie zatrzymał.
-Może chce pani pozdrowić kogoś do kamery? Będzie można zobaczyć filmik w przerwie między występami a ogłoszeniem wyników. 
-Dobrze, chętnie.- Obróciłam się do kamery.- Chciałabym pozdrowić swoją rodzinę: siostrzenicę, mamę, szwagra i przyjaciół ze Studia. Uściski i całusy dla was!- wysłałam całusa do kamery i pomachałam z szerokim uśmiechem na twarzy. 

Niedziela, 9 sierpnia 2014, 23:10 

Po szybciej poprawce makijażu i fryzury rozbłysły reflektory i zabrzmiał altowy głos Emily "Cissy" Houston.
-Dziękujemy wszystkim zebranym i uczestnikom, którzy zaprezentowali bardzo wysoki poziom. Bobbi Kristina Brown i ja cieszymy się, że tak wiele osób pamięta o Nippy. Teraz mamy zaszczyt ogłosić wyniki konkursu Remembering Whitney Houston
Prowadzący, który tak pragnął mieć ze mną zdjęcie, przekazał staruszce kopertę. Właśnie w tamtej chwili zaczęłam zastanawiać się nad tajnością wyników.
-And the winner is...Angeles Isabela Saramego!
Wyszłam zza kulis i starając się nie patrzeć na publiczność. Mama jubilatki wręczyła mi statuetkę w kształcie gwiazdy wieczoru. Whitney miała długą, pozłacaną suknię i patrząc w niebo, wyciągała ręce przed siebie, jakby chciała przytulić wszystkich ludzi na świecie. Figurka była dość ciężka, a na dodatek Cissy wręczyła mi coś jeszcze- czek na dziesięć tysięcy dolarów.
-Żartujecie sobie?- zapytałam zdumiona.
-Proszę?- dopiero zorientowałam się, iż powiedziałam do Cissy Houston nie tyle przez "ty", co po hiszpańsku.
-Nic, nic.
Wymuszono na mnie zabranie głosu. Gdy stanęłam naprzeciw wiwatującego tłumu, na sekundę odebrało mi mowę z wrażenia.
-Do you believe it?- zapytałam ze śmiechem- I don't!
Teraz to publiczność się zaśmiała. Pośpiesznie układałam kolejne zdania w głowie. Całe moje zdumienie i radość spowodowały, że w pierwszej chwili nie dostrzegłam łez płynących z moich oczu.
-Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w tym projekcie, zwłaszcza mojej przyjaciółce i dźwiękowcom ze studia w Buenos Aires. Nie mogę zapomnieć o rodzinie: mamie, siostrzenicy i szwagrze, którzy byli ze mną przez ten cały czas, gdy ja miałam gdzieś normalne życie, oni mnie nie zostawili. Ta noc zawsze pozostanie w mojej pamięci. Może dlatego, że po raz pierwszy posługuję się angielskim w tak ważnej sytuacji.- Odpowiedziano mi śmiechem i oklaskami.- Wszystkim życzę, by ich marzenia spełniały się w tak nadzwyczajny sposób. Dziękuję i życzę miłej nocy. I love you all!
Schodziłam z estrady z nagrodą w rękach w towarzystwie Cissy Houston i jakiejś asystentki oraz oczywiście gromkich braw. Za kulisami czekała już na mnie lawina uścisków i gratulacji zarówno od przyjaciół, jak i od zupełnie obcych mi ludzi.

_____________________________________________________
Jak mijają Wam wakacje? :D
Przepraszam za urwanie w takim momencie, ale mam utrudniony dostęp do komputera i nie wiem, kiedy opublikuję następny rozdział.
Podoba Wam się nowy sposób zapisywania historii Angie?
Piszcie swoje uwagi w komentarzach. (Liczę na ich dużą ilość.)
Besitos!

Ruda
 



 



poniedziałek, 27 lipca 2015

Śmierć Bobbi Kristiny Brown

Witam wszystkich Czytelników tego bloga. Nie zamierzam jeszcze publikować rozdziału, ale piszę ten post, gdyż mam bardzo ważną wiadomość do przekazania. Smutną wiadomość, niestety.

26 lipca 2015 roku o godzinie 22 (według czasu amerykańskiego) zmarła 22-letnia Bobbi Kristina Brown, córka legendarnej, zmarłej już Whitney Houston. Na zdjęciu obok jest zdrową, ładną młodą kobietą. Niewiarygodne, co może stać się z człowiekiem po śmierci bliskiej osoby.
Zacznijmy od początku...
 
Bobbi Kristina Brown to owoc miłości Whitney Houston i Bobby'ego Browna. Oboje zajmowali się śpiewaniem i zaczynali w latach 80. XX wieku.
Aktualna sytuacja to nie czas, by oczerniać jedną ze stron, ale muszę napisać, iż ich związek (formalnie od lipca 1992 roku) przeszedł przez wiele przeszkód i trudności, był bardzo burzliwy i toksyczny dla Whitney. Został ukończony w 2007 roku. Niespełna rok po ślubie pary (4 marca 1993) na świat przyszła Bobbi Kristina, jedyne ich dziecko, choć Whitney była w ciąży jeszcze dwa razy-poroniła. Dziewczynka dorastała w atmosferze ciągłych widowisk, imprez i sławy matki. Mając sześć lat wystąpiła przed polską publicznością w Sopocie. Oto nagranie: https://www.youtube.com/watch?v=H-S5rARhfAU


 
Na pierwszych zdjęciach widzimy Whitney Houston wysoko w ciąży.



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Nieodłącznym elementem życia Bobbi była popularność matki, która w latach 90. sięgnęła zenitu.




 





Po rozwodzie w 2007 roku Whitney udało się zatrzymać prawo do opieki nad nastoletnią Bobbi Kristiną.
Mimo bogactwa rodziców i pozornie łączącego ich uczucia życie Bobbi Kristiny nie było usłane różami. Jak każdy człowiek zmagał się z problemami, na przykład śmierć dziadka w 2003 r., czy też nasilający się nałóg narkotykowy najbliższych- na początku XXI wieku Whitney i Bobby często byli pod wpływem kokainy lub innych środków, na co często musiała patrzeć.
Co po śmierci mamy (11 lutego 2012)? Bobbi Kristina odziedziczyła ogromny majątek, którym do pewnego czasu zarządzała Cissy Houston, jej babcia. Portale plotkarskie mówiły o nałogu narkotykowym dwudziestoletniej Bobbi i dziwacznym związku z Nickiem Gordonem, ale nic nie zostało do końca wyjaśnione aż do pewnej styczniowej nocy, gdy partner Bobbi znalazł ją nieprzytomną w wannie w swojej posiadłości w Atlancie.
Zapadła w śpiączkę farmakologiczną na prawie trzy miesiące. Po wybudzeniu się w kwietniu 2015 nawiązała wzrokowy kontakt z najbliższymi, poznawała ojca, ale lekarze byli złej myśli. W ciągu kolejnych dwóch miesięcy stan Brown znacznie się pogorszył i pod koniec czerwca trafiła do hospicjum. Umierała w otoczeniu rodziny.
 
Dowiedziałam się o jej śmierci zaraz po przebudzeniu 27 lipca, ale wiadomość ta jest dla mnie takim szokiem, że zdecydowałam się pisać o tym dopiero po południu, gdy doszłam do siebie. Zastanawiałam się nad powodem zasłabnięcia i śmierci, lecz moje przemyślenia niczego nie dowiodły. Potwierdziły jedynie, że sława i pieniądze nie dają wszystkiego. W tym przypadku nawet wspierająca się rodzina nie pomogła. W obecną sytuacją wiąże się też osoba Nicka Gordona.
Rodzina Houston podała tego mężczyznę do sądu za zarówno fizyczne, jak i psychiczne znęcanie się nad zmarłą oraz próba kradzieży jej pieniędzy w czasie, gdy ta leżała w śpiączce.
 
Osobiście, jako wielka fanka Whitney Houston jestem zobowiązana wspierać, choćby mentalnie, rodzinę Houston i ich przyjaciół. Mam nadzieję, iż Bobbi Kristina, upodabniając swój wypadek do śmierci matki (nieprzytomna w wannie), da światu do zrozumienia, że żaden człowiek nie jest maszyną i zasługuje na miłość bliźniego.
Ktoś mógłby powiedzieć: "Pewnie przedawkowała, tak samo jak matka. Zrobiła to na własne życzenie!". Pomyślcie jednak inaczej: co popycha człowieka do aż tak tragicznych w skutkach zachowań? Z tym pytaniem pozostawiam Was, moi drodzy.
Od dzisiaj 26 lipca nie będzie dla mnie tylko datą imienin mojej cioci, lecz także dniem, który utwierdził mnie w przekonaniu, że pierwsi umierają ci najwspanialsi.
Rest In Peace, Bobbi Kristina.

Ruda




środa, 1 lipca 2015

Rozdział 20

W czasie wspólnie spędzonego popołudnia i wieczoru z Germanem otrzymałam chyba sto wiadomości i tyle samo telefonów nie odebrałam. W pojedynku: ukochany przeciwko zboczeńcowi i zdrajcy, wygrała pierwsza ze stron. Nie martwiłam się o producenta i tym podobne rzeczy, bardziej o przyjaciółkę i nagranie. German bystro zauważył mój niepokój, gdy siedzieliśmy we dwójkę w salonie przed telewizorem. Zdecydowaliśmy, że obejrzymy Love, Rosie, a Violettę wygonimy na górę.
-Co się dzieje, Angie?
-Nic- przyzwyczaiłam się już do takiej odpowiedzi i było mi z tym dobrze.
-Przecież widzę.
Podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej, zmuszając mnie tym samym do wyprostowania kręgosłupa. Jego spojrzenie przeszyło mnie w nieprzyjemny, ale życzliwy sposób.
-Po prostu nagrania nie układają się tak, jak myślałam. To wszystko...To wszystko przez tego zboczeńca.
-Przez kogo?!
Wypowiedziałam złe słowa w złą godzinę. Bałam się, że usłyszę coś w rodzaju: "A nie mówiłem?", ale German objął mnie lekko i zadał kluczowe pytanie:
-Czy to, co teraz robisz daje Ci szczęście?
-Tak- odpowiedziałam bez wahania- Tylko niektórzy ludzie nie. Założę się, że jednego dnia nie odkryłeś zdrady i nie byłeś obmacywany przez napalonego gwiazdora...
-Nie, nie byłem-przerwał mi ze śmiechem.
Po chwili zrozumiałam pomyłkę jaką popełniłam i zawtórowałam szwagrowi uśmiechem.
-Opowiedz mi wszystko, bo chyba dużo mnie ominęło.
Po tym, jak ze szczegółami opisałam atmosferę w Rio de Janeiro i wywiady, przeszłam do piosenek, które nagrałam. Potem zapoznałam Germana z osobą Fernandeza i Matea. Nawet on miał niewyraźną minę, gdy wspomniałam o niepełnosprawnej blondynce na wózku.
-Ten facet to kanalia.- stwierdził bez ogródek- A propos twoich piosenek- podszedł do komody przy telewizorze i wyjął z szuflady kilka kartek papieru. Podając mi je, wyjaśnił- Olga znalazła to, kiedy sprzątała twój pokój. Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że w każdej chwili możesz do nas wrócić.
-German, trudno mi to mówić, ale wolę mieszkać u siebie. Mam bliżej do studia i nie zostawię Ines.
-Kogo?- zapytał zdziwiony.
-Ta upierdliwa gaduła.
-Jakby było ich mało.-westchnął, a ja zaśmiałam się głośno.
-Ta ruda.-German przytaknął.
Podziękowałam za zwrócenie mi moich bardziej osobistych papierów, po czym zorientowałam się, która była godzina. Ze względu na to, że niebo miało już antracytowy kolor, szwagier odwiózł mnie pod samo wejście do kamienicy. Po czułym pocałunku i uścisku weszłam na górę, gdzie zastałam Ines śpiącą na kanapie w salonie.
Nie czułam zmęczenia, więc postanowiłam rzucić okiem na kartki, które dał mi German. Angielskie słowa były zapisane moim koślawym pismem. Choć nie pamiętam, kiedy je pisałam, przeczytałam teksty dwóch piosenek: Fallin' oraz Girl's On Fire. Późna pora powstrzymała mnie od komponowania melodii na pianinie w salonie, za to zaszyłam się w swojej sypialni i jeszcze przez następną godzinę nuciłam przeróżne możliwości.

Następnego dnia wstałam zadziwiająco wcześnie, bo o siódmej. Zrobiłam śniadanie sobie i śpiącej przyjaciółce, a kiedy skończyłam jeść swoją porcję, zaczęłam myśleć nad strojem. Kontemplacja nie była bezsensu, ponieważ tego dnia po raz kolejny miałam spotkać się z Fernandezem i wolałam nie zakładać nic obcisłego. Tak, jak myślałam, przez moje zamiłowanie do kobiecych fasonów,  nie mogłam znaleźć niczego odpowiedniego. Wreszcie na dnie szafy ukazał się biały T-shirt o dwa rozmiary za duży i flanelowa koszula w kratę. Wyłączając dżinsowe rurki, powyższe ubrania tworzyły z trampkami bardzo oszczędny zestaw.
Chciałam jak najszybciej wyjść z domu, by przekazać teksty dźwiękowcom i popracować nad muzyką jeszcze przed przyjściem Fernandeza. Chwyciłam pośpiesznie czarną, znoszoną już torbę z ćwiekami po bokach i wrzuciwszy do wszystkie potrzebne rzeczy, ubrałam na nogi sportowe buty, włosy związałam w kucyk i wykonałam ekspresową poranną toaletę. Opuściłam kamienicę bez grama makijażu na twarzy.
Kwadrans po ósmej dotarłam do siedziby firmy. Nie mogę uznać powitania Paula i Simona za nadzwyczaj uprzejme, ale wolałam nie studiować ich charakterów, tylko od razu przejść do pracy. Położyłam im przed oczami dwa stare teksty i bez dyskusji wysłuchali moich propozycji a'capella. Potem próbowali to przełożyć na faktyczny podkład muzyczny w studio, dzwonili po chórki i dodatkowe instrumenty.

Zgodnie z moimi przypuszczeniami Fernandez dołączył do nas w samo południe. Stałam przy oknie, wypatrując Ines, ale rozumiałam jej nieobecność. Ostatnie kilka nocy nie przespała z powodu mojego i płyty. Mimo to miałam nadzieję, że przyjdzie. Żałowałam, że jestem jedyną kobietą w towarzystwie.
Aby porozmawiać o duecie cała czwórka zasiadła na kolorowej sofie w pokoju obok. Specjalnie zajęłam miejsce jak najdalej od gwiazdora. Mężczyzna znów był ubrany na czarno i lustrował mnie wzrokiem z podenerwowaniem. Mnie i moje ubrania w męskim stylu. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Za niecałą godzinę zajęliśmy się nagraniem głosu. Przerażała mnie perspektywa bycia w jednym, małym i zamkniętym pomieszczeniu z tak sławnym i niezdrowym na umyśle facetem, ale Paulo mnie tam wepchał. Właściwie nie wiem po co, skoro to Fernandez zaczynał piosenkę.
Skrzypce stopniowo stawały się bardziej wyraziste, ukryłam twarz w dłoniach z zażenowania swoją sytuacją.
Fuiste ave de paso y no sé porqué razón.
Me fui acostumbrando cada día mas a ti.
Los dos inventamos la aventura del amor.
Llenaste mi vida, y después te vi partir
Sin decirme adiós yo te vi partir.
Quiero en tus manos abiertas buscar mi camino -
zabrzmiało mi w uszach poprzez słuchawki.

y que te sientas mujer solamente conmigo.
Hoy tengo ganas de ti, hoy tengo ganas de ti.
Quiero apagar en tus labios la sed de mi alma
y descubrir el amor juntos cada mañana.
Hoy tengo ganas de ti, hoy tengo ganas de ti.

Chwila przerwy w nagraniu, gdyż Paulo musiał koniecznie coś poprawić ze sprzętem. Wciąż stałam ze spuszczoną głową, co miało nadać komunikat: "Ej, to strasznie ckliwe i denne!".
-Zachowuj się- powiedział Simón przez mikrofon. Wyprostowałam się i z odwagą spojrzałam w nuty. Nuciłam melodię i czułam, że coś nie brzmi najlepiej.
-Tutaj powinno być G.- chwyciłam ołówek z zapałem i poprawiłam jedną nutkę w kilku miejscach- Zobaczy pan, że będzie prościej.
Podałam mu arkusz, nie zaszczycając spojrzeniem. Chwilę później bliźniacy poprosili Fernandeza o powtórzenie swojej partii. Zaśpiewał bez mojej zmiany i wtedy byłam już pewna, że nie ma tak zwanego absolutnego słuchu muzycznego. Jedynym wyjściem było zagranie mu tego na fortepianie, co zrobiłam. Po następnych kilku próbach udało się nagrać pierwszą część piosenki.
No hay nada mas triste que el silencio y el dolor. -zaczęłam lekko.
Nada mas amargo que saber que te perdí.
Hoy busco en la noche el sonido de tu voz
y donde te escondes para llenarte de mí.
Llenarme de tí...-
wtrącił się wokalista.

llenarme de tí. - zabrzmiało wyżej i mocniej, gdy połączyliśmy głosy.
Quiero en tus manos abiertas buscar mi camino - zamknęłam oczy, by nie myśleć o sensie tego wersu.
Y que te sientas mujer solamente conmigo.
Hoy tengo ganas de ti,

hoy tengo ganas de ti.
Quiero apagar en tus labios la sed de mi alma. -
drżał mi głos
.
 Y descubrir el amor juntos cada mañana.
Hoy tengo ganas de ti, hoy tengo ganas de ti.

Moim zadaniem teraz było udawanie, że słyszę trąbkę, aby jutro zaśpiewane przeze mnie ozdobniki pasowały do solówki trębacza. Dalszy ciąg postanowiliśmy dograć na następny dzień. Fernandez musiał wracać do swojego studia, a ja chciałam się wreszcie zająć tymi dwoma tekstami wziętymi znikąd.

Wspólnie z Paulem i Simonem praca szła sprawnie i lekko, a nawet było zabawnie. Co chwilę wybuchałam śmiechem w studiu, gdy Simón znów przedrzeźniał mnie wyciągającą wysokie tony.
Po raz pierwszy od kilku dni czułam, że to, co robię jest naprawdę dobre. Napełniona tym uczuciem odśpiewałam z dużym zaangażowaniem cały tekst o samotnej, lecz intrygującej kobiecie prosto do dużego mikrofonu.
Potem byłam świadkiem licznych przeróbek mojego głosu, dzięki efektom dźwiękowym. Fakt, że nagrałam utwór prawie a'capella z towarzystwem tylko bębnów nie uszedł naszej uwadze. Następnego dnia miałam spotkać się z orkiestrą i chórem niezbędnym do kolejnej piosenki. Praca zaczęła nabierać tempa, a ja czerpałam z tego większą satysfakcję niż dotychczas.
Bliźniacy stwierdzili, iż wypada się już zająć okładką, nazwą płyty, kolejnością utworów i promocją jej, a także teledyskami. Mimo że zaprzeczyłam temu ostatniemu, oni byli nieugięci. Zadzwoniwszy do Javiera, poprosili o zrobienie planu sesji i graficznego przedstawienia okładki. Javier miał za zadanie również założyć mi własny kanał na YouTube i konto na Twitterze. Załamałam się. Z zamiarem pocieszenia mnie wystąpił Paulo, obiecując, że większość postów będzie stricte zawodowych i umieszczać je będą agentki z firmy. Ulżyło mi trochę.
-Ostatni etap już za tydzień, a my jeszcze nic nie ustaliliśmy.- stwierdził Simón wyraźnie załamany tym faktem.
-Od samego początku ciągnie mnie do I Have Nothing, ale obawiam się tej piosenki, jak każdy normalny człowiek.
-E tam- Simón machnął ręką- Zawsze można spróbować.
Wstał i skierował się do malutkiego pokoiku tuż obok równie mikroskopijnej łazienki. Ani ja, ani Paulo nie mieliśmy pojęcia, co on kombinuje. Po chwili wrócił z butelką szampana w ręce. Otworzywszy ją, krzyknął: "Za I Have Nothing!" i nalał naszej trójce do szklanych, podłużnych kieliszków.
Alkohol miał to do siebie, że mnie wciągał. Bez niego mogłam przeżyć całe życie, ale gdy już zaczęłam pić, nie potrafiłam powstrzymać się od następnych kieliszków. Sprawiał, że odlatywałam, nie myślałam o problemach i stresie, jaki mnie czekał. Tak samo stało się tym razem. Opróżniałam kolejne kieliszki, podczas gdy moi koledzy wciąż montowali nagraną piosenkę.
Zbliżała się północ, prace nadal trwały, a ja nie chciałam nic przegapić, więc postanowiłam przenocować w studio. Prawdę mówiąc, zdecydował o tym raczej mój stan upojenia niż zdrowy rozsądek, ale tak czy siak, wysłałam wiadomość sms do Ines, której treść głosiła, że nie będzie mnie w nocy w domu. Nie miałam problemu z zaśnięciem na małej sofie w pokoju z fortepianem.


Zasłony rozstąpiły się w niewiarygodnie szybkim tempie. Rozchyliłam lekko powieki, aby stopniowo przyzwyczajać się do jaskrawych promieni słonecznych. Nade mną stał Simón i szturchał mnie w ramię, szepcząc: "Wstawaj, Angie, wstawaj". Na tę jakże rozbudowaną prośbę podniosłam się i mój mózg odebrał sygnał, że coś jest nie tak z moim ubiorem. Koszula i T-shirt służyła mi jako poduszka, ja natomiast chwaliłam się  śnieżnobiałym koronkowym stanikiem.
-Boże, co się działo?- przetarłam twarz ręką.
-To ciebie powinienem o to spytać. Byłaś najbardziej aktywna z naszej trójki.
Wymijająca odpowiedź nigdy nie wróży dobrze.
-Gdzie Paulo?
-Odwróć się- nakazał Simón. Zrobiłam tak, jak chciał. Moim oczom ukazał się jeszcze śpiący Paulo. Dotarło do mnie, że leżał obok najprawdopodobniej przez całą noc, co najprawdopodobniej coś znaczyło. Natychmiast ta sytuacja postawiła mnie na nogi.
-Ale jak to?! Boże, co ja wczoraj robiłam? Nigdy więcej nie dawaj mi tego szampana!- zaliczyłam pierwszy potok słów, pokazując palcem na bardziej trzeźwego z braci.
Krzyk skutecznie zbudził mojego towarzysza łoża i zauważyłam, że nie ma on koszuli tak, jak ja. Potem zdałam sobie sprawę, że właśnie stoję prawie półnaga przed kolegami z pracy. Z przerażeniem złapałam koszulkę i włożyłam ją na grzbiet. Paulo spoglądał na świat zaspanymi oczyma, podczas gdy ja łapałam swoje rzeczy z kanapy i stolika i wrzucałam do torebki, którą przewiesiłam przez ramię.
-Boże, nie wierzę...-oddalałam się od chłopaków, zakładając buty- German mnie zabije...
-Nie znam tego gościa, ale nie pisnę ani słówka.- obiecał Simón, kiedy wyleciałam przez drzwi na korytarz.
Biegłam do domu, by ogarnąć swój wygląd.

Ines stukała już o parkiet karmazynowymi czółenkami, gdy wparowałam do mieszkania zdyszana. Bezzwłocznie wzięłam zimny prysznic, uczesałam włosy i wybrałam ubranie na dzień (mając na uwadze spotkanie z Fernandezem oczywiście). Odziałam ciało w luźną granatową sukienkę do połowy łydki ze zwiewnego materiału. Wsuwkami zebrałam zgrabnego koczka, wybrałam koturny ze złotą klamerką i wbiłam w uszy małe perełki, lecz nie malowałam się mocno.
Upiłam łyk kawy, raz ugryzłam tosta i popędziłam znów do studia. Na miejscu dopiero dopadły mnie wyrzuty sumienia, że nawet nie przywitałam się z przyjaciółką.



Otrzymałam informację, że chór przyjechał i czeka w największym studiu nagraniowym, który jako jedyny go pomieścił. Tak jak sobie tego życzyłam, chór składał się z samych czarnoskórych kobiet w różnym wieku.
O godzinie dziewiątej minęłam próg owego studia nagrań. Rzeczywiście był sporych rozmiarów, ściany o kawowym kolorze pięły się wysoko. Za sprzętem i dźwiękoszczelną szybą mieścił się fortepian oraz miejsca już zajęte przez Murzynki. Po prawej od chóru stały krzesła i pulpity dla orkiestry kameralnej. To wszystko plus niezliczona ilość statywów i mikrofonów w kątach robiła niesamowite wrażenie. Rozglądając się wokół siebie, odłożyłam torbę na jeden z foteli przedtem wziąwszy tylko nuty do piosenki.
Przeszłam na "drugą stronę" z zespołem i instrumentem i od razu usiadłam przy nim. Spojrzałam uśmiechnięta w kierunku towarzyszek nagrania.
-Cześć. Jestem Angie i dopiero zaczy...
-No tak, biała- stwierdziła jedna z kobiet w ostatnim rzędzie. Miała, na oko, czterdzieści lat, na kolanach małą dziewczynkę i mnóstwo ciasno zaplecionych warkoczyków na głowie. Wydatne usta układały się w grymas niechęci.
Trzydzieści par dużych, brązowych oczu wlepiło we mnie spojrzenia. Z jakiegoś powodu nie gniewałam się o tę, zupełnie niepotrzebną, uwagę, ale żeby dać wyraźny sygnał, iż jestem na wyższej pozycji w hierarchii firmy, po odkaszlnięciu oznajmiłam:
-Słuchajcie, piosenka, którą zaraz zaczniemy nagrywać jest typowo soulowa i potrzebuję głosów takich jak wasze, by zbudować odpowiedni nastrój. Jeśli nie chcecie mi choć trochę pomóc, to droga wolna. Zarówno ja, jak i firma jakoś sobie poradzimy.
Zapadła cisza. Murzynki pochyliły głowy. Usłyszałam muchę przelatującą mi nad głową.
-Nie chcecie wyjść?- zapytałam, patrząc na tamtą odważną- A jednak...Są jakieś pytania?
Do moich uszu dotarło słabe "nie", więc kiedy nad drzwiami zaświeciło się czerwone światełko, przybliżyłam mikrofon na statywie do ust i zaczęłam bez akompaniamentu:
I keep on fallin' in and out with you -Na słowie tytułowym wywindowałam głos mocno w górę, po czym śpiewałam coraz wolniej i delikatniej. Palce wystukiwały na klawiaturze ten sam pasaż przez chwilę.
Sometimes I love you!- włączył się chór i uderzenia perkusji nagrane wcześniej.
Sometimes you make me blue.
Sometimes I feel good, at times I feel used.
Lovin' you darlin'! 

Makes me so confused...

Dołączył się do mnie trzeci głos zespołu wokalnego.
I keep on fallin', in and out of love with you.
I never loved someone the way that I'm lovin' you.

Oh, Oh! Oooh...
Głos mi się załamał, co zabrzmiało jak miauczenie zarzynanego kota. Paulo energicznym ruchem wyłączył nagrywanie i zaproponował powrót do ćwiczeń wokalnych w salce obok, a tymczasem on postara się nagrać końcową część instrumentalną z orkiestrą. Zostawiwszy mu wszystkie nuty i notatki, powędrowałam do wskazanego mi pokoju.
W drodze zostałam zatrzymana przez Paula. To jasne, że było mi niezręcznie w jego towarzystwie, ale nie mogłam wpłynąć znacząco na tę sytuację.
-Źle się czujesz po wczorajszym wieczorze?
Zaprzeczyłam tylko i już miałam przekonywać go o braku świadomości w nocy, gdy ktoś za moimi plecami rzucił pogardliwie:
-No to wiemy, dlaczego dostała tę robotę.
Pierwszy raz kobieta nazwała mnie dziwką i to w tak wyszukany, dyplomatyczny sposób. Wśród wychodzącej grupy Murzynek zabrzmiał chichot.

Gdy po rozśpiewaniu się wróciłam na salę, szpakowaty mężczyzna z trąbką przy ustach nagrywał krótką solówkę do duetu z Fernandezem. Paulo przekazał mi plik kartek z tekstami i muzyką do dwóch piosenek. Moją uwagę pochłonęły nowe utwory, usiadłam obok dźwiękowca przy sprzęcie, by przestudiować je spokojnie. Candyman i Ain't No Other Man nie trafiały za bardzo w mój gust, ale czułam, że nie mam wyboru. W pamięci utkwił mi fragment umowy, w którym pisało, że jestem zobowiązana do nagrania utworów zatwierdzonych przez producenta, w tym wypadku Alejandra. Moje przypuszczenia okazały się słuszne. Kwadrans później mogłam ponownie wejść do studia z chórem, by dokończyć nagranie.

W domu wylądowałam około dwudziestej po nagraniu jeszcze dwóch niesamowicie dopracowanych podkładów muzycznych. Za mną do mieszkania wtoczyła się Ines, powoli obnażając swoje ciało z eleganckich ubrań. Nalałam sobie i współlokatorce po szklance soku pomarańczowego z kilkoma kostkami lodu. Zajęłam miejsce na kanapie obok rudowłosej i podawszy jej naczynię z napojem, zagaiłam rozmowę:
-Ines, czy wiesz, jak układa się Mateo życie prywatne?
-Wydaje mi się, że jest samotny.-Spojrzała na mnie podejrzliwie.-Albo ma tysiąc kochanek. Jedna z tych dwóch opcji.
-Nie do końca tak to wygląda...
-W sensie?
Zauważyłam, że czyta gazetę, jedno z tych dennych pism kobiecych.
-Ma żonę inwalidkę. Widziałam ją wczoraj i coś czuję, że Mateo już się u nas nie pojawi.
-Słodki Jezu!- Ines odłożyła magazyn i zwróciła się do mnie zainteresowana dalszymi plotkami- Jak to? On jest żonaty? A ty z nim przypadkiem nie...
-Tak, ale to był romans, w którym chodziło tylko o łóżko.
Westchnąwszy, kiwnęłam głową.
-Nie wydajesz się nadzwyczaj załamana z tego powodu. Chcesz mi coś powiedzieć?
-German i ja wróciliśmy do siebie.
W pomieszczeniu niósł się pisk przez chwilę, potem byłam zmuszona opowiedzieć przyjaciółce całą scenę miłosną. Chyba naprawdę cieszyła się moim szczęściem, bo pokazywała swoje śnieżnobiałe zęby, dopóki nie wyraziłam niepewności.
-A co, jeśli to błąd? Jeśli znowu nam się nie uda, ktoś stanie między nami?
-Prześpij się z nim, to przejdą ci te absurdalne myśli.-powiedziała ostrym tonem.
-A skąd wiesz, że już nie spaliśmy ze sobą?- odparłam, udając, że jestem urażona jej uwagą.
-A spaliście?
-Nie.
-A widzisz. Skąd ja to wiedziałam?- uśmiechnęła się zawadiacko do jakiegoś półnagiego faceta na kartach czasopisma.
-Wychodzę.- Oznajmiłam i wziąwszy torebkę, przeszłam przez przedpokój. Zaraz po tym, kiedy zamknęłam drzwi, usłyszałam stłumiony śmiech przyjaciółki.

Kilka minut później stałam już przed willą Castillo i biłam się z myślami. Zadzwoniłam do drzwi. Po chwili zostały mi otworzone przez samego pana domu. Spojrzał na mnie najpierw podejrzliwie, potem coraz bardziej się uśmiechał z głupkowato-radosnym wyrazem twarzy, wreszcie wciągnął mnie za rękę do środka. Jak przystało na dżentelmena, zasypał mnie wieloma pytaniami o samopoczucie, temperaturę ciała, pragnienie, głód, zmęczenie, a nie powód najścia. Odebrał ode mnie nakrycie i odwiesił je na wieszak w hallu. Odmówiłam jakiegokolwiek napoju, a gdy wspomniał o "czymś mocniejszym", zemdliło mnie. W końcu szwagier usiadł naprzeciwko mnie na sofie.
-Mogę wiedzieć, co się stało, że zawitałaś? Nie odzywałaś się wczoraj.
-Nie mogę przyjść po to, by po prostu się przytulić i spędzić z tobą czas.
Wstałam i zajęłam miejsce bardzo blisko ukochanego. Zarzuciłam nogę na nogę, przybierając kokieteryjny wyraz twarzy.
-Kiedy ostatni raz tak się zachowywałaś, byłem na straconej pozycji.- Stwierdził rozbawiony, podczas gdy ja szukałam dłonią jego dłoni w okolicy jego ud.- I wiesz co? Podoba mi się teraz taki układ.
Uśmiechnęłam się i wzdrygnęłam pod wpływem dotyku Germana. Moja sukienka szła ku górze, koszula mężczyzny prawie nie okrywała jego torsu, kiedy uznaliśmy, iż salon to nie najlepsze miejsce na takie zabawy. W ramionach kochanka zostałam przeniesiona na piętro do jego sypialni.
Opadłam na miękką pościel. German, który czuwał nad wszystkim, jednym ruchem ręki rozpuścił mi koka i odpinał powoli guziki mojej sukienki. Korzystając z okazji, że nasze ciała były bardzo blisko, zrobiłam kilka malinek na jego szyi. Po chwili zarówno damskie, jak i męskie części garderoby leżały już na podłodze. Spoczęliśmy półnadzy pod lekką pościelą w błękitnym kolorze.
Aby dodać więcej magii tej chwili, German połączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Obejmując  umięśnione ramiona mężczyzny, czułam jego dotyk biegnący po całym moim ciele, przyspieszone bicie serca i mocny zapach perfum. Ukochany całował mnie nie tylko w usta. Mogłam oddać się rozkoszy podczas całowania szyi, dekoltu, podbrzusza...
Słychać było jedynie ciężkie oddychanie naszej dwójki, nic poza tym. Uśmiech i uwodzicielski wzrok kochanka napawał mnie jeszcze większym podnieceniem.

______________________________________________________
Witam wszystkich i życzę udanych wakacji! :)
Jak podobała się dwudziestka?
Proszę o szczere opinie.
Mil besitos,

Ruda