Nie
mam nic do powiedzenia, a jednocześnie pragnę się komuś wygadać. Zaraz
zwariuję. Te kłótnie w Studiu mnie wykańczają. Niedługo stracę pracę, którą
kocham. Wciąż panuje niezręczne milczenie między mną a Germanem, który za kilka
dni się żeni… A może to mnie tak boli? Nie, nie. Jeśli już to nie boli, tylko
denerwuje. Jade coraz bardziej rządzi się w domu. Razem z Violą i Olgą wolę
przemilczeć sprawę. Doszłam do wniosku, że do ślubu i tak dojdzie, a ja prędzej
czy później, będę służącą rodziny Castillo i tak po prostu musi być.
Usiadłam
przy fortepianie, nacisnęłam kilka akordów i zaczęłam cichym, lecz mocnym
głosem.
“All at
once, I finally took a moment and I'm
realizing that.
You're not coming back.
You're not coming back.
And it's finally hit me , all
at once.
All at once, I've started counting teardrops and at least a million fell.
My eyes began to swell.
And all my dreams were shattered , all at once.
All at once, I've started counting teardrops and at least a million fell.
My eyes began to swell.
And all my dreams were shattered , all at once.
Ever Since I’ve met you ,
you’re the only love I’ve known…”
Ktoś
mi przerwał odgłosem zrzucania książek z półki. Odwróciłam się gwałtownie,
naciskając przypadkowe klawisze. Porządny fałsz rozległ się po domu. Na
podłodze leżał nie kto inny, tylko nasz nowy domownik. Wzruszyłam ramionami i
spojrzałam na mężczyznę z wyrzutem.
-Przepraszam,
że przeszkodziłem. Pięknie śpiewasz, Angie.
-Nie
przypominam sobie, żebyśmy przeszli na „ty”- rzuciłam opryskliwie.
Siadł
obok mnie, zdecydowanie za blisko mnie. Czułam się niezręcznie. Miałam dwa
wyjścia: albo go odepchnąć i spoliczkować, albo delikatnie odsunąć się i
upomnieć grzecznie. Już nie wiedziałam, co lepsze.
-To
może najwyższy czas- Matias był uparty. Pochlebiało mi to, ale jego względy nie
były czymś pożądanym przeze mnie.
-Nie
wydaje mi się- oznajmiłam krótko i wstałam.
Przy
okazji adorator dostał moimi lokami w twarz, ale jak to „myśliwy”, któremu
zależy na „zwierzynie”, nie zwraca uwagi na niedogodności. Szedł za mną aż do
mojej sypialni. Kiedy nachalnie wpraszał się do środka, niewiarygodnie korciło
mnie, aby go uderzyć.
-Ciebie
tutaj nie powinno być- powiedziałam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Odetchnęłam z ulgą. Pierwszy raz w swoim życiu przeżyłam zaloty tak
niezmordowanego faceta.
Wychodziłam z pokoju Violetty i szłam w stronę schodów z melodią na
ustach.
“All at
once I'm drifting on a lonely sea.
Wishing you'd come back to me.
And that's all that matters now.
All at once I'm drifting on a lonely sea…”
Wishing you'd come back to me.
And that's all that matters now.
All at once I'm drifting on a lonely sea…”
Drzwi
od domu zostały otwarte, a do środka wparował German, za nim Ramallo. Zaklęłam
pod nosem zirytowana, że zawsze ktoś musiał mi przerwać akurat tą piosenkę.
Mężczyźni żywo gestykulowali, wyglądali na podenerwowanych. Zatrzymali się na środku salonu. Aby mnie nie
zobaczyli schowałam się w gabinecie inżyniera, gdzie świetnie było słychać urywek ich rozmowy.
-Zrozum
to, nie jestem zakochany w Angie- German mówił wolno i wyraźnie, aby upewnić
się, iż przyjaciel zrozumiał.
-Nie
dam się tak łatwo przekonać- zapewnił asystent- Ja wiem, jak zachowują się
zakochani.
-Ależ
tak? A skąd?
-No…-
jąkał się Ramallo- Oj tam, po prostu wiem.
-Dobrze
ci radzę, zajmij się swoją miłością, a moją zostaw mnie- pana domu wydał nowe
zarządzenie- O, Jade! Kochanie!
W
progu pojawiła się narzeczona Germana. W lśniącej czarnej sukience, niewyobrażalnie
wysokich szpilkach i nowej fryzurze wyglądała zjawiskowo. Chyba tylko za to mój
szwagier ją kochał.
-Jesteś
pewien?- rzucił Ramallo bez zastanowienia.
-A
czego ma być pewien?- wtrąciła się Jade jak zwykle dyskretna.
-Tego,
że cię bardzo kocham- German wyszedł z tego cało.
-Ojej-
zawołała prawie wniebowzięta przyszła panna młoda- Ja ciebie też.
Rzuciła
mu się na szyję i pocałowała delikatnie. Policzki mężczyzny lekko się
zaróżowiły, a ja przypomniałam sobie sytuację z przed kilku dni. Pisnęłam cichutko.
Zatkałam sobie usta ręką z nadzieją, że nikt tego nie usłyszał.
-Angie,
panienko Angie, co pani tutaj robi?- dotarł do mnie głos Ramallo.
Wyrwał
mnie tym z zamyślenia. Potrząsnęłam głową na znak, że wyrzucam z siebie te
myśli. Chyba zrobiłam to sama dla siebie, bo asystent patrzył na mnie zdziwiony,
aż się zawstydziłam.
-Co
pani o tym myśli?- zapytał zupełnie niespodziewanie. A ja tak gorliwie modliłam
się, by nie poruszył tego tematu.
-Nie
wiem- rzuciłam na odczepkę- A co nas to obchodzi?
-Ja
myślałem, że pani też… coś czuje do pana Germana.
-Źle
pan myślał- w tej sytuacji mogłam być ostra- Zwykłe przyjacielskie stosunki,
nic innego.- Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam- A nawet
jeśli, to i tak nic się nie wydarzy. Jestem ciotką Violetty, a to wszystko
przekreśla.
Minuta
ciszy, jakby po śmierci człowieka, przedłużała się znacznie. Doskonale
wiedziałam, że Ramallo to człowiek dyskretny i uczciwy. Nie lubi gadać,
szczególnie o kimś. To znaczy, że mogę się mu zwierzyć, mogę powierzyć tajemnicę. Z drugiej strony, Ramallo
często przebywał z Olgą, a ta potrafiła zmusić człowieka do wszystkiego. Zdecydowałam
się zachować ciszę i nic się nie odzywać.
Zaczął
się kolejny zwykły dzień w pracy. Dla niektórych był on śpiewający, dla innych
bardziej taneczny, czy instrumentalny, a dla mnie na pewno był jednym z ostatnich.
Trudno było mi rozstać się ze Studiem, za bardzo kochałam tę pracę i młodzież,
aby się nie przejmować. Czy tylko ja tak się czułam? Nie. Na pewno nie. Pablo i
Antonio, jako dyrektor i kierownik całej szkoły, mieli obowiązek poinformować o
tym uczniów, co nie sprawiało im przyjemności. Beto jeszcze wyraźniej się jąkał
i częściej obżerał kanapkami, a Gregorio stał się bardziej nieznośny i
porywczy. Pakowałam powoli swoje rzeczy, starałam się za wszelką cenę nie
myśleć tyle o swoich problemach. Są one w domu, w pracy… Wszędzie. Powstały praktycznie
w tym samym czasie i jednakowo nie mam pojęcia, jak je rozwiązać. Jak przekonać
Jade i Ramallo, że między mną a ojcem Violetty niczego nie ma? I przy tym nie
stracić siostrzenicy, ani dobrych kontaktów z domownikami? W jaki sposób
zapobiec zamknięciu Studia? Takie pytania towarzyszyły mi, gdy pakowałam jedno
z ostatnich pudeł.
Opuszczałam
próg szkoły muzycznej. Zastanawiałam się, jak inni tak szybko i bez widocznych
problemów pogodzili się z zamknięciem Studia. Pudło, które niosłam z każdą chwilą
stawało się coraz cięższe. Przypominało mnie. Niepozorne, lecz mocne. Na
zewnątrz czyste, takie zwyczajne, natomiast wewnątrz panujący bałagan zdradzał
o nim wszystko. I to samo ze mną… Gdyby ktoś właśnie teraz, w tym momencie
zajrzał do mojego wnętrza i pomógł…
-Angie!-
rozmyślanie przerwał mi krzyk Germana. Biegł w moją stronę, dysząc ciężko.
-Co
się stało, że pan tak biegł?- zapytałam, kiedy stał już u mego boku. Mężczyzna
nie mógł złapać oddechu, więc podałam mu butelkę wody. Wypił łyka i wydukał:
-Wiem,
jak uratować Studio.
Zatkało
mnie. Ten facet biegł przez pół miasta, jak gdyby nie miał wielkiej limuzyny,
po to, by uratować
szkołę muzyczną! Wrażenie, które na mnie zrobił sprawiło, że prawie opuściłam
pudło ze spakowanymi rzeczami. Na szczęście mój „wybawca” w porę go złapał i
pozbawił mnie ciężaru.
-I
co właściwie pan wymyślił?- ochłonęłam i powiedziałam z przekąsem w głosie.
-Zrobimy
wielkie show w placówce i tak zarobimy na spłacenie długów- wyjaśnił spokojnie
chłeptają kolejne łyki wody.
-Wspaniale-
sarkazm wyszedł mi świetnie- A skąd weźmiemy na to fundusze?
-Proszę
się nie martwic, ja zajmę się finansami- zapewnił mnie inżynier z błyskiem o
oku. Nie pojmowałam jego radości i wiary. Przecież nie wiadomo, czy to się w
ogóle uda. Boże, zamieniam się w Gregorio!
Ostatecznie
zgodziłam się na pomysł Germana, zresztą jak później pomyślałam, bardzo dobry
pomysł. Pozwoliłam się odwieść do domu taksówką zamówioną przez mojego towarzysza.
Teraz pozostaje postawić jedno pytanie: czy nie wyglądało to dziwnie, gdy
weszliśmy do domu razem? Chyba tak…
Zachować
zimną krew w czasie kłótni, to nic. Sztuką jest potem nie wybuchnąć.
-Co
pan sobie wyobraża?- darłam się na szwagra.
-Nie
sądzi pani, że czas przejść na „ty”- z twarzy nie schodził mu wnerwiający
uśmieszek.
Zrobił
krok w moją stronę. To już przesada. Ręka mnie świerzbiła. „Co to, do cholery,
ma być?”- tylko tyle miałam w głowie. Postanowiłam jednak wykorzystać stary kobiecy
patent.
-A
już myślałam, że mnie o to nie poprosisz.
Przysunęłam
się do mężczyzny, któremu wyraźnie się to podobało. Przegładził moje ramiona i
obiął plecy. Nie sądziłam, że sprawy przyjmą taki obrót, ale nie potrafiłam się
sprzeciwić. Pod wpływem dotyku Germana moje ciało drżało, a serce nagle
przyspieszyło. Zarówno mną, jak i mężczyzną kierowały nieznane wcześniej
uczucia. Zbliżył swą twarz do mojej. Nasz wzrok spotkał się ze wzrokiem drugiej
osoby. Utonęłam w czekoladowych tęczówkach szwagra. Śledząc nawzajem swe ruchy,
sprawiliśmy, że nasze usta dzieliły tylko milimetry.
-Co
spowodowało taką nagłą zmianę?- szepnął i poczułam łaskotanie w uchu.
-Nie
wiem- uśmiechnęłam się figlarnie- Może… nieobecność pańskiej narzeczonej.
Zachowałam
zdrowy rozsądek i zaprzestałam tej cudownej gry. Mina mojego szwagra była
bezcenna. Faceta zatkało, słowa nie mógł z siebie wydusić, a potem strzelił
buraka. Tymczasem ja ledwo stałam, śmiejąc się.
-I
żeby było jasne- parsknęłam znowu śmiechem- Łączą nas tylko i wyłącznie
stosunki służbowe. Nie jesteśmy na „ty” i nigdy nie będziemy. Zrozumiał pan?
German
pokiwał głową. Dostrzegłam w jego oczach zachwyt, podziw i chęć ciągnięcia
dłużej tego co ja przerwałam. No niestety, albo i na szczęście, musiałam go
zawieść. Ciekawe, co by na to powiedziała Jade? Następna awantura. A tak to
przynajmniej German poznał siłę kobiecego seksapilu.
Krok
triumfalny w moim pokoju przerodził się w coś w rodzaju kroku strudzonego
wędrowca. Opadłam na łóżko i westchnąwszy, otworzyłam pierwszą lepszą książkę.
Jednak absolutnym hitem tego
spotkania była opowieść Marzeny, najmłodszej z wychowawczyń. Sześć osób
stanowiło na tyle małą grupę, że Marzena zdecydowała się opowiedzieć im swoją historię. Otóż dwa lata temu,
będąc na pierwszym roku studiów, zamiast chłopakowi przez pomyłkę wysłała
własnemu ojcu wiadomość następującej treści:
„Alarm
odwołany. Mam okres.”
Po chwili dostała odpowiedź:
„Widzisz, Żabko, i nie było
się czym martwic. Kocham Cię ponad wszystko.”
Chwilę ją to zastanowiło, bo
chłopak nigdy do niej nie mówił „Żabko”, a i do wyznań esemesowych jak do tej
pory się nie kwapił. Wszystko bardzo spokojnie przemyślała i uznała, że chłopak
pisał to nie do niej i jest jakaś inna Żabka w jego życiu. Zadzwoniła więc do
niego z awanturą i pretensjami. Kilka minut zajęło im ustalenie, że on żadnego
esemesa nie dostał, zatem nie mógł na niego odpowiedzieć. Marzena dopiero wtedy
sprawdziła, do kogo wysłała wiadomość. Najpierw zrobiło jej się strasznie
głupio, a potem odczuła dumę, że ma takiego fajnego tatę. Jedno było tylko
zastanawiające- on również nigdy nie zwracał się do Marzeny „Żabko”, ale cóż.
Może po prostu umiał się znaleźć i jeszcze błysnął niebanalnym żartem.
Prawda była jednak inna. Jej
ojciec został ojcem dziecka Żabki, a Żabka, zanim upłynęło sześć miesięcy,
została macochą Marzeny, ponieważ jak się okazało, ojciec ponad wszystko kochał
właśnie Żabkę. Marzena opowiadała tę historię lekko, dowcipnie, z taką swadą,
że aż trudno było uwierzyć, że mówi o rozpadzie własnej rodziny i o
wiarołomstwie rodzonego ojca. A może tylko zmyślała? Tego Mariannie nie udało
się ustalić.
Ta
„historyjka” wywołała na mojej twarzy uśmiech. Ewa Nowak, autorka, uświadomiła
mi jak wiele zależy od sposobu przedstawienia czegoś, bo kiedy opowiemy coś
przekornym tonem nawet rzecz tragiczna może śmieszyć. Postanowiłam kontynuować
czytanie książki pod niebanalnym tytułem „Niewzruszenie”. Poznałam kilka
komicznych sytuacji rodziny Hansel, na przykład taką, kiedy Janusz, głowa
rodziny, przyjął do domu świnkę. Doczytałam do opisu randki Marianny i Tomka.
Muszę przyznać, że myślenie tej oto bohaterki mnie intrygowało. Ocenianie w ten
sposób mężczyzn nigdy nie przyszło mi do głowy, lecz teraz wydawało się bardzo
logiczne i mądre. Postanawiając, że tak właśnie będę postępować, odpłynęłam w
błogi sen.
Obudziły mnie promienie słońca . Rozejrzałam
się po pomieszczeniu. Na
pewno nie byłam w swojej sypialni. Pokój wyglądał bardziej dostojnie. Ciemne
ściany czyniły go smutnym. Na pułkach stały różnorakie figurki i mnóstwo
książek w okładkach tego samego koloru. Łóżko, w którym leżałam było duże,
usłane białą jedwabną pościelą bardzo przyjemną w dotyku. Ze wszystkich stron
docierał do mnie zapach męskich perfum. Upewniwszy się, że mam na sobie wszystkie
części garderoby, wyszłam z pokoju.
Pokonałam schody i znalazłam się w jak zwykle
czystym i cichym salonie domu Castillo. Na kanapie siedział German, a kiedy
mnie zobaczył na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Chodź,
kochanie- poklepał puste miejsce obok siebie. Odwróciłam się, za mną nikogo nie
było, więc to „kochanie” zapewne kierował do mnie. Niepewnie usiadłam obok
mężczyzny, który nie zwlekał z przytuleniem mnie i obdarzeniem pocałunkiem.
-Czemu
mówisz do mnie „kochanie”?- zapytałam wreszcie, będąc w objęciach… no właśnie,
kogo?
-Jak
to? Czy to coś dziwnego po ślubie?- odpowiedź pytaniem na pytanie nie jest
niczym dobrym.
-Po
ślubie?- zaznaczyłam ze zdziwieniem.
-Tak.
A co masz na palcu prawej ręki?
Spojrzałam
na mą dłoń. Na serdecznym palcu błyszczała złota obrączka. Tak samo na dłoni
Germana.
-A
gdzie jest Violetta?- pytałam dalej.
-Dostała
się przecież do Akademii Muzycznej w Rosario i tam zamieszkała razem z
przyjaciółkami. Angie, co się dzieje?
-A
nic, nic- zaprzeczyłam sama sobie- Chyba coś mi wczoraj zaszkodziło- dobre
kłamstwo nie jest złe.
W
tym samym momencie do salonu wkroczyła Olga. Ona nic się nie zmieniła, chociaż
prowadziła za rękę kogoś kogo pierwszy raz widziałam. Była to czarnoskóra
dziewczynka, miała około siedmiu lat i na głowie prawdziwy gąszcz kręconych
włosów. Dreptała radośnie za gosposią, a jej różowiutka spódniczka unosiła się
i opadała. Jej duże brązowe oczy skierowały się w moją stronę.
-Mama-
zawołała i rzuciła mi się na szyję. Któżby pomyślał, że mała dziewczynka
zafunduje mi najmocniejszy wstrząs w życiu?
-Adoptowaliśmy
Zolę pół roku temu- German poczuł obowiązek tłumaczenia mi.
-Mamusiu-
Zola miała pocieszny dziecięcy głosik- To znowu ci panowie.
Wskazała
na okno wychodzące na ogród. Panoszyła się tam grupa facetów z aparatami, tak
jakby… paparazzi. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Blask fleszy odbijał się od
szyb.
-Jesteś
międzynarodową gwiazdą muzyki pop. Masz
tłumy fanów i wszędzie łażą za tobą reporterzy.
-Super.
Jeszcze jakieś niespodzianki?- byłam troszeczkę poirytowana.
-Chyba
nie…
Zasiedliśmy
do śniadania. Zola, podobno starym zwyczajem, wpakowała mi się na kolana.
-Zoli,
co ci mówiłem?- German skarcił ją delikatnie spojrzeniem.
Dziewczynka
posłusznie zeszła z moich kolan, za to wepchnęła się w objęcia taty. Olgita
tymczasem przyniosła jedzenie. Talerz w kanapkami wylądował wprost przede mną i
nie wiem czemu, nagle poczułam okropne mdłości. Męczył mnie odruch wymiotny. W
łazience zwymiotowałam. A kiedy wydostałam się na zewnątrz, cała rodzina tam na
mnie czekała. Mój mąż wyglądał bardzo słodko z moją córką na rękach.
Zastanawiałam się przez chwilę nad sensem takiej wypowiedzi.
-Dobrze
się czujesz, skarbie?- zatroszczył się małżonek. Przytaknęłam i opadłam na
kanapę.
-To
normalne- rzuciła Olga z nutką kpiny w głosie- Przecież jest pani w ciąży…
Zerwałam się do pozycji siedzącej.
-Boże, co to było?- szepnęłam sama do
siebie. Zarówno moje zachowanie, jak i ten sen nie świadczyły o tym, że
wszystko ze mną w porządku. „A może to moja przyszłość?”- pomyślałam- Nie, to
niemożliwe- na głos odpowiedziałam na swoje własne pytanie .
Znów odezwało się zmęczenie. Gdy tylko
przyłożyłam głowę do poduszki, kraina snu stała przede mną otworem.
-Jak panu idzie?- spytałam następnego
dnia w trakcie spokojnej realizacji planu Germana. Podałam mu kubek ciepłej
herbaty. German rozsiadł się wygodnie w fotelu.
-Skończone- oznajmił z dumą i upił
trochę napoju.
-Niech pan sobie ze mnie nie żartuje-
niedowierzałam.
-Ależ nic z tych rzeczy- zapewniał
inżynier z uśmiechem.
-Pokaż to- bardzo upartym
niedowiarkiem.
-A jednak powiedziałaś mi na „ty”-
German mógł zatryumfować.
-Pani. A jednak powiedziała mi pani-
zaznaczyłam ostatnie słowo - Niech mi pan to pokaże- poprawiłam się z
postanowieniem wytężenia uwagi.
Szwagier obrócił w moją stronę laptop,
tym samym prezentując efekty swojej pracy. Przyznam, że wyglądało to świetnie.
Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane. Pozostało tylko trzymać kciuki, aby
się to udało.
-Jak pan tego dokonał?- wysłałam mu
promienny uśmiech.
-Jestem genialny.
-I skromny- podsumowałam szczerze.
Mężczyzna utkwił we mnie wzrok. Mnie
również przykuło jego bystre spojrzenie. Powoli zaczynałam odpływać, jednak nie
ze mną te numery. Nie dam się tak łatwo zwieść. Westchnąwszy, wróciłam do
normy.
-To ja już pójdę. Bardzo dziękuję.
Wstałam i skierowałam się w stronę
wyjścia. Miałam naciskać klamkę i wtedy nie do końca znana mi siła kazała mi
zawrócić. Z niewiadomych przyczyn posłuchałam jej. W sekundzie znalazłam się w
ramionach Germana. On, o dziwo, obiął moje plecy i jeszcze mocniej do siebie
przytulił. Teraz razem chcieliśmy jak najwięcej czerpać z tej magicznej chwili…
______________________________________
Może trochę przesadzam, ale dodam to teraz. Po co czekać? :D
Z góry dziękuję za wszystkie komentarze. Pozdrawiam!
Ruda
Jednym słowem idzie ci coraz lepiej. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńDzięki! :]
UsuńSuper! Czekam na next'a :3
OdpowiedzUsuńNarazie fajnie ci idzie :3
OdpowiedzUsuńRozdział super <3
OdpowiedzUsuńTrzeba zmienić zachowanie Geramana !
Czekam na szybki next !
~`Nieznajoma (Żona Ramosa)
Geremek jest zawsze do wymiany. :D Dzięki. :)
UsuńCo ja mogę napisać? Że mi się podobała? Że cudowny tekst, a ty jesteś bardzo utalentowana? To prawda, ale to takie mało oryginalne XD No dobrze, niech będzie już nieoryginalnie :( Bardzo mi się podobało :D Matias mnie rozbraja, German nie wpadł na to, aby pojechać limuzyną, Ramangie forever, a sen... No ja czekam na ziszczenie :D Czekam z niecierpliwością na nexta :D Pozdrawiam ~B
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało. :) Twoje komentarze są zawsze oryginalne, więc nie musisz kombinować. Co do ziszczenia snu...Czekaj, czekaj, może coś wyczekasz XD. Dzięki i nawzajem. :)
Usuń