środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 2

Nie mam nic do powiedzenia, a jednocześnie pragnę się komuś wygadać. Zaraz zwariuję. Te kłótnie w Studiu mnie wykańczają. Niedługo stracę pracę, którą kocham. Wciąż panuje niezręczne milczenie między mną a Germanem, który za kilka dni się żeni… A może to mnie tak boli? Nie, nie. Jeśli już to nie boli, tylko denerwuje. Jade coraz bardziej rządzi się w domu. Razem z Violą i Olgą wolę przemilczeć sprawę. Doszłam do wniosku, że do ślubu i tak dojdzie, a ja prędzej czy później, będę służącą rodziny Castillo i tak po prostu musi być.
Usiadłam przy fortepianie, nacisnęłam kilka akordów i zaczęłam cichym, lecz mocnym głosem.
All at once, I finally took a moment and I'm realizing that. 
You're not coming back.
And it's finally hit me , all at once. 
All at once, I've started counting teardrops and at least a million fell. 
My eyes began to swell. 
And all my dreams were shattered , all at once.
Ever Since I’ve met you , you’re the only love I’ve known…
Ktoś mi przerwał odgłosem zrzucania książek z półki. Odwróciłam się gwałtownie, naciskając przypadkowe klawisze. Porządny fałsz rozległ się po domu. Na podłodze leżał nie kto inny, tylko nasz nowy domownik. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na mężczyznę z wyrzutem.
-Przepraszam, że przeszkodziłem. Pięknie śpiewasz, Angie.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na „ty”- rzuciłam opryskliwie.
Siadł obok mnie, zdecydowanie za blisko mnie. Czułam się niezręcznie. Miałam dwa wyjścia: albo go odepchnąć i spoliczkować, albo delikatnie odsunąć się i upomnieć grzecznie. Już nie wiedziałam, co lepsze.
-To może najwyższy czas- Matias był uparty. Pochlebiało mi to, ale jego względy nie były czymś pożądanym przeze mnie.
-Nie wydaje mi się- oznajmiłam krótko i wstałam.
Przy okazji adorator dostał moimi lokami w twarz, ale jak to „myśliwy”, któremu zależy na „zwierzynie”, nie zwraca uwagi na niedogodności. Szedł za mną aż do mojej sypialni. Kiedy nachalnie wpraszał się do środka, niewiarygodnie korciło mnie, aby go uderzyć.
-Ciebie tutaj nie powinno być- powiedziałam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Odetchnęłam z ulgą. Pierwszy raz w swoim życiu przeżyłam zaloty tak niezmordowanego faceta.

Wychodziłam z pokoju Violetty i szłam w stronę schodów z melodią na ustach.
All at once I'm drifting on a lonely sea. 
Wishing you'd come back to me. 
And that's all that matters now. 
All at once I'm drifting on a lonely sea…
Drzwi od domu zostały otwarte, a do środka wparował German, za nim Ramallo. Zaklęłam pod nosem zirytowana, że zawsze ktoś musiał mi przerwać akurat tą piosenkę. Mężczyźni żywo gestykulowali, wyglądali na podenerwowanych.  Zatrzymali się na środku salonu. Aby mnie nie zobaczyli schowałam się w gabinecie inżyniera, gdzie świetnie było słychać urywek ich rozmowy.
-Zrozum to, nie jestem zakochany w Angie- German mówił wolno i wyraźnie, aby upewnić się, iż przyjaciel zrozumiał.
-Nie dam się tak łatwo przekonać- zapewnił asystent- Ja wiem, jak zachowują się zakochani.
-Ależ tak? A skąd?
-No…- jąkał się Ramallo- Oj tam, po prostu wiem.
-Dobrze ci radzę, zajmij się swoją miłością, a moją zostaw mnie- pana domu wydał nowe zarządzenie- O, Jade! Kochanie!
W progu pojawiła się narzeczona Germana. W lśniącej czarnej sukience, niewyobrażalnie wysokich szpilkach i nowej fryzurze wyglądała zjawiskowo. Chyba tylko za to mój szwagier ją kochał.
-Jesteś pewien?- rzucił Ramallo bez zastanowienia.
-A czego ma być pewien?- wtrąciła się Jade jak zwykle dyskretna.
-Tego, że cię bardzo kocham- German wyszedł z tego cało.
-Ojej- zawołała prawie wniebowzięta przyszła panna młoda- Ja ciebie też.
Rzuciła mu się na szyję i pocałowała delikatnie. Policzki mężczyzny lekko się zaróżowiły, a ja przypomniałam sobie sytuację z przed kilku dni. Pisnęłam cichutko. Zatkałam sobie usta ręką z nadzieją, że nikt tego nie usłyszał.
Tymczasem German wspólnie z Jade ulotnili się, a Ramallo został sam, na środku salonu ze zrezygnowaniem w oczach. Właściwie, czułam się podobnie. Z tą różnicą, że mi niezręcznie było w jakikolwiek sposób mieszać się do spraw sercowych szwagra. Wciąż miałam przed oczami nienaturalnie zarumienioną twarz Germana i jego brązowe oczy wpatrzone we mnie po tym, jak wywróciłam się na niego. Szczerze mówiąc, nie był to taki zły widok. Wstrząsający, ale całkiem miły. Zaczynałam przerażać samą siebie.
-Angie, panienko Angie, co pani tutaj robi?- dotarł do mnie głos Ramallo.
Wyrwał mnie tym z zamyślenia. Potrząsnęłam głową na znak, że wyrzucam z siebie te myśli. Chyba zrobiłam to sama dla siebie, bo asystent patrzył na mnie zdziwiony, aż się zawstydziłam.
-Co pani o tym myśli?- zapytał zupełnie niespodziewanie. A ja tak gorliwie modliłam się, by nie poruszył tego tematu.
-Nie wiem- rzuciłam na odczepkę- A co nas to obchodzi?
-Ja myślałem, że pani też… coś czuje do pana Germana.
-Źle pan myślał- w tej sytuacji mogłam być ostra- Zwykłe przyjacielskie stosunki, nic innego.- Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam- A nawet jeśli, to i tak nic się nie wydarzy. Jestem ciotką Violetty, a to wszystko przekreśla.
Minuta ciszy, jakby po śmierci człowieka, przedłużała się znacznie. Doskonale wiedziałam, że Ramallo to człowiek dyskretny i uczciwy. Nie lubi gadać, szczególnie o kimś. To znaczy, że mogę się mu zwierzyć, mogę powierzyć tajemnicę. Z drugiej strony, Ramallo często przebywał z Olgą, a ta potrafiła zmusić człowieka do wszystkiego. Zdecydowałam się zachować ciszę i nic się nie odzywać.

Zaczął się kolejny zwykły dzień w pracy. Dla niektórych był on śpiewający, dla innych bardziej taneczny, czy instrumentalny, a dla mnie na pewno był jednym z ostatnich. Trudno było mi rozstać się ze Studiem, za bardzo kochałam tę pracę i młodzież, aby się nie przejmować. Czy tylko ja tak się czułam? Nie. Na pewno nie. Pablo i Antonio, jako dyrektor i kierownik całej szkoły, mieli obowiązek poinformować o tym uczniów, co nie sprawiało im przyjemności. Beto jeszcze wyraźniej się jąkał i częściej obżerał kanapkami, a Gregorio stał się bardziej nieznośny i porywczy. Pakowałam powoli swoje rzeczy, starałam się za wszelką cenę nie myśleć tyle o swoich problemach. Są one w domu, w pracy… Wszędzie. Powstały praktycznie w tym samym czasie i jednakowo nie mam pojęcia, jak je rozwiązać. Jak przekonać Jade i Ramallo, że między mną a ojcem Violetty niczego nie ma? I przy tym nie stracić siostrzenicy, ani dobrych kontaktów z domownikami? W jaki sposób zapobiec zamknięciu Studia? Takie pytania towarzyszyły mi, gdy pakowałam jedno z ostatnich pudeł.


Opuszczałam próg szkoły muzycznej. Zastanawiałam się, jak inni tak szybko i bez widocznych problemów pogodzili się z zamknięciem Studia. Pudło, które niosłam z każdą chwilą stawało się coraz cięższe. Przypominało mnie. Niepozorne, lecz mocne. Na zewnątrz czyste, takie zwyczajne, natomiast wewnątrz panujący bałagan zdradzał o nim wszystko. I to samo ze mną… Gdyby ktoś właśnie teraz, w tym momencie zajrzał do mojego wnętrza i pomógł…
-Angie!- rozmyślanie przerwał mi krzyk Germana. Biegł w moją stronę, dysząc ciężko.
-Co się stało, że pan tak biegł?- zapytałam, kiedy stał już u mego boku. Mężczyzna nie mógł złapać oddechu, więc podałam mu butelkę wody. Wypił łyka i wydukał:
-Wiem, jak uratować Studio.
Zatkało mnie. Ten facet biegł przez pół miasta, jak gdyby nie miał wielkiej limuzyny, po to, by uratować szkołę muzyczną! Wrażenie, które na mnie zrobił sprawiło, że prawie opuściłam pudło ze spakowanymi rzeczami. Na szczęście mój „wybawca” w porę go złapał i pozbawił mnie ciężaru.
-I co właściwie pan wymyślił?- ochłonęłam i powiedziałam z przekąsem w głosie.
-Zrobimy wielkie show w placówce i tak zarobimy na spłacenie długów- wyjaśnił spokojnie chłeptają kolejne łyki wody.
-Wspaniale- sarkazm wyszedł mi świetnie- A skąd weźmiemy na to fundusze?
-Proszę się nie martwic, ja zajmę się finansami- zapewnił mnie inżynier z błyskiem o oku. Nie pojmowałam jego radości i wiary. Przecież nie wiadomo, czy to się w ogóle uda. Boże, zamieniam się w Gregorio!
Ostatecznie zgodziłam się na pomysł Germana, zresztą jak później pomyślałam, bardzo dobry pomysł. Pozwoliłam się odwieść do domu taksówką zamówioną przez mojego towarzysza. Teraz pozostaje postawić jedno pytanie: czy nie wyglądało to dziwnie, gdy weszliśmy do domu razem? Chyba tak…

Zachować zimną krew w czasie kłótni, to nic. Sztuką jest potem nie wybuchnąć.
-Co pan sobie wyobraża?- darłam się na szwagra.
-Nie sądzi pani, że czas przejść na „ty”- z twarzy nie schodził mu wnerwiający uśmieszek. 
Zrobił krok w moją stronę. To już przesada. Ręka mnie świerzbiła. „Co to, do cholery, ma być?”- tylko tyle miałam w głowie. Postanowiłam jednak wykorzystać stary kobiecy patent.
-A już myślałam, że mnie o to nie poprosisz.
Przysunęłam się do mężczyzny, któremu wyraźnie się to podobało. Przegładził moje ramiona i obiął plecy. Nie sądziłam, że sprawy przyjmą taki obrót, ale nie potrafiłam się sprzeciwić. Pod wpływem dotyku Germana moje ciało drżało, a serce nagle przyspieszyło. Zarówno mną, jak i mężczyzną kierowały nieznane wcześniej uczucia. Zbliżył swą twarz do mojej. Nasz wzrok spotkał się ze wzrokiem drugiej osoby. Utonęłam w czekoladowych tęczówkach szwagra. Śledząc nawzajem swe ruchy, sprawiliśmy, że nasze usta dzieliły tylko milimetry.
-Co spowodowało taką nagłą zmianę?- szepnął i poczułam łaskotanie w uchu.
-Nie wiem- uśmiechnęłam się figlarnie- Może… nieobecność pańskiej narzeczonej.
Zachowałam zdrowy rozsądek i zaprzestałam tej cudownej gry. Mina mojego szwagra była bezcenna. Faceta zatkało, słowa nie mógł z siebie wydusić, a potem strzelił buraka. Tymczasem ja ledwo stałam, śmiejąc się.
-I żeby było jasne- parsknęłam znowu śmiechem- Łączą nas tylko i wyłącznie stosunki służbowe. Nie jesteśmy na „ty” i nigdy nie będziemy. Zrozumiał pan?
German pokiwał głową. Dostrzegłam w jego oczach zachwyt, podziw i chęć ciągnięcia dłużej tego co ja przerwałam. No niestety, albo i na szczęście, musiałam go zawieść. Ciekawe, co by na to powiedziała Jade? Następna awantura. A tak to przynajmniej German poznał siłę kobiecego seksapilu.

Krok triumfalny w moim pokoju przerodził się w coś w rodzaju kroku strudzonego wędrowca. Opadłam na łóżko i westchnąwszy, otworzyłam pierwszą lepszą książkę.

Jednak absolutnym hitem tego spotkania była opowieść Marzeny, najmłodszej z wychowawczyń. Sześć osób stanowiło na tyle małą grupę, że Marzena zdecydowała się opowiedzieć im swoją historię. Otóż dwa lata temu, będąc na pierwszym roku studiów, zamiast chłopakowi przez pomyłkę wysłała własnemu ojcu wiadomość następującej treści:
„Alarm odwołany. Mam okres.”
Po chwili dostała odpowiedź:
„Widzisz, Żabko, i nie było się czym martwic. Kocham Cię ponad wszystko.”
Chwilę ją to zastanowiło, bo chłopak nigdy do niej nie mówił „Żabko”, a i do wyznań esemesowych jak do tej pory się nie kwapił. Wszystko bardzo spokojnie przemyślała i uznała, że chłopak pisał to nie do niej i jest jakaś inna Żabka w jego życiu. Zadzwoniła więc do niego z awanturą i pretensjami. Kilka minut zajęło im ustalenie, że on żadnego esemesa nie dostał, zatem nie mógł na niego odpowiedzieć. Marzena dopiero wtedy sprawdziła, do kogo wysłała wiadomość. Najpierw zrobiło jej się strasznie głupio, a potem odczuła dumę, że ma takiego fajnego tatę. Jedno było tylko zastanawiające- on również nigdy nie zwracał się do Marzeny „Żabko”, ale cóż. Może po prostu umiał się znaleźć i jeszcze błysnął niebanalnym żartem.
Prawda była jednak inna. Jej ojciec został ojcem dziecka Żabki, a Żabka, zanim upłynęło sześć miesięcy, została macochą Marzeny, ponieważ jak się okazało, ojciec ponad wszystko kochał właśnie Żabkę. Marzena opowiadała tę historię lekko, dowcipnie, z taką swadą, że aż trudno było uwierzyć, że mówi o rozpadzie własnej rodziny i o wiarołomstwie rodzonego ojca. A może tylko zmyślała? Tego Mariannie nie udało się ustalić.

Ta „historyjka” wywołała na mojej twarzy uśmiech. Ewa Nowak, autorka, uświadomiła mi jak wiele zależy od sposobu przedstawienia czegoś, bo kiedy opowiemy coś przekornym tonem nawet rzecz tragiczna może śmieszyć. Postanowiłam kontynuować czytanie książki pod niebanalnym tytułem „Niewzruszenie”. Poznałam kilka komicznych sytuacji rodziny Hansel, na przykład taką, kiedy Janusz, głowa rodziny, przyjął do domu świnkę. Doczytałam do opisu randki Marianny i Tomka. Muszę przyznać, że myślenie tej oto bohaterki mnie intrygowało. Ocenianie w ten sposób mężczyzn nigdy nie przyszło mi do głowy, lecz teraz wydawało się bardzo logiczne i mądre. Postanawiając, że tak właśnie będę postępować, odpłynęłam w błogi sen.

Obudziły mnie promienie słońca . Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na pewno nie byłam w swojej sypialni. Pokój wyglądał bardziej dostojnie. Ciemne ściany czyniły go smutnym. Na pułkach stały różnorakie figurki i mnóstwo książek w okładkach tego samego koloru. Łóżko, w którym leżałam było duże, usłane białą jedwabną pościelą bardzo przyjemną w dotyku. Ze wszystkich stron docierał do mnie zapach męskich perfum. Upewniwszy się, że mam na sobie wszystkie części garderoby, wyszłam z pokoju.
 Pokonałam schody i znalazłam się w jak zwykle czystym i cichym salonie domu Castillo. Na kanapie siedział German, a kiedy mnie zobaczył na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Chodź, kochanie- poklepał puste miejsce obok siebie. Odwróciłam się, za mną nikogo nie było, więc to „kochanie” zapewne kierował do mnie. Niepewnie usiadłam obok mężczyzny, który nie zwlekał z przytuleniem mnie i obdarzeniem pocałunkiem.
-Czemu mówisz do mnie „kochanie”?- zapytałam wreszcie, będąc w objęciach… no właśnie, kogo?
-Jak to? Czy to coś dziwnego po ślubie?- odpowiedź pytaniem na pytanie nie jest niczym dobrym.
-Po ślubie?- zaznaczyłam ze zdziwieniem.
-Tak. A co masz na palcu prawej ręki?
Spojrzałam na mą dłoń. Na serdecznym palcu błyszczała złota obrączka. Tak samo na dłoni Germana.
-A gdzie jest Violetta?- pytałam dalej.
-Dostała się przecież do Akademii Muzycznej w Rosario i tam zamieszkała razem z przyjaciółkami. Angie, co się dzieje?
-A nic, nic- zaprzeczyłam sama sobie- Chyba coś mi wczoraj zaszkodziło- dobre kłamstwo nie jest złe.
W tym samym momencie do salonu wkroczyła Olga. Ona nic się nie zmieniła, chociaż prowadziła za rękę kogoś kogo pierwszy raz widziałam. Była to czarnoskóra dziewczynka, miała około siedmiu lat i na głowie prawdziwy gąszcz kręconych włosów. Dreptała radośnie za gosposią, a jej różowiutka spódniczka unosiła się i opadała. Jej duże brązowe oczy skierowały się w moją stronę.
-Mama- zawołała i rzuciła mi się na szyję. Któżby pomyślał, że mała dziewczynka zafunduje mi najmocniejszy wstrząs w życiu?
-Adoptowaliśmy Zolę pół roku temu- German poczuł obowiązek tłumaczenia mi.
-Mamusiu- Zola miała pocieszny dziecięcy głosik- To znowu ci panowie.
Wskazała na okno wychodzące na ogród. Panoszyła się tam grupa facetów z aparatami, tak jakby… paparazzi. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Blask fleszy odbijał się od szyb.
-Jesteś międzynarodową  gwiazdą muzyki pop. Masz tłumy fanów i wszędzie łażą za tobą reporterzy.
-Super. Jeszcze jakieś niespodzianki?- byłam troszeczkę poirytowana.
-Chyba nie…
Zasiedliśmy do śniadania. Zola, podobno starym zwyczajem, wpakowała mi się na kolana.
-Zoli, co ci mówiłem?- German skarcił ją delikatnie spojrzeniem.
Dziewczynka posłusznie zeszła z moich kolan, za to wepchnęła się w objęcia taty. Olgita tymczasem przyniosła jedzenie. Talerz w kanapkami wylądował wprost przede mną i nie wiem czemu, nagle poczułam okropne mdłości. Męczył mnie odruch wymiotny. W łazience zwymiotowałam. A kiedy wydostałam się na zewnątrz, cała rodzina tam na mnie czekała. Mój mąż wyglądał bardzo słodko z moją córką na rękach. Zastanawiałam się przez chwilę nad sensem takiej wypowiedzi.
-Dobrze się czujesz, skarbie?- zatroszczył się małżonek. Przytaknęłam i opadłam na kanapę.
-To normalne- rzuciła Olga z nutką kpiny w głosie- Przecież jest pani w ciąży…

Zerwałam się do pozycji siedzącej.
-Boże, co to było?- szepnęłam sama do siebie. Zarówno moje zachowanie, jak i ten sen nie świadczyły o tym, że wszystko ze mną w porządku. „A może to moja przyszłość?”- pomyślałam- Nie, to niemożliwe- na głos odpowiedziałam na swoje własne pytanie .
Znów odezwało się zmęczenie. Gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, kraina snu stała przede mną otworem.

-Jak panu idzie?- spytałam następnego dnia w trakcie spokojnej realizacji planu Germana. Podałam mu kubek ciepłej herbaty. German rozsiadł się wygodnie w fotelu.
-Skończone- oznajmił z dumą i upił trochę napoju.
-Niech pan sobie ze mnie nie żartuje- niedowierzałam.
-Ależ nic z tych rzeczy- zapewniał inżynier z uśmiechem.
-Pokaż to- bardzo upartym niedowiarkiem.
-A jednak powiedziałaś mi na „ty”- German mógł zatryumfować.
-Pani. A jednak powiedziała mi pani- zaznaczyłam ostatnie słowo - Niech mi pan to pokaże- poprawiłam się z postanowieniem wytężenia uwagi.
Szwagier obrócił w moją stronę laptop, tym samym prezentując efekty swojej pracy. Przyznam, że wyglądało to świetnie. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane. Pozostało tylko trzymać kciuki, aby się to udało.
-Jak pan tego dokonał?- wysłałam mu promienny uśmiech.
-Jestem genialny.
-I skromny- podsumowałam szczerze.
Mężczyzna utkwił we mnie wzrok. Mnie również przykuło jego bystre spojrzenie. Powoli zaczynałam odpływać, jednak nie ze mną te numery. Nie dam się tak łatwo zwieść. Westchnąwszy, wróciłam do normy.
-To ja już pójdę. Bardzo dziękuję.
Wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Miałam naciskać klamkę i wtedy nie do końca znana mi siła kazała mi zawrócić. Z niewiadomych przyczyn posłuchałam jej. W sekundzie znalazłam się w ramionach Germana. On, o dziwo, obiął moje plecy i jeszcze mocniej do siebie przytulił. Teraz razem chcieliśmy jak najwięcej czerpać z tej magicznej chwili…

______________________________________
Może trochę przesadzam, ale dodam to teraz. Po co czekać? :D 
Z góry dziękuję za wszystkie komentarze. Pozdrawiam!

Ruda

8 komentarzy:

  1. Jednym słowem idzie ci coraz lepiej. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Narazie fajnie ci idzie :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super <3
    Trzeba zmienić zachowanie Geramana !
    Czekam na szybki next !

    ~`Nieznajoma (Żona Ramosa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geremek jest zawsze do wymiany. :D Dzięki. :)

      Usuń
  4. Co ja mogę napisać? Że mi się podobała? Że cudowny tekst, a ty jesteś bardzo utalentowana? To prawda, ale to takie mało oryginalne XD No dobrze, niech będzie już nieoryginalnie :( Bardzo mi się podobało :D Matias mnie rozbraja, German nie wpadł na to, aby pojechać limuzyną, Ramangie forever, a sen... No ja czekam na ziszczenie :D Czekam z niecierpliwością na nexta :D Pozdrawiam ~B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało. :) Twoje komentarze są zawsze oryginalne, więc nie musisz kombinować. Co do ziszczenia snu...Czekaj, czekaj, może coś wyczekasz XD. Dzięki i nawzajem. :)

      Usuń