niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 17

Po nocy i poranku spędzonych w ramionach Matea czułam się nadzwyczaj napełniona energią i chęcią do życia. Do południa chodziłam po mieszkaniu w bieliźnie i jedwabnym szlafroczku, który ledwo co zasłaniał mi pośladki. Mimo skąpego ubioru nie byłam zawstydzona ani przez sekundę. Dawniej uznałabym to za skrzywienie emocjonalnie, ale w tamtej chwili nie myślałam nad tym w taki sposób. Mateo nie wzbudzał we mnie wstydu, chciałam się mu oddać tak, jak stałam. Ines mi to umożliwiła. Opuściła mieszkanie wraz z Simonem, oznajmiwszy, iż nie wrócą szybko. Wydawało się, że to doskonała okazja,by spędzić ze sobą czas. Być może miało dojść do jakiejś intymnej sytuacji, ale tak nie było, bo komórka pianisty nagle zadzwoniła.
Odebrało mi dobry humor, gdy zobaczyłam, jak Mateo odbiera telefon i z uśmiechem mówi, że "zaraz wróci". Rozłączył się i na moich oczach pośpiesznie się ubrał. Mnie zasugerował to samo, jednak ja nie rezygnowałam z leniwego siedzenia na sofie i wpatrywania w mężczyznę. Po chwili bez żadnego okazywania czułości pożegnał się tylko zwykłym: "Cześć!". I zostałam sama jak palec. 
Gdybym miała zegar ścienny z kukułką, wybiłby on dwunastą. Westchąwszy, skierowałam się do swojej sypialni. Tam otworzyłam szafę, wygrzebałam sukienkę o oryginalnym wzorze, jakby była uszyta z wielu kawałków materiału. Przeważał kolor różowy, który nie odzwierciedlał mojego nastroju. Strój o odważnych cięciach, z głębokim dekoltem i skąpymi ramiączkami sięgał mi do kostek. Dzień wydawał się ciepły i suchy, więc nie myślałam nad okryciem. Podczas wykonywania delikatnego makijażu dręczyłam mnie myśl o zachowaniu Mateo. Jego obojętność, pośpiech, kiedy wychodził, zero czułości w przeciwieństwie do chwil tuż po przebudzeniu. Może to naiwne, ale miałam nadzieję, że spotkałam mężczyznę kochającego i rozumiejącego mnie. W jednym momencie czar prysł. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko udawać zadowoloną. Uroniłam łzę i natychmiast sprawdziłam w lustrze, czy mój make-up nie ucierpiał. Oczy były podkrążone i zaczerwienione. Skutek wieczornej zabawy oraz płaczu postanowiłam zasłonić okularami przeciwsłonecznymi. Włożyłam na nogi buty, na ramię zarzuciłam torbę i zatrzasnęłam za sobą drzwi mieszkania. 
Krocząc przez klatkę schodową, minęłam sąsiadkę w podeszłym wieku oraz małego, uroczego chłopczyka z tornistrem na plecach. Dostrzegłam skrzynkę pocztową wypchana po brzegi. Nie mogła być niczyja, tylko moja, więc wyjęłam listy i wszelkiego rodzaju kartki, po czym wpakowałam je do torby i wyszłam na zewnątrz. 
Słońca praktycznie nie było, mimo że pora dnia na to zezwalała. Kobieta w okularach przeciwsłonecznych przyciągała spojrzenia. Z głową pochyloną ku chodnikowi dotarłam do Studia On Beat. Minąwszy wejście, zapytałam siebie, po co przyszłam w to miejsce, ale nie otrzymałam konkretnej odpowiedzi. 
-Dzień dobry, Angie- witali się ze mną grzecznie uczniowie. 
Niektórych ignorowałam, innym tylko mruczałam odpowiedź, a od pozostałych odwracałam głowę. Nie czułam się w stanie rozmawiać z nikim, co jedynie potwierdzało bezcelowość przyjścia do pracy. Wkrótce jednak weszłam do pokoju nauczycielskiego.
-Cześć, Angie!- wykrzyczał Beto, gdy tylko mnie zobaczył- Gratulacje!
Nauczyciel gry na instrumentach zasłaniał mi wszystkich innych. Podziękowałam posępnie za tak entuzjastyczne powitanie i minęłam go. Żeby opisać szok, jakiego doznałam w tamtym momencie nie można użyć słów. Przy stole siedział Pablo oraz...moja mama.
-Angelico, na pewno będzie chciała rozmawiać.- dyrektor szkoły przekonywał starszą panią.
-Myślę, że wypadałoby ją zapytać.- wtrąciłam się.
Twarze tej dwójki zwróciły się w moją stronę. Zdjęłam okulary i wtedy poczułam na sobie przeszywający wzrok mamy. Obawiałam się jednego- kolejnej kłótni, tym razem o fakcie dokonanym. 
-To my zostawimy was same.- oznajmił Pablo i wstał od stołu- Chodź, Beto.
Drzwi się za nimi zamknęły, a cisza między nami dwiema dalej była taka sama, tylko jeszcze bardziej mnie przerażała. Moja mama wpatrywała się przez chwilkę w okno, wychodzące na plac, na którym młodzież często tańczyła i śpiewała, urządzała konkursy, pojedynki. Zwróciłam uwagę na wygląd mamy. Nie zauważyłam nic, co by mnie niepokoiło. Mimo to ani ona, ani ja nie potrafiłyśmy wykrztusić z siebie słowa.
-Przepraszam...
Kiedy przywołuję wspomnienia, nie mogę uwierzyć, że moja mama mnie przeprosiła, ale w tamtym momencie układałam sobie w głowie swoją kwestię. 
-To ja powinnam przeprosić, że nic ci nie powiedziałam o występie, że pominęłam, że nie potraktowałam jak przyjaciela, tylko wroga.
-Bo byłam twoim wrogiem, w tej kwestii, jeszcze wczoraj. Ale kiedy cię usłyszałam...Przepraszam, że tak pochopnie oceniłam sprawę i bez rozmowy odwróciłam się od ciebie, mojej małej córeczki.
Zwróciwszy wreszcie na mnie swój wzrok, chwyciła moje dłonie i mocno uścisnęła.
-Zapomnijmy o wszystkim.- zaproponowała- Jeśli teraz mi wybaczysz, to nigdy już nie powiem nic złego odnośnie kariery. Obiecuję.
-Mamo, nie musisz mi nic obiecywać.- uśmiechnęłam sie lekko- Tak, czy inaczej nie chcę się kłócić. Proszę tylko o odrobinę samodzielności w podejmowaniu decyzji dotyczących bezpośrednio mnie i mojego życia. Kiedy będę potrzebować pomocy, z pewnością zwrócę się do ciebie.
-A ja będę starała się pomóc, jak najlepiej mogę. Chciałam cię poprosić o przedstawienie przyjaciołom, ale to chyba jak na razie za wiele, prawda?
-Ależ skąd!- nie spodziewałam się po sobie tak żywej reakcji- Chętnie zabiorę cię dziś do studia. Będziemy pewnie wybierać piosenkę na kolejny etap konkursu, planować wszystko...Poznasz całą ekipę.
-Właśnie, Angie! Gratuluję! To wielka szansa. Cieszę się, że wiążesz ją z taką wokalistką.
Mama również nigdy nie szczędziła sobie słuchania piosenek Whitney. Mogę śmiało przyznać, iż w domu złapałam bakcyla takiej muzyki. To mama zabrała mnie na koncert Houston, z którego pamiętam każdy ruch gwiazdy. Zboczyłyśmy trochę z europejskiej trasy koncertowej Marii i udałyśmy się do Paryża na jeden z największych koncertów roku. Miałam osiem lat i uroczo tańczyłam do szybszych piosenek, co widać na nagraniach. Przeżywałam to jeszcze bardziej ze względu na odległość od rodzinnego miasta. To był mój pierwszy i ostatni raz we Francji. Z opowieści rodzinnych pamiętam, że długo dziękowałam rodzicom za taki prezent urodzinowy. 
-Wydaje mi się, że to dobry pomysł, ale także prostszy trzymać się twórczości kogoś znanego. Nie liczę na nic więcej. Skończy się konkurs, skończę się ja jako piosenkarka. Powrócę do nauczania tutaj.- wskazałam na drzwi pokoju.
-Dobrze wiesz, że to tak nie wygląda.
Zaprzeczyła wszystkiemu, co powiedziałam przed sekundą. Znałam jej myśli. Uważała, że ten biznes wciągnie mnie tak, jak Marię i będę w nim żyła aż do śmierci.
-W każdym razie- wolałam uciąć temat- dziś pójdziemy do studia i wszystko ci opowiem. Mam jeszcze jedną lekcję, więc możesz poczekać, jeśli ci to nie przeszkadza.
-Dobrze, będę się kręcić gdzieś w okolicy, za godzinę tutaj się spotkamy, tak?
-Tak, mamo.
Na pożegnanie cmoknęłyśmy się w policzek. Rozstałyśmy się w zgodzie na korytarzu szkolnym. Mama spotkała Antonio, więc miała z kim rozmawiać, a ja udałam się na lekcję.

Godzinę później byłam już z mamą w drodze do "Para nuestra estrella". Wiał delikatny wietrzyk, rozwiewając moje loki i pusząc starannego koka mamy. Założyłam okulary przeciwsłoneczne, wciąż prowadząc wesołą rozmowę z towarzyszką. Myślałam, że tak już pozostanie. Będzie miło i przyjemnie, a jedynym zmartwieniem w moim życiu okaże się konkurs. Nic z tego. Ku mojemu rozczarowaniu los planował inaczej, uczyniwszy ze mnie wcześniej naiwną idiotkę.
Przechodziłyśmy właśnie przez park, kiedy zauważyłam Germana idącego w naszą stronę. Moja mama jakoś specjalnie się nie przejęła. Przecież nie wiedziała o tym, że nie jestem z ojcem Violetty, chyba nie miała nawet pojęcia, że tam nie mieszkam. Pozostaje jeszcze Violetta, która raczej nie szczędzi sobie okazji do gadania. 
Szwagier szedł szybkim krokiem, na jego twarzy malował się grymas złości. Nie chciałam z nim rozmawiać w takim stanie. Nie dał mi czasu na opcjonalną ucieczkę, nie mówiąc już o mentalnym przygotowaniu się.
-Co to jest?!- krzyknął mi prosto w twarz.
Środek alejki, przez którą dziennie przechodzi tysiące obywateli Buenos Aires, a dorosły facet urządza sceny. Zrozumiałam o co mu chodzi, gdy rozpoznałam papier, który trzymał w ręce. Była to zgoda na wyjazd Violi do Teatro Colón na wczorajszy koncert...
-Jak mogłaś to zrobić?!
Mama wszystkiemu przyglądała się z nieopisanym zdziwieniem. Nie mogła się za bardzo wtrącać, gdyż nie wiedziała nawet o co konkretnie chodzi. Zrozumiałam wreszcie swój błąd, kiedy German bezlitośnie wrzeszczał i machał mi papierkiem tuż przed oczami.
-Słuchaj!- odezwała się we mnie wola walki- Violetta sama do mnie  przyszła, bo podobno nie zgadzałeś się na ten "wyjazd" trzy przecznice dalej od Studio. Jak to się stało, że jednak pozwoliłeś jej jechać i jeszcze dotrzymywałeś towarzystwa, nie wiem i nie chcę w to wnikać. Powiem ci jedno- dorośnij i przestań traktować swoją córkę, jak dziewczynkę, z którą spędzasz czas, kiedy masz ochotę, a ona w zamian za to ma być posłuszna swojemu panu i władcy!
-Jak śmiesz?! Nie chcę cię więcej widzieć w naszym domu. Nawet jeśli będziesz odwiedzała Violę. Brak kontaktu z taką kłamliwą i dwulicową ciotką dobrze jej zrobi.
Wypowiedział te słowa z taką złością i nienawiścią, że nie potrafiłam odpowiedzieć. Zanim zdążyłam jakkolwiek poukładać myśli w głowie, German po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł. Za nim unosiły się tylko kawałki podartego dokumentu.
Po tym zdarzeniu musiałam wrócić do normalności z uśmiechem. Cieszyłam się, że mama nie skomentowała słownie tej sceny. Po wyrazie jej twarzy można było wywnioskować, iż przy kolejnej okazji jest w stanie pobić swojego zięcia. On zawsze był na jej czarnej liście, ale nigdy nie miał miejsca w czołówce.
Powoli dochodziłyśmy do studia muzycznego. Tak samo jak ja za pierwszym razem mama rozglądała się wokół. Taki tłum zapracowanych ludzi wydawał jej się apstrakcyjny. Dotarło do mnie, jak szybko przyzwyczaiłam się do tego zgiełku na korytarzach i absolutnej ciszy w studio. 
W pudroworóżowym pokoju byli wszyscy. Ines miała na sobie obcisłe dżinsy i krótki top do pępka w hippisowski wzór. Rozpuściła włosy, pod którymi wrażenem była moja mama i ostatecznie tym pani dyrektor zdobyła jej serce. Rudowłosa także cieszyła się z poznania członka mojej rodziny.
Simón podał dłoń starszej kobiecie, co ta odebrała za nietakt. Miała rację, lecz w takiej chwili nie zwracałabym bezpośrednio uwagi obcemu mężczyźnie. Bliźniak przeprosił i sprawa zakończyła się szczęśliwie. Drugi z braci, Paulo, wzbudził w mojej mamie lekki niepokój.
-Nigdy jeszcze nie poznałam bliźniaków o takim podobieństwie do siebie. Paulo jest tylko trochę wyższy, prawda?
-I głupszy też- mruknęła Ines pod nosem.
Obiekt tych uwag o mało co nie zabił swojej przełożonej wzrokiem, ale śmiech kobiety przełamał lody. 
-Gdzie jest reszta?- zapytałam, rozglądając się po sali.
-Mateo zadzwonił, że musi zostać w domu tego wieczoru, a Javier ma chorego synka. Zdjęć dziś nie będzie, ale z akompaniamentem sobie poradzimy.
Paulo zasiadł do fortepianu. Przed nim piętrzył się stos nut. Wsród nich jedne wyglądały znajomo. Nie mogłam uwierzyć, że zgubiłam swoją nową piosenkę, a ona z pewnością w bardzo tajemniczych okolicznościach trafiła w ręce dźwiękowca. Ze względu na obecność mamy nie chciałam robić scen, wszczynać awantur. Już dość się dzisiaj naoglądała. 
-Angie, musisz to zobaczyć- zawołała entuzjastycznie Ines.
Trzymała w ręku szarą gazetę, pewnie jakiś brukowiec. Przez chwilę zastanawiałam się, po co go kupiła, ale szybko zrozumiałam, kiedy ujrzałam swoje zdjęcie. Usiadłam obok mamy na kanapie w drugim końcu sali i razem zaczęłyśmy czytać krótką notkę.

Wieczorem, dnia 25 czerwca, odbył się krajowy etap konkursu "Remembering Whitney" poświęcony pamięci amerykańskiej wokalistki pop i R&B- Whitney Houston. Największe hity tej oto diwy rozbrzmiały w Teatro Colón w Buenos Aires. Koncert miał na celu wyłonienie jednego uczestnika spośród pięćdziesięciu kandydatów, który będzie reprezentował Argentynę w Rio de Janeiro. 
Szczęśliwcem została Angeles Saramego. Na temat jej samej nie wiemy wiele. Ta młoda kobieta na co dzień pracuje jako nauczycielka śpiewu w jednej z prestiżowych szkół muzycznych w stolicy. 
O wykształceniu wiemy tylko, że jest bardzo solidne. Angeles zdobyła uwagę i serca całej publiczności w kraju swoim niewiarygodnym wykonaniem "Didn't we almost have it all?". Głos wschodzącej gwiazdy zadziwił nawet największe osobistości naszego kraju, a także innych artystów. 
Mamy nadzieję, że za niecałe trzy tygodnie w Rio de Janeiro Angeles pokaże co potrafi w takim samym stylu, a może i jeszcze lepszym. Umieramy z ciekawości co odśpiewa nam na kolejnym koncercie w obecności większej grupy sław. Życzymy szczęścia i obiecujemy śledzić karierę Angeles.

-Oni sobie żartują...-rzuciłam gazetę na stolik- Jaka kariera? Mój głos "zadziwia"? 
-To co "odśpiewasz" za "niecałe trzy tygodnie"?- wkroczyła Ines ze swoim humorem.
-Błagam cię, chociaż ty mnie nie dobijaj.
Odwróciłam się w stronę okna. Ujrzałam grupki dzieci, całe rodziny, młode zakochane pary na popołudniowym spacerze w wietrzny piątek. Nie mogłam uwierzyć, że kiedykolwiek chciałam karierą przysłonić swoje nieudane życie osobiste. Cóż, niestety teraz nie mam wyjścia i muszę brnąć w to dalej. 
-To jaką piosenkę wybierasz? Może coś tanecznego?- rzucił Paulo.
-Paulo...- Ines upomniała go dyskretnie.
-Napiszę I'm your baby tonight, dobra?
Chyba do niego nie dotarło lekkie upomnienie przełożonej. Przytaknęłam i natychmiast usłyszałam dźwięk długopisu sunącego po papierze. Myślałam, że inaczej będzie wyglądał mój wybór piosenki na koncert w Rio.

Poza tą "ważną" decyzją nic się tamtego popołudnia nie wydarzyło. Moja mama i ekipa wydawali się radośni, można nawet uznać ich za podekscytowanych. Ale czym? Do cholery, czym?! Już w trakcie pierwszego występu w Teatro Colón czułam się pionkiem w całej wielkiej grze. Bezwładna marionetka, która czeka tylko na rozkazy swego pana...
W ciągu następnych kilku godzin dużo myślałam o tym, co robię ze swoim życiem. Ku mojemu rozczarowaniu po zgodzie z mamą wcale nie było mi łatwiej. Pojawiały się kolejne dylematy. Być może to ja sama sobie je wymyślałam, wiedząc o tym, co mnie czeka i bojąc się porażki. Pojawiał sie także brak odwagi, by komukolwiek o nich powiedzieć. Skazałam się na samotność.
Czemu bawię się w tę całą karierę? Z logicznego punktu widzenia nie ma to sensu. Pośpiewam sobie trochę, zdarzy się kilka takich recenzji, jak ta powyżej. Nagle zrobię coś innego, co wywała skandal, po czym będę jedynie krytykowana. To niby ma mnie uszczęśliwić? Słabo się zapowiada. A śpiewać mogę sobie w domu.
Gwiazdy show-biznesu często rzucają sie w wir pracy, gdyż nie mają czego szukać w życiu prywatnym. Zresztą, po jakimś czasie tracą go na rzecz popularności. To nieświadome zachowanie, choć sądzę, iż niektórzy mogą myśleć tak: "Nie wyszło mi z narzeczonym, to może pracodawca mnie doceni". Sukces na jednej płaszczyźnie wcale nie wynagradza porażki na drugiej. I to właśnie do mnie dotarło. W ciągu jednego dnia wśród tych słów zaczęłam odnajdywać samą siebie. 
Co mogłam po tak beznadziejnym romansie z Germanem?
Szukać ucieczki w coś zupełnie nowego, pozornie atrakcyjnego. Nie winię kogoś innego, lecz siebie. Zrozumiałam, że jedna ucieczka pociąga za sobą kolejne problemy, bo teraz martwiłam si dodatkowo o kontakty z Violettą i jedną, bezowocną noc z Mateo, z której niewiadomo co wyniknie.

Wróciłam samotnie do domu, ponieważ Ines na dobre oddała się Simonowi. Wzięłam prysznic i włączyłam telewizor. Kanału telewizyjne składały mi różne propozycje, jednak ja wybrałam "Diabeł ubiera się u Prady". Urzekły mnie słowa:

Kiedy twoje życie prywatne jest zagrożone, to znak, że w pracy cię doceniają, kiedy legnie w gruzach- pora na awans.
I wtedy podjełam ostateczną decyzję. Ukończę konkurs na pierwszym miejscu i zrywam z tym. Do końca swoich dni pozostanę zwykłą nauczycielką śpiewu, skupię się na młodzieży. Bo skoro to dawało mi szczęście przez kilka poprzednich lat, to dlaczego ma dalej tego nie robić?
Ze względu na "pracę" w studio nagraniowym nie brałam udziału w przygotowaniach do przedstawienia na koniec roku w Studio On Beat. Otrzymałam jednak zaproszenie i zawitałam na występ uczniów, któr wyszedł o wiele lepiej niż się spodziewałam. Niestety, Violettę skutecznie odciągał ode mnie German, zniknęli mi z oczu tuż po krótkim przyjęciu. Jako pretekst podałam Pablo zmęczenie i mogłam uciec. Wrócić do przyjaciółki, która już dawno mnie rozgryzła i martwiła się. 
Kolejne dni spędziłam w czterech ścianach swojego mieszkania, co jakiś czas, regularnie wyżalając się Ines. Nie wiem, jak ciągłe gadanie o Germanie, Violetcie, muzyce i konkursie miało mi pomóc, jednakże przyniosło przynajmniej chwilową ulgę. Fakt, iż już wtedy zaczęłam sięgać po wino przyprawia mnie o dreszcze.
Romans z Mateo, moim akompaniatorem, istniał na zasadzie: kiedy chcemy i bez zobowiązań. Nawet wśród przyjaciół nie obnosiliśmy się z tym, nie było mowy o głębszych uczuciach. Przez cały ten czas udawałam, że jest mi z nim dobrze. Tak naprawdę potrzebowałam prawdziwej czułości i wsparcie ze strony mężczyzny, którego szczerze kochałam. Tymczasem German znajdował się daleko stąd. Dotarły mnie słuchy, że w Hiszpanii.
Trwały próby do drugiego etapu konkursu "Remembering Whitney", więc miałam masę roboty. Zaangażowałam się nawet w choreografię, gdyż I'm your baby tonight to taneczna, żywiołowa piosenka. Dzień wyjazdu do Rio de Janeiro zbliżał się wielkimi krokami, a ja coraz usilniej chciałam odnaleźć siebie pośród ciągłych napomnień: "Odpocznij, odpocznij, ale ćwicz". Dziękowałam Bogu, że nie nadeszła jeszcze pora wywiadów i programów telewizyjnych, bo tego bym nie zniosła.

_____________________________________________________________
Halo, jest tu jeszcze ktoś?!
Witam po tak długiej, dwumiesięcznej przerwie, za którą bardzo przepraszam. Muszę Was prosić o trzymanie za mnie kciuków, bo postanowiłam się poprawić. Zawracanie głowy będzie mile widziane. XD
Konkrety. Jak Wam się podobał tekst? 
Zdaję sobie sprawę z tego, że może nie koniecznie o to Wam chodziło. Ale rozdział jest, a ostatnio to jest w moim przypadku najważniejsze. ;__;
Piszcie jak najdłuższe komentarze.
Kocham Was i przesyłam całusy!

Ruda


4 komentarze:

  1. W końcu rozdział! Już nie mogłam się doczekać!
    Smutag bo nie ma Germangie. Ale będzie prawda? (zapytała z nadzieją)
    Angie i przelotny romans no nieźle, nieźle.

    Może niech jak Angie będzie na tym koncercie w Rio de Janeiro to niech przyjedzie do niej German! Taki tam pomysł.

    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hejka ja jestem największą fanką Violetty i Krainy Lodu będę czytać ten blog bo zapowiada się ciekawy czekam na następny i z Krainy Lodu<3:) pozdrawiam kocham was!!!

      Usuń
  2. Ja się pytam why ?? ;c
    Jak zwykle wściekłość Germana musiała wszystko popsuć ! A pisząc wszystko mam na myśli ich miłość xd ;p Hah ;p
    Okey , ale tak serio to rozdział świetny i w ogóle wspaniały !
    Całkiem niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i w niecałe 3/4 dni przeczytałam cały ! To znaczy do tego rozdziału ;p I musze przyznać , że... blog jest przecudny ! Piszesz wspaniale ! Na prawdę cieszę się , że natknęłam się na twojego bloga :D
    Tak , więc pozdrawiam i oczywiście czekam na nasze Germangie ;3 :P
    Do następnego ! :D

    OdpowiedzUsuń