poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 11

Postanowiłam nie odkładać lekcji z Violettą na wieczór, więc z samego rana zagoniłam dziewczynę do pracy. Od szyby odbijały się jaskrawe promienie słońca. W związku z tym, że była sobota, ulice zapełnione były samochodami, a chodniki- ludźmi. Pogoda dopisywała, ale ja nie miałam zamiaru tego dnia wychodzić. Coś sprawiało, że czułam się smutna. Smętnie także przechodziłam przez korytarze do pokoju siostrzenicy. 
Czas od śniadania poświęciłam jej całkowicie. Wydawała się bardzo radosna. Skupiła się na tematach lekcji, dzięki czemu poszło znacznie szybciej niż zazwyczaj. Po omówieniu argentyńskiej epopei narodowej pod tytułem "Martin Fierro", przeszłyśmy do biologii. Nastolatka nie przepadała za tym przedmiotem, ale dziś wyjątkowo nie marudziła. Zrobiła w ciszy to, o co ją prosiłam. Podarowała mi czas, aby bezstresowo popatrzeć się w okno.
Przechodnie, ruch uliczny, dzieci krzyczące za swoimi rodzicami. To wszystko sprawiało, że spokój jaki mi towarzyszył minął. Uzmysłowiłam sobie w jakim beznadziejnym położeniu się znajduję. Począwszy od relacji z rodziną, przez życie uczuciowe i karierę wszystko było do kitu. Mama nie odzywała się do mnie od tygodnia. Rzadko się to zdarzało, miałyśmy silną więź, lecz czasem zwyczajnie się nie rozumiałyśmy. Ostatnio wpływała też na to moja obecność w domu szwagra. W oczach mojej mamy German był dalej takim samym krnąbrnym i nieustępliwym człowiekiem. Nie dopuszczała do siebie innej myśli, co bolało bardziej, gdy ja i ojciec Violi zaczęliśmy się bardzo dobrze dogadywać. Teraz ten romans. Ta szaleńcza miłość wyparowała ze mnie, z Germana chyba także. Tajemniczość i swego rodzaju namiętność zniknęły. Nasz ukryty związek nie ma już w sobie tej iskierki, która dobrze wróżyła. Aktualnie nie mam już nadziei na lepsze jutro. German ot tak nie zerwie z Jade i nie przygarnie mnie do siebie. Był za słaby, sierotowaty. Zaczynałam karcić samą siebie za pochopne wchodzenie w tak beznadziejny związek. Zupełnie bez przyszłości. Bez wyjścia. Moje życie nie układało się ani w sferach rodzinnych, ani w pracy. Studio On Beat potrzebowało ustatkowanej i odpowiedzialnej nauczycielki śpiewu, a nie zabieganej karierowiczki. Z jednego albo drugiego musiałam zrezygnować. Wiedziałam, że jeśli zerwałabym umowę, byłabym zobowiązana oddać firmie pieniądze. Zresztą, zawiodłabym przyjaciółkę. Praca nauczycielki w Studio zapewnia mi stały dochód, więc zwolnienie się odpada. 
Violetta wciąż uporczywie uczyła się materiału, a ja spoglądałam na nią raz po raz. Prawie dorosła, inteligentna, utalentowana i piękna jak matka. To widziałam. Nie małą, nieporadną dziewczynkę. Ale młodą kobietę, która wie, co chce osiągnąć w życiu i dąży do celu. Ciocia nie była już jej potrzebna. Przekazałam jej całą swoją wiedzę, teraz czas na kogoś innego. Biorąc te wszystkie rzeczy pod uwagę, mogłam natychmiast pakować walizki. I wracać do swojego mieszkania do Ines, nucąc najbardziej depresyjną piosenkę, jaką znam. Nie wiedziałam, czy to właściwy krok, ale więcej nie chciałam zagłębiać się w moją historię.
-Angie, skończyłam- poinformowała mnie nagle uczennica i podsunęła pod nos swoją pracę. 
Szczerze, nie chciało mi się roztrząsać przemian komórek. Odbąknęłam coś pod nosem. Viola spojrzała na mnie pytająco. Ten błysk w oku...który tak często towarzyszył jej zmarłej matce, teraz towarzyszył jej. Uniosłam prawy kącik ust pierwszy raz od wczorajszego wieczoru. 
-Vilu, nic się nie dzieje, już okay- zapewniłam. 
-Nie wierzę- usiadła na łóżku obok mnie- To chodzi o tatę. Byliście dziwni. Tylko nie mów, że znowu cię zwolnił.
-Nie, nie- od razu zaprzeczyłam- To...sprawy prywatne. Nie zamierzam cię w to mieszać. 
-Ale możesz mi się zwierzyć, jeśli tylko odczujesz taka potrzebę.
-Wiem, kochana- pogłaskałam jej policzek dłonią- Przytul mnie.
Nastolatka objęła mnie ramionami. Uścisk bliskiej osoby to była rzecz mi potrzebna. 
-Violu, muszę iść do swojego mieszkania zobaczyć jak tam jest- trzymałam w dłoniach ręce siostrzenicy- A tobie radzę odpocząć od nauki.
-Dobrze, ale wrócisz szybko?
-Raczej tak- powiedziałam z niepewnością.
Jednak Violetta mi uwierzyła. Pozwoliła wyjść ze swojego pokoju, a sama dokładnie przejrzała sterty papierów na biurku i poskładała. Ja tymczasem zabrałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wymknęłam się bezszelestnie z domu na uliczki przedmieścia Buenos Aires.

Piętnaście minut zajęła mi jazda tramwajem do kamienicy, w której mieszkałam. W oknie zauważyłam ruszającą się postać. Mieszkanie nie pozostawało bez opieki. 

Kobietą za szybą była oczywiście Ines. Znowu uśmiechnięta, wyglądała ślicznie nawet w zwykłym białym podkoszulku i dokładnie zebranych włosach. Pomachała mi na powitanie, ja również, po czym trochę w lepszym humorze weszłam na klatkę schodową. 
-Jej, wreszcie tu zawitałaś- przywitała mnie Ines, kiedy przeszłam przez próg.
Oczywiście nie obyło się bez uścisków. Gdy przyjaciółka przestała mnie dusić, rozejrzałam się po pokoju. 
Wyglądał wyjątkowo schludnie, właściwie tak samo, jak wtedy, gdy wracałam do Violi. Albo jakby powiedziała Ines "do pana Germana". W każdym razie ta sytuacja pokazała,że mieszkanie zostawiłam pod dobrą opieką i mogę liczyć na swoją przyjaciółkę. Kuchnia lśniła, w łazience wszystko było poukładane, jak nigdy. Moja sypialnia była w stanie nienaruszonym, co porządnie mnie zdziwiło.
-Nie spałaś tutaj?- zapytałam wprost.
-Nie- odpowiedziała niewinnie- Nie wchodziłam do twojego królestwa. 
-Nie krępuj się. Nie mam żadnych sekretów, których nie mogłabyś poznać- uśmiechnęłam się życzliwie.
Trwała chwila ciszy. Nagle mój telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Germana. Przewróciłam oczami, szybko nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Pragnęłam choć na chwilę uciec od problemów. On mi to utrudniał. 
-No mówiłam, że jest przystojny. Ty to masz szczęście...
Nie wiedziałam, że Ines mi się przygląda. Ocknęłam się i włożyłam komórkę do kieszeni przetartych dżinsów.
-Co z tego, że jest przystojny, jak nie potrafi kierować swoim własnym życiem- odparłam, opuściwszy sypialnię.
-Sama wiesz, że czasami życie nie jest proste, a posiadanie bliskich pomaga. Gadaj, co się stało- uwielbiam jej delikatność.
-Nic- włączyłam telewizor i opadłam na kanapę.
Kobieta dalej spoglądała na mnie z ciekawością. Jej wzrok był tak przenikliwy, że miałam wrażenie, jakby zaraz chciała zrobić dziurę w mojej głowie i dotrzeć do mózgu. Niezwykle umiejętnie tego używała. Wprawiała mnie w zakłopotanie, zmuszała do wygadania się. Wypłynął ze mnie potok słów:
-Kocham go, ale nie będę się tak ukrywać. Facet chce mieć po prostu dwie kobiety na raz, a żadnej nie kocha tak, jak powinien. Wstrętny poligamista!- rzuciłam poduszką w ścianę- Robi teatrzyki przy swojej córce, zmuszając mnie do kłamstw, do zamknięcia się w sobie. To on tu rządzi, on stawia warunki. I nie podobają mi się jego zasady. Kobieta jest od tego, żeby być na jego usługach kiedy tylko chce? Po moim trupie!
-Spokojnie- odezwała się Ines- Wydaje mi się, że trochę wyolbrzymiasz.
-Ines, on wczoraj dał mi jasno do zrozumienia, że jestem dla niego tylko zabawką i mam mu dawać tylko seksualną przyjemność.
Poczułam w oczach łzy, prosiły o wolną drogę, by płakać. Wreszcie tak się stało. A w mojej głowie było tylko jedno pytanie: Dlaczego ja? Niespodziewanie znalazłam się w ramionach przyjaciółki. 
-Może nie ucieszy cię taka rada, ale muszę to powiedzieć- głaskała moje włosy- Pamiętaj, każdy może się zmienić. Miłość zmienia...

Po zjedzeniu obiadu z Ines w miłej atmosferze, postanowiłam wrócić do domu Castillo. Kiedy obwieściłam towarzyszce swoje plany, ta od razu się sprzeciwiła.
-Nie możesz pokazać się Germanowi i innym w takim stanie- wskazała na moją postać.
Rzeczywiście, odbicie w lustrze straszyło. Cały makijaż rozmazał się, gdy płakałam, bluzka pomięła się w trakcie drzemki, którą ucięłam sobie przed obiadem. Bez słowa doprowadziłam swoją twarz do porządku.
-Teraz mogę się pokazać ludziom?
-Teraz możemy iść na zakupy- oznajmiła rudowłosa.
-Co ty wygadujesz?- spojrzałam na nią zdziwiona. Pozwoliłam sobie okazać rozbawienie i uniosłam lekko prawy kącik ust.
-Po prostu. Idziemy do galerii handlowej, na ciuchy- wstała i wzięła w dłonie nasze torebki- Taki babski wypad.
-Nie za dużo ode mnie wymagasz?- niby się sprzeciwiałam, a i tak nałożyłam torebkę na ramię.
-Nie przesadzaj. German nie jest pierwszym i ostatnim!
-Pocieszające- stwierdziłam z ironią, co Ines bardzo dobrze zrozumiała i odpowiedziała w tym samym stylu:
-Nie ma za co.
I pocięgnęła mnie za sobą przez drzwi mieszkania. Zamknęła je z prędkością światła, nie pozwalając mi odetchnąć. Sekundę później biegłam w dół klatki schodowej.


                                                          Galeria Buenos Aires
Tak głosił szyld. Nigdy nie przepadałam za godzinnymi zakupami, więc nie znałam dobrze tego typu miejsc. Na szczęście Ines nadrabiała za nas dwie. Przez prawie trzydzieści lat swego życia zdążyła zbadać każdy kąt tej oto galerii. Tempo i łatwość z jakimi poruszała się po tym sklepie wielkości pałacu były zadziwiające. Ja, niewtajemniczona, musiałam być nieustannie poganiana.
-Po co właściwie tu przyszłyśmy?- zapytałam, gdy poniosły nas schody ruchome. 
-A jak myślisz? Po co przychodzi się do galerii handlowej? Żeby zaopatrzeć się w nowe stroje- cóż za dyplomatyczna odpowiedź. 
-Masz zamiar wybierać ze mną ubrania?
-A co myslałaś?
-"Czy możesz choć raz odpowiedzieć normalnie?"- chciałam jej to powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
W tym samym momencie minęłyśmy próg jednego z dziesiątek sklepów. Nazwa brzmiała jak drink- "Mohito". Na wieszakach były same eleganckie i kobiece stroje. Wydawało by się, że sklep z klasą dla dam, a jednak sprzedawczyni stała sztywno za ladą i wlepiła w nas wzrok, wcale nie proponując jakiejkolwiek pomocy. Do tego krępowała takim ciągłym obserwowaniem każdego naszego ruchu. Ines zniknęła mi gdzieś między regałami. Wzrok nieznajomej zza lady kazał mi czymś się zająć. Wybrałam małe stoisko z biżuterią. 
Po kilku minutach nerwówki dołączyła do mnie przyjaciółka. 
-Masz- wręczyła mi stertę ubrań- Przymierzaj.
Sprzeciwiałam się rozkazowi. Tłumaczyłam, że nie jestem w nastroju, że wybrane przez nią rzeczy nie są w moim stylu. Jednak wylądowałam w przymierzalni. Moja druga wymówka okazała się ściemą. Wszystkie kreacje bardzo mi się podobały, większość nawet na mnie pasowała. Zakładałam sukienkę za sukienką, potem jakąś koszulę i obcisłe rurki.
-Rozmiar mniejsze niż noszę zazwyczaj...- rzuciłam okiem na metkę.
Takie zakupy zaczynały mi się podobać. Brałam kolejne rzeczy, co zainteresowałoby normalną sprzedawczynię. Ta, na którą trafiłyśmy do nich nie należała. Dłońmi w długimi tipsami poprawiła towary na półkach tak, aby leżały idealnie. Potem weszli kolejni klienci, których potraktowała podobnie. Ci mieli jej wysiłek w głębokim poważaniu i na półkach znów zrobił się taki sam bałagan jak wcześniej. Ja tymczasem wybierałam z Ines ubrania do zakupu. Zapłaciłam, obeszło się bez przygód. Sklep opuściłam z uśmiechem na twarzy.
Następny przystanek to również sieciówka. Zrobiłyśmy właściwie to samo, co w "Mohito". Do przebieralni zabrałyśmy mnóstwo ubrań, przymierzałyśmy je z uśmiechami na twarzach. Gdy płaciłyśmy, z radia wypłynął mocny głos świętej pamięci Amy Winehouse w utworze "Valerie".
-Kocham tą piosenkę- oznajmiła Ines, przechwytując od sprzedawczyni torby.
-Naprawdę? Ja również- okazałam swoje zadowolenie i zaczęłam lekko kołysać się w rytm muzyki.
-'Cause since I've come on home. Well, my body's been a mess...- dosłyszałam cichy głosik przyjaciółki. 
-And I've missed your ginger hair -spojrzałam na rude fale koleżanki- and the way you like to dress- mój głos natomiast niósł się na cały sklep.
Przyciągnęłyśmy spojrzenia klientów nawet sklepów naprzeciwko. Ines porzuciła reklamówki i dołączyła do 
mnie. Razem podskakiwałyśmy, śpiewając z Amy:
Why don't you come on over, Valerie?
Valerie, Valerie, Valerie!
Wtedy, widząc uśmiechy na twarzach obcych, wiedziałam, że śpiewanie dla publiki to moje życie. To jest mi pisane i tego mam się trzymać. Imię bohaterki piosenki rozbrzmiewał w pomieszczeniu, zanim zaczęła się druga zwrotka.
Did you have to go to jail. -ciągnęła Ines, a ja byłam pod wrażeniem jej czystego głosu.
Put your house on up for sale.
Did you get a good lawyer?
Hope you didn't catch a tan.
Hope you find the right man.
Who'll fix it for you.

Are you shopping anywhere? - tekst doskonale pasował do sytuacji.
Changed the color of your hair?
Are you busy? -wtrąciłam się do muzykowania.
And did you have to pay that fine?
You was dodging all the time.
Are you still busy?

Since I've come on home, - ludzie zaczęli klaskać, dzięki czemu poczułam się pewniej. 
Well, my body's been a mess.
And I've missed your ginger hair,
And the way you like to dress.

Dźwięki wydobywane przeze mnie oraz Ines znów zlały się z tymi Amy. Przypadkowi klienci zostali ofiarami naszego uroku, niektórzy nawet zaczęli z nami tańczyć. Muzyka ucichła po kilku ostatnich ozdobnikach. Widzowie żywo bili brawo.
-Dziękujemy- bąknęłam z lekkim zmieszaniem.
Po całym zajściu ja i moja przyjaciółka byłyśmy w doskonałym humorze. Pakując siebie i nasze zakupy do tramwaju, omawiałyśmy ze śmiechem to, co się stało. Obie nie mogłyśmy uwierzyć, że dwie, prawie trzydziestoletnie, kobiety wzbudzą takie zainteresowanie.
-Amy nam sprzyja- skończyłam, gdy tramwaj przystawał powoli na naszym przystanku. 
Ines przyznała mi rację i podejrzanie radosne weszłyśmy do mieszkania. Zakupione ubrania dawno wylądowały w szafie, a my wciąż roztrząsałyśmy wydarzenia ostatniej godziny, dokonawszy próby zrozumienia ludzkiego myślenia.

Kolację również zjadłam z przyjaciółką. Tego dnia była najlepszym towarzystwem, jaki mogłam sobie wymarzyć. Nie rozmawiałysmy więcej na temat mój i Germana. Ines nie zaczynała udzielać górnolotnych uwag. Po prostu była ze mną. Sprawiła, że znów miałam ochotę się śmiać.
-A to wygląda jak worek na ziemniaki- oznajmiła śmiało, podczas przymierzania kupionych rzeczy. Tym razem była to uwaga o brązowej sukience, którą wybrałam z pośród towaru sieciówki.
-Jest wygodna- argumentowałam.
-Ale brzydka.
Teraz przesadziła...
Rzuciłam się na kobiętę, leżącą na łóżku. Tak, sukienka była bardzo wygodna, dlatego mogłam swobodnie łaskotać ofiarę. Wiła się i płakała ze śmiechu. Po chwili ja robiłam to samo, bo Ines oddała pięknym za nadobne. Aby przerwać tę "bitwę", chwyciłam za poduszkę i cisnęłam nią w stronę przeciwnika. Wróg był jednak czujny i uniknął ciosu. Poduszka zamiast trafić we "wroga" trafiła w komodę obok drzwi...
-Nie- opuściłam ręce ze zrezygnowaniem.
Na podłodze leżała ramka ze zdjęciem mojej najbliższej rodziny. Szyba była potłuczona akurat w miejscu, na którym widniała twarz mojej mamy. Przypomniało mi to o kłótni...I nie mogłam dalej patrzeć na fotografię.
-Nie martw się- pocieszała mnie Ines- Zdjęcie nie zostało uszkodzone.
W tym samym momencie wypuściłam ramkę z rąk. To, co ocalało, teraz na pewno rozbiło się na małe kawałeczki. Nie wiedziałam co robię. Kierowały mną emocje, takie jak złość i niemoc. Kopnęłam gołą stopą pozostałości po wspomnieniach. Czułam ból, ale skutecznie odpierałam go od siebie. 
-Stop!- krzyknęła Ines. 
Złapała mnie za dłonie i zwinnie schowała je za moje plecy, po czym powoli skierowała do kanapy w salonie. Poddałam się jej, nie myśląc nad zamiarami. Nie chciałam uciekać. Ines była pierwszą osobą, której do końca zaufałam. Więc siedziałam otępiała na sofie, gdy Ines poszła po wodę utlenioną i bandaże.
-Co ty wyrabiasz?- zapytała wprost, od razu gdy wróciła.
-Pojęcia nie mam...
Ines przemyła mi ranę, co strasznie piekło. Wolałam jednak nic nie mówić, zobaczywszy w jaki stan wprowadziłam współlokatorkę. Oczy skarciły mnie ostro, włosy sprawiały wrażenie bardziej ognistych. Gniewała się. Zacisnęła usta, by dokładnie owinąć moją stopę bandażem.
-Przepraszam- wydukałam przez zaciśnięte zęby z bólu.
-Nie jestem zła, tylko zwyczajnie rozczarowana- w jej głosie dało się usłyszeć nutkę żalu.
-Ale jak to? Nie rozumiem.
Zabezpieczyła opatkunek, puściła moją nogę i westchnęła.
-Po prostu myślałam, że jesteś osobą opanowaną, spokojną, ale zdecydowaną, że trudno tobą wstrząsnąć. Myliłam się- odgarnęła włosy z twarzy- Zdjęcie spadło, a ty wpadłaś w paranoję...
-Ines!- rozzłościła mnie- To nie paranoja, że przeżywam śmierć siostry i kłótnię z mamą! 
Mój krzyk wypełnił całe pomieszczenie. Kobieta drgnęła, ja natomiast, leżąc dalej na kanapie, wzięłam powietrze do ust. Kiedy miałam już wygarnąć jej, co myślę i czuję, ona chwyciła mnie za ręce.
-Wiem, Angie, przepraszam...
W jej niebieskawych tęczówkach zakręciła się łza. Malinowe wargi drżały, żeby nie pozwolić łzom wypłynąć. Bliska płaczu uniosłam kąciki ust. Gdy Ines zrobiła to samo, przytuliłyśmy się mocno. Byłam pewna, że i ze mnie, i z przyjaciółki, złość wyparowała. Trwając w uścisku, zauważyłam ciemność za oknami. Na chwilę w mojej głowie zagościł dom Castillo i jego mieszkańcy, lecz z nieznanych mi powodów, nie zadręczałam się tym.
-Wracasz na noc do Violetty?
-Jej- wytrzeszczyłam oczy- Powiedziałaś, że wracam do Violetty, a nie do "pana Germana"...Jestem z ciebie dumna- oznajmiłam z udawaną powagą.
Dziewczyna zachichotała, ja również. Uwielbiałam się z nią śmiać. Każda taka chwila przywoływała cudne wspomnienia, jak podobne relacje łączyły mnie niegdyś z Isabelle...Ale to już inna historia. Teraz mogę polegać na rudowłosej dyrektorce firmy fonograficznej.
-Halo? Jesteś?- Ines wyrwała mnie z rozmyslań. Jak zawsze delikatnie- Czyli jak? Jedziemy do Germana?
-Nie...- odpowiedziałam i na dodatek przecząco pokręciłam głową.
-Dlaczego?- "Czy ona wszystko musiała wiedzieć?".
-Po co komu faceci, gdy ma się takie przyjaciółki.
Uwięziłam radosną "znajomą" w uścisku.

___________________________________________
Jak obiecałam, tak jest. Trochę nieskładny, ale jest. :D
Rozdział pod tytułem "BFF". XD 
Piszcie, jak się Wam podoba przyjaźń naszej Angeles z Ines. :-]
Abrazos,

Ruda

PS: Oto Amy Winehouse i "Valerie". Ostatnio mam fisia na punkcie tej piosenki.
https://www.youtube.com/watch?v=d_EADBnXjXc

7 komentarzy:

  1. Jeeeeeeeej, rozdział! Jak zwykle nieziemski, świetny, wspaniały i dobierz sobie jeszcze parę synonimów. :D Ej, żal mi Geremka.. I Violka jakaś miła. :D Lalalalala, powodzenia w nowym roku szkolnym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :* Zarumieniłam się. XD Przecież Geremek to Sierota, mi też go żal. :D Oooo...Radosna jesteś. Dzięki i również życzę powodzonka! ;-]

      Usuń
  2. Super, szybko next.... :-D czy german się martwy o angie? XD :-D nie, bo jak powiedziala angeles, "uspokojenie po sexualniej stronie " :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, przesadziłam troszkę. XD Oczywiście, będzie jak naszybciej. :D

      Usuń
  3. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie lubie Ines... Spal ją na stosie. :D Rozdział spoko. ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super :))
    Czekam na next !

    OdpowiedzUsuń