Poniedziałek. Wydaje się, że powinnam smętnie przełazić z jednego pokoju do drugiego. Wręcz przeciwnie. Wstałam z uśmiechem na twarzy, patrząc optymistycznie na wszystko, co mnie otaczało. Ciało ubrałam w sukienkę z deseniem kwiatowym, a moje nogi wyglądały na szczuplejsze i dłuższe w wysokich koturnach. Rozpuszczone blond loki opadały szeroką kaskadą na ramiona zakryte dżinsową koszulą, którą zawiązałam pod biustem. Z doskonale dobranymi dodatkami, tak wyglądając,zaczęłam kolejny słoneczny dzień.
Byłam umówiona na spotkanie z mamą w kawiarence w mojej kamienicy. Zajęcia w Studio zaczynałam dopiero o jedenastej, więc nic nie stawało nam na przeszkodzie. Moja mama czekała już na mnie przy jednym z najbardziej wysuniętych w stronę ulicy stolików. Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam, że pije swoje ulubione cappuccino.
-Cześć!- powitałam ją. Chyba zbyt radośnie mi wyszło, bo spojrzała podejrzliwie.
-A coś ty taka wesoła?
-A nie wolno?- odparłam, usiadłwszy na miejscu na przeciwko rozmówcy.
-Wolno, ale jako twoja matka, pragnę wiedzieć co się takiego wydarzyło.
-Nic takiego- próbowałam grać na zwłokę przyjmując postać poważnej.
-Nie wierzę ci. To chyba sprawka przedstawiciela płci przeciwnej- stwierdziła z uśmieszkiem.
-Możliwe- wyszczerzyłam zęby.
-Znam go?- mama od razu przeszła do konkretów. Wypiła łyk kawy.
-Tak- odpowiedziałam dumnie.
-Jest przystojny?- to przecież jedna z najważniejszych rzeczy.
-No ba!
-Starszy?
-Owszem.
-Pablo!- rzuciła chyba bez zastanowienia. Przed oczami stanął mi przyjaciel z zakrwawionym nosem.
-Nie zgadłaś- zaprzeczyłam- Tego, o którym mówię bardzo nie lubisz.
-Boże!- cofnęła się przerażona- Nie mów, że to GERMAN- krzyknęła niemalże na całą kawiarenkę. Ludzie odwrócili się w naszym kierunku, a mieli miny jakby usłyszeli nazwisko przestępcy.
-Tak, tak...Wiem, że to wbrew twoim oczekiwaniom, ale ja sama jeszcze nie jestem pewna swoich uczuć.
-A co on na to?
-Okazuje mi bardzo duże zainteresowanie, więc chyba czuję to samo. Ale nie jestem pewna. Możemy zmienić temat?
-Pewnie. Chcesz mi coś wyznać?- bezbłędnie odczytała mój zamiar.
-Ta...-spojrzałam w błyszczące matczyne oczy.
-Boisz się czegoś- oznajmiła otwarcie.
-Możliwe...Poznałam niedawno pewną właścicielkę studia nagraniowego, zaprowadziła mnie tam i przyjęli mnie- zaśmiałam się, kiedy wyrzucałam z siebie kolejne słowa- Sama jeszcze w to nie wierzę, ale jutro mam przyjść...
-Czekaj, czy ja dobrze zrozumiałam?- zaliczyła następny atak furii- Podpisałaś kontrakt z wytwórnią?!
-Jeszcze nie, ale nigdy nic...
-Nigdy niczego takiego nie zrobisz- postanowiła za mnie.
-Dlaczego?- zapytałam z pretensją w głosie.
-Przecież nigdy tego nie pragnęłaś, nie marzyłaś o tym- była święcie przekonana, że to jakiś argument- Lubiłaś swoją pracę. Wiesz, że twoje życie diametralnie się zmieni?
-Wiem, mamo, ja pragnę zmiany- odparłam atak.
-A założenie rodziny?
-Na wszystko przyjdzie czas z właściwym partnerem- pozostawałam nieugięta.
-Nie, nie zgadzam się- teraz wiem po kim mam silny charakter- Koniec, kropka.
-Czy mogłabyś wesprzeć mnie chociaż raz?!- zaatakowałam mamę bezpośrednio- Zawsze widzisz jakieś "ale". Szkoła muzyczna w moim przypadku wydawała ci się bezsensowna, a Studio mało opłacalne. Błagam, zaakceptuj chociaż raz mój własny wybór- nie zwracałam uwagi na obserwatorów naszej kłótni- Robię to dla siebie. Śpiew jest moją pasją, a nauczanie go już mi nie wystarcza. Chcę być szczęśliwa.
-To nie daje szczęścia- uparła się- Wkrótce się o tym przekonasz. To cię wykończy. Tak, jak Marię...
Chwyciła torebkę. Jej słowa wstrząsnęły mną tak mocno, że dopiero po chwili zauważyłam, jak moja mama odchodzi z kamienną twarzą. Czułam złość i żal, które w zastraszającym tempie przepełniały mnie całą. Musiałam jakoś temu zaradzić, bo przecież przede mną dzień w pracy. Nie mogłam pozwolić, by złe emocje mną zawładnęły. Pierwszy pomysł okazał się najlepszy.
Była nim ucieczka w świat muzyki. Dobiegłam do Studia ze zmienionym szyldem "On Beat", a stamtąd do pierwszej lepszej sali z pianinem. Potrzebowałam wyżyć się na przedmiocie martwym. Torebkę rzuciłam gdzieś w kąt i bez żadnych ceregieli z ogromną siłą nacisnęłam dwa klawisze w odległości oktawy. Następnie tak samo uderzyłam ten interwał o pół tonu niżej. I tak kilka razy zabrzmiały niskie dźwięki. Zaczęło mi się to podobać. Prawa ręka również domagała się udziału w tym wszystkim. Mimowolnie atakowała klawisze, tworząc melodię o prostym rytmie.
Po uważnym zagraniu tego kilka razy, uwolniłam z siebie głos:
Everybody needs inspiration- słowa same płynęły.
Everybody needs a song.
A beautiful melody,
When the night's so long.- ciągnęłam delikatnie dźwięk.
'Cause there is no guarantee- muzyka przybierała na sile.
That this life is easy!
Dalej skupiłam się tylko na grze. Nie była już ona po to, aby wyładować złość. Muzyka opisywała to, co czułam. Uważnie śledziłam wzrokiem rozbudowane pasaże w lewej ręce. Prawa natomiast grała melodię refrenu. Smutną, ale dość głośną i wyróżniającą się.
Sama nie miałam pojęcia, jak to robiłam. Klawisze, a także cały instrument, poddały mi się całkowicie. Kończyłam moją "kompozycję" cichymi akordami, gdy do klasy weszli uczniowie. Spojrzałam na zegarek. Wybiła jedenasta...
Po skończonych lekcjach opuściłam placówkę w milczeniu. Kontemplacja nad ostatnimi wydarzeniami nadal trwała. Miałam mętlik w głowie, lecz pośród szumu drzew przyszedł czas na uporządkowanie wszystkiego.
Po kolei, pomyślałam, co było najpierw? No tak, German. Pewne jest, że należy to zakończyć raz na zawsze. Nie po to wróciłam do jego domu, by za chwilę znów się wyprowadzić. Postanowienie- szczera rozmowa ze szwagrem. Druga rzecz, czyli kłótnia z mamą. W tym przypadku zupełnie nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony ją rozumiałam. Też bałam się gwałtownej zmiany oraz losu podobnego do tego Mari. Ale zdawałam sobie sprawę z niezwykłości tej sytuacji i wspaniałej okazji. To spełnienie moich marzeń- śpiew. Postanowiłam, że za żadne skarby świata z tego nie zrezygnuję. I wreszcie ostatnie: kompozycja. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu granie na fortepianie sprawiało mi taką radość. Czułam się sobą. Niepokoiła mnie jedynie moja nieprzewidywalność. Palce same tańczyły po klawiaturze, jakby będąc poza zasięgiem mojego umysłu. A jeszcze bardziej przerażające było to, że jeśli usiadłabym do instrumentu, mogłabym odtworzyć swoją piosenkę co do jednej nuty. Mimo to serce podpowiadało mi, iż należy to kontynuować.
W willi Castillo panowała niepokojąca cisza. Zegarek w mojej komórce wskazywał piątą popołudniu. Domyślając się, gdzie mogą być domownicy, zrobiłam rundkę po kuchni. W drodze powrotnej usłyszałam jakieś głosy.
-...Ale Angie jest inna- mówił German.
-Czyli jaka?- dopytywał się Ramallo.
Inżynier i jego asystent siedzieli zatrzaśnięci w gabinecie. Mogłam wyobrazić sobie jak wyglądali. Ramallo, jak zwykle elegancki, nachylił się nad biurkiem, ponieważ jego pracodawca robił to samo. Sterty papierów pozostawili samym sobie. Z zaangażowaniem powierzali sobie sekrety, które miały pozostać tajemnicą. Tak miało być, ale nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, czyż nie? Przybliżyłam się do dębowych drzwi.
-Przede wszystkim bardziej radosna. Ślicznie się uśmiecha- moje policzki stawały się czerwieńsze- Nie chodzi codziennie do jakiś kosmetyczek, a i tak wygląda zjawiskowo. Jak ona to robi?
-Nie wiem- parsknęła śmiechem- Ale jak tu jej nie kochać?
-Dokładnie- obydwaj westchnęli.
Stałam w pozycji szpiega. Zareagowałam na słowa przyjaciół dość typowo. Zwykły wytrzeszcz oczu i usta otworzone, jakbym miała powiększone migdałki. Nic specjalnego. Po chwili jednak mnie olśniło.
-Naprawdę wyglądam "zjawiskowo"?- mruknęłam do siebie. Przegładziłam włosy i sukienkę, powtarzając słowa mojego mistrza: "Plecy proste. Biust do przodu".
Wparowałam do gabinetu w środku sesji u terapeuty. Uczestnicy spojrzeli na mnie pytająco, German jeszcze zmierzył mnie wzrokiem.
-"Ja wiem o czym on myśli"- odezwało się w mojej głowie.
Doskonale wiedziałam, że wprawiłam ich w zakłopotanie, co dodawało mi skrzydeł. Tak, tak...Wredna, bezlitosna ja.
-Przepraszam...Są panowie zajęci- udawałam niewinność- Przyjdę później.
Żeby uczynić się bardziej wiarygodną, postukałam obcasami do drzwi.
-Niech pani zostanie- German zatrzymał mnie tak, jak planowałam.
Odwróciłam się z uśmiechem. Zamiast mnie z pokoju wyszedł Ramallo. Zajęłam miejsce wskazane przez, jeszcze niezupełnie obecnego, szwagra.
-O czym chciała mnie pani poinformować?
-Mam dwie wiadomości- oznajmiłam na początku.
-Mogę wybrać, którą chcę usłyszeć najpierw?
-Nie- odpowiedziałam trochę bezczelnie, ale na ojcu Violetty nie zrobiło to żadnego wrażenia. Oparł się wygodnie o fotel.
-Pierwsza sprawa. Mysimy to zakończyć- wycedziłam- Te nasze niepoważne podchody. Pan ma narzeczoną, a ja własne życie. Koniec- zarządziłam ostro.
-My?- zdziwił się- To pani musi przestać się tak zachowywać.
-Niby jak?- wolałam się upewnić z kim mam do czynienia.
-Tak...kobieco- wskazał na moją osobę, po raz kolejny lustrując mnie wzrokiem.
-A jak mam się zachowywać? Po męsku?- zakpiłam z rozmówcy.
-Nie- zaprzeczył praktycznie natychmiast.
-A jednak!
-Tylko mniej...seksownie- zaradził.
-Według pana- zmieniłam ton głosu na niższy i spokojniejszy- Jestem seksowna?- założyłam nogę na nogę w ramach prowokacji.
-Nie przeczę- zmiękł pod wpływem tego widoku.
Wstałam i podeszłam do biurka. W jednej chwili papiery znalazły się dwa metry dalej, a ja wskoczyłam na blat. German miał przed sobą moje kolana. Patrzyłam na niego z wyższością.
-Pragnę wspomnieć, że to pan wszedł do mojego mieszkania i zobaczył mnie w samym ręczniku.
-Teraz to pani mnie kusi- próbował jakoś się ratować.
-Prosi się pan o to- szepnęłam mu do ucha, przy okazji mierzwiąc kołnierzyk jego koszuli.
Facet pod wpływem instynktu podniósł się z fotela. Zrobił krok, którego nigdy się po nim nie spodziewałam. Powoli sunął dłoń po moich idealnie gładkich nogach, uśmiechnąwszy się łobuzersko. W tej chwili zwątpiłam w silną wolę. Całe postanowienie diabli wzięli i zaczęłam poddawać się mężczyźnie. Dotarł już do moich bioder, kiedy...
-Kolacja na stole!- wykrzyczała Olgita.
Wyplątałam się z objęć Germana z zamiarem przerwania gry. Ten jednak dał mi nauczkę. Przycisnął mnie do ściany tuż przy drzwiach.
-Stchórzyła pani- oznajmił i rozplątał guzeł od koszuli pod moim biustem.
-Nie posunęłam się aż tak daleko...
-Teraz mój krok- wypiął wargi trzymawszy mnie mocno przy ścianie.
Jego usta zbliżały się do moich w zabójczym tempie. Miałam jedynie kilka krótkich chwil na ogarnięcie sytuacji, szybką decyzję i...ucieczkę tak, czy inaczej. Decyzja- wiać! Poczułam na swoich wargach nikły pocałunek, schyliłam się i już po chwili nie było mnie w gabinecie.
Odetchąwszy, skierowałam się do jadalni. Zaraz za mną szedł German. Próbował objąć mnie w talii, ale ja skutecznie mu uciekałam.
Nagle dostrzegłam, iż domownicy zgromadzeni przy stole, łacznie z panną Jade, patrzą na nas badawczo. Spłonęłam rumieńcem. German miał rozpięte pierwsze guziki koszuli i szminkę na ustach, ja z kolei mogłam się poszczycić wymiętą sukienką i zmierzwionymi włosami. Na oczach wszystkich poprawiliśmy te malutkie niedociągnięcia i osiedliśmy do stołu. Śmiech gospodyni i siostrzenicy oraz mordercze spojrzenie Jade nie dały mi zjeść w miłej atmosferze.
--------------------------------------------
Siódemeczka.
To Germangie miało trochę inaczej wyglądać i przyznaję, iż się zagalopowałam.
Bądźcie szczerzy w komentarzach.
Besos,
Ruda
genialne, germangie podkręca atmosferę czekam na nexta
OdpowiedzUsuńHahahahaha. XD Wybacz, ale nie moge przestac sie smiac. Genialny rozdzial, mega podoba mi sie, jak Angie droczy sie z Geremkiem. Wiec takich sytuacji! Do przeczytania. :D
OdpowiedzUsuńSpoko. Ja też śmiałam się pisząc tę scenę. XD Miała być zupełnie inna, ale chyba dobrze, że taka wyszła. :D Niczego nie obiecuję. Do przeczytania. :D
UsuńAwwwwwwww :333333
OdpowiedzUsuńGermangie!
Tylko to teraz potrafię powiedzieć (napisać) XD
Czekam na next! +Zapraszam do mnie: http://serce-angeles.blogspot.com/
Hahaha. :D Jak ja kocham takie rozdziały! :3
OdpowiedzUsuńMordka cieszy mi się jak nigdy ostatnio. :D
Uwielbiam ich zaloty, w szczególności jeśli Angie próbuje zawładnąć i panować nad sytuacją.
A German? Co tu dużo mówić? Sam seks! xD
O czym to ja? Aa...
Cud, miód, malina! :* Czakam na szybki next. ;D
Hhahahahhahha :D Śmiałam się cały rozdział :D Serio, Angie mnie rozbroiła wejściem do gabinetu Germana XD Co tu dużo pisać - cudowny rozdział i już czekam na kolejny :D Pozdrawwiam ~B
OdpowiedzUsuńGermangie :)
OdpowiedzUsuńSuuuuuuuuuuuuper. Hahahah Angie, German taki awwww XD//Seba ;*
OdpowiedzUsuńHahahaha.
OdpowiedzUsuńCzekam na next !
~`Żona Ramosa
Aww. Germangie! Haha :D Uwielbiam tą scenę, jest 'zabójcza' :) Śmiałam się niepohamowanie :3 Dzieło kochana, dzieło. Czekam z niecierpliwością na więcej ;D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :) Pisz szybko nexta :D Świetna ta twoja patola ,oby jej było więcej xD hahah :)
OdpowiedzUsuń