*Czytacie na własną odpowiedzialność*
Ze snu o księciu na białym koniu wyrwał mnie dźwięk budzika. Przekręciłam się na drugi bok z zamiarem wyłączenia starego ustrojstwa. Niechętnie zwlokłam się z łóżka. Na szafce leżały moje ubrania: top odsłaniający brzuch oraz krótka obcisła mini. Włożyłam je na siebie, na nogi wsunęłam czarne szpilki, ramiona okryła ceglana marynarka. Kiedy swoje ciemnoblond loki zebrałam w koka, nałożyłam perukę z tlenionych blond włosów i malutki kapelusik. Wykonałam ostry makijaż, najbardziej zaznaczyłam usta. W ręce wzięłam przetartą torbę. Mogłam wychodzić, lecz do moich uszu dobiegły wrzaski o zaległy czynsz, więc dla swojego dobra wybrałam drogę przez okno. Przeszłam drabinę wzdłuż bloku i byłam wolna. Gdzie poszłam? Do pracy. Czyli? Tajemnica, którą zdradzę Wam w odpowiednim czasie.
Przemierzałam ulice miasta. Nastała już noc, co znaczy, że życie w niezbyt grzecznych dzielnicach dopiero się rozkręca. Mnie, samotnie wędrującą dwudziestolatkę, mijały samochody i motocykle, a na każdym z nich para rozwrzeszczanych nastolatków. Przechodnie odprowadzali mnie wzrokiem od budynku do budynku. Normalny człowiek speszyłby się. Ale ja nie należałam do zwyczajnych mieszkańców i szłam dalej, odsłaniając długie nogi.
Po kwadransie marszu odnalazłam cel. Moja współlokatorka, ruda Ines, stała przy latarni i chorobliwie rozglądała się za, powiem szczerze, kimkolwiek. Kilkanaście metrów dalej, na tabliczce, widniał skreślony napis "Buenos Aires". Podbiegłam do równie skąpo ubranej towarzyszki.
-Złapałaś jakiegoś?- nasze wieczorne powitanie.
-A widać?- lekceważąco żuła gumę, co było zwyczajem naszego środowiska.
Nastąpiła chwila ciszy. Chociaż nie, za mną szumiał las, światełko w latarni bzyczało, a z oddali słychać było piski i odgłosy silników. Teraz mogę Wam dokładnie powiedzieć, co robię. Razem z przyjaciółką trudnimy się tym samym zawodem. Co noc przychodzimy w to samo miejsce i rozglądamy się tak naprawdę za kasą, czyli po prostu- jesteśmy prostytutkami. I właśnie teraz próbujemy zarobić na życie, nie ukończywszy nawet szkoły średniej.
-Patrz, jaki jedzie!- zawołała Ines wyraźnie podniecona.
Z ciemności wyłonił się pędzący sportowy samochód. Właściciel musiał być bogaty, a to dobrze nam wróżyło. Los jeszcze szerzej się do nas uśmiechnął. Pojazd zatrzymał się przy granicy, a kierowca nie mógł go odpalić.
-Masz szczęście, że ci go odstępuję- Ines popchnęła mnie do tajemniczego bisnesmana w garniturze.
Idąc tam, kierowałam się rządzą pieniądza, dlatego zdjęłam marynarkę i obliżyłam dekolt bluzki. Zwyczajnie zwiększyłam swoje szanse. Gdy zobaczyłam "ofiarę" z bliska, stwierdziłam, iż jest nie tylko nadziany, ale także szalenie przystojny. Brunet, postawny, wysoki...szarpał dźwignię zmiany biegów i męczył kluczyki.
-Hej- wsadziłam głowę w okienko- Szukasz dziewczyny?
-Nie- posiadał niski, matowy głos- Raczej pomocy drogowej, do której ci daleko.
-Żebyś się nie zdziwił- odparłam i zwinnie wślizgnęłam się do auta.
Oburzony znajomy podał mi kluczyki. Pomajstrowałam i silnik zaburczał ponownie. "Co za kretyn. Jak czasami ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wielu przydatnych rzeczy uczy ulica".
-Czym się zajmujesz?- rozpoczęłam wywiad.
-Wykupuję i sprzedaję firmy- zaliczał się do tych, którzy chętnie gadali.
-Musisz dużo zarabiać, skoro masz na takie cacko- rozejrzałam się po wnętrzu.
-To nie moje, ale owszem, dużo zarabiam- odrzekł beznamiętnie- A jak wam płacą?
-Stówkę.
-Za noc?- prychnął pogardliwie.
-Za godzinę- nokaut się udał.
-Znasz Buenos Aires? Gdzie jest hotel "La Rosa"?- chyba szło mi całkiem nieźle.
-Wiem. Skręć tutaj.
Z nieznanych przyczyn mi ufał, bo wypełnił moje polecenie. Jechaliśmy prostopadłą ulicą. Śledziłam go wzrokiem. Był cholernie przystojny i tym samym bardzo pociągający. Jak ja dobrze trafiłam tej nocy. 24 lipca 2006 roku. Muszę otoczyć ten dzień kółeczkiem w kalendarzu jak tylko wrócę do domu.
-Jak masz na imię?- pierwsze sensowne pytanie z jego ust od kilkunastu minut.
-A jak ci pasuje?- pogładziłam opuszkami palców jego idealnie wyprasowaną koszulę.
-Jestem German, a ty?- był pierwszym klientem, który tak bezczelnie mnie olewał.
-Angie- odwróciłam głowę, by podziwiać krajobrazy miejskie.
-A więc, Angie, potowarzyszysz mi w hotelu?- pytał kulturalnie- Oczywiście za opłatą.
I o to chodziło. W między czasie, jak udawałam, że się zastanawiam, German zatrzymał nie swojego "mustanga" na jakimś parkingu. Na parkingu przed ów hotelem.
Budynek jak pałac. Wszystko wydawało mi się złote albo beżowe. Ciemnym akcentem była elegancka zgniła zieleń, czyli oliwkowy, jak kto woli. Okna od pokoi miały drewniane ramy, na dachu najwyraźniej utworzony został ogród. Nie liczyłam pięter, ale oczywiste było, że im wyżej, tym apartamenty były bardziej eksluzywne. Opisywałabym Wam dalej ten wspaniały budynek, ale zupełnie niespodziewanie coś zostało narzucone mi na ramiona. Był to męski, szary płaszcz, którego nigdy sama na siebie bym nie założyła.
-Ten hotel nie należy do tych, w których wynajmuje się pokoje na jedną noc- ostrożnie dobierał słowa.
Wygramoliłam się z sportowego autka i trzasnęłam ostentacyjnie drzwiczkami. No co? Oznajmiam wszem i wobec, iż Angie nadchodzi!
Kiedy przekroczyłam próg, moje oczy zaatakowała sterylna czystość i wyrafinowanie gości. Wyglądałam wśród nich, jak Flip i Flap. Czy German chciał mnie upokorzyć? Spotkałam się z dziesiątkami chłodnych i prześmiewczych spojrzeń. Mój znajomy szybko otrzymał kartę otwierającą jego apartament, więc również zwinnie oszczędził mi wstydu. Jazda windą zaliczała się do najdłuższych w moim życiu. Obecność lokaja w windzie mnie zszokowała, ale siedziałam cicho i tylko patrzyłam na numery piętr, jakie mijamy.
Apartament okazał się benthouse'em. Salon w stonowanych barwach mieścił w środku wygodną sofę, telewizor, barek oraz biurko. Ogromny taras wychodził na zatłoczone ulice miasta. Obnażyłam ramiona i stopy, a wtedy German kazał mi się rozgościć. Sam niezwłocznie usiadł do stosu papierów.
-Skoro już mnie tu masz- ułożyłam się na kanapie- co zamierzasz ze mną robić?
-Właśnie nie wiem- czy on naprawdę był tak niekumaty, czy tylko udawał?- Wynajmuję ten pokój za każdym razem, gdy goszczę w Buenos Aires.
Z zaangażowaniem rozglądałam się po schludnym pomieszczeniu, po czym wyszłam na taras. Ściągnęłam tandetną perukę, aby lekki wiatr mógł rozwiać moje loki. German zaskoczył mnie, podczas gdy wpatrywałam się w gwiaźwiste niebo. Z doświadczenia jednak wiedziałam, że im dłużej odciąga się od siebie przedstawiciela płci męskiej, tym praca będzie przyjemniejsza. Uciekłam swojemu klientowi na miejsce przed telewizorem. Trafiłam akurat na mój ulubiony serial. Brzuch mnie bolał ze śmiechu, a mój tymczasowy współlokator wciąż przyglądał mi się z zainteresowaniem.
Przystąpiłam do akcji. Posuwałam się zmysłowo na kolanach w stronę mężczyzny. Wślizgnęłam się między jego nogi, po czym rozpięłam kilka guzików jego koszuli.
-Co robisz?- chciał nawiązać rozmowę.
-Wszystko- odpowiedziałam zalotnie- Tylko nie całuję w usta.
-Ja też- zsolidaryzował się.
Ja jednak wróciłam myślami do swojego zadania. Całowałam każdy mięsień, a nastepnie schodziłam coraz niżej...
Następnego dnia nie obudził mnie już żaden pisk, czy zgrzyt, lecz przyjemne smyranie po karku. Mój klient stał nade mną ubrany w garnitur z filiżanką w dłoni. Wymieniliśmy słabe uśmiechy.
-Jesteś głodna?- zapytał, a ja przytaknęłam czym prędzej.
Okrywając się hotelowym szlafrokiem, opuściłam sypialnię. Przeszłam do jadalni. Służący stawiali właśnie ostatnie tace na stole. German zajął miejsce na szczycie, mi natomiast krzesło nie było potrzebne.
-I jak było?- wgryzłam się w malutką kanapeczkę.
-Dobrze- otworzył gazetę.
-Nic więcej nie powiesz?
Usiadłam na stole tak, że German mógł zobaczyć każdy cal moich nóg. Zarumienił się.
-Przy stole jest jeszcze pięć krzeseł- odparł.
-Ach- westchnęłam ze zrezygnowaniem i zawstydzona zaklepałam miejsce obok znajomego- Mogę popływać w twojej wannie przed wyjściem?
Nie raczywszy mnie nawet spojrzeniem, zgodził się. Jego zachowanie dawało do myślenia, ale mimo to nie próbowałam dogłębnie studiować charakteru tego mężczyzny. W moim przypadku zawsze kończyło się to tragicznie.
Podziękowałam i pobiegłam do łazienki. Była ogromna, prawie cała biała z akcentami złotymi lub drewnianymi. Wielkie lustro ukazywało mnie. Zwykłą dziewczynę, która nie dorasta do pięt swemu towarzyszowi. Wanna znajdowała się na podeście i również była duża. Napełniłam ją gorącą wodą, zrobiłam pianę i pozbywając się jakiegokolwiek okrycia, weszłam do niej. Po chwili kąpieli, dorwałam małe radio z podłączonymi słuchawkami. W moich uszach zabrzmiała Whitney.
-You got a problem with the way that I am? They say I'm trouble and I don't give a damn.- śpiewałam, robiąc przy tym głupie miny- But when I'm bad, I know I'm better. Just wanna get loose and turn it up for you.
Zorientowałam się, że jestem obserwowana. German siedział na brzegu wanny i uśmiechał się szeroko na mój widok. Także roześmiałam się w głos, wyobrażając sobie jak musiałam wyglądać. Wyjęłam słuchawki.
-Lubisz Whitney?
-To mało powiedziane- stwierdził powściągliwie.
-Nie umiesz kłamać- znów okazałam swój wyśmienity humor.
Nieustający, promienny uśmiech Germana zaczął wyglądać podejrzanie. Szturchnęłam go mokrą ręką. Wtedy zaczął mówić poważnym tonem, ja jednak wyrzucałam bujną pianę w górę z zadowoleniem.
-Mam dla ciebie propozycję. Dzisiaj odbędzie się ważne spotkanie z moim udziałem i...potrzebuję...tak jakby...kobiety do towarzystwa. Jeśli się zgodzisz, a bardzo proszę, otrzymasz wynagrodzenie. I jak?
Zatkało mnie. Zwyczajna prostytutka dostała propozycję towarzyszenia mężczyźnie nie tylko w nocy, ale także w ciągu dnia, niczym japońska gejsza. Co należało teraz zrobić? Oczywiście, zgodziłam się bez wahania. I pielęgnowałam w sobie poczucie wyższości.
Więc rozpoczęły się negocjacje, co do wypłaty. Rzuciłam dwa tysiące plus dziewięćset za poprzednią noc. Będąc przekonana, iż wysoko się cenię, pracodawca mnie zaskoczył. Tysiąc mniej? To było nie do pomyślenia! Nie ukrywam, że bez uroku osobistego nic bym nie zdziałała, ale wywalczyłam dwa tysiące czterysta peso od bisnesmana. Zmęczony bitwą, zdecydował pójść mi na rękę.
-Tak!- okrzyk triumfalny niósł się na całe pomieszczenie. Na koniec z radości zanurzyłam się w wodzie o delikatnym fiołkowym zapachu.
Okiełznałam euforię i powoli zaczęłam ubierać się we wczorajsze ubrania. Dopiero przed dużym lustrem w sypialni dotarło do mnie, jak wiele odkrywa moja bluzka i jak krótka jest ta spódniczka. Mimo wysokiej temperatury, założyłam marynarkę. Schodziłam z Germanem na dół i zapinałam się starannie. Pomimo starań wszyscy goście gardzili mną. Szturchali mnie, ale gdy tylko German to zauważył, objął mnie w talii. Zaznaczył, że jestem z nim i dlatego kierownik powstrzymał się od uwag. Stałam przy wyjściu z zamiarem popatrzenia na ulice, chociaż przez minutę. Jednak German zaskoczył mnie środkiem transportu, który wybrał. Od jazdy limuzynami wolał spacerować. "Cieszy go oglądanie z bliska życia pospólstwa".
"Pretty woman, walking down the street.
Pretty woman, the kind I like to meet.
Pretty woman, I don't believe you.
You're not truth.
No one could look as good as you."
Po drodze odnalazłam swoją perukę i cisnęłam ją w kosz.
-Twoje naturalne włosy są sto razy ładniejsze.
Czułam, jak się rumienię, podczas gdy kolega gładził moje blond pasma. Uśmiechnąwszy się, wprowadził mnie, jak damę do sklepu dla dam.
Widok tak eleganckiego sklepu wywołał uśmiech na mojej twarzy. Mogłam wybierać wśród wielu kreacji, na które nigdy nie będzie mnie stać. Dzisiaj żyłam na koszt bogatego znajomego. Obok niego stał przez chwilę drugi mężczyzna w garniturze. Kiedy skończyli rozmowę, zostałam brutalnie uprowadzona w głąb sklepu, zanim zdążyłam podziękować Germanowi.
Opadłam na miękką sofę i jak na zawołanie, z drzwi od zaplecza, wybiegło kilka pań ekspedientek. Pokazywały mi najlepsze, a tym samym najdroższe stroje, jakie miały. Przymierzałam ubrania, które najbardziej mi się podobały, lecz odkładałam je na miejsce "do kupienia" dopiero wtedy, gdy German był pod wrażeniem. W innym przypadku, nie wiem dlaczego, nie widziałam sensu kupna. Sprawdziłam także kilkanaście par butów.
Nadszedł moment, by wybrać suknię na wieczorną kolację. W dziale z kreacjami znalazłam mnóstwo ładnych rzeczy. W większości podobałam się ekspedientkom. Zachwalały przede wszystkim moją figurę i grację w poruszaniu się. German oczywiście przyznał im rację, czym ponownie sprawił, że się uśmiechnęłam.
Po godzinie mąk w stosie sukienek, odnalazłam swój ideał. Założyłam ją i stanęłam przed lustrem. Kreacja wykonana z czarnego jedwabiu zakrywała całą długość moich nóg. Była obcisła i pokazywała moje kobiece kształty, ale mogłam zachowywać się w niej zupełnie swobodnie. Dekolt w kształcie łódki eksponował szyję i biust.
-Jesteś piękną kobietą- szepnął German.
Sunął dłonią po materiale. Jego klatka piersiowa stykała się z moimi plecami, wprawiając mnie w drżenie. Musnął wargami moją szyję. Zamknęłam oczy i poczułam zapach mocnych męskich perfum... Zaczynałam zatracać się w tej bliskości. Traciłam głowę. Czekoladowy odcień jego oczu zahipnotyzowały mnie. Karciłam samą siebie, a jednocześnie pragnęłam dalszego rozwoju akcji. By German zrobił pierwszy krok...Jednak powiedziałam sobie dosyć.
-Patrz- stanęłam na palcach- Jestem prawie taka jak ty!
Zaśmiałam się zwycięsko. German przyznał, iż jestem wysoka, głaszcząc moje biodra. I co teraz?
-Chodź już.
German ratował sytuację. Chyba też uznał sklep za nieodpowiednie miejsce. Kwadrans później mogłam zabrać ze sobą wybrane ubrania, bo były MOJE. German pomógł mi wpakować zakupy do taksówki. Ruszyliśmy, przyciągając spojrzenia przechodniów i usłyszałam, jak burczy mi w brzuchu.
Zrobiłam z siebie idiotkę, no i co z tego. German mógł mnie uprzedzić, że idziemy do restauracji, gdzie obsługa wita zaraz przy wejściu i do każdego posiłku jest kilka rodzajów sztućców. A kelnerka niemiła, ale za to ubrana z klasą, a to się liczy, czyż nie? German zrehabilitował się i zabrał mnie do parku. Spacerowałam po trawie boso, wrzeszcząc, jaki ten świat jest niesprawiedliwy. Mój przyjaciel patrzył na mnie z uśmiechem, wtedy obrywał i tak w kółko. Uspokoiłam się dopiero kiedy przez nieuwagę oraz nadmiar emocji wywróciłam się na twardy chodnik. Kolana krwawiły i ledwo stawiałam kolejne kroki, ale dzielnie dotarłam do benthouse'u w "La Rosa".
Popołudnie spędziliśmy na rozmowie. Dowiedziałam się, że German pochodzi z rodziny Castillo, jego rodzice rozwiedli się, kiedy od miał osiem lat, odtrzymał bardzo dobre wykształcenie i po studiach zarządzania, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Spędził tam rok i wrócił. Jego ojciec zmarł na raka, a matka zamknęła się w sobie po kilku kolejnych również nieudanych związkach. Związał się z nie jaką Marią, która niedługo potem zerwała zaręczyny i uciekła z jakimś innym. Ożenił się potem z pełną wdzięku Esmeraldą, razem podjęli decyzję o rozwodzie po pięciu latach małżeństwa. Następnie poświęcił się pracy i dlatego zerwał z Jade. I tak dotarł tutaj. Jest rozpoznawalny w Argentynie, współpracuje z najlepszymi prawnikami w kraju i zarabia kupę kasy, ale nie ma nikogo bliskiego i jest nieszczęśliwy. A teraz chciał usłyszeć moją historię.
-Jesteśmy idealnymi przeciwieństwami. Moi rodzice mimo przeraźliwych kłótni, nie rozwiedli się. Byłam lubiana w szkole, ale nie zdałam matury. Za jednym z moich beznadziejnych chłopaków trafiłam do towarzystwa...no wiesz, jakiego...i tkwię tam do dziś. Na początku pracowałam w barach, ale nie starczało mi na czynsz. Ines wprowadziła mnie w świat prostytutek i zostałam nią, bo nie miałam wyboru, kiedy rodzice nie chcieli widzieć mnie w domu.
Rozmówca słuchał uważnie każdego słowa. Leżeliśmy na kanapie. Dzieliła nas mała odległość. Zegar wybił siódmą. Przerażona poderwałam się, czego skutkiem był bolesny upadek na podłogę. German pomógł mi wstać i bez dalszych rozmów, poszliśmy się przygotować do kolacji.
W pięknej sukni wieczorowej jechałam windą z moim partnerem. Lokaj wciąż na mnie spoglądał, ale jego wyraz twarzy nie wyrażał pożądania, raczej wygląd na tępego pięciolatka. Kiedy wychodziłam, ten zaczął się jąkać. Zachichotałam i podążyłam za Germanem.
Ile oni musieli wydać na wystrój sali balowej w tym hotelu? Pan Castillo chyba zostawia zbyt duże napiwki w barach. W jednym momencie wzrok zebranych skierował się w naszą stronę.
-Nie pesz się- nakazał bisnesman obyty z takim zachowaniem.
Odpowiedziałam promiennym uśmiechem zaakcentowanym czerwonym błyszczykiem. Zostałam poprowadzona do stolika na końcu sali. Kolacje spędziłam na ładnym uśmiechaniu się do siwego bogacza i rozmyślaniu, którego widelca do czego użyć. Coś niezwykłego wydarzyło się dopiero, gdy opuszczaliśmy salę.
Kroczyłam dumnie, odpowiadając co chwilę na serdeczne życzenia dobrej nocy od nieznanych mi gości. German tłumaczył mi kto jest kim, ale ja i tak go nie rozumiałam. Wtem zachwiałam się niebezpiecznie. German nie zdołał mnie złapać i upadłam z łoskotem na drewnianą podłogę. Popatrzyłam mimowolnie na stolik, obok którego leżałam. Zanim dotarło do mnie, kto przy nim siedzi, German mnie podniósł. Tajemniczy znajomy również zwrócił na mnie uwagę. Wyszłam z restauracji ciągnięta przez podenerwowanego towarzysza.
-Kto to był?- zapytał German już w apartamencie.
-Mój eks, ten który wciągnął mnie do tamtej dzielnicy- wymamrotałam z przejęciem- Ma na imię Paulo...
-To jakieś...niemiłe wspomnienia?- nalał szampana do jednego z kieliszków i mi go podał.
-Tak...I nie chcę o tym gadać- ukróciłam.
-Rozumiem.
Tak zakończyła się nasza konwersacja. Nikt nie miał nic więcej do dodania. German musiał, a przynajmniej on tak twierdził, popracować. Wybiła jedenasta, więc umywszy twarz, położyłam się do wielkiego łóżka. Wraz z przykryciem swojego ciała kołdrą, oczy same mi się zamknęły.
Następnego dnia, w piątek, miałam opuścić hotel i Germana. Jednak okazało się, że człowiek sukcesu ma dzisiaj pójść do opery. Pytałam, czy to lubi, on stwierdził, że nienawidzi. No to po co on to robi? Musi się pokazać, ponieważ będzie tam jakiś jego konkurent. Oczywiście chodziło głównie o to, abym po prostu została jeszcze jeden dzień dłużej. Zgodziłam się, przygotowując sukienkę.
Około szesnastej postanowiłam poinformować swoją przyjaciółkę o wszystkich zdarzeniach. Zatelefonowałam i kiedy dowiedziała się o hotelu, kolacjach i sumie, jaką mam, żałowała, że wtedy sama nie wystartowała do bogacza w sportowym autku. Zapewniwszy podzielenie się z nią wynagrodzeniem, zakończyłam rozmowę.
Wieczór zapowiadał się bardzo przyjemnie. Było bardzo ciepło i duszno. Ubrałam długą, jaskrawoczerwoną suknię z odsłoniętymi ramionami, włosy zebrałam w koka, pantofelki jak ze złota były niestety mało widoczne spod kreacji. German przystroił moją szyję pięknym naszyjnikiem z brylantami. Do opery pojechaliśmy wystawną limuzyną.
Tym razem na miejscu było zbyt wielu ludzi, by ktoś zwrócił na naszą dwójkę specjalną uwagę. Nie potrafiłam wyrazić zachwytu podczas wejścia na salę koncertową. Ogromna scena, długa purpurowa kurtyna i misternie wykonane złocenia zapierały dech w piersiach. German wybrał z pewnością najlepsze miejsca. W chwili gdy usiadłam, światła zgasły.
Wsłuchiwałam się w drżący, lecz imponująco mocny głos śpiewaczki oraz baryton głównego bohatera. Doskonale przekazywali uczucia, jakie towarzyszą ludziom przy rozstaniu z ukochaną osobą. Przetarłam mokry policzek i wtedy stała się tragiczna rzecz.
-Patrz, czy to nie ta dziwka, którą widzieliśmy kilka dni temu, wyjeżdżając z miasta?
Dotarł do mnie wredny szept. Łzy bólu wypłynęły z moim oczu. Bez słowa podniosłam się i wybiegłam. Dopiero przed budynkiem opery zaszlochałam gorzko. Na zewnątrz padał deszcz, ale on mi nie przeszkadzał. Suknia zamorzyła się w kałużach, które mijałam w zastraszającym tempie. Aż nie zauważyłam Germana.
-Angie!- zawołał, abym się zatrzymała.
Czekałam na niego cierpliwie przy ścianie jakiegoś budynku. Deszcz spływał ze mnie strugami, makijaż dawno uległ drastycznej zmianie.
-Angie...- wyszeptał moje imię, jak tylko wstałam.
Rzuciłam się mu na szyję. Po prostu potrzebowałam schronienia i znalazłam je w ramionach Germana, mojego znajomego. Mamrotał uspokajające słówka, głaszcząc moje mokre włosy i jednocześnie znosząc bardzo silny uścisk w pasie.
-Możemy już iść do hotelu?
Skinęłam głową i żeby być bardziej przekonująca uśmiechnęłam się blado. German kurczowo trzymał mą dłoń. Pociągnął mnie za sobą, a wtedy zahaczyłam jedną szpilką o drugą i zaliczyłam kolejne spotkanie z podłogą. Tyle, że tym razem był to chodnik w centrum miasta. Bolało o wiele bardziej. German natychmiast rzucił mi się na pomoc. Ja jednak odwróciłam się do niego plecami z płaczem. Strugi łez łączyły się z kroplami.
-Chcę tu zostać! Zostaw mnie i idź! Nie mam siły dłużej tak żyć!
Z Germanem jednak nie było dyskusji. Okazał swoją siłę, podniósłwszy mnie z ziemi. Trzymał mnie bardzo mocno, ja również kurczowo oplotłam ręce wokół jego karku i tak szliśmy w deszczu...
W hotelu zamknęłam za sobą drzwi od łazienki i wysuszyłam włosy. Odziałam się w biały szlafrok i wróciłam do sypialni. Zastałam tam śpiącego Germana w ręczniku zakrywającym jego dolną część ciała. Doszłam do wniosku, że jest wspaniałym mężczyzną. W geście wdzięczności przyłożyłam do jego ust palce wcześniej pocałowane przeze mnie. Miał gorące, wydatne, nakłaniające do grzechu wargi. Drgnęłam, gdy ich dotknęłam. Kłóciłam się z samą sobą, jednak wreszcie coś przekonało mnie do tego posunięcia.
Zbliżyłam się do śpiącego i ledwo wyczuwalnie musnęłam jego górną wargę. Temu wystarczało to, aby się przebudzić. Przez chwilę patrzył na mnie pytająco. Kiedy miałam już odejść, on zatopił dłoń w moich lokach. Połączył nasze usta. Sekundę później przytulaliśmy się czule. German ostrożnie położył mnie na łóżku i dalej namiętnie całował. Poszłam o krok dalej, pozbawiając mężczyznę jakiegokolwiek okrycia. Dostałam odpowiedź. Mój kochanek rozwiązał guzeł od szlafroka. Ujrzał moje nagie ciało spragnione czułości. Otoczył je opieką poprzez całusy. Czułam je na każdej części ciała. Podniecenie rozsadzało mnie od środka. Przymknęłam oczy, by oddać się niebiańskiej przyjemności...
Leżałam w ramionach Germana naga, przy tym krucha, bezbronna. Tylko przy nim tak się czułam. Traktował mnie na codzień zupełnie inaczej niż inni. Sprawił, że zaczęłam być wrażliwa, szłam za głosem serca. I zrobił to jedynie w dwa dni. Trudno było pogodzić się z faktem, że go...
-Kocham Cię- ukochany był szybszy.
Wyznał mi najpiękniejszą rzecz na świecie. Z uśmiechem cmoknęłam kilka razy jego usta.
-Ja Ciebie też.
Wtuliłam się w rozgrzany, męski tors i odpłynęłam w błogi niebyt...
Rano obudziłam się z uśmiechem na ustach. Towarzysz łoża jeszcze spał, więc wygramoliłam się jak najciszej umiałam. Chwilę później byłam gotowa i właśnie zabrałam się do pakowania swoich rzeczy. Niespodziewanie German pojawił się obok mnie.
-Dzień dobry.
-Hej...Co robisz?- wpatrzył się w walizkę.
-Jak to? Mój pobyt tutaj dobiega końca.
Wyprowadziłam bagaż przed drzwi. Wypełniałam swoją umowę. Opuszczam go.
-Ty chyba czegoś nie rozumiesz- próbował grać na zwłokę- Kocham Cię, czyli nie chcę, abyś odchodziła.
Jego niski głos ugodził w sam środek mojego serca. Bardzo chciałam zostać, ale nie mogłam tak go ranić.
-Wiesz co się stanie, gdy będę tu dalej? Skończy się twoje spokojne życie. Zszargam twoje dobre imię. Moje życie nie ulegnie zmianie, a sam słyszałeś, że niektórzy poznają mnie nawet w zupełnie innym ubraniu. Obracajmy się w swoich kręgach.
-Ale nie wszyscy są tak okrutni jak tamten facet- łudził się.
-Uwierz mi, wszyscy. Żegnaj.
Nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Ciągnęłam walizkę w stronę przystanku. Autobus właśnie zatrzymał się i mogłam odetchnąć, bo jechałam na północ stolicy, tam gdzie moje miejsce, zostawiając samego być może mężczyznę mojego życia.
Gdy znalazłam się w moim mieszkaniu, pomyślałam mimowolnie: "Jak nagła zmiana". Tapeta odchodziła od ścian, panował straszny chaos, w lodówce pustki. Musiałam iść przez dym, który robiła Ines papierosami. Otworzyłam okno, po czym załatwiłam ze ledwo przytomną współlokatorką sprawę pieniędzy. Dziewczyna umyła się i ubrała z zamiarem zapłacenia czynszu i zrobienia zakupów. Tak się stało, więc miałam czas, by ogarnąć wszechobecny bałagan. Posprzątałam, wypakowałam swoje rzeczy i układałam je na półkach.
Wtem usłyszałam z zewnątrz dźwięk klaksonu. Kierowana zwykłą ciekawością, wychyliłam się przez otwarte okno. Moim oczom ukazał się zgrabny biały wóz, a na dachu stał nie kto inny jak German. Uśmiechnęłam się przez płacz. Nawet nie spodziewałam się takie zaangażowania z jego strony. Pojazd zatrzymał się pod moim oknem. Otrzymałam pytanie od mężczyzny, który właśnie lądował na trawniku.
-O czym marzysz?
Mógł zrobić dla mnie wszystko.
-Aby uratował mnie książę na białym koniu!
-Oto jestem!- wskazał na siebie- Jak mam cię przekonać, żebyś do mnie wróciła?
-Wejdź tu!- rzuciłam z drwiącym uśmieszkiem.
Jednak German zerwał się do wspinaczki i dawał przekonać się, że lepiej pójść schodami. Było to bardzo romantyczne, ale bałam się o zdrowie ukochanego. Okazał się dobrym alpinistą. Kazał podać sobie dłoń i powoli zejść. Zrobiłam co mogłam, by nie przysporzyć mu ciężaru. W krótkiej chwili stałam już na trwałym gruncie przy rumaku mojego księcia.
-I co teraz?- przyciągnął mnie do siebie, jakby bał się, że mu ucieknę.
-Żyli długo i szczęśliwie- odpowiedziałam niewinnie. "Co on kombinuje?"
-Długo...- szepnął ledwo słyszalnie.
Uklęknął przede mną. To mogło znaczyć tylko jedno, a zanim to do mnie dotarło, łzy same napłynęły do oczu. German trzymał pudełeczko, którego zawartość zapiera dech w piersiach. Zaczął mówić uroczyście:
-Angeles, zechcesz towarzyszyć mi do końca życia? Wyjdziesz za mnie?
Oparłam mokry policzek.
-Tak, zgadzam się! Tak, tak, tak!
Podskoczyłam z radości. Płakałam jeszcze bardziej, gdy narzeczony wsuwał na mój palec śliczny pierścionek z małym diamencikiem po środku. Dostałam jeszcze mocny uścisk.
-To było długo, a szczęśliwie?
-O, zapomniałbym!
I połączył swe usta z moimi. Wiedziałam, byłam pewna, iż mnie nie opuści. Zawsze będę dla niego tą jedyną księżniczką. Odwzajemniając zachłannie pocałunki, wokół tworzyła się magia. Mój świat przemienił się we wspaniałą bajkę...
"'Cause I need you, I'll treat you right. Come with me, baby, be mine tonight.
What do I see? Is she walking back to me? Yeah, she's walking back to me. Oh, pretty woman!"
--------------------------------------------
Bardzo przepraszam, jeśli kogoś uraziłam tym tekstem, zwłaszcza początkiem.
-Whitney Houston- Queen of the Night
-Roy Orbison- Pretty Woman
Abrazos y besos por todos!
Ruda