środa, 30 lipca 2014

Jednorazówka: "Pretty Woman"

*Czytacie na własną odpowiedzialność*


Ze snu o księciu na białym koniu wyrwał mnie dźwięk budzika. Przekręciłam się na drugi bok z zamiarem wyłączenia starego ustrojstwa. Niechętnie zwlokłam się z łóżka. Na szafce leżały moje ubrania: top odsłaniający brzuch oraz krótka obcisła mini. Włożyłam je na siebie,  na nogi wsunęłam czarne szpilki, ramiona okryła ceglana marynarka. Kiedy swoje ciemnoblond loki zebrałam w koka, nałożyłam perukę z tlenionych blond włosów i malutki kapelusik. Wykonałam ostry makijaż, najbardziej zaznaczyłam usta. W ręce wzięłam przetartą torbę. Mogłam wychodzić, lecz do moich uszu dobiegły wrzaski o zaległy czynsz, więc dla swojego dobra wybrałam drogę przez okno. Przeszłam drabinę wzdłuż bloku i byłam wolna. Gdzie poszłam? Do pracy. Czyli? Tajemnica, którą zdradzę Wam w odpowiednim czasie.
Przemierzałam ulice miasta. Nastała już noc, co znaczy, że życie w niezbyt grzecznych dzielnicach dopiero się rozkręca. Mnie, samotnie wędrującą dwudziestolatkę, mijały samochody i motocykle, a na każdym z nich para rozwrzeszczanych nastolatków. Przechodnie odprowadzali mnie wzrokiem od budynku do budynku. Normalny człowiek speszyłby się. Ale ja nie należałam do zwyczajnych mieszkańców i szłam dalej, odsłaniając długie nogi.
Po kwadransie marszu odnalazłam cel. Moja współlokatorka, ruda Ines, stała przy latarni i chorobliwie rozglądała się za, powiem szczerze, kimkolwiek. Kilkanaście metrów dalej, na tabliczce, widniał skreślony napis "Buenos Aires". Podbiegłam do równie skąpo ubranej towarzyszki.
-Złapałaś jakiegoś?- nasze wieczorne powitanie.
-A widać?- lekceważąco żuła gumę, co było zwyczajem naszego środowiska.
Nastąpiła chwila ciszy. Chociaż nie, za mną szumiał las, światełko w latarni bzyczało, a z oddali słychać było piski i odgłosy silników. Teraz mogę Wam dokładnie powiedzieć, co robię. Razem z przyjaciółką trudnimy się tym samym zawodem. Co noc przychodzimy w to samo miejsce i rozglądamy się tak naprawdę za kasą, czyli po prostu- jesteśmy prostytutkami. I właśnie teraz próbujemy zarobić na życie, nie ukończywszy nawet szkoły średniej.
-Patrz, jaki jedzie!- zawołała Ines wyraźnie podniecona.
Z ciemności wyłonił się pędzący sportowy samochód. Właściciel musiał być bogaty, a to dobrze nam wróżyło. Los jeszcze szerzej się do nas uśmiechnął. Pojazd zatrzymał się przy granicy, a kierowca nie mógł go odpalić.
-Masz szczęście, że ci go odstępuję- Ines popchnęła mnie do tajemniczego bisnesmana w garniturze. 
Idąc tam, kierowałam się rządzą pieniądza, dlatego zdjęłam marynarkę i obliżyłam dekolt bluzki. Zwyczajnie zwiększyłam swoje szanse. Gdy zobaczyłam "ofiarę" z bliska, stwierdziłam, iż jest nie tylko nadziany, ale także szalenie przystojny. Brunet, postawny, wysoki...szarpał dźwignię zmiany biegów i męczył kluczyki. 
-Hej- wsadziłam głowę w okienko- Szukasz dziewczyny?
-Nie- posiadał niski, matowy głos- Raczej pomocy drogowej, do której ci daleko.
-Żebyś się nie zdziwił- odparłam i zwinnie wślizgnęłam się do auta. 
Oburzony znajomy podał mi kluczyki. Pomajstrowałam i silnik zaburczał ponownie. "Co za kretyn. Jak czasami ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wielu przydatnych rzeczy uczy ulica".
-Czym się zajmujesz?- rozpoczęłam wywiad.
-Wykupuję i sprzedaję firmy- zaliczał się do tych, którzy chętnie gadali.
-Musisz dużo zarabiać, skoro masz na takie cacko- rozejrzałam się po wnętrzu.
-To nie moje, ale owszem, dużo zarabiam- odrzekł beznamiętnie- A jak wam płacą?
-Stówkę.
-Za noc?- prychnął pogardliwie.
-Za godzinę- nokaut się udał.
-Znasz Buenos Aires? Gdzie jest hotel "La Rosa"?- chyba szło mi całkiem nieźle.
-Wiem. Skręć tutaj.
Z nieznanych przyczyn mi ufał, bo wypełnił moje polecenie. Jechaliśmy prostopadłą ulicą. Śledziłam go wzrokiem. Był cholernie przystojny i tym samym bardzo pociągający. Jak ja dobrze trafiłam tej nocy. 24 lipca 2006 roku. Muszę otoczyć ten dzień kółeczkiem w kalendarzu jak tylko wrócę do domu.
-Jak masz na imię?- pierwsze sensowne pytanie z jego ust od kilkunastu minut.
-A jak ci pasuje?- pogładziłam opuszkami palców jego idealnie wyprasowaną koszulę.
-Jestem German, a ty?- był pierwszym klientem, który tak bezczelnie mnie olewał.
-Angie- odwróciłam głowę, by podziwiać krajobrazy miejskie.
-A więc, Angie, potowarzyszysz mi w hotelu?- pytał kulturalnie- Oczywiście za opłatą.
I o to chodziło. W między czasie, jak udawałam, że się zastanawiam, German zatrzymał nie swojego "mustanga" na jakimś parkingu. Na parkingu przed ów hotelem.
Budynek jak pałac. Wszystko wydawało mi się złote albo beżowe. Ciemnym akcentem była elegancka zgniła zieleń, czyli oliwkowy, jak kto woli. Okna od pokoi miały drewniane ramy, na dachu najwyraźniej utworzony został ogród. Nie liczyłam pięter, ale oczywiste było, że im wyżej,  tym apartamenty były bardziej eksluzywne. Opisywałabym Wam dalej ten wspaniały budynek, ale zupełnie niespodziewanie coś zostało narzucone mi na ramiona. Był to męski, szary płaszcz, którego nigdy sama na siebie bym nie założyła.
-Ten hotel nie należy do tych, w których wynajmuje się pokoje na jedną noc- ostrożnie dobierał słowa.
Wygramoliłam się z sportowego autka i trzasnęłam ostentacyjnie drzwiczkami. No co? Oznajmiam wszem i wobec, iż Angie nadchodzi!
Kiedy przekroczyłam próg, moje oczy zaatakowała sterylna czystość i wyrafinowanie gości. Wyglądałam wśród nich, jak Flip i Flap. Czy German chciał mnie upokorzyć? Spotkałam się z dziesiątkami chłodnych i prześmiewczych spojrzeń. Mój znajomy szybko otrzymał kartę otwierającą jego apartament, więc również zwinnie oszczędził mi wstydu. Jazda windą zaliczała się do najdłuższych w moim życiu. Obecność lokaja w windzie mnie zszokowała, ale siedziałam cicho i tylko patrzyłam na numery piętr, jakie mijamy.
Apartament okazał się benthouse'em. Salon w stonowanych barwach mieścił w środku wygodną sofę, telewizor, barek oraz biurko. Ogromny taras wychodził na zatłoczone ulice miasta. Obnażyłam ramiona i stopy, a wtedy German kazał mi się rozgościć. Sam niezwłocznie usiadł do stosu papierów. 
-Skoro już mnie tu masz- ułożyłam się na kanapie- co zamierzasz ze mną robić? 
-Właśnie nie wiem- czy on naprawdę był tak niekumaty, czy tylko udawał?- Wynajmuję ten pokój za każdym razem, gdy goszczę w Buenos Aires. 
Z zaangażowaniem rozglądałam się po schludnym pomieszczeniu, po czym wyszłam na taras. Ściągnęłam tandetną perukę, aby lekki wiatr mógł rozwiać moje loki. German zaskoczył mnie, podczas gdy wpatrywałam się w gwiaźwiste niebo. Z doświadczenia jednak wiedziałam, że im dłużej odciąga się od siebie przedstawiciela płci męskiej, tym praca będzie przyjemniejsza. Uciekłam swojemu klientowi na miejsce przed telewizorem. Trafiłam akurat na mój ulubiony serial. Brzuch mnie bolał ze śmiechu, a mój tymczasowy współlokator wciąż przyglądał mi się z zainteresowaniem. 
Przystąpiłam do akcji. Posuwałam się zmysłowo na kolanach w stronę mężczyzny. Wślizgnęłam się między jego nogi, po czym rozpięłam kilka guzików jego koszuli.
-Co robisz?- chciał nawiązać rozmowę.
-Wszystko- odpowiedziałam zalotnie- Tylko nie całuję w usta.
-Ja też- zsolidaryzował się.
Ja jednak wróciłam myślami do swojego zadania. Całowałam każdy mięsień, a nastepnie schodziłam coraz niżej...

Następnego dnia nie obudził mnie już żaden pisk, czy zgrzyt, lecz przyjemne smyranie po karku. Mój klient stał nade mną ubrany w garnitur z filiżanką w dłoni. Wymieniliśmy słabe uśmiechy.
-Jesteś głodna?- zapytał, a ja przytaknęłam czym prędzej. 
Okrywając się hotelowym szlafrokiem, opuściłam sypialnię. Przeszłam do jadalni. Służący stawiali właśnie ostatnie tace na stole. German zajął miejsce na szczycie, mi natomiast krzesło nie było potrzebne. 
-I jak było?- wgryzłam się w malutką kanapeczkę.
-Dobrze- otworzył gazetę.
-Nic więcej nie powiesz?
Usiadłam na stole tak, że German mógł zobaczyć każdy cal moich nóg. Zarumienił się. 
-Przy stole jest jeszcze pięć krzeseł- odparł.
-Ach- westchnęłam ze zrezygnowaniem i zawstydzona zaklepałam miejsce obok znajomego- Mogę popływać w twojej wannie przed wyjściem? 
Nie raczywszy mnie nawet spojrzeniem, zgodził się. Jego zachowanie dawało do myślenia, ale mimo to nie próbowałam dogłębnie studiować charakteru tego mężczyzny. W moim przypadku zawsze kończyło się to tragicznie.
Podziękowałam i pobiegłam do łazienki. Była ogromna, prawie cała biała z akcentami złotymi lub drewnianymi. Wielkie lustro ukazywało mnie. Zwykłą dziewczynę, która nie dorasta do pięt swemu towarzyszowi. Wanna znajdowała się na podeście i również była duża. Napełniłam ją gorącą wodą, zrobiłam pianę i pozbywając się jakiegokolwiek okrycia, weszłam do niej. Po chwili kąpieli, dorwałam małe radio z podłączonymi słuchawkami. W moich uszach zabrzmiała Whitney. 
-You got a problem with the way that I am? They say I'm trouble and I don't give a damn.- śpiewałam, robiąc przy tym głupie miny- But when I'm bad, I know I'm better. Just wanna get loose and turn it up for you.
Zorientowałam się, że jestem obserwowana. German siedział na brzegu wanny i uśmiechał się szeroko na mój widok. Także roześmiałam się w głos, wyobrażając sobie jak musiałam wyglądać. Wyjęłam słuchawki.
-Lubisz Whitney?
-To mało powiedziane- stwierdził powściągliwie. 
-Nie umiesz kłamać- znów okazałam swój wyśmienity humor. 
Nieustający, promienny uśmiech Germana zaczął wyglądać podejrzanie. Szturchnęłam go mokrą ręką. Wtedy zaczął mówić poważnym tonem, ja jednak wyrzucałam bujną pianę w górę z zadowoleniem.
-Mam dla ciebie propozycję. Dzisiaj odbędzie się ważne spotkanie z moim udziałem i...potrzebuję...tak jakby...kobiety do towarzystwa. Jeśli się zgodzisz, a bardzo proszę, otrzymasz wynagrodzenie. I jak? 
Zatkało mnie. Zwyczajna prostytutka dostała propozycję towarzyszenia mężczyźnie nie tylko w nocy, ale także w ciągu dnia, niczym japońska gejsza. Co należało teraz zrobić? Oczywiście, zgodziłam się bez wahania. I pielęgnowałam w sobie poczucie wyższości. 
Więc rozpoczęły się negocjacje, co do wypłaty. Rzuciłam dwa tysiące plus dziewięćset za poprzednią noc. Będąc przekonana, iż wysoko się cenię, pracodawca mnie zaskoczył. Tysiąc mniej? To było nie do pomyślenia! Nie ukrywam, że bez uroku osobistego nic bym nie zdziałała, ale wywalczyłam dwa tysiące czterysta peso od bisnesmana. Zmęczony bitwą, zdecydował pójść mi na rękę. 
-Tak!- okrzyk triumfalny niósł się na całe pomieszczenie. Na koniec z radości zanurzyłam się w wodzie o delikatnym fiołkowym zapachu.

Okiełznałam euforię i powoli zaczęłam ubierać się we wczorajsze ubrania. Dopiero przed dużym lustrem w sypialni dotarło do mnie, jak wiele odkrywa moja bluzka i jak krótka jest ta spódniczka. Mimo wysokiej temperatury, założyłam marynarkę. Schodziłam z Germanem na dół i zapinałam się starannie. Pomimo starań wszyscy goście gardzili mną. Szturchali mnie, ale gdy tylko German to zauważył, objął mnie w talii. Zaznaczył, że jestem z nim i dlatego kierownik powstrzymał się od uwag. Stałam przy wyjściu z zamiarem popatrzenia na ulice, chociaż przez minutę. Jednak German zaskoczył mnie środkiem transportu, który wybrał. Od jazdy limuzynami wolał spacerować. "Cieszy go oglądanie z bliska życia pospólstwa". 
     
"Pretty woman, walking down the           street. 
Pretty woman, the kind I like to meet.
Pretty woman, I don't believe you.
You're not truth. 
No one could look as good as you."

Po drodze odnalazłam swoją perukę i cisnęłam ją w kosz.
-Twoje naturalne włosy są sto razy ładniejsze.
Czułam, jak się rumienię, podczas gdy kolega gładził moje blond pasma. Uśmiechnąwszy się, wprowadził mnie, jak damę do sklepu dla dam. 
Widok tak eleganckiego sklepu wywołał uśmiech na mojej twarzy. Mogłam wybierać wśród wielu kreacji, na które nigdy nie będzie mnie stać. Dzisiaj żyłam na koszt bogatego znajomego. Obok niego stał przez chwilę drugi mężczyzna w garniturze. Kiedy skończyli rozmowę, zostałam brutalnie uprowadzona w głąb sklepu, zanim zdążyłam podziękować Germanowi. 
Opadłam na miękką sofę i jak na zawołanie, z drzwi od zaplecza, wybiegło kilka pań ekspedientek. Pokazywały mi najlepsze, a tym samym najdroższe stroje, jakie miały. Przymierzałam ubrania, które najbardziej mi się podobały, lecz odkładałam je na miejsce "do kupienia" dopiero wtedy, gdy German był pod wrażeniem. W innym przypadku, nie wiem dlaczego, nie widziałam sensu kupna. Sprawdziłam także kilkanaście par butów. 
Nadszedł moment, by wybrać suknię na wieczorną kolację. W dziale z kreacjami znalazłam mnóstwo ładnych rzeczy. W większości podobałam się ekspedientkom. Zachwalały przede wszystkim moją figurę i grację w poruszaniu się. German oczywiście przyznał im rację, czym ponownie sprawił, że się uśmiechnęłam.
Po godzinie mąk w stosie sukienek, odnalazłam swój ideał. Założyłam ją i stanęłam przed lustrem. Kreacja wykonana z czarnego jedwabiu zakrywała całą długość moich nóg. Była obcisła i pokazywała moje kobiece kształty, ale mogłam zachowywać się w niej zupełnie swobodnie. Dekolt w kształcie łódki eksponował szyję i biust. 
-Jesteś piękną kobietą- szepnął German. 
Sunął dłonią po materiale. Jego klatka piersiowa stykała się z moimi plecami, wprawiając mnie w drżenie. Musnął wargami moją szyję. Zamknęłam oczy i poczułam zapach mocnych męskich perfum... Zaczynałam zatracać się w tej bliskości. Traciłam głowę. Czekoladowy odcień jego oczu zahipnotyzowały mnie. Karciłam samą siebie, a jednocześnie pragnęłam dalszego rozwoju akcji. By German zrobił pierwszy krok...Jednak powiedziałam sobie dosyć. 
-Patrz- stanęłam na palcach- Jestem prawie taka jak ty!
Zaśmiałam się zwycięsko. German przyznał, iż jestem wysoka, głaszcząc moje biodra. I co teraz? 
-Chodź już. 
German ratował sytuację. Chyba też uznał sklep za nieodpowiednie miejsce. Kwadrans później mogłam zabrać ze sobą wybrane ubrania, bo były MOJE. German pomógł mi wpakować zakupy do taksówki. Ruszyliśmy, przyciągając spojrzenia przechodniów i usłyszałam, jak burczy mi w brzuchu.

Zrobiłam z siebie idiotkę, no i co z tego. German mógł mnie uprzedzić, że idziemy do restauracji, gdzie obsługa wita zaraz przy wejściu i do każdego posiłku jest kilka rodzajów sztućców. A kelnerka niemiła, ale za to ubrana z klasą, a to się liczy, czyż nie? German zrehabilitował się i zabrał mnie do parku. Spacerowałam po trawie boso, wrzeszcząc, jaki ten świat jest niesprawiedliwy. Mój przyjaciel patrzył na mnie z uśmiechem, wtedy obrywał i tak w kółko. Uspokoiłam się dopiero kiedy przez nieuwagę oraz nadmiar emocji wywróciłam się na twardy chodnik. Kolana krwawiły i ledwo stawiałam kolejne kroki, ale dzielnie dotarłam do benthouse'u w "La Rosa". 
Popołudnie spędziliśmy na rozmowie. Dowiedziałam się, że German pochodzi z rodziny Castillo, jego rodzice rozwiedli się, kiedy od miał osiem lat, odtrzymał bardzo dobre wykształcenie i po studiach zarządzania, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Spędził tam rok i wrócił. Jego ojciec zmarł na raka, a matka zamknęła się w sobie po kilku kolejnych również nieudanych związkach. Związał się z nie jaką Marią, która niedługo potem zerwała zaręczyny i uciekła z jakimś innym. Ożenił się potem z pełną wdzięku Esmeraldą, razem podjęli decyzję o rozwodzie po pięciu latach małżeństwa. Następnie poświęcił się pracy i dlatego zerwał z Jade. I tak dotarł tutaj. Jest rozpoznawalny w Argentynie, współpracuje z najlepszymi prawnikami w kraju i zarabia kupę kasy, ale nie ma nikogo bliskiego i jest nieszczęśliwy. A teraz chciał usłyszeć moją historię. 
-Jesteśmy idealnymi przeciwieństwami. Moi rodzice mimo przeraźliwych kłótni, nie rozwiedli się. Byłam lubiana w szkole, ale nie zdałam matury. Za jednym z moich beznadziejnych chłopaków trafiłam do towarzystwa...no wiesz, jakiego...i tkwię tam do dziś. Na początku pracowałam w barach, ale nie starczało mi na czynsz. Ines wprowadziła mnie w świat prostytutek i zostałam nią, bo nie miałam wyboru, kiedy rodzice nie chcieli widzieć mnie w domu. 
Rozmówca słuchał uważnie każdego słowa. Leżeliśmy na kanapie. Dzieliła nas mała odległość. Zegar wybił siódmą. Przerażona poderwałam się, czego skutkiem był bolesny upadek na podłogę. German pomógł mi wstać i bez dalszych rozmów, poszliśmy się przygotować do kolacji. 

W pięknej sukni wieczorowej jechałam windą z moim partnerem. Lokaj wciąż na mnie spoglądał, ale jego wyraz twarzy nie wyrażał pożądania, raczej wygląd na tępego pięciolatka. Kiedy wychodziłam, ten zaczął się jąkać. Zachichotałam i podążyłam za Germanem. 
Ile oni musieli wydać na wystrój sali balowej w tym hotelu? Pan Castillo chyba zostawia zbyt duże napiwki w barach. W jednym momencie wzrok zebranych skierował się w naszą stronę.
-Nie pesz się- nakazał bisnesman obyty z takim zachowaniem. 
Odpowiedziałam promiennym uśmiechem zaakcentowanym czerwonym błyszczykiem. Zostałam poprowadzona do stolika na końcu sali. Kolacje spędziłam na ładnym uśmiechaniu się do siwego bogacza i rozmyślaniu, którego widelca do czego użyć. Coś niezwykłego wydarzyło się dopiero, gdy opuszczaliśmy salę.
Kroczyłam dumnie, odpowiadając co chwilę na serdeczne życzenia dobrej nocy od nieznanych mi gości. German tłumaczył mi kto jest kim, ale ja i tak go nie rozumiałam. Wtem zachwiałam się niebezpiecznie. German nie zdołał mnie złapać i upadłam z łoskotem na drewnianą podłogę. Popatrzyłam mimowolnie na stolik, obok którego leżałam. Zanim dotarło do mnie, kto przy nim siedzi, German mnie podniósł. Tajemniczy znajomy również zwrócił na mnie uwagę. Wyszłam z restauracji ciągnięta przez podenerwowanego towarzysza.
-Kto to był?- zapytał German już w apartamencie. 
-Mój eks, ten który wciągnął mnie do tamtej dzielnicy- wymamrotałam z przejęciem- Ma na imię Paulo...
-To jakieś...niemiłe wspomnienia?- nalał szampana do jednego z kieliszków i mi go podał.
-Tak...I nie chcę o tym gadać- ukróciłam.
-Rozumiem. 
Tak zakończyła się nasza konwersacja. Nikt nie miał nic więcej do dodania. German musiał, a przynajmniej on tak twierdził, popracować. Wybiła jedenasta, więc umywszy twarz, położyłam się do wielkiego łóżka. Wraz z przykryciem swojego ciała kołdrą, oczy same mi się zamknęły. 

Następnego dnia, w piątek, miałam opuścić hotel i Germana. Jednak okazało się, że człowiek sukcesu ma dzisiaj pójść do opery. Pytałam, czy to lubi, on stwierdził, że nienawidzi. No to po co on to robi? Musi się pokazać, ponieważ będzie tam jakiś jego konkurent. Oczywiście chodziło głównie o to, abym po prostu została jeszcze jeden dzień dłużej. Zgodziłam się, przygotowując sukienkę.
Około szesnastej postanowiłam poinformować swoją przyjaciółkę o wszystkich zdarzeniach. Zatelefonowałam i kiedy dowiedziała się o hotelu, kolacjach i sumie, jaką mam, żałowała, że wtedy sama nie wystartowała do bogacza w sportowym autku. Zapewniwszy podzielenie się z nią wynagrodzeniem, zakończyłam rozmowę. 
Wieczór zapowiadał się bardzo przyjemnie. Było bardzo ciepło i duszno. Ubrałam długą, jaskrawoczerwoną suknię z odsłoniętymi ramionami, włosy zebrałam w koka, pantofelki jak ze złota były niestety mało widoczne spod kreacji. German przystroił moją szyję pięknym naszyjnikiem z brylantami. Do opery pojechaliśmy wystawną limuzyną. 
Tym razem na miejscu było zbyt wielu ludzi, by ktoś zwrócił na naszą dwójkę specjalną uwagę. Nie potrafiłam wyrazić zachwytu podczas wejścia na salę koncertową. Ogromna scena, długa purpurowa kurtyna i misternie wykonane złocenia zapierały dech w piersiach. German wybrał z pewnością najlepsze miejsca. W chwili gdy usiadłam, światła zgasły.
Wsłuchiwałam się w drżący, lecz imponująco mocny głos śpiewaczki oraz baryton głównego bohatera. Doskonale przekazywali uczucia, jakie towarzyszą ludziom przy rozstaniu z ukochaną osobą. Przetarłam mokry policzek i wtedy stała się tragiczna rzecz.
-Patrz, czy to nie ta dziwka, którą widzieliśmy kilka dni temu, wyjeżdżając z miasta?
Dotarł do mnie wredny szept. Łzy bólu wypłynęły z moim oczu. Bez słowa podniosłam się i wybiegłam. Dopiero przed budynkiem opery zaszlochałam gorzko. Na zewnątrz padał deszcz, ale on mi nie przeszkadzał. Suknia zamorzyła się w kałużach, które mijałam w zastraszającym tempie. Aż nie zauważyłam Germana. 
-Angie!- zawołał, abym się zatrzymała.
Czekałam na niego cierpliwie przy ścianie jakiegoś budynku. Deszcz spływał ze mnie strugami, makijaż dawno uległ drastycznej zmianie. 
-Angie...- wyszeptał moje imię, jak tylko wstałam. 
Rzuciłam się mu na szyję. Po prostu potrzebowałam schronienia i znalazłam je w ramionach Germana, mojego znajomego. Mamrotał uspokajające słówka, głaszcząc moje mokre włosy i jednocześnie znosząc bardzo silny uścisk w pasie. 
-Możemy już iść do hotelu? 
Skinęłam głową i żeby być bardziej przekonująca uśmiechnęłam się blado. German kurczowo trzymał mą dłoń. Pociągnął mnie za sobą, a wtedy zahaczyłam jedną szpilką o drugą i zaliczyłam kolejne spotkanie z podłogą. Tyle, że tym razem był to chodnik w centrum miasta. Bolało o wiele bardziej. German natychmiast rzucił mi się na pomoc. Ja jednak odwróciłam się do niego plecami z płaczem. Strugi łez łączyły się z kroplami.
-Chcę tu zostać! Zostaw mnie i idź! Nie mam siły dłużej tak żyć! 
Z Germanem jednak nie było dyskusji.   Okazał swoją siłę, podniósłwszy mnie z ziemi. Trzymał mnie bardzo mocno, ja również kurczowo oplotłam ręce wokół jego karku i tak szliśmy w deszczu...

W hotelu zamknęłam za sobą drzwi od łazienki i wysuszyłam włosy. Odziałam się w biały szlafrok i wróciłam do sypialni. Zastałam tam śpiącego Germana w ręczniku zakrywającym jego dolną część ciała. Doszłam do wniosku, że jest wspaniałym mężczyzną. W geście wdzięczności przyłożyłam do jego ust palce wcześniej pocałowane przeze mnie. Miał gorące, wydatne, nakłaniające do grzechu wargi. Drgnęłam, gdy ich dotknęłam. Kłóciłam się z samą sobą, jednak wreszcie coś przekonało mnie do tego posunięcia. 
Zbliżyłam się do śpiącego i ledwo wyczuwalnie musnęłam jego górną wargę. Temu wystarczało to, aby się przebudzić. Przez chwilę patrzył na mnie pytająco. Kiedy miałam już odejść, on zatopił dłoń w moich lokach. Połączył nasze usta. Sekundę później przytulaliśmy się czule. German ostrożnie położył mnie na łóżku i dalej namiętnie całował. Poszłam o krok dalej, pozbawiając mężczyznę jakiegokolwiek okrycia. Dostałam odpowiedź. Mój kochanek rozwiązał guzeł od szlafroka. Ujrzał moje nagie ciało spragnione czułości. Otoczył je opieką poprzez całusy. Czułam je na każdej części ciała. Podniecenie rozsadzało mnie od środka. Przymknęłam oczy, by oddać się niebiańskiej przyjemności...
Leżałam w ramionach Germana naga, przy tym krucha, bezbronna. Tylko przy nim tak się czułam. Traktował mnie na codzień zupełnie inaczej niż inni. Sprawił, że zaczęłam być wrażliwa, szłam za głosem serca. I zrobił to jedynie w dwa dni. Trudno było pogodzić się z faktem, że go...
-Kocham Cię- ukochany był szybszy. 
Wyznał mi najpiękniejszą rzecz na świecie. Z uśmiechem cmoknęłam kilka razy jego usta.
-Ja Ciebie też. 
Wtuliłam się w rozgrzany, męski tors i odpłynęłam w błogi niebyt...

Rano obudziłam się z uśmiechem na ustach. Towarzysz łoża jeszcze spał, więc wygramoliłam się jak najciszej umiałam. Chwilę później byłam gotowa i właśnie zabrałam się do pakowania swoich rzeczy. Niespodziewanie German pojawił się obok mnie. 
-Dzień dobry. 
-Hej...Co robisz?- wpatrzył się w walizkę. 
-Jak to? Mój pobyt tutaj dobiega końca. 
Wyprowadziłam bagaż przed drzwi. Wypełniałam swoją umowę. Opuszczam go.
-Ty chyba czegoś nie rozumiesz- próbował grać na zwłokę- Kocham Cię, czyli nie chcę, abyś odchodziła. 
Jego niski głos ugodził w sam środek mojego serca. Bardzo chciałam zostać, ale nie mogłam tak go ranić. 
-Wiesz co się stanie, gdy będę tu dalej?  Skończy się twoje spokojne życie. Zszargam twoje dobre imię. Moje życie nie ulegnie zmianie, a sam słyszałeś, że niektórzy poznają mnie nawet w zupełnie innym ubraniu. Obracajmy się w swoich kręgach.
-Ale nie wszyscy są tak okrutni jak tamten facet- łudził się. 
-Uwierz mi, wszyscy. Żegnaj. 
Nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Ciągnęłam walizkę w stronę przystanku. Autobus właśnie zatrzymał się i mogłam odetchnąć, bo jechałam na północ stolicy, tam gdzie moje miejsce, zostawiając samego być może mężczyznę mojego życia. 


Gdy znalazłam się w moim mieszkaniu, pomyślałam mimowolnie: "Jak nagła zmiana". Tapeta odchodziła od ścian, panował straszny chaos, w lodówce pustki. Musiałam iść przez dym, który robiła Ines papierosami. Otworzyłam okno, po czym załatwiłam ze ledwo przytomną współlokatorką sprawę pieniędzy. Dziewczyna umyła się i ubrała z zamiarem zapłacenia czynszu i zrobienia zakupów. Tak się stało, więc miałam czas, by ogarnąć wszechobecny bałagan. Posprzątałam, wypakowałam swoje rzeczy i układałam je na półkach. 
Wtem usłyszałam z zewnątrz dźwięk klaksonu. Kierowana zwykłą ciekawością, wychyliłam się przez otwarte okno. Moim oczom ukazał się zgrabny biały wóz, a na dachu stał nie kto inny jak German. Uśmiechnęłam się przez płacz. Nawet nie spodziewałam się takie zaangażowania z jego strony. Pojazd zatrzymał się pod moim oknem. Otrzymałam pytanie od mężczyzny, który właśnie lądował na trawniku. 
-O czym marzysz?
Mógł zrobić dla mnie wszystko. 
-Aby uratował mnie książę na białym koniu! 
-Oto jestem!- wskazał na siebie- Jak mam cię przekonać, żebyś do mnie wróciła?
-Wejdź tu!- rzuciłam z drwiącym uśmieszkiem.
Jednak German zerwał się do wspinaczki i dawał przekonać się, że lepiej pójść schodami. Było to bardzo romantyczne, ale bałam się o zdrowie ukochanego. Okazał się dobrym alpinistą. Kazał podać sobie dłoń i powoli zejść. Zrobiłam co mogłam, by nie przysporzyć mu ciężaru. W krótkiej chwili stałam już na trwałym gruncie przy rumaku mojego księcia.
-I co teraz?- przyciągnął mnie do siebie, jakby bał się, że mu ucieknę.
-Żyli długo i szczęśliwie- odpowiedziałam niewinnie. "Co on kombinuje?"
-Długo...- szepnął ledwo słyszalnie.
Uklęknął przede mną. To mogło znaczyć tylko jedno, a zanim to do mnie dotarło, łzy same napłynęły do oczu. German trzymał pudełeczko, którego zawartość zapiera dech w piersiach. Zaczął mówić uroczyście:
-Angeles, zechcesz towarzyszyć mi do końca życia? Wyjdziesz za mnie? 
Oparłam mokry policzek. 
-Tak, zgadzam się! Tak, tak, tak! 
Podskoczyłam z radości. Płakałam jeszcze bardziej, gdy narzeczony wsuwał na mój palec śliczny pierścionek z małym diamencikiem po środku. Dostałam jeszcze mocny uścisk.
-To było długo, a szczęśliwie? 
-O, zapomniałbym!
I połączył swe usta z moimi. Wiedziałam, byłam pewna, iż mnie nie opuści. Zawsze będę dla niego tą jedyną księżniczką. Odwzajemniając zachłannie pocałunki, wokół tworzyła się magia. Mój świat przemienił się we wspaniałą bajkę...

"'Cause I need you, I'll treat you right. Come with me, baby, be mine tonight.
What do I see? Is she walking back to me? Yeah, she's walking back to me. Oh, pretty woman!"

--------------------------------------------
Bardzo przepraszam, jeśli kogoś uraziłam tym tekstem, zwłaszcza początkiem. 
-Whitney Houston- Queen of the Night
-Roy Orbison- Pretty Woman
Abrazos y besos por todos!

Ruda

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 9

Po głębokim śnie obudziłam się wypoczęta. Czując na ustach smak pocałunków ukochanego, wyłonilam się z sypalni. Poranek minął spokojnie. Jade o niczym nie wie, pomyślałam, minąwszy narzeczoną szwagra w drodze do drzwi. Z uśmiechem skierowałam się do Studia On Beat.
Słońce ogrzewało mi twarz, lekki wiaterek rozwierał związane włosy. Na niebie nie dostrzegłam ani jednej chmurki, jego błękit mnie zachwycił. Wszystko wydawało się niesamowite. Patrzyłam na świat przez różowe okulary. Wracając pamięcią do wczorajszego wieczoru, doszłam do szkoły muzycznej.
Miałam trochę czasu zanim rozpoczynałam zajęcia, więc zajęłam się swoją kompozycją. W związku z tym, że w dzisiejsze popołudnie miałam iść na nagranie, byłam bardzo zestresowana. Musiałam dopracować szczegóły i dokończyć tekst. Wyjęłam z torby nuty zapisane wcześniej i rozpoczęłam ćwiczenia. Gdy muzyka została do końca uwieczniona, czyli na pięciolinii roiło się od "kropek i kresek", odwróciłam kartkę na czystą stronę i spisywałam tekst. Długo myślałam nad refrenem, ale jakoś powstał. Druga zwrotka nie stanowiła dla mnie problemu. Refren, jak to refren- powtarza się. Dalej nie potrafiłam nic więcej wymyślić. Stwierdziłam, iż to co mam wystarczy. W głębi duszy odczuwałam dumę z samej siebie. Zwłaszcza kiedy odśpiewałam swą pełną kompozycję.
W przerwie między lekcjami zawitałam do pokoju nauczycielskiego. Zastałam tam jedynie Pabla. Tak jak przypuszczałam miał na nosie wielki plaster i specjalnie nie cieszył go mój widok. Zanim usiadłam obok nalałam sobie do ulubionego kubka gorącej kawy. Pablo uzupełniał dokumenty, spoglądając raz po raz nerwowo na zegarek.
-Dokąd się tak śpieszysz?- zaczepiłam go szturchnięciem w rami.
-Do lekarza- odpowiedział beznamiętnie nie raczywszy mnie nawet spojrzeniem.
-Pablo, bardzo cię przepraszam- skarciłam się w duchu.
-Nic się nie stało. Rozumiem, obrona własna- stwierdził.
-A więc mi wybaczasz?- przysunęłam się do poszkodowanego.
-No pewnie- uśmiechnął się życzliwie.
Poczułam jak ramiona mężczyzny mnie obejmują. Po chwili w uścisku przypomniałam sobie o czymś. Pablo wrócił do papierkowej roboty, aja zaczęłam rozmyślać. "Skoro w szkole kończę lekcje o szesnastej, to jak zdążę na nagranie? Brawo za refleks, Angeles." Bardzo zależało mi na nowej pracy, więc nie mogłam się spóźnić pierwszego dnia. Zegarej wskazywał południe.
-Ty też się gdzieś wybierasz?- popatrzył na mnie dyrektor.
-Nie...a właściwie tak- przyznałam- Czy mogłabym zwolnić się dzisiaj tak ze dwie godzinki?- uznałam, że szef nie musi znać szczegółów- Błagam.
Zrobiłam minę zbitego psiaka, na którą przyjaciel zawsze reagował tak samo. Zgodził się,  lecz wręczył mi dokumenty jako "zadanie domowe".
Po następnych dwóch lekcjach wyleciałam ze Studia jak torpeda. Poszłam jeszcze do domu spragniona towarzystwa szwagra.

German siedział jak zwykle w swoim gabinecie. Strudzony pracą inżynier o zmęczonej twarzy- takiego rzadko go widywałam. Kiedy tylko mnie zobaczył, rozpromienił się.
-Mogę przeszkodzić?- zamknęłam za sobą drzwi jak najciszej umiałam.
Mężczyzna był już przy mnie. Ułożył dłonie na moich wyeksponowanych obcisłymi spodniami biodrach. Ściągnął mi torebkę z ramienia i go ucałował. Zachichotałam. Zaczynała się gra, którą tak bardzo uwielbiałam.
-Mam tylko minutkę- oznajmiłam- Muszę iść do studia- German zrobił smutną minę. W ramach pocieszenia pogłaskałam jego policzek.
-"Minutka" wystarczy- stwierdził i poczułam z jego strony dzikie pożądanie.
Zbliżał się z wypiętymi wargami. Jak często bywało w jego towarzystwie,  rozsądek kłócił się z uczuciami. Tym razem to drugie wygrała. Bez zająknięcia zgodziłam się na pieszczoty. German ujął moje nogi w celu posadzenia mniena biurku. Znalazłam się na meblu otoczona ramionami, które z czułością gładziłam.
-Gdzie Jade?
-Wyszła- odparł zupełnie tak, jakby go to w ogóle nie obchodziło.
-Czyli jesteśmy sami?- dotknęłam palcem jego ust.
-Tak. Viola w szkole, Olga na zakupach, Ramallo w banku.
-Zaplanowałeś to- spojrzałam na kochanka z podziwem.
Uśmiechnął się zawadiacko. Wypiął pierść, aby odebrać nagrodę. Słodko mruczał, gdy robiłam mu na szyi bordowe malinki. Chwilę później nasze wargi spotkały się w namiętnym pocałunku. German podwinął mi bluzkę. Leżałam wśród papierów, oddając się przyjemności, jaką dawały mi muśnięcia warg mężczyzny.
-Nie do wiary! Jakiś ty kochliwy- wysapałam.
Znów "kochaś" się ucieszył. Zachęciłam go do obdarzenia mojego dekoltu cmoknięciami.
-German, ja już muszę zmykać- powiedziałam, po czym wyplątałam się z jego szerokich, umięśnionych ramion.
Ku własnemu zaskoczeniu udało mi się pokonać całkiem sporą odległość. Mianowicie gabinet oraz korytarz i to uniknąwszy czułości Germana. Dopiero przy drzwiach zostałam brutalnie złapana. Szwagier przywarł mnie do ściany i zachłannie całował.
-Bo się spóźnię- mówiłam między pocałunkami, lecz jeszcze przez chwilę smakowałam usta ukochanego i czułam jego niesamowicie podniecający zapach.
Potem gwałtownie nas rozdzieliłam i otworzyłam drzwi. Przykroczyłam próg domu Castillo jedną nogą. Żeby nie wyjść na "złą kobietę, która rozkochała w sobie faceta, a potem porzuciła", pożegnałam się czule z potencjalną ofiarą. Gdy już zamykałam furtkę od posesji, usłyszałam wołanie: "Kocham Cię". Wysłałam mojemu amantowi całusa. Czując na sobie jego wzrok, odeszłam w stronę jedynego tak wysokiego budynku w tej części Buenos Aires w błogim nastroju.

Presja pierwszego dnia w pracy towarzyszyła mi nieustannie. Jej szczyt osiągnęlam, wchodząc do studia nagraniowego.
-Leniuchów i spóźnialskich tu nie zatrudniamy-oznajmili realizatorzy dźwięku.
Byłam zbyt słaba, by kłócić się, że pięć minut nas nie zbawi, więc wyrecytowałam formułkę z podstawówki:
-Przepraszam. Nigdy więcej się to nie powtórzy.
-Co tam masz?- momentalnie zapomnieli o zaistniałej sytuacji. Wskazali na moją torbę wypchaną teczkami.
-Ułożyłam piosenkę- podałam im zeszyt do nut.
-"When I look at you"- przeczytał Paulo- Nie zapowiada się ciekawie.
-Ej!- upomniała ich Ines, gdy ja wstydziłam się cokolwiek powiedzieć.
-Okay...Graj!- nakazał Simón. Ale nigdzie nie widziałam pianina...
Jeden z bliźniaków otworzył przede mną drzwi po lewej. Zobaczyłam pokój zagospodarowany na coś a'la składzik. Przy ścianach koloru płatków malwy stały instrumenty wszelkiego rodzaju, od strunowych przez dęte aż po perkusyjne. Towarzyszyły im syntezatory i inne akcesoria muzyczne. Na białych półkach luźno rozwieszonych na ścianach tkwiło prawdziwe zatrzęsienie płyt. Największa rzecz zajmowała główne miejsce. Na środku stał czarny fortepian, który mimo swoich ogromnych rozmiarów sprawiał wrażenie zgrabnego. Gdy podeszłam bliżej i spojrzałam w górę, podziwiałam z zachwytem kryształowy żyrandol. Mieniło się w nim światło, tworząc wokół siebie kalejdoskop wiosennych barw. Pomieszczenie było duże, wszechstronne, zadbane. Przeszłam jeszcze raz po prawdziwe drewnianej podłodze i dotarłam do olbrzymiego okna, wychodzącego na zatłoczone ulice miasta.
-Grasz, czy nie?- z zachwytu wyrwał mnie głos Paulo.
-Nigdzie ci się nie śpieszy- Ines po raz drugi potraktowała swego pracownika ostro- Angie, mi też się tu bardzo podoba.
Wysłałyśmy sobie przyjazne uśmiechy, po czym usiadłam przy moim nowym, dużym koledze. Musnęłam palcami czarno-białą klawiaturę. Ku mojemu zdziwieniu dłonie strasznie mi się trzęsły. W końcu jednak rozpoczęłam grę. Fortepian wydawał dźwięki czyste i delikatne niczym szkiełka. Niosły się po całej sali. Dołączyłam do nich swój głos i wtedy przestałam się czymkolwiek denerwować. Refren okazał się donośniejszy niż wydawało się wcześniej. Potem znosiłam już tylko z uśmiechem bacznie obserwujące mnie spojrzenia widzów. Końcowe ozdobniki oraz złożone pasaże płynęły same. Kiedy skończyłam piosenkę, nastąpiła chwila głuchej ciszy.
-Zaskoczyłaś nas bardzo pozytywnie- rzekł Paulo- Tekst piosenki nie jest taki płytki, jak myślałem.
Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać. Jak zareagować na komplement "zaskoczyłaś nas bardzo pozytywnie", a jak na delikatną obelgę "tekst nie jest taki płytki"? Postanowiłam zignorować tą drugą wypowiedź i przystąpić do skakania z radości. Ines oczywiście do mnie dołączyła.
-Nie zachwycajcie się tak- Simón zbił nas z tropu- Trzeba nad nią pożadnie popracować. To dopiero początek.
-W takim razie proponuję podjęcie współpracy- odezwała się pani dyrektor.
Pozostali kiwnęli głowami i chwilę później, siedząc na wygodnej sofie, studiowałam moją umowę. Warunki były zadowalające, na lepsze nie mogłam liczyć. Ustaliliśmy, że jutro poznam sprzęt, po czym postawiłam uważnie litery w miejscu na mój podpis. Od tamtej chwili nie było odwrotu. Wplątałam się w nagrywanie na dobre. Mimo sprzeciwu najbliższych nie miałam wyrzutów sumienia. Z uśmiechem wypiłam szampana w towarzystwie ekipy.

Ines, jak to ona, poszła na żywioł i zaciągnęła mnie do klubu "La Playa". Nazwa była bezsensu, ponieważ klub mieślił się w centrum miasta i żadnej plaży w pobliżu nie było. Wnętrze sprawiało jednak wrażenie przyjemnego. Neonowe światła rozjaśniały granatowe ściany, na których wisiała niezliczona ilość luster. Fotele były wygodne, lecz my zajęliśmy miejsca tuż przy barze. Ines, tak jakby znała tamten klub, zamówiła dwa drinki.
-Powiedz mi, dlaczego wczoraj rzuciłas słuchawką- wzięła mnie na przepytki.
-Tobie chyba mogę powiedzieć.
-No, no...Ploteczki- ocierała o siebie dłonie, czym wywołała u mnie szczery śmiech.
W tym momencie młody kelner postawił nam przed nosem kieliszki napelnione jakimś podejrzanie wyglądającym napojem.
-Dwa razy Mohito- oznajmił tak, jak mu nakazano- Paniom chyba nie potrzebna poprawa humoru.
Wreszcie chwyciłyśmy kieliszki i zdecydowałyśmy, że pijemy za studio. "Raz się żyje"- pomyślałyśmy i szkła stuknęły, a my wlałyśmy w siebie alkohol.
Gdy poprosiłam o dyskrecję, zaczęłam opowiadać o ostatnich wydarzeniach w bardzo okrojonej wersji.
-Wtedy gdy zakończyłam rozmowę z tobą, do mojego pokoju wszedł German. Sprawy tak się potoczyły, że jesteśmy razem.
-No nie...- opamiętała się w ostatniej chwili- żartuj!
-To nie takie proste.
-Jak to?
-On ma narzeczoną- zepsułam cały piękny efekt.
-Brawo, ciesz się. Przeżyjesz ekscytujący romans. Zdradź, jak całuje?
-Ines!- upomniałam ognistowłosą.
-No co?- oburzyła się- Przyznasz chyba, że jest niezły w te klocki, bo przez całe popłudnie jesteś dziwnie wesoła.
-Racja- czułam jak się rumienię- Przed spotkaniem z wami zafundował mi niezłą akcję...
-Ooo...Szalejemy, Angie, czyli jeszcze raz Mohito?- zażartowała ze mnie, za co oberwała w ramię.
-Na pewno nie- odmówiłam- Muszę wracać do domu, już późno.
-To papa, ja tu jeszcze trochę posiedzę- pochyliła się nad "Kartą Napojów"- Niech German umili ci ten wieczór.
-Daj spokój. Niestety niema tak dobrze- zrobiłam smutną minkę.
-Niestety? Czyli przyznajesz, że byś chciała?- nie wyzbyła się swoich docinek, które uwielbiałam, a zarazem mnie denerwowały.
-No ba!- dołączyłam do rozbawionej przyjaciółki- Ale naprawdę muszę lecieć. Papa.
Roześmiana kobieta cmoknęła mnie w policzek i jak na zawołanie pod klub pojechała taksówka. Bardzo szybko, pośród ulicznych świateł i ciemności nieba, jechałam do willi Castillo.


------------------------------------------
Żyje tu ktoś jeszcze? :D
Przepraszam za wszelkiego rodzaju literówki. Piszę na tablecie.
"Niedługo" dodam rozdział numer dziesięć. :D
Besitos!

Ruda

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 8

-Tato- Viola zwróciła się do Germana- Mogę dzisiaj nocować u Camili?
-Która to?- rzuciłam inżynierowi mordercze spojrzenie- No tak, ta ruda. Nie było pytania.
Uśmiechnęłam się do tosta na swoim talerzu.
-To mogę?- nastolatka domagała się odpowiedzi.
-Pewnie, jeśli tylko Angie się zgodzi.
"Czy on chciał, abym zadławiła się łykiem herbaty? Odgrywał się za scenę w gabinecie? Ja mu jeszcze pokażę." Poczułam na sobie wzrok wszystkich zebranych. Spojrzałam wyzywająco na szwagra.
-Dlaczego pan mnie prosi o podjęcie takiej decyzji? Sądziłam, że nie lubi pan, kiedy wtrącam się w wychowanie pańskiej córki.
Dumna ze swej "przemowy", a może raczej z tego, że umiałam ubrać w słowa swoje myśli, wróciłam do konsumowania reszty kanapek.
-Racja- fakt, iż nie mógł mi zaprzeczyć go przerażał- Ale teraz uwzględniam to, że jest pani guwernantką i ciocią Violetty.
Czułam się osaczona. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko obrócić to w żart.
-Jaki pan wspaniałomyślny- ironia chyba wyszła mi całkiem dobrze, bo Olga i Vilu zachichotały.
-Prawda?- ojciec dziewczyny również miał dobry humor- To jak?
Jade przykuła mnie wzrokiem do krzesła. Zaobserwowałam jak się zachowuje. Ciągłe odsuwanie włosów z czoła i zaciśnięte palce na kieliszku świadczyły o tym, że jest na granicy płaczu i wybuchu.
-A nie sądzi pan, że wypadałoby zapytać najpierw narzeczoną?- odłożyłam kromkę chleba, rezygnując na dobre z pożywnego posiłku.
"Narzeczona" okazała wdzięczność lekkim uśmiechem, podczas gdy milczenie Germana i baczna jego obserwacja trwały nadal. Zaczynało robić mi się zwyczajnie głupio, lecz na żadne przeprosiny się nie zanosiło.
-Violu, Ramallo odwiezie cię do koleżanki- zdecydował- Przepraszam, nie czuję się najlepiej- w pięknym stylu wymigał się od naszej jakże pasjonującej konwersacji.
Nie uległ namowom swojej partnerki i nawet nie zezwolił jej na towarzyszenie mu. Samotnie oddalił się do sypialni. Zostawił Jade mnie i co gorsza córce. Byłam pewna, iż nic nie stanie nam na drodze do szczęścia, którym było droczenie się z tą niezbyt bystką osóbką. Moja siostrzenica rozpoczęła zabawę.
-Jade, jak było u fryzjera?
- Violu, dziękuję, że o to pytasz- czyżby na to czekała?- Było strasznie. Musiałam czekać na tą beznadziejną fryzjerkę, a potem wracać autobusem- wyrzuciła z siebie tonem zdesperowanej starej panny.
-Przepraszam najmocniej- po raz pierwszy w trakcie kolacji usłyszałam Ramallo- Pomagałem Germanowi w dokumentach- ja już wiem, jak on pomagał "w dokumentach".
- I bardzo dobrze- przechwyciła Olgita- W końcu jesteś, Ramallo, asystentem pana Germana, a nie szoferem panny LaFointene.
-Już niedługo pani Castillo, więc radzę się pilnować- jednak potrafiła być dzisiaj ostra i zdecydowana. Aż trysnęła trującym jadem.
-Mam rozumieć, że twoja trwała nie przeżyła podróży tym środkiem komunikacji miejskiej?- przerwałam zalążki kłótni. Specjalnie użyłam tak długiego sformułowania z nadzieją, że nasza przyszła panna młoda się zgubi.
-Podróż czym?- wyszło mi idealnie.
-Środkiem komunikacji miejskiej zwanym autobusem- wyjaśniła Viola głośno i wyraźnie.
Gdybym była na miejscu Jade, wychwyciłabym coś dziwnego w tonie nastolatki i zapewne zorientowałabym się, że traktowana jestem jak przedszkolak z trudnościami w rozumowaniu. Ona jednak była inna.
-Wcale nie o to chodzi- zaprzeczyła- Jadąc autobusem, czułam się jak...
-Jedna z mieszkańców miasta?- zgadłam, przyjaźnie skręcając głowę w stronę "ofiary"- Nie martw się, mi również to doskwiera.
Ramallo uśmiechnął się pod nosem, Olga cierpliwie czekała na więcej, a Violetta musiała opuścić głowę, by nie było widać, jak szczerze się śmieje. A mnie zaczął zadziwiać intelekt partnerki Germana i jego silne nerwy.
-Ale ja jestem narzeczoną inżyniera milionera- zaznaczyła- Muszę dbać o swój wizerunek.
-Niestety albo i dzięki Bogu nie mam takich problemów- zaprzestałam żartom.
Wkraczałyśmy na nieznane mi tory, więc najlepszym wyjściem było uciec. Chwyciłam w dłonie kubek gorącej herbaty i wstałam od stołu.
-Co panienka robi?- zatrzymała mnie gospodyni- Jeszcze nie skończyliśmy- nie mówiła o posiłku.
-Spokojnie, Viola dotrzyma wam towarzystwa- klepnęłam dziewczynę w ramię i życząc wszystkim dobrej nocy, odeszłam.
Miło było spędzić czas z rodziną na żartowaniu z przyszłego członka rodziny. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim wyborem. Po raz kolejny wybrałam ucieczkę...
Po krótkiej wieczornej toalecie, ubrałam się w pidżamę.
When my world is falling apart.
When there's no light to break up the dark.
That's when I, I, I look at you.
Nuciłam melodię refrenu nowej piosenki i przy okazji myślałam nad tekstem. Spokój przerwał odgłos dzwonka w komórce.
-Cześć, Angie!- w słuchawce usłyszałam jakiś radosny głos.
-Ines?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Nie, German przed mutacją.
-Hej, Ines- przywitałam się jak Pan Bóg przykazał- Nawet mi nie wspominaj o tym facecie.
-Dlaczego? Coś zaszło między tobą a Germanem?- jej głos stał się wyższy.
-Nie, w ogóle- obydwie często stosowałyśmy sarkazm- Poza tym, że wszyscy się na nas głupio gapili, to nie.
-Jeżeli wszyscy się na was patrzyli, to musieliście ciekawie wyglądać. Hm...Na pewno coś zaszło!- krzyknęła tak, że moje bębenki ledwo to wytrzymały.
-Mój Boże, ty mi nie dasz spokoju, prawda?- westchnęłam- Właściwie skąd masz mój numer?
-Oj Angie, Angie- zaznałam litości- Jest taka cudowna rzecz, jak książka telefoniczna- zachichotała cicho pod nosem.
-O, uratowałaś jakąś?- ona za to została obdarzona podziwem.
-Owszem. Tak naprawdę mam ich całą piwnicę z różnych lat, bo mój tata zbierał, a ja tylko uzupełniłam kolekcję- wyczułam żart.
Na razie rozmowa szła w dobrym kierunku. Zapytałam o to, o co powinnam zapytać wcześniej.
-Jak leci? Chyba nie przeprowadzałaś eksperymentów chemicznych?
-Twoje mieszkanie nie wygląda jeszcze tak źle- czyżby się wahała?
-Inspekcja niedługo przybędzie- Ines udała przerażenie.
-Wracając do tematu- nie zapowiadało się dobrze- Opowiadaj co zaszło z Germanem. Poproszę ze szczegółami.
-Chciałam z nim skończyć, ale wtedy on stwierdził, że wszystkiemu winna jestem ja i się zaczęło- pokrótce tak to widziałam.
-Co się zaczęło?- uporczywie dopytywałam.
Położyłam się wygodnie na łóżku.
-Oglądałaś kiedyś amerykańską Pomoc Domową?- zaczęłam tłumaczyć w niebanalny sposób.
-Nie- odpowiedziała zwięźle.
-Co ty robiłaś wieczorami w akademiku?
-Hm...To, co ja robiłam w akademiku zostawmy na inny wieczorek- odparła troszeczkę wymijająco.
-No tak, zapomniałam, że to TA Ines- uśmiechnęłam się na samą myśl- W każdym razie...
-Opowiedz od początku.
-Usłyszałam, jak German mówi o mnie bardzo...- jakie tu słowo pasuje?- bardzo miłe rzeczy- poszłam na łatwiznę- Weszłam do gabinetu, no i stwierdziłam, że trzeba skończyć nasze głupawe podchody i tak dalej.
-I co on na to?- po jej głosie można było wywnioskować, iż jest coraz bardziej zainteresowana.
-Zarzucił mi niesłychaną rzecz- oburzyłam się- Według niego jestem zbyt seksowna.
-On to uważa za twoją wadę?! Nie wiem, co traci.
-Dokładnie- położyłam dłonie na biodrach, by uwydatnić swe kształty.
-Puknij tego faceta w czoło i to porządnie, bo nie wie co gada- zrobiła się ostra i czułam z jej strony agresję.
-Możliwe...- nie uważnie chwyciłam kubek z herbatą i w sekundzie ponad połowa jego zawartości wylądowała na mojej bluzce. Syknęłam z bólu. Ściągnęłam pośpiesznie mokrą część garderoby. Biegałam po pokoju jak opętana.
-Co się stało?- zapytała.
-Wylałam na siebie herbatę, ale już w porządku- moja niepewność była zastanawiająca. Położyłam się z powrotem na łóżku, bez jakiejkolwiek koszulki.
W tym momencie drzwi od pokoju uchyliły się. Przez te kilka sekund, kiedy jeszcze nie znałam przybysza, modliłam się, by była to Violetta lub Olga. Niestety, przede mną stanął szwagier. Rzuciłam komórką. Poderwałam się gwałtowną, zasłoniłam biust brutalnie potraktowaną pościelą.
-Boże, przepraszam. Najmocniej przepraszam!- przymknął oczy i zasłonił je rękoma, lecz byłam przekonana, że i tak podglądał.
-Auć!- zgięłam się w pół. Ciepła plama po oparzeniu i nagrzana kołdra sprowodowały pieczenie rany.
-Pomóc pani?- jaki on troskliwy!
Mężczyzna zbliżył się do posłania, lekko mrużąc oczy.
- Spokojnie, nic pani nie zrobię.
Dotknął mojej kołdry, co wywołało u mnie zdrowe, jednakże niepohamowane odruchy. Zamachnęłam się i go spoliczkowałam.
-Bardzo mi przykro, to taki odruch- "co ci przyszło do głowy, żeby lać faceta?"
-Wojownicza pani jest- stwierdził, upewniwszy się, czy na pewno nic oprócz policzka nie ucierpiało- I silna.
-Naprawdę przepraszam...Bardzo boli?- troskę miałam we krwi.
-Nic się nie stało. Już się odwracam- wyciągnął dobre wnioski z bolesnej lekcji.
Zapamiętaj, KOBIETA ZMIENNĄ JEST.
-Nie!
-Co nie?- już prawie się odwrócił.
-Coś mi wpadło do oka- dlaczego wybrałam akurat to, nie wiem.
-Oj- rzucił się na pomoc- Zaraz to wyciągniemy- jego dłonie objęły mą twarz- Niech się pani nie rusza.
Kręciłam się niecierpliwie. German, chcąc mi pomóc, przycisnął mnie do łóżka.
Czułam się niezręcznie, ale zarazem tak...nieziemsko. On był tuż nade mną. Po kilku mrugnięciach nic już mnie nie uwierało i nie miałam powodu dalej przetrzymywać szwagra z zaczerwienionym policzkiem. Lecz wciąż leżałam pod nim. German spuścił wzrok. Nie było to dobre posunięcie, ponieważ byłam w samym staniku. Wgapił się w mój biust i talię. Po chwili jednak spojrzał na mnie wprost. Głębia i ciepły kolor jego oczu pochłonęły mnie całkowicie. Rozpływałam się z zamiarem zrobienia pierwszego kroku, jakim było oparcie rąk o tors mężczyzny. Tak samo jak oczy ciepły, w dodatku umięśniony...Zwinnie rozpinałam guziki jego koszuli, ukazując nagą, o dziwo, gładką skórę. Obnażany śledził każdy mój ruch, ja z kolei nie mogłam powstrzymać się od pogładzenia palcami jego klatki piersiowej. Tuż po tym na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech, który został natychmiast odwzajemniony.
Teraz on przejął stery. Przesunął palec po moim dekolcie, między piersiami i pogłaskał brzuch. Łaskotało mnie to, więc zaśmiałam się. Znowu moje szczęście dzielił kochanek. Poczułam słodkie całusy w miejscach, które wcześniej uważnie obserwował. Moje serce przyspieszyło. Zamknęłam oczy, aby umożliwić sobie zatracenie się w tym. Jęknęłam cichutko z rozpalającego mnie od środka podniecenia. Odchyliłam głowę, by mógł dłużej i dokładniej obdarzać mą szyję pocałunkami. Zmierzwiłam jego kruczoczarne włosy. Wygięłam się, a ten skorzystał z okazji i objął moje plecy.
Wbił swoje gorące usta w moje. Całował je z taką samą namiętnością jak wcześniej ciało. Wydawać się mogło, że byliśmy sami w całym wszechświecie, że czas stanął w miejscu. German odgrywał w tej niezwykłej bajce księcia, ja- księżniczkę. Uczucia jednak kłóciły się z rozsądkiem.
-Proszę pana- wyrwałam nas oboje z transu- Musimy przestać...
-Musimy przestać mówić na "pan/pani"- musnął wargami okolice mojego ucha, do którego sekundę wcześniej szeptał.
-Będę tak mówić, kiedy pańskiej narzeczonej nie będzie w sąsiednim pokoju- pieszczoty mnie nie przekonały.
-Czy ty coś sugerujesz, Angie?- forma grzecznościowa według niego odeszła w zapomnienie.
-Czuję się, jak kobieta na pocieszenie, taka zabawka na jedną noc- wymamrotałam, nagiąwszy ciut prawdę- Potrzebuję stałego partnera, a pan nim być nie może. Przykro mi...
Próbowałam wstać, ale German zatrzymał mnie niezbyt delikatnie.
-Angeles, nie jesteś żadną zabawką. Jade jest nikim...
-Nie mów tak- przełamałam się- Będziesz się bawił uczuciami moimi i Jade.
-Bawię się uczuciami tylko Jade- gładził mój policzek. Nie mogłam się mu oddać, nie mogłam...
Ruszyłam do szafy z zamiarem odnalezienia jakiejś bluzki. Specjalnie robiłam to długo, by pozwolić mojemu mózgówi przetworzyć informacje. Co się dzieje? "Jestem w sypialni z moim szwagrem- pracodawcą, który ma narzeczoną"- wymyśliłam sobie odpowiedź- "Co ja wyprawiam?!"
German chodził za mną jak cień. Jego dłonie dotknęły moich bioder.
-"Znów chce mnie przekupić pieszczotami"- pomyślałam, drgnąwszy.
-Proszę, daj mi szansę- szepnął- Załatwię to jak najszybciej się da.
-Przykro mi- powtórzyłam pewnym siebie głosem, choć i tak była to wielka ściema.
-Więc pozwól pocałować się na pożegnanie- po jego twarzy przeszedł cień. Machnęłam obojętnie rękami i wtedy znowu poczułam się magicznie. Każde muśniecie warg ojca Violetty przepełnione było uczuciem, jakie oboje doświadczaliśmy. Czy to miłość? Nieważne, skoro mówiliśmy sobie "dobranoc", a zarazem "żegnaj".
Nagle uniosłam się ku górze. W ramionach Germana zostałam przeniesiona na pobliski fotel.
-Nie idź jeszcze...Muszę ci coś powiedzieć.   
-Słucham uważnie- uklęknął przy mnie.
-Domyślam się jak zareagujesz...- wpatrzyłam się w jego dłoń, która zakrywała moje kolano.
-Mów bez ogrudek- zdecydował się.
-Mam szansę- przełknęłam ślinę- nagrać...piosenkę...w studiu...- jąkałam się.
-Chcesz skończyć jak Maria?- wstał. "Zaczęło się...".
-Wiedziałam. Wy wszyscy myślicie tak samo!- zwątpiłam w sens zwierzania się mu.
-Nie krzycz, Angie- przyłożył palec do ust.
-Będę krzyczeć!- nie ustępowałam mu na krok. Poderwałam się.
-Dlaczego tak cię to kusi?- jednak go to obchodziło.
-Kocham śpiewać i będę to robić mimo różnorakich przeszkód- wytłumaczyłam, podchodząc do mężczyzny- Dzielenie się tym z innymi mnie uszczęśliwia.
Tym razem to ja wykorzystywałam bliskość.  Gdy pogładziłam tors towarzysza, jakby się rozchmurzył.
-Skoro tak, śmiało śpiewaj- przytulił mnie z uśmiechem.
-Nie znoszę udawania- nie przyjęłam jego wymuszonej zgody- Powiedz mi prosto w twarz, że jestem za stara, brzydka i brak mi talentu- zaszlochałam, opadając z powrotem na fotel. On schylił się nade mną.
-Jesteś młodą, piękną kobietą- wytarł łzę z mego policzka- Masz ogromny talent, ale to nie twoja droga!
No nie! Nie do wiary! Odepchnęłam od siebie wstrętnego kłamcę.
-A skąd ty możesz wiedzieć, jaka jest moja droga?- wezwałam go na pojedynek.
-Nie chcę, żebyś poszła w ślady Marii!- wdowiec tkwił przy swoim.
-Dlaczego? Dlaczego tak bardzo się tego boisz?- uspokoiłam nieco ton głosu.
-Bo cię kocham! Angie, kocham cię!
Wbiło mnie w podłogę. Oniemiałam. Mój ukochany uparciuch podszedł energicznie i połączył swe usta z moimi.
-Ja ciebie też- wyznałam między pocałunkami.
Nie pozwoliłam rozsądkowi dojść do głosu. Kierowały mną uczucia. Objęłam ramiona, tak samo kochane, jak każda część jego ciała. Po raz drugi mój dekolt został rozpieszczony dotykiem tych samych warg. Zapomniałam o Bożym świecie, podczas gdy słyszałam jedynie oddechy i pojedyncze cmoknięcia naszej dwójki.
-Nie chcę cię stacić- w tęczówkach mojego ukochanego zamigotały łzy.
-Nie stracisz- zapewniłam.
I wróciliśmy do zadawania sobie drobnych przyjemności. Pech chciał, aby nagle przemówił rozsądek.
-To dzieje się za szybko- zatrzymałam Germana przed kolejnym całusem.
-Ale Angie...
-German, w takiej sytuacji nie ma miejsca na słowo "ale"- kręciłam przecząco głową.
-Chodzi ci o Jade- domyślił się sam.
-Właśnie, idź do niej- próbowałam wypełnąć z jego objęć, lecz nie udawało się to.
-Nie, chcę zostać z tobą- byłam na przegranej pozycji, gdy musnął wargami okolice mojego obojczyka.
-Zrób to- wycisnęłam z siebie resztki dosadności- To twoja narzeczona.
-Dobrze- westchnął- Zrobię to dla zasady- "co za gest!"- Dasz się pocałować na dobranoc?
-Nie powinnam...
-Jeśli chcesz poczekać, ja również chcę- po czułym cmoknięciu w policzek, skierował się do drzwi.
-Hm...Nie zapomniałeś o czymś?
Wyglądał świetnie, ale jednak...Miał rozpiętą koszulę, potargane włosy, multum szminki dosłownie wszędzie. Wzięłam chusteczkę i śmiejąc się, wytarłam różowe ślady moich ust. Zdziwiłam się w jakich miejscach całowałam mężczyznę. Zapięłam śnieżnobiałą koszulę. Okazało się, że German cały czas śledzi mnie wzrokiem. Spłonęłam rumieńcem, po czym przegładziłam mu czuprynę.
-Daj buziaka- prosił, błagał.
-Oj, no masz- cmoknęłam jego usta.
Jednak ten przyciągnął mnie mocno do siebie. "Buziak" był bardzo czuły.
-To nie fair- zaprotestowałam.
-Kocham Cię- dobiegło znów do moich uszu.
-Idź już- nakazałam, a on uśmiechnął się zawadiacko.
Wreszcie mój kochanek był za drzwiami. Modliłam się jedynie o to, by nie zrobił czegoś głupiego.
Podniosłam komórkę z podłogi w kącie. Szafa, przy której German mnie całował była otwarta, a ubrania w niej porozrzucane. Łóżko również nie należało do najschludniej pościelonych. Ogarnęłam te dwa uosobienia kataklizmu i wślizgnęłam się pod kołdrę. Cała pościel pachniała mocno męskimi perfumami, szczególnie jedna z poduszek. Rozmarzyłam się...
"Jak to jeden wieczór może zmienić wszystko"- myślałam- "Jeszcze kilka godzin temu nie byłam pewna swoich uczuć, próbowałam się bronić przed prawdą. A jednak kiedy tylko mnie dotknął, wszystkie wątpliwości zniknęły. Z każdą chwilą z nim spędzoną, poziom endorfiny w mojej krwi wzrastał. Wyszedł, posmutniałam. Przecież opuścił mnie z powodu swej narzeczonej i mimo że zachęciłam go do tego, żałowałam. Nie chciałam się nim dzielić. Kochał mnie tak, jak jeszcze nikt inny. Całym sobą..."
Nagle przyszło mi do głowy, iż German mógł być doskonałym aktorem i udawać to wszystko. Po co? Nie miałam pojęcia, ale przerażała mnie myśl o nim i Jade, całujących się w sypialni. W głębi serca kłóciło się to z charakterem mojego szwagra. Czułam do niego coś więcej niż sympatię i nawet nie obchodziło mnie nasze spowinowacenie.
Przypomniałam sobie o kłótni z mamą, co zaburzyło moje optymistyczne patrzenie w przyszłość. Potem stwierdziłam, iż mam też wiernych przyjaciół. Ines i Violetta na pewno pokibicują naszej dwójce. Rozchmurzyłam się.
Zamiast swego ukochanego wzięłam w ramiona poduszkę pachnącą jak on i już po chwili kraina snów przede mną otworem...
-------------------------------------
Wydaje mi się, że poznajecie kompozycję Angeles. <3
Początek taki niewinny, a później...Patola się szerzy.
Szczerość, szczerość i jeszcze raz szczerość w komentarzach poproszę.
Do następnego, mam nadzieję, że bardziej udanego.
Ruda

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 7

Poniedziałek. Wydaje się, że powinnam smętnie przełazić z jednego pokoju do drugiego. Wręcz przeciwnie. Wstałam z uśmiechem na twarzy, patrząc optymistycznie na wszystko, co mnie otaczało. Ciało ubrałam w sukienkę z deseniem kwiatowym, a moje nogi wyglądały na szczuplejsze i dłuższe w wysokich koturnach. Rozpuszczone blond loki opadały szeroką kaskadą na ramiona zakryte dżinsową koszulą, którą zawiązałam pod biustem. Z doskonale dobranymi dodatkami, tak wyglądając,zaczęłam kolejny słoneczny dzień.

Byłam umówiona na spotkanie z mamą w kawiarence w mojej kamienicy. Zajęcia w Studio zaczynałam dopiero o jedenastej, więc nic nie stawało nam na przeszkodzie. Moja mama czekała już na mnie przy jednym z najbardziej wysuniętych w stronę ulicy stolików. Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam, że pije swoje ulubione cappuccino.
-Cześć!- powitałam ją. Chyba zbyt radośnie mi wyszło, bo spojrzała podejrzliwie.
-A coś ty taka wesoła?
-A nie wolno?- odparłam, usiadłwszy na miejscu na przeciwko rozmówcy.
-Wolno, ale jako twoja matka, pragnę wiedzieć co się takiego wydarzyło.
-Nic takiego- próbowałam grać na zwłokę przyjmując postać poważnej.
-Nie wierzę ci. To chyba sprawka przedstawiciela płci przeciwnej- stwierdziła z uśmieszkiem.
-Możliwe- wyszczerzyłam zęby.
-Znam go?- mama od razu przeszła do konkretów. Wypiła łyk kawy.
-Tak- odpowiedziałam dumnie.
-Jest przystojny?- to przecież jedna z najważniejszych rzeczy.
-No ba!
-Starszy?
-Owszem.
-Pablo!- rzuciła chyba bez zastanowienia. Przed oczami stanął mi przyjaciel z zakrwawionym nosem.
-Nie zgadłaś- zaprzeczyłam- Tego, o którym mówię bardzo nie lubisz.
-Boże!- cofnęła się przerażona- Nie mów, że to GERMAN- krzyknęła niemalże na całą kawiarenkę. Ludzie odwrócili się w naszym kierunku, a mieli miny jakby usłyszeli nazwisko przestępcy.
-Tak, tak...Wiem, że to wbrew twoim oczekiwaniom, ale ja sama jeszcze nie jestem pewna swoich uczuć.
-A co on na to?
-Okazuje mi bardzo duże zainteresowanie, więc chyba czuję to samo. Ale nie jestem pewna. Możemy zmienić temat?
-Pewnie. Chcesz mi coś wyznać?- bezbłędnie odczytała mój zamiar.
-Ta...-spojrzałam w błyszczące matczyne oczy.
-Boisz się czegoś- oznajmiła otwarcie.
-Możliwe...Poznałam niedawno pewną właścicielkę studia nagraniowego, zaprowadziła mnie tam i przyjęli mnie- zaśmiałam się, kiedy wyrzucałam z siebie kolejne słowa- Sama jeszcze w to nie wierzę, ale jutro mam przyjść...
-Czekaj, czy ja dobrze zrozumiałam?- zaliczyła następny atak furii- Podpisałaś kontrakt z wytwórnią?!
-Jeszcze nie, ale nigdy nic...
-Nigdy niczego takiego nie zrobisz- postanowiła za mnie.
-Dlaczego?- zapytałam z pretensją w głosie.
-Przecież nigdy tego nie pragnęłaś, nie marzyłaś o tym- była święcie przekonana, że to jakiś argument- Lubiłaś swoją pracę. Wiesz, że twoje życie diametralnie się zmieni?
-Wiem, mamo, ja pragnę zmiany- odparłam atak.
-A założenie rodziny?
-Na wszystko przyjdzie czas z właściwym partnerem- pozostawałam nieugięta.
-Nie, nie zgadzam się- teraz wiem po kim mam silny charakter- Koniec, kropka.
-Czy mogłabyś wesprzeć mnie chociaż raz?!- zaatakowałam mamę bezpośrednio- Zawsze widzisz jakieś "ale". Szkoła muzyczna w moim przypadku wydawała ci się bezsensowna, a Studio mało opłacalne. Błagam, zaakceptuj chociaż raz mój własny wybór- nie zwracałam uwagi na obserwatorów naszej kłótni- Robię to dla siebie. Śpiew jest moją pasją, a nauczanie go już mi nie wystarcza. Chcę być szczęśliwa.
-To nie daje szczęścia- uparła się- Wkrótce się o tym przekonasz. To cię wykończy. Tak, jak Marię...
Chwyciła torebkę. Jej słowa wstrząsnęły mną tak mocno, że dopiero po chwili zauważyłam, jak moja mama odchodzi z kamienną twarzą. Czułam złość i żal, które w zastraszającym tempie przepełniały mnie całą. Musiałam jakoś temu zaradzić, bo przecież przede mną dzień w pracy. Nie mogłam pozwolić, by złe emocje mną zawładnęły. Pierwszy pomysł okazał się najlepszy.

Była nim ucieczka w świat muzyki. Dobiegłam do Studia ze zmienionym szyldem "On Beat", a stamtąd do pierwszej lepszej sali z pianinem. Potrzebowałam wyżyć się na przedmiocie martwym. Torebkę rzuciłam gdzieś w kąt i bez żadnych ceregieli z ogromną siłą nacisnęłam dwa klawisze w odległości oktawy. Następnie tak samo uderzyłam ten interwał o pół tonu niżej. I tak kilka razy zabrzmiały niskie dźwięki. Zaczęło mi się to podobać. Prawa ręka również domagała się udziału w tym wszystkim. Mimowolnie atakowała klawisze, tworząc melodię o prostym rytmie.
Po uważnym zagraniu tego kilka razy, uwolniłam z siebie głos:
Everybody needs inspiration- słowa same płynęły.
Everybody needs a song.
A beautiful melody,
When the night's so long.- ciągnęłam delikatnie dźwięk.
'Cause there is no guarantee- muzyka przybierała na sile.
That this life is easy!
Dalej skupiłam się tylko na grze. Nie była już ona po to, aby wyładować złość. Muzyka opisywała to, co czułam. Uważnie śledziłam wzrokiem rozbudowane pasaże w lewej ręce. Prawa natomiast grała melodię refrenu. Smutną, ale dość głośną i wyróżniającą się.
Sama nie miałam pojęcia, jak to robiłam. Klawisze, a także cały instrument, poddały mi się całkowicie. Kończyłam moją "kompozycję" cichymi akordami, gdy do klasy weszli uczniowie. Spojrzałam na zegarek. Wybiła jedenasta...

Po skończonych lekcjach opuściłam placówkę w milczeniu. Kontemplacja nad ostatnimi wydarzeniami nadal trwała. Miałam mętlik w głowie, lecz pośród szumu drzew przyszedł czas na uporządkowanie wszystkiego.
Po kolei, pomyślałam, co było najpierw? No tak, German. Pewne jest, że należy to zakończyć raz na zawsze. Nie po to wróciłam do jego domu, by za chwilę znów się wyprowadzić. Postanowienie- szczera rozmowa ze szwagrem. Druga rzecz, czyli kłótnia z mamą. W tym przypadku zupełnie nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony ją rozumiałam. Też bałam się gwałtownej zmiany oraz losu podobnego do tego Mari. Ale zdawałam sobie sprawę z niezwykłości tej sytuacji i wspaniałej okazji. To spełnienie moich marzeń- śpiew. Postanowiłam, że za żadne skarby świata z tego nie zrezygnuję. I wreszcie ostatnie: kompozycja. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu granie na fortepianie sprawiało mi taką radość. Czułam się sobą. Niepokoiła mnie jedynie moja nieprzewidywalność. Palce same tańczyły po klawiaturze, jakby będąc poza zasięgiem mojego umysłu. A jeszcze bardziej przerażające było to, że jeśli usiadłabym do instrumentu, mogłabym odtworzyć swoją piosenkę co do jednej nuty. Mimo to serce podpowiadało mi, iż należy to kontynuować.

W willi Castillo panowała niepokojąca cisza. Zegarek w mojej komórce wskazywał piątą popołudniu. Domyślając się, gdzie mogą być domownicy, zrobiłam rundkę po kuchni. W drodze powrotnej usłyszałam jakieś głosy.
-...Ale Angie jest inna- mówił German.
-Czyli jaka?- dopytywał się Ramallo.
Inżynier i jego asystent siedzieli zatrzaśnięci w gabinecie. Mogłam wyobrazić sobie jak wyglądali. Ramallo, jak zwykle elegancki, nachylił się nad biurkiem, ponieważ jego pracodawca robił to samo. Sterty papierów pozostawili samym sobie. Z zaangażowaniem powierzali sobie sekrety, które miały pozostać tajemnicą. Tak miało być, ale nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, czyż nie? Przybliżyłam się do dębowych drzwi.
-Przede wszystkim bardziej radosna. Ślicznie się uśmiecha- moje policzki stawały się czerwieńsze- Nie chodzi codziennie do jakiś kosmetyczek, a i tak wygląda zjawiskowo. Jak ona to robi?
-Nie wiem- parsknęła śmiechem- Ale jak tu jej nie kochać?
-Dokładnie- obydwaj westchnęli.
Stałam w pozycji szpiega. Zareagowałam na słowa przyjaciół dość typowo. Zwykły wytrzeszcz oczu i usta otworzone, jakbym miała powiększone migdałki. Nic specjalnego. Po chwili jednak mnie olśniło.
-Naprawdę wyglądam "zjawiskowo"?- mruknęłam do siebie. Przegładziłam włosy i sukienkę, powtarzając słowa mojego mistrza: "Plecy proste. Biust do przodu".
Wparowałam do gabinetu w środku sesji u terapeuty. Uczestnicy spojrzeli na mnie pytająco, German jeszcze zmierzył mnie wzrokiem.
-"Ja wiem o czym on myśli"- odezwało się w mojej głowie.
Doskonale wiedziałam, że wprawiłam ich w zakłopotanie, co dodawało mi skrzydeł. Tak, tak...Wredna, bezlitosna ja.
-Przepraszam...Są panowie zajęci- udawałam niewinność- Przyjdę później.
Żeby uczynić się bardziej wiarygodną, postukałam obcasami do drzwi.
-Niech pani zostanie- German zatrzymał mnie tak, jak planowałam.
Odwróciłam się z uśmiechem. Zamiast mnie z pokoju wyszedł Ramallo. Zajęłam miejsce wskazane przez, jeszcze niezupełnie obecnego, szwagra.
-O czym chciała mnie pani poinformować?
-Mam dwie wiadomości- oznajmiłam na początku.
-Mogę wybrać, którą chcę usłyszeć najpierw?
-Nie- odpowiedziałam trochę bezczelnie, ale na ojcu Violetty nie zrobiło to żadnego wrażenia. Oparł się wygodnie o fotel.
-Pierwsza sprawa. Mysimy to zakończyć- wycedziłam- Te nasze niepoważne podchody. Pan ma narzeczoną, a ja własne życie. Koniec- zarządziłam ostro.
-My?- zdziwił się- To pani musi przestać się tak zachowywać.
-Niby jak?- wolałam się upewnić z kim mam do czynienia.
-Tak...kobieco- wskazał na moją osobę, po raz kolejny lustrując mnie wzrokiem. 
-A jak mam się zachowywać? Po męsku?- zakpiłam z rozmówcy.
-Nie- zaprzeczył praktycznie natychmiast.
-A jednak!
-Tylko mniej...seksownie- zaradził.
-Według pana- zmieniłam ton głosu na niższy i spokojniejszy- Jestem seksowna?- założyłam nogę na nogę w ramach prowokacji.
-Nie przeczę- zmiękł pod wpływem tego widoku.
Wstałam i podeszłam do biurka. W jednej chwili papiery znalazły się dwa metry dalej, a ja wskoczyłam na blat. German miał przed sobą moje kolana. Patrzyłam na niego z wyższością.
-Pragnę wspomnieć, że to pan wszedł do mojego mieszkania i zobaczył mnie w samym ręczniku.
-Teraz to pani mnie kusi- próbował jakoś się ratować.
-Prosi się pan o to- szepnęłam mu do ucha, przy okazji mierzwiąc kołnierzyk jego koszuli.
Facet pod wpływem instynktu podniósł się z fotela. Zrobił krok, którego nigdy się po nim nie spodziewałam. Powoli sunął dłoń po moich idealnie gładkich nogach, uśmiechnąwszy się łobuzersko. W tej chwili zwątpiłam w silną wolę. Całe postanowienie diabli wzięli i zaczęłam poddawać się mężczyźnie. Dotarł już do moich bioder, kiedy...
-Kolacja na stole!- wykrzyczała Olgita.
Wyplątałam się z objęć Germana z zamiarem przerwania gry. Ten jednak dał mi nauczkę. Przycisnął mnie do ściany tuż przy drzwiach.
-Stchórzyła pani- oznajmił i rozplątał guzeł od koszuli pod moim biustem.
-Nie posunęłam się aż tak daleko...
-Teraz mój krok- wypiął wargi trzymawszy mnie mocno przy ścianie.
Jego usta zbliżały się do moich w zabójczym tempie. Miałam jedynie kilka krótkich chwil na ogarnięcie sytuacji, szybką decyzję i...ucieczkę tak, czy inaczej. Decyzja- wiać! Poczułam na swoich wargach nikły pocałunek, schyliłam się i już po chwili nie było mnie w gabinecie.
Odetchąwszy, skierowałam się do jadalni. Zaraz za mną szedł German. Próbował objąć mnie w talii, ale ja skutecznie mu uciekałam.
Nagle dostrzegłam, iż domownicy zgromadzeni przy stole, łacznie z panną Jade, patrzą na nas badawczo. Spłonęłam rumieńcem. German miał rozpięte pierwsze guziki koszuli i szminkę na ustach, ja z kolei mogłam się poszczycić wymiętą sukienką i zmierzwionymi włosami. Na oczach wszystkich poprawiliśmy te malutkie niedociągnięcia i osiedliśmy do stołu. Śmiech gospodyni i siostrzenicy oraz mordercze spojrzenie Jade nie dały mi zjeść w miłej atmosferze.

--------------------------------------------
Siódemeczka.
To Germangie miało trochę inaczej wyglądać i przyznaję, iż się zagalopowałam.
Bądźcie szczerzy w komentarzach.
Besos,

Ruda

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 6

Miejsca przy skomplikowanych wichajstrach okupowali dwaj mężczyźni. Byli skupieni na swojej pracy, więc nie zauważyli ani mnie, ani swojej dyrektorki.
-Chłopaki- zaczepiła ich Ines- Poznajcie Angeles.
-Mówcie mi Angie- wtrąciłam.
Przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko i objęła mnie ramieniem. Wtem realizatorzy dźwięku odwrócili się. Ku mojemu zdziwieniu byli prawie tacy sami. Identyczne rysy twarzy, blond loki i podobny styl ubioru sprawiał, że gdyby nie identyfikatory przyczepione do koszul, na pewno bym ich pomyliła. Jeśli tylko karteczki się nie myliły, ten po prawej nazywał się Paulo, a po lewej-Simón. Ines potwierdziła moje przypuszczenia.
-Angie to moje nowe odkrycie- przedstawiła mnie- Ma głos anioła.
-Przesadzasz- ucięłam- Głos jak każdy inny.
-Sami to stwierdzimy- oznajmił...Simón.
-Śpiewaj- rozkazał ten drugi, czyli...Paulo.
Cała trójka wlepiła we mnie spojrzenia. Było to peszące, lecz jednocześnie determinujące. Wzięłam głęboki oddech.
I know it's been some time,
But there's something on my mind - mój głos był na skraju wytrzymałości.
You see, I haven't been the same - miałam więc czas i okazję, by porozglądać się wokół.
Since the cold November day - ściany były pomarańczowe.
We said we needed space,
But all we've found was an empty place
- a meble całkiem czarne.
And the only thing I learn
'Cause that I need you despretely
.
So here I am - śpiewałam na wydechu, by potem wzmocnić dźwięk.
And can you please tell me!
Where do broken hearts go?
- wypłynęły ze mnie wysokie tony.
Can they find their way home? - zobaczyłam uśmiechy na twarzach słuchaczy.
Back to the open arms of a love that's waiting there - rozłożyłam ręce i odetchnęłam.
And if somebody loves you - to sprawiało mi więcej przyjemności niż cokolwiek wcześniej.
Won't they always love you.
I look in your eyes and I know that you still care for me
- zakończyłam cichutko po kilku wysokich ozdobnikach.
Ines zaczęła bić brawo, natomiast Paulo i Simón wgapili się we mnie z otwartymi ustami. Poczułam się nieswojo, nikt tak nigdy nie reagował na mój śpiew. Bać się?
-Angeles, co robisz zawodowo?- dotarło do mnie pytanie od Paulo.
- Uczę śpiewu w Studio 21.
-Wykształcenie?- niczym przesłuchanie.
-Fortepian w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Rosario, później Akademia Muzyczna w Madrycie.
-Śpiewałaś kiedyś?
-Nie zawodowo- odpowiedziałam z nadzieją, że to już ostatnie pytanie.
-O Boże!
-Co?!- zniecierpliwiłam się.
-Kobieto, ty wyciągasz Whitney Houston!- wrzasnął Simón.
-Grzeczniej- rzuciła zawsze czujna Ines.
-Co w końcu?- Paulo nie przejął się dyrektorką ani trochę.
-Bierzemy- oświadczył krótko jego brat bliźniak.
Moja przyjaciółka jak na zawołanie wstała i podążyła w stronę drzwi, po prostu łapiąc mnie za rękę. W ostatniej chwili zdążyłam chwycić torebkę. Wybiegłam ze studia.
-Jak mam ci dziękować?- mówiłam, gdy szłyśmy uliczkami miasta- Pomogłaś mi uwierzyć w siebie.
-Nie dziękuj- odparła- To drobiazg. Wiesz...ja wprosiłam ci się do mieszkania...
-Sama tego chciałam- przerwałam jej- Poza tym dzisiaj znowu wracam do Violetty.
-Do Violetty, czy może raczej do "szwagra"?- włączyła tryb podejrzliwego cwaniaka.
-Wszystko jedno- zignorowałam to- Muszę się jeszcze spakować i być tam przed kolacją.
-Pomogę ci- przyjaciółka zaoferowała pomoc.
Przyspieszyłyśmy kroku i już po chwili byłyśmy w moim mieszkaniu.
Po południu cała moja sypialnia została zawalona ubraniami. Kiedy wreszcie walizka leżała spokojnie wypchana po brzegi i reszta garderoby znalazła się w szafie, opadłyśmy na łóżko z wycięczenia.
-Czyli mnie zostawiasz?
-W żadnym wypadku- zaprzeczyłam natychmiast- Będziemy się widywać i zostawię ci klucze.
-Nie boisz się, że wysadzę twoje mieszkanie w powietrze?- próbowała żartować, ale z nikłym skutkiem.
-Ani trochę.
-Dziękuję- rzuciła mi się na szyję.
Przytuliłam ją do siebie, mając wrażenie, jakbym znała ją całe życie, a przynajmniej kilka lat.
-Na mnie już czas.
Wstałyśmy z miękkiej pościeli. Bagaż nieoczekiwanie pojawił się obok mnie. Z cieniem o imieniu Ines pokonałam salon. Zatrzymałam się w przedpokoju.
-Pamiętaj- zwrócił się do mnie mój osobisty doradca- Uśmiech. Plecy proste. Biust do przodu, bo nie masz się czego wstydzić.
Zaśmiałyśmy się same do siebie. Wykonałam jej polecenia. Była współlokatorka pożegnała mnie cmoknięciem w policzek.
Pełna obaw stałam przed drzwiami domu Castillo. A jeśli sytuacja znowu się powtórzy? I będę zwalniana i zatrudniania w nieskończoność? Taki zwrot akcji wydawał się nawet trochę śmieszny, ale... Pokonawszy wszystkie wątpliwości zadzwoniłam do drzwi.
Otworzył mi pan domu. Gdy mnie ujrzał, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. W odpowiedzi uniosłam kąciki ust. Patrzyliśmy na siebie jak zahipnotyzowani.
-Mogę wejść?- zapytałam popędzana zimnym wiatrem z zewnątrz.
-Tak, tak- German trochę się speszył.
Odsunął się, a ja weszłam do środka. W salonie siedziała Violetta znudzona ciągłym jazgotem Jade. Olga i Ramallo przygotowywali właśnie stół do kolacji. Panowała ciężka i mało optymistyczna atmosfera.
-Co tutaj robi ta kobieta?!- krzyknęła panna LaFointene wskazując na mnie.
-Panna Angeles wróciła, by zająć się Violettą- chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale z uwagi na obecność narzeczonej nie zrobił tego.
-Nie, Germanie, nie godzę się- próbowała protestować. Zabrzmiało to zaskakująco mądrze, jak na nią.
-Miałaś mieć wizytę u fryzjera- wtrąciła Viola. Stanęła obok mnie, uśmiechnąwszy się sztucznie do przyszłej macochy.
Oburzona Jade trzasnęła za sobą drzwiami i nagle w domu zrobiło się ciszej i spokojniej. Wtedy z kuchni wyszli Olgita oraz Ramallo. Przywitali mnie, po czym wszyscy zasiedliśmy do stołu i zjedliśmy przepyszną kolację.
Potem szwagier pomógł mi z wnoszeniem bagażu na górę do sypialni. Już wtedy powinnam domyślić się, że może być niezręcznie.
-Tęskniłem za panią- wyznał German.
-A gdzie się podziała pańska narzeczona?- chciałam odbiec od tematu jak najdalej się da.
-Niech pani nie udaje- zatrzymał mnie przed wejściem do pokoju- Nawet pani nie wie, jaka jest dla mnie ważna. Viola panią ubóstwia, wszystko wydaje się z panią lepsze- zbliżył się na niewielką odległości.
-Niech pan przestanie, proszę...
-Dobrej nocy- szepnął.
Nachylił się nade mną. Moje serce przyspieszyło, próbowałam wyrównać oddech. Mężczyzna musnął delikatnie wargami mój policzek. Potem odsunął się i odszedł z uśmiechem. Jeszcze przez chwilę patrzyłam w pustą przestrzeń, którą przed sekunką on zapełniał...
-------------------------------------------
Szóstka: Angeles w studiu i Germangie. :D
Będę wdzięczna za każdy komentarz.
Besos,
Ruda

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 5

Obudziły mnie promienie słońca, zawzięcie przedzierające się przez zasłony. Przetarłam oczy, przeczesałam ręką włosy, po czym zwlekłam się z posłania. Rzuciłam okiem na moją śpiącą współlokatorkę. Pół twarzy zasłaniały jej bujne loki, między którymi szalało światło. Wtedy ukazały się pasemka o różnych kolorach, od platyny po kasztan. Sylwetka Ines nie zbyt zgrabnie układała się na kanapie. Ręce przytuliła do klatki piersiowej,skuliła nogi i tak oto wędrowała po krainie snów.
Ledwo przytomna potoczyłam się w stronę kuchni. Gdy doszło do mnie, że nie ma nic w lodówce, zaczęłam od niechcenia sprzątać resztki pizzy. W czasie pracy oświeciło mnie, że dalej tkwię w tek samej sukience co wczoraj. Już po kwadransie wyłoniłam się z łazienki odświeżona.
-Dzień dobry- powitała mnie Ines z uśmiechem. Jej włosy przybrały objętości, sprawiając wrażenie jeszcze gęstszych niż są w rzeczywistości. 
-Hej. Jeśli chcesz się odświeżyć, nie krępuj się. Ręczniki są w szafce po lewej. 
-Dzięki.- pobiegła po swój bagaż i zniknęła w łazience.
Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ciekawe, kto to mógł być?
-Można wejść!- krzyknęłam na całe gardło.
"Wrota"otworzyły się, a w progu stał German. Był on ostatnią osobą, której się spodziewałam. A jednak to on wszedł do środka.
-Dzień dobry....Może ja przyjdę później, bo chyba nie jest pani wyjściowo ubrana- stwierdził.
Spojrzałam w dół. Rzeczywiście. Nad biustem zawiązałam guzeł od ręcznika, który zakrywał moje ciało po uda. Nic więcej na sobie nie miałam. Czułam oblewający mnie rumieniec. Mężczyzna mierzył mnie wzrokiem i także poczerwieniał na twarzy. 
-To...to nic, bardzo pana przepraszam- wydusiłam, mimo ogromnej guli w gardle.
-Nic się nie stało. Jest wczesna pora, a ja...-mówienie przychodziło mu z taką samą trudnością jak mi. 
-To ja pójdę...się ubrać- przytrzymałam opadający ręcznik przy biuście.
Oboje skinęliśmy głową. Ulotniłam się pośpiesznie do swojej sypialni. Tam przyodziałam się w luźną, krótką sukienkę i ciemnodżinsową kurteczkę. Na nogi założyłam ulubione koturny, ułożyłam włosy i lekko się pomalowałam.
Wróciłam do salonu, gdzie German czekał cierpliwie nad nadzorem Ines. Ojciec Violetty wydawał się być trochę przytłoczony obecnością mojej przyjaciółki, więc przybyłam mu z pomocą. 
-Ines, już poznałaś pana Germana, a teraz możesz zostawić nas samych. 
Kobieta wstała, bacznie obserwując nowego znajomego.  Zatrzymała się na chwilę przy mnie. 
-Przystojny jest- powiedziała mi do ucha- Nie zmarnuj tego. 
Minęła mnie z poważną miną. Zaśmiałam się i zauważyłam, że nasz gość również. 
-Przepraszam za nią- usiadłam na przeciwko mężczyzny i nalałam herbaty- Bardzo pana wymęczyła?
Przyjął ode mnie filiżankę napoju. Patrzył wymownie, rozglądał się po pomieszczeniu. Ściągnął marynarkę. W pokoju zaczęło podnosić się ciśnienie. Ja również pozbawiłam siebie kurtki, odsłoniwszy opalone ramiona.
-Dlaczego pan tutaj przyszedł?- zapytałam wprost.
-Bo chcę panią przekonać do powrotu.  Przepraszam za moje zachowanie- wyprzedził tym nawet moje myśli.
-Przykro mi. Ja już podjęłam decyzję, więc nie mamy o czym rozmawiać. 
-Proszę tylko o przemyślenie tej sytuacji. W każdej chwili może pani wrócić. 
Mówiąc to, German nasunął swą dłoń na moją. Drgnęłam ledwo odczuwalnie. Utkwiłam wzrok na haftowanym obrusie. Mężczyzna podniósł mój podbrudek, zmuszając do patrzenia mu w oczy.
-Mogę na to liczyć? 
Odebrało mi mowę, jedynie kiwnęłam na "tak". German wstał z miejsca, chwycił w ręce marynarkę i skierował się do drzwi. Gdy puścił moją dłoń, poczułam jakbym ze wspaniałej bajki powróciła do szarej rzeczywistości.  Pozostawił mnie na środku salonu. 
-Do widzenia- odwrócił głowę. Chciał wyjść...
-Proszę pana, zdecydowałam się już- postanowiłam być spontaniczna- Wracam do domu. 
-Bardzo się cieszę- Ger w obdarzył mnie serdecznym uśmiechem. 
Zrobił krok w moim kierunku, ale gwałtownie się zatrzymał. Mnie także coś powstrzymywało przed zbliżaniem się. Przez moment na odległość wysyłaliśmy sobie ciepłe uśmiechy.
Wtem drzwi znowu się uchyliły. Do mieszkania wparowała moja siostrzenica ze zdenerwowaniem wypisanym na czole. Ubrana we fioletowo-różową spódniczkę stanęła na przeciwko mnie. 
-Angie, co jest z tobą?!- wykrzyczała nie zważywszy na obecność ojca- Dlaczego nie odbierasz?
Wygrzebałam telefon komórkowy z torebki. Fakt. Dziesięć nieodebranych połączeń od 'Vilu'. 
-Przepraszam. Wczoraj wiele się wydarzyło i...
-I co?! To nie powód, żeby mnie całkiem olewać- sama sobie wszystko wytłumaczyła- Słuchaj. Rozumiem twoją decyzję, bo również nie znoszę tej baby...
-Ej!- German w końcu się odezwał.
-Co nie zmienia faktu, że dla ciebie może być wspaniała- wybrnęła nastolatka, czyniąc ojca szczęśliwym- Ale zostałam w tym domu sama. Ja oszaleję!
Złapała się za głowę. Ten widok rozbroił mnie całkowicie. Dusiłam się ze śmiechu, aż doskwierał mi nieprzyjemny ucisk w brzuchu.
-Boli coś panią?- zatroszczył się szwagier. 
-Brzuch- przyznałam- Ze śmiechu.
Mój śmiech niekoniecznie był uzasadniony i mógł wyglądać ciut komicznie. German podszedł i wsparł mnie, abym nie upadła.
-Co was tak śmieszy?
-Angie zgodziła się do nas wrócić- wytłumaczył i obiął mnie ramieniem. Nieznacznie drgnęłam.
-Na pewno tylko tyle się wydarzyło? Nic nie ukrywacie?- dziewczyna obserwowała nas badawczo.
-A niby co mielibyśmy ukrywać?- powiedzieliśmy chórem ja i German, co z pewnością nie wpłynęło pozytywnie na ocenę Violi.
-Właśnie to- Violka wskazała na nas.
Obróciłam głowę. Spojrzenia moje i mężczyzny spotkały się. Dzieliła je zdecydowanie za mała odległość. Ojciec Violetty nagle schował ręce za sobą i odsunął się. 
Ani ja, ani osobnik dzielący ze mną wstyd nie pozwolił Vilu dojść do słowa. Szybko pokonali próg mieszkania, rzuciwszy tylko: "Do zobaczenia".
-Będę wieczorem- pożegnałam ich. 

W związku z brakiem zapasów żywności w mojej lodówce, Ines i ja musiałyśmy sobie radzić inaczej. Odwiedziłyśmy kawiarenkę po drugiej stronie ulicy. 
Panowała tam przyjemna atmosfera w sam raz, by zjeść śniadanie. Pomieszczenie rozjaśniały ściany w kolorze delikatnego beżu. Parapety przy dużych oknach w hebanowych ramach uginały się od ilości kwiatów. Wybrałyśmy stolik wysunięty na zewnątrz i spoczęłyśmy na ukwieconych obiciach. Zamówienie zostało złożone. 
-I jak poszło z "panem Germanem"?- Ines zaczęła rozmowę od przedrzeźniania mnie.
-Dobrze poszło. Kulturalnie, sprawnie...
-I romantycznie- wtrąciła.
-Podsłuchiwałaś?- zabawiłam się w detektywa.
-Tylko nie bij- ona była złapanym przestępcą- Pan German się chyba nie pogniewał, że nie zostałaś w pokoju w samym ręczniku.
-Ej!- upomniałam ją ze śmiechem.
-No co? Mówię jak jest. Facet miał dziwnie zadowoloną buźkę.
-Przestań- nakazałam poważniej- German jest ojcem mojej siostrzenicy i pracodawcą.
-Niezłe ziołko z tej twojej siostrzenicy.
-O tak- przyznałam z...zadowoleniem.
-Po kimś to musi mieć. 
Dowcipniś oberwał torebką. Naszą beztroską rozmowę przerwała kelnerka, która właśnie niosła na tacy nasze danie śniadaniowe. Pod nos podstawiła nam stos mocno wypieczonych, pachnących bułeczek i dwie filiżanki lekkiej kawy.
-Kiedy skończymy, gdzieś cię zabiorę- oświadczyła moja przyjaciółka i wgryzła się w jedną z bułeczek. 
-Chciałabym ten dzień spędzić spokojnie, aby się rozluźnić- szukałam wymówki. 
-Mogę ci zagwarantować, że się rozluźnisz- zapewniła tajemnicza ognistowłosa. 
Wróciłyśmy do bezstresowej konsumpcji. 

Jak obiecała Ines, tak też zrobiła. Zostałam zaciągnięta siłą do jakiegoś okazałego budynku. Nad ogromnym wejściem widniał szyld:
"Para nuestra estrella- studio nagraniowe"
-Nie, Ines, daj spokój- błagałam. 
Właścicielka budynku nie zamierzała odpuścić. Twierdząc, że będę odkryciem przynajmniej tego dziesięciolecia, o małp nie wyrwała mi ramienia z tułowia. Po chwili jazdy windą znakazłam się w gabinecie mojej przyjaciółki. Pokój był dobrze oświetlony, przeważały jasne barwy, każdy regał był wypełniony po brzegi segregatorami. 
-Oto moje królestwo- Ines obróciła się wokół własnej osi. 
-Szybko przekonasz się, że ja się do tego nie nadaję. 
-Zawsze warto spróbować- oznajmiła dzielnie.
-A nie jestem za stara?- zapytałam mieśmiało.
-Żartujesz? Madonna może, to ty tym bardziej- w sumie racja. 
Pani dyrektor, tak głosiła tabliczka na drzwiach, znów chwyciła moją dłoń i z taką samą prędkością jak wcześniej porwała mnie ze sobą. Zbiegłyśmy dwa piętra w dół wprost do pomieszczenia z mnóstwem studyjnego sprzętu.


---------------------------------------------------
Rozdział pisany na komórce. :) 
Przyjaźni Angie i Ines ciąg dalszy i dziwaczne Germangie. 
Jak potoczy się pierwsza wizyta złotowłosej w studiu? Dowiecie się w kolejnym rozdziale.
Dziękuję za uwagę. 
Abrazos,

Ruda