sobota, 21 marca 2015

Rozdział 18

Przeliczyłam się. Można było w prosty sposób wydedukować, iż jeśli wspomniano o mnie w prasie i nakład zszedł ze wszystkich kiosków w okolicy, to niedługo zostanie zaproponowany mi wywiad.
Na miejsce spotkania Ines ustaliła kawiarenkę przy studio. Miałam tam zobaczyć długonogą brunetkę i tak też było. Spoczywała na skórzanych, bordowych fotelach w stylu lat 60., ubrana w elegancki, nietwarzowy komplet z gigantycznymi guzikami przy żakiecie. W razie niebezpieczeństwa, jakie bez wątpienia mi groziło, ekipa ze studia zajęła miejsca obok naprzeciwległej ściany.
Zbliżyłam się do dziennikarki. Zapowiadała się na zimną osobę. Nie wyciągnęła żadnego notesu lub dyktafonu, więc pomyślałam, że jest perfekcjonistką, ale ceni swój intelekt. Po przeciwnej stronie stolika, zamiast kawy, stał kieliszek z winem. Odmówiłam sobie przyjemności skosztowania, a żeby zapomnieć o tym, pospiesznie przywitałam się z nieznajomą.
-Dzień dobry. Nazywam się Catrina Velazquez i reprezentuję magazyn Revista Musica Argentina -przybrała profesjonalny ton.
-Witam, Angeles Sa...
-Wiem- przerwała mi z lekko drwiącym uśmieszkiem i nałożyła na nos okulary z grubymi oprawkami. Wyglądała o wiele poważniej.
Kiedy usiadłyśmy na miękkiej skórze, wciąż panowała głucha cisza. Przed wyjściem z domu myślałam, że jakoś to będzie, zawsze musi być ten pierwszy raz i inne takie banały. Teraz mogłam śmiało stwierdzić, iż jestem w sytuacji beznadziejnej. Dziennikarka w perfekcyjnie dopasowanym żakiecie, spod którego nie śmiał sie wysunąć nawet skrawek kołnierzyka, patrzyła na mnie uważnie.
-Jak pani wie, planuję przeprowadzić z panią wywiad do gazety, a że zdaję sobie sprawę z tego, że to pani pierwszy raz, postanawiam być łagodna.
-"Zbytek łaski, doprawdy"- pomyślałam opryskliwie, lecz zdobyłam się jedynie na skinienie głową na znak zgody i startu. 
-Zacznijmy może od początku- Velazquez rzuciła na mnie okiem- Co popchnęło panią do udziału w konkursie tak prestiżowym? Czy była to chciwość, a może raczej rządza przygód?
Gdybym chciała odpowiedzieć prawdziwie i ładnie językowo, zastanawiałabym się godzinami. Ale nie było tyle czasu. Przegładziłam swój sweterek o żywym, kanarkowym odcieniu żółci oraz czarne leginsy i westchnąwszy, powiedziałam to, co ślina na język przyniosła.
-Kiedy zgłaszałam się do konkursu nie myślałam ani o pieniądzach, ano i "przygodzie", jak to pani ujęła. Zaintrygowała mnie sama idea przedsięwzięcia, a nie dodatki w formie nagród pieniężnych i prestiżu. W gruncie rzeczy to ogromna ilość pracy i duży wysiłek. Whitney Houston zawsze była dla mnie inspiracją, swego rodzaju muzycznym mentorem i mam nadzieję, że będzie tak nadal. 
Pierwsze pytanie i odpowiedź miałam za sobą. Pełna energii z niecierpliwością czekałam na więcej. Chwyciłam za kieliszek stojący obok. Nawet nie zarejestrowałam, kiedy przełknęłam pierwszy łyk wytrawnego wina. 
-Co pani planuje po zakończeniu konkursu?
-Jeśli mam być szczera, to nie liczę na nic więcej. Rynek muzyczny jest przepełniony gwiazdkami różnego formatu, więc trzeba mieć niezłego farta, aby się tam przebić.
Następne pytanie bardzo mnie zdziwiło.
-Wysławia się pani dość profesjonalnie i pewnie. Czy można zapytać o pani wyższe wykształcenie?- w oczekiwaniu na odpowiedź oparła twarz o dłonie i uśmiechnęła sie lekko, co było dla mnie sporym zaskoczeniem.
-Po profilu artystycznym w liceum w Rosario ukończyłam Akademię Muzyczną w Madrycie.
Nie chętnie o tym mówiłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Akademia w Madrycie szkoliła jednych z najlepszych instrumentalistów na świecie, a nie zwykłe nauczycielki śpiewu, które udają, że robią karierę. Uznałam to za zbyt duży kontrast.
-Pani siostrą jest...była- poprawiła się pośpiesznie- Maria Saramego. Zgadza się?- kiwnęłam twierdząco głową- Jak to jest żyć w cieniu starszej siostry?
-Proszę?- autentycznie się zdziwiłam- Nigdy nie czułam, żebym żyła w jej cieniu. Była między nami różnica sześciu lat, zbyt duża, by się porównywać lub rewalizować. Kiedy ona jeździła na światowe tournee, ja musiałam jeszcze siedzieć z nosem w książkach, byłam głupiutką nastolatką. Zawsze okazywała sie dojrzalsza i zdolniejsza z racji wieku.
-Teraz krytycy muzyczni twierdzą, iż pierwsza Saramego to nic w porównaniu do drugiej. Jak to pani skomentuje?- widocznie mnie podpuszczała, a ja nie zamierzałam dać za wygraną.
-To tylko ich zdanie.
Zapanowała głucha cisza. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co palnęłam, bez dłuższego zastanowienia wzięłam do reki kieliszek i opróżniłam go do dna.
-W granicach rozsądku zapytam o życie prywatne. Jak wygląda pani sytuacja?
-Nie mam partnera, a tym bardziej dzieci. Utrzymuję bliskie kontakty z mamą, szwagrem i siostrzenicą- grunt to umieć koloryzować- Chyba nie muszę zaznaczać, że tworzyłam już związki, zważywszy na to, że pani zapewne zna moją datę urodzenia.
-Znam, znam- Cristina uśmiechnęła się szerzej. Zawtórowałam jej.
Pani Velazquez oczekiwała jeszcze opowieści o przygotowaniach do koncertu w Rio de Janeiro, więc wspomniałam o sporej dawce śmiechu i zabawy, ale także ciężkiej i czasochłonnej pracy. Dziennikarka wydawała się tym usatysfakcjonowana i oficjalnie zakończyła spotkanie. Wstałyśmy w jednym momencie i po krótkim pożegnaniu rozstałyśmy się z uśmiechami na twarzach.
Ekipa również uznała wywiad za udany, a Ines postanowiła go uczcić kolejnymi zakupami.

Kiedy po kwadransie jazdy dotarłyśmy pod budynek galerii handlowej, opuścił mnie pewnego rodzaju lęk, czułam swobodę. Przecisnęłam się przez tłum ludzi do schodów ruchomych. Podczas gdy wspaniały mechanizm piął nas ku górze, postanowiłam zacząć rozmowę.
-Co kupujemy? Moja szafa i tak jest pełna, nie narzekam.
-Z takim podejściem na pewno nic- stwierdziła Ines i zgarnęła mnie do pierwszego lepszego sklepu. 
Widziałam, jak inni konsumenci mierzą mnie wzrokiem. Po dziesięciu minutach tej zabawy już przestało mi być do śmiechu. Nawet kiedy Ines znosiła kolejne części garderoby do przymierzalni, na mnie gapił się jakiś starszy pan. Schowałam się za kotarę i rozpoczęłam nieudolny pokaz mody. 
Zostałam poinformowana, iż musimy dokupić kilka rzeczy do kostiumu na koncert. Równie dobrze mogłabym poszperać w swoich starych zbiorach, ale rudowłosa pani dyrektor uparła się na wydawanie pieniędzy. Jeśli mam być szczera, to opłaciło się. Dzięki kilku torbom wypchanymi ubraniami i dodatkami po brzegi poprawił mi się humor bardziej niż przypuszczałam. Zwieńczeniem udanego babskiego popołudnia były lody śmietankowe z polewą malinową.
-Ines, wprowadzisz mnie w zakupoholizm i nadmierny konsumpcjonizm.
Przyjaciółka zaśmiała się, ponieważ mój "żart" wydawał się jej przesadzony. Może i miała rację, ale te zakupy pociągnęły za sobą coś jeszcze. Teraz nie pozostawało mi nic innego, jak wypróbować nowy kostium w choreografii, a to z kolei kierowało mnie do studia. 


Spędzałam tam trzy kolejne wieczory aż do późnej nocy. Wydawałam się nie mieć życia poza tym miejscem i jego sprawami. Każdy aspekt mojej egzystencji zaczynał wiązać się z ekipą, koncertem i płytą, która zostanie wydana przy odrobinie szczęścia. Mimo miłej atmosfery w studio nagraniowym, brakowało mi Studia On Beat. Moich współpracowników, uczniów, a zwłaszcza Violetty. Kontakt z nią urwał się wraz z kłótnią z Germanem. Na następny dzień nie miałam szans dodzwonić się do siostrzenicy, a cała rodzina Castillo bez pożegnania wyjechała do Madrytu. Jeszcze jakiś czas temu bez wahania pojechałabym za nimi, ale teraz bardziej liczyło się dla mnie życie prywatne, ten najintymniejszy jego aspekt- partner. Beznadziejny romans z Mateo dalej trwał, nie potrafiłam się od tego uwolnić. Po wielu nocach spędzonych razem i nagłych, bezuczuciowych rozstaniach uodporniłam się na przywiązywanie do mężczyzn. Mateo był po prostu zabawką. Ja też nią się czułam.
Tak mijał cenny czas. Romansowanie, tęsknota i oczywiście niekończący się śpiew. Tylko on trzymał mnie przy życiu. Dzięki niemu robiłam coś, co się ludziom podobało, mogłam pokazać siebie. W ciągu następnego tygodnia dokończyłam kompozycję Hurt, nagrałam ją i załatwiłam duet, który mógł uczynić mnie gwiazdą, jak twierdził Paulo, przynajmniej w Ameryce Południowej. Z Alejandrem Fernandezem planowałam zaśpiewać Hoy tengo ganas de ti oryginalnego wykonania Miguela Gallardo. Próby do Rio de Janeiro nadal trwały. 


20 lipca, prawie miesiąc po krajowym etapie konkursu "Remembering Whitney" i dzień przed występem w Rio de Janeiro, stolicy Brazylii. Późnym wieczorem cała ekipa, czyli Ines, Paulo, Simón, Mateo, Javier i kilku tancerzy wraz ze mną wynajęli prywatny samolot i ruszyliśmy w trasę. Środek transportu podzielono na dwie części: w jednej przebywałam z przyjaciółką, dźwiękowcami i akompaniatorem, natomiast w drugiej siedzieli Javier z innymi. Chłopcy grali w karty, żeńska część towarzystwa wolała przeglądanie kolorowych czasopism. Mateo spoglądał na mnie regularnie co jakiś czas, jednak nie zaszczycił mnie rozmową przez całą drogę. Usilnie próbowałam okazywać szczęście z podróży, ale nie byłam w tym przekonująca, więc pod koniec lotu włożyłam słuchawki do uszu i po raz ostatni przed ostatecznym koncertem wysłuchałam oryginału I'm your baby tonight.
Ku mojemu zaskoczeniu, ale także zadowoleniu małe lotnisko było puste. Mężczyzna z obsługi pomógł nam jedynie wnieść bagaże do taksówek. Te podwiozły nas wprost pod hotel, w którym przebywali wszyscy uczestnicy konkursu. Na drzwiach pokoju numer 102 widniało moje imię, nazwisko oraz reprezentowany kraj. Na korytarzu panowała grobowa cisza. Z zakłopotaniem rozejrzałam się wokół. Tabliczki z nazwiskami i państwami widniały na każdym wejściu do pokoju hotelowego. 
W rzeczywistości okazały się one małymi apartamentami. Ciemnofioletowe ściany tworzyły kontrast z jasnymi zasłonami i meblami. Łóżko wyglądało na dwuosobowe, na przeciwko stały dwa fotele i kredens. Samotnie wpakowałam do niego swoje rzeczy, a kostium na występ powiesiłam na haczyku przy obrazie martwej natury nad jednym z siedzisk. Stąpając po miękkim dywanie, dotarłam do nieskazitelnie czystej kuchni z malutkim stoliczkiem i dwoma krzesłami po środku. Łazienka wyłożona kremowymi i czarnymi płytkami wyglądała bardzo elegancko, co mnie jedynie przytłaczało. Obok dwóch bliźniaczych umywalek rozłożyłam swoją kosmetyczkę. Stwierdziłam, że to byłoby na tyle mojego goszczenia się i rozpakowywania. Mniej potrzebne rzeczy zostawiłam w walizce przy łóżku, ponieważ zamierzałam szybko stamtąd uciekać.
Była dziewiąta rano, a ja otrzymałam wiadomość o wyjeździe w celu zobaczenia sceny i próby dźwięku. Odłożyłam książkę i narzuciłam na siebie sweter, gdyż widziałam jak wiał wiatr. W niezbyt starannym stroju, na temat czego nikt nic nie mówił, minęłam próg hotelu i dołączyłam do Ines w zgrabnej taksówce. 
Chwilę później dotarłyśmy do celu. Scena na świeżym powietrzu, niewiarygodnie blisko plaży została już dawno zatłoczona przez ekipy z Ameryki Południowej. Nie byłam podobna do żadnej z uczestniczek. Nawet w połowie nie nałożyłam na siebie tyle makijażu co one, a mój sweter wyglądał żałośnie przy ich sukienkach. Kiedy zawiał mocniej wiatr, ucieszyłam się ze swojej oryginalności. 
Chłopcy rozmawiali właśnie z jakimś snobem w garniturze, więc postanowiłyśmy z Ines im nie przeszkadzać. Po chwili beztroska rozmowa została przerwana. Właśnie teraz miałam swój czas na próbę. Stanęłam na środku estrady i zamarłam. Miejsca dla widzów rozciągały się na piasku, a za nimi falował Ocean Atlantycki. Wzburzone fale uderzały o brzeg, bryza wiała prosto w moją twarz. Z rozmarzenia o domu na kalifornijskim wybrzeżu wybudził mnie pisk mikrofonu. Tancerze ustawili się na miejsca i wydobyłam z siebie głos.
From the moment I saw you,
I went outta my mind,
Though I never believed in, love at first sight.
But you got a magic
That I just can't explain.
Well you got a, you got a way that you make me feel 
I can do, I can do anything for you baby!
I'll be down for you baby.
Lay all my cards out tonight.

Just call on me baby!
I'll be there in a hurry.
It's your move, so baby,  
Baby, decide!

Whatever you want from me, 
I'm givin' you everything. 
I'm your baby tonight. 
You've given me ecstasy,
You are my fantasy,
I'm your baby tonight.

-Wystarczy!- krzyknął nieznajomy w sztywnym garniturze- Jeszcze inni czekają.
Nie miałam siły do kłótni, więc zwyczajnie zeszłam, odłożywszy mikrofon na jeden z głośników. Reszta ekipy również nie podnosiła głosu. A uwierzcie, było o co. Nie pozwolono mi być na scenie więcej niż pięć minut, podczas gdy inni powtarzali kilka razy. Piosenka, którą wykonywałam wymagała przećwiczenia kroków i zgrania chórków, ale nikogo to nie obchodziło. Zaśpiewałam kawałek i brzmiało dobrze, dlatego nie awanturowałam się. Postanowiłam wieczorem dać z siebie wszystko i nie patrzeć na tych kretynów.

Ines próbowała mi dogodzić i przynosiła różnego rodzaju maseczki, miękkie poduszki i tym podobne, zupełnie niepotrzebne rzeczy. Mnie wystarczyły dresy, ciepły koc, kubek gorącej herbaty i jeden z ulubionych filmów pod tytułem "Kwiat pustyni". Wypłakałam wszystkie smutki, pochłaniając pudełko lodów czekoladowo-kokosowych. Wolałam zostać sama, co zdziwiło moich przyjaciół, ale wiem, że postąpiłam słusznie. Film dobiegał końca, łzy płynęły strugami z moich oczu, a cały idealny nastrój zepsuł dźwięk telefonu komórkowego. 
Nie spodziewałam się, że dostanę jakikolwiek sms od Violetty. Zdziwiłam się, jak w ogóle udało jej się mieć w rękach komórkę, skoro było pewne, że German dawno ją skomfiskował. Nastolatka na wakacjach na drugim końcu świata pozostała bez łączności z kimkolwiek. Śmiem twierdzić, że najbardziej ojcu Violi, temu potworowi, chodziło o braku kontaktu ze mną.
"Angie, życzę Ci powodzenia, wiem, że sobie poradzisz. Trzymam kciuki i obiecuję obejrzeć Twój występ. Kocham Cię i tęsknię! 
Vilu"
Ta krótka treść wiadomości sms sprawiła, że zapłakałam jeszcze głośniej, tym razem ze szczęścia. Prędko odpisałam, dziękując Bogu, że jednak German ma resztki rozumu i albo dobrowolnie dał córce telefon, albo jest za mało spostrzegawczy, by zauważyć jego brak. Przez następną godzinę siedziałam zamknięta na klucz w swoim apartamencie w Rio. Myślałam tylko o tym, co u mojej siostrzenicy i czy w najbliższym czasie ją zobaczę...

Dwudziesta wybiła. Uczestnicy już za kulisami wpadli w przedkoncertową gorączkę. Oddychałam spokojnie i miarowo, licząc wdechy i wydechy. Wiatr uspokoił się i moje ramiona otulała cieplejsza bryza znad oceanu. Polecono mi wypicie kieliszka wina, co zrobiłam bez wahania. Ines dokonała lekkich poprawek stroju. Pozostawało nam jedynie czekać na swoją kolej.
Nieustanne zapewnianie mnie, że "wszystko będzie dobrze" i "dam radę" wprowadzało tylko jeszcze bardziej nerwową atmosferę. Wszystkie frustracje wyraziłam krzykiem, poustawiałam ekipę koło siebie, nie mieli nic do gadania.
Muszę przyznać, że kostium był naprawdę wygodny. On, scenografia oraz choreografia inspirowane były teledyskiem I'm your baby tonight, co oznaczało modę początku lat 90. XX wieku. Miałam na sobie dżinsy z przetarciami, do których z nieznanych powodów mam sentyment. Może nie są kobiece, nie podkreślają krągłości, ale zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Do nich idealnie pasowały botki z kilkoma paskami u boków. Pod skórzaną kurtką krył się top ze złotymi cekinami i porządnym wycięciem na plecach. Żeby był lepiej widoczny upięłam włosy w luźny, niby niedbały kok. Makijaż okazał się oczywiście mocniejszy niż zwykle, ale w granicach rozsądku i dobrego smaku. 
Kiedy zakończyłam przygotowania kostiumu, wszyscy zgadli, śpiewania jakiej piosenki się podjęłam. Poczęłam wsłuchiwać się w My name is not Susan, które pochodzi z tego samego albumu, co mój utwór. Wrażenie, że upadnę, skręcę sobie kostkę i przyprawię groźne jury o ból brzucha ze śmiechu nie opuszczało mnie ani na krok, ale myśl o dotarciu do mety, o tak krótkim dystansie do pokonania i radości przyjaciół pchała mnie naprzód. Presja z pewnością była, lecz przypomniałam sobie słowa mojej nauczycielki hiszpańskiego z liceum: "Stres powinien być budujący". Odetchnęłam i z lekkością wysłuchałam moje nazwisko.
Poczułam delikatne pchnięcie, gdy odwróciłam się, ujrzałam wesołą rudowłosą kobietę. Uśmiech Ines mówił: "Wierzę w ciebie, kochanie. Jesteś wspaniała, ale lepiej już idź!". Odwzajemniłam uśmiech i wykonałam kilka kroków. Znalazłam się na estradzie w świetle reflektorów i księżyca w pełni. Widownia skierowała swój wzrok z prowadzącego i jury wprost na mnie. To napełniło mnie szczęściem. Pomachałam do grupki czarnoskórych nastolatków w eleganckich strojach, ale z prawdziwymi uśmiechami na twarzach, po czym odwróciłam się, aby wszystko mogło się zacząć.
Mój głos wyróżniał się na tle ostrego beatu. Wraz z przejściem do refrenu i bawienia się w gwiazdę klubowego wieczoru z lat 30. mogłam się rozluźnić, wiedziałam, że dalej jakoś pójdzie. Śpiewając drugą zwrotkę do statystów przy plastikowym stoliku, położyłam wszystko na jedną kartę. Otaczały mnie migające światła i projekcje tańczących, nienaturalnie szczupłych mężczyzn. Kolejne wersy równały się ze śmiesznym krokiem choreografii, który uwielbiałam wykonywać. Potem schowałam się za parawan na środku sceny, by wyjść przed mikrofon na statywie jako wokalistka girlsbandu z szalem na szyi i odsłoniętymi ramionami. Orkiestra dalej grała, a ja jako zwykła dziewczyna tańczyłam z dwójką młodych tancerzy. Wyciąganie wysokich tonów w następnych partiach nie sprawiało mi problemu. Prawie zapomniałam o obecności jury i ich krytyce.
Nagle scenografia zmieniła się w ciemne kolory i przełamujące je światła. Otoczyły mnie imitacje luster. Z poważniejszą miną i specyfiznymi ruchami nóg odśpiewałam:
Looks like I'm fatal, it's all on the table 
And baby you hold the cards,

You got the magic and I've got to have it. 
I don't want the pieces 
I want every single part. 

I'll be your angel, I'm ready and able.
Whatever you want is fine. 
Whenever you're ready, just call on your lady 
And I'll be your baby tonight!

Schowałam się za dekoracje, teraz to Mateo miał swoją chwilę. Określał tą solówkę "zabójczą" i taka była. Sama próbowałam się jej nauczyć, ale tempo okazało się zawrotne. Palce Matea jednak wygrały każdy dźwięk bezbłędnie i mogłam znów wrócić na sam środek. To była już swobodna końcówka z chórkiem, po której rozległy entuzjastyczne brawa. 
Energia miejsca przeszyła mnie całkowicie. Gdy zobaczyłam kiwające głowy jury oraz dalej klaszczących widzów, podniósł mi się poziom endorfin we krwi. To właśnie tak działa ten biznes i emocjonujące koncerty. Po chwili ukłonów schowałam się za kulisy. Tam każdy z przyjaciół mnie uściskał. Wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że przeżyłam i wyszłam z tego bez szwanku, zajęłam miejsce na ogromnej sofie obok Ines. Aby trochę się ochłodzić zdjęłam skórzaną kurtkę i napiłam się wody podanej przez obsługę. W tamtej chwili wszystko sprowadziło się do patrzenia na ekran plazmy z oczekiwaniem na koniec i ostateczny wynik.

_________________________________________
Osiemnastka odhaczona. :D
Przepraszam za ewentualne błędy, tzn. literówki. 
Chciałabym znać Waszą opinię, więc piszcie jak najwięcej. 
Jak Angie odnajduje się w "wielkim świecie"?
Czekam i całuję,

Ruda

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 17

Po nocy i poranku spędzonych w ramionach Matea czułam się nadzwyczaj napełniona energią i chęcią do życia. Do południa chodziłam po mieszkaniu w bieliźnie i jedwabnym szlafroczku, który ledwo co zasłaniał mi pośladki. Mimo skąpego ubioru nie byłam zawstydzona ani przez sekundę. Dawniej uznałabym to za skrzywienie emocjonalnie, ale w tamtej chwili nie myślałam nad tym w taki sposób. Mateo nie wzbudzał we mnie wstydu, chciałam się mu oddać tak, jak stałam. Ines mi to umożliwiła. Opuściła mieszkanie wraz z Simonem, oznajmiwszy, iż nie wrócą szybko. Wydawało się, że to doskonała okazja,by spędzić ze sobą czas. Być może miało dojść do jakiejś intymnej sytuacji, ale tak nie było, bo komórka pianisty nagle zadzwoniła.
Odebrało mi dobry humor, gdy zobaczyłam, jak Mateo odbiera telefon i z uśmiechem mówi, że "zaraz wróci". Rozłączył się i na moich oczach pośpiesznie się ubrał. Mnie zasugerował to samo, jednak ja nie rezygnowałam z leniwego siedzenia na sofie i wpatrywania w mężczyznę. Po chwili bez żadnego okazywania czułości pożegnał się tylko zwykłym: "Cześć!". I zostałam sama jak palec. 
Gdybym miała zegar ścienny z kukułką, wybiłby on dwunastą. Westchąwszy, skierowałam się do swojej sypialni. Tam otworzyłam szafę, wygrzebałam sukienkę o oryginalnym wzorze, jakby była uszyta z wielu kawałków materiału. Przeważał kolor różowy, który nie odzwierciedlał mojego nastroju. Strój o odważnych cięciach, z głębokim dekoltem i skąpymi ramiączkami sięgał mi do kostek. Dzień wydawał się ciepły i suchy, więc nie myślałam nad okryciem. Podczas wykonywania delikatnego makijażu dręczyłam mnie myśl o zachowaniu Mateo. Jego obojętność, pośpiech, kiedy wychodził, zero czułości w przeciwieństwie do chwil tuż po przebudzeniu. Może to naiwne, ale miałam nadzieję, że spotkałam mężczyznę kochającego i rozumiejącego mnie. W jednym momencie czar prysł. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko udawać zadowoloną. Uroniłam łzę i natychmiast sprawdziłam w lustrze, czy mój make-up nie ucierpiał. Oczy były podkrążone i zaczerwienione. Skutek wieczornej zabawy oraz płaczu postanowiłam zasłonić okularami przeciwsłonecznymi. Włożyłam na nogi buty, na ramię zarzuciłam torbę i zatrzasnęłam za sobą drzwi mieszkania. 
Krocząc przez klatkę schodową, minęłam sąsiadkę w podeszłym wieku oraz małego, uroczego chłopczyka z tornistrem na plecach. Dostrzegłam skrzynkę pocztową wypchana po brzegi. Nie mogła być niczyja, tylko moja, więc wyjęłam listy i wszelkiego rodzaju kartki, po czym wpakowałam je do torby i wyszłam na zewnątrz. 
Słońca praktycznie nie było, mimo że pora dnia na to zezwalała. Kobieta w okularach przeciwsłonecznych przyciągała spojrzenia. Z głową pochyloną ku chodnikowi dotarłam do Studia On Beat. Minąwszy wejście, zapytałam siebie, po co przyszłam w to miejsce, ale nie otrzymałam konkretnej odpowiedzi. 
-Dzień dobry, Angie- witali się ze mną grzecznie uczniowie. 
Niektórych ignorowałam, innym tylko mruczałam odpowiedź, a od pozostałych odwracałam głowę. Nie czułam się w stanie rozmawiać z nikim, co jedynie potwierdzało bezcelowość przyjścia do pracy. Wkrótce jednak weszłam do pokoju nauczycielskiego.
-Cześć, Angie!- wykrzyczał Beto, gdy tylko mnie zobaczył- Gratulacje!
Nauczyciel gry na instrumentach zasłaniał mi wszystkich innych. Podziękowałam posępnie za tak entuzjastyczne powitanie i minęłam go. Żeby opisać szok, jakiego doznałam w tamtym momencie nie można użyć słów. Przy stole siedział Pablo oraz...moja mama.
-Angelico, na pewno będzie chciała rozmawiać.- dyrektor szkoły przekonywał starszą panią.
-Myślę, że wypadałoby ją zapytać.- wtrąciłam się.
Twarze tej dwójki zwróciły się w moją stronę. Zdjęłam okulary i wtedy poczułam na sobie przeszywający wzrok mamy. Obawiałam się jednego- kolejnej kłótni, tym razem o fakcie dokonanym. 
-To my zostawimy was same.- oznajmił Pablo i wstał od stołu- Chodź, Beto.
Drzwi się za nimi zamknęły, a cisza między nami dwiema dalej była taka sama, tylko jeszcze bardziej mnie przerażała. Moja mama wpatrywała się przez chwilkę w okno, wychodzące na plac, na którym młodzież często tańczyła i śpiewała, urządzała konkursy, pojedynki. Zwróciłam uwagę na wygląd mamy. Nie zauważyłam nic, co by mnie niepokoiło. Mimo to ani ona, ani ja nie potrafiłyśmy wykrztusić z siebie słowa.
-Przepraszam...
Kiedy przywołuję wspomnienia, nie mogę uwierzyć, że moja mama mnie przeprosiła, ale w tamtym momencie układałam sobie w głowie swoją kwestię. 
-To ja powinnam przeprosić, że nic ci nie powiedziałam o występie, że pominęłam, że nie potraktowałam jak przyjaciela, tylko wroga.
-Bo byłam twoim wrogiem, w tej kwestii, jeszcze wczoraj. Ale kiedy cię usłyszałam...Przepraszam, że tak pochopnie oceniłam sprawę i bez rozmowy odwróciłam się od ciebie, mojej małej córeczki.
Zwróciwszy wreszcie na mnie swój wzrok, chwyciła moje dłonie i mocno uścisnęła.
-Zapomnijmy o wszystkim.- zaproponowała- Jeśli teraz mi wybaczysz, to nigdy już nie powiem nic złego odnośnie kariery. Obiecuję.
-Mamo, nie musisz mi nic obiecywać.- uśmiechnęłam sie lekko- Tak, czy inaczej nie chcę się kłócić. Proszę tylko o odrobinę samodzielności w podejmowaniu decyzji dotyczących bezpośrednio mnie i mojego życia. Kiedy będę potrzebować pomocy, z pewnością zwrócę się do ciebie.
-A ja będę starała się pomóc, jak najlepiej mogę. Chciałam cię poprosić o przedstawienie przyjaciołom, ale to chyba jak na razie za wiele, prawda?
-Ależ skąd!- nie spodziewałam się po sobie tak żywej reakcji- Chętnie zabiorę cię dziś do studia. Będziemy pewnie wybierać piosenkę na kolejny etap konkursu, planować wszystko...Poznasz całą ekipę.
-Właśnie, Angie! Gratuluję! To wielka szansa. Cieszę się, że wiążesz ją z taką wokalistką.
Mama również nigdy nie szczędziła sobie słuchania piosenek Whitney. Mogę śmiało przyznać, iż w domu złapałam bakcyla takiej muzyki. To mama zabrała mnie na koncert Houston, z którego pamiętam każdy ruch gwiazdy. Zboczyłyśmy trochę z europejskiej trasy koncertowej Marii i udałyśmy się do Paryża na jeden z największych koncertów roku. Miałam osiem lat i uroczo tańczyłam do szybszych piosenek, co widać na nagraniach. Przeżywałam to jeszcze bardziej ze względu na odległość od rodzinnego miasta. To był mój pierwszy i ostatni raz we Francji. Z opowieści rodzinnych pamiętam, że długo dziękowałam rodzicom za taki prezent urodzinowy. 
-Wydaje mi się, że to dobry pomysł, ale także prostszy trzymać się twórczości kogoś znanego. Nie liczę na nic więcej. Skończy się konkurs, skończę się ja jako piosenkarka. Powrócę do nauczania tutaj.- wskazałam na drzwi pokoju.
-Dobrze wiesz, że to tak nie wygląda.
Zaprzeczyła wszystkiemu, co powiedziałam przed sekundą. Znałam jej myśli. Uważała, że ten biznes wciągnie mnie tak, jak Marię i będę w nim żyła aż do śmierci.
-W każdym razie- wolałam uciąć temat- dziś pójdziemy do studia i wszystko ci opowiem. Mam jeszcze jedną lekcję, więc możesz poczekać, jeśli ci to nie przeszkadza.
-Dobrze, będę się kręcić gdzieś w okolicy, za godzinę tutaj się spotkamy, tak?
-Tak, mamo.
Na pożegnanie cmoknęłyśmy się w policzek. Rozstałyśmy się w zgodzie na korytarzu szkolnym. Mama spotkała Antonio, więc miała z kim rozmawiać, a ja udałam się na lekcję.

Godzinę później byłam już z mamą w drodze do "Para nuestra estrella". Wiał delikatny wietrzyk, rozwiewając moje loki i pusząc starannego koka mamy. Założyłam okulary przeciwsłoneczne, wciąż prowadząc wesołą rozmowę z towarzyszką. Myślałam, że tak już pozostanie. Będzie miło i przyjemnie, a jedynym zmartwieniem w moim życiu okaże się konkurs. Nic z tego. Ku mojemu rozczarowaniu los planował inaczej, uczyniwszy ze mnie wcześniej naiwną idiotkę.
Przechodziłyśmy właśnie przez park, kiedy zauważyłam Germana idącego w naszą stronę. Moja mama jakoś specjalnie się nie przejęła. Przecież nie wiedziała o tym, że nie jestem z ojcem Violetty, chyba nie miała nawet pojęcia, że tam nie mieszkam. Pozostaje jeszcze Violetta, która raczej nie szczędzi sobie okazji do gadania. 
Szwagier szedł szybkim krokiem, na jego twarzy malował się grymas złości. Nie chciałam z nim rozmawiać w takim stanie. Nie dał mi czasu na opcjonalną ucieczkę, nie mówiąc już o mentalnym przygotowaniu się.
-Co to jest?!- krzyknął mi prosto w twarz.
Środek alejki, przez którą dziennie przechodzi tysiące obywateli Buenos Aires, a dorosły facet urządza sceny. Zrozumiałam o co mu chodzi, gdy rozpoznałam papier, który trzymał w ręce. Była to zgoda na wyjazd Violi do Teatro Colón na wczorajszy koncert...
-Jak mogłaś to zrobić?!
Mama wszystkiemu przyglądała się z nieopisanym zdziwieniem. Nie mogła się za bardzo wtrącać, gdyż nie wiedziała nawet o co konkretnie chodzi. Zrozumiałam wreszcie swój błąd, kiedy German bezlitośnie wrzeszczał i machał mi papierkiem tuż przed oczami.
-Słuchaj!- odezwała się we mnie wola walki- Violetta sama do mnie  przyszła, bo podobno nie zgadzałeś się na ten "wyjazd" trzy przecznice dalej od Studio. Jak to się stało, że jednak pozwoliłeś jej jechać i jeszcze dotrzymywałeś towarzystwa, nie wiem i nie chcę w to wnikać. Powiem ci jedno- dorośnij i przestań traktować swoją córkę, jak dziewczynkę, z którą spędzasz czas, kiedy masz ochotę, a ona w zamian za to ma być posłuszna swojemu panu i władcy!
-Jak śmiesz?! Nie chcę cię więcej widzieć w naszym domu. Nawet jeśli będziesz odwiedzała Violę. Brak kontaktu z taką kłamliwą i dwulicową ciotką dobrze jej zrobi.
Wypowiedział te słowa z taką złością i nienawiścią, że nie potrafiłam odpowiedzieć. Zanim zdążyłam jakkolwiek poukładać myśli w głowie, German po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł. Za nim unosiły się tylko kawałki podartego dokumentu.
Po tym zdarzeniu musiałam wrócić do normalności z uśmiechem. Cieszyłam się, że mama nie skomentowała słownie tej sceny. Po wyrazie jej twarzy można było wywnioskować, iż przy kolejnej okazji jest w stanie pobić swojego zięcia. On zawsze był na jej czarnej liście, ale nigdy nie miał miejsca w czołówce.
Powoli dochodziłyśmy do studia muzycznego. Tak samo jak ja za pierwszym razem mama rozglądała się wokół. Taki tłum zapracowanych ludzi wydawał jej się apstrakcyjny. Dotarło do mnie, jak szybko przyzwyczaiłam się do tego zgiełku na korytarzach i absolutnej ciszy w studio. 
W pudroworóżowym pokoju byli wszyscy. Ines miała na sobie obcisłe dżinsy i krótki top do pępka w hippisowski wzór. Rozpuściła włosy, pod którymi wrażenem była moja mama i ostatecznie tym pani dyrektor zdobyła jej serce. Rudowłosa także cieszyła się z poznania członka mojej rodziny.
Simón podał dłoń starszej kobiecie, co ta odebrała za nietakt. Miała rację, lecz w takiej chwili nie zwracałabym bezpośrednio uwagi obcemu mężczyźnie. Bliźniak przeprosił i sprawa zakończyła się szczęśliwie. Drugi z braci, Paulo, wzbudził w mojej mamie lekki niepokój.
-Nigdy jeszcze nie poznałam bliźniaków o takim podobieństwie do siebie. Paulo jest tylko trochę wyższy, prawda?
-I głupszy też- mruknęła Ines pod nosem.
Obiekt tych uwag o mało co nie zabił swojej przełożonej wzrokiem, ale śmiech kobiety przełamał lody. 
-Gdzie jest reszta?- zapytałam, rozglądając się po sali.
-Mateo zadzwonił, że musi zostać w domu tego wieczoru, a Javier ma chorego synka. Zdjęć dziś nie będzie, ale z akompaniamentem sobie poradzimy.
Paulo zasiadł do fortepianu. Przed nim piętrzył się stos nut. Wsród nich jedne wyglądały znajomo. Nie mogłam uwierzyć, że zgubiłam swoją nową piosenkę, a ona z pewnością w bardzo tajemniczych okolicznościach trafiła w ręce dźwiękowca. Ze względu na obecność mamy nie chciałam robić scen, wszczynać awantur. Już dość się dzisiaj naoglądała. 
-Angie, musisz to zobaczyć- zawołała entuzjastycznie Ines.
Trzymała w ręku szarą gazetę, pewnie jakiś brukowiec. Przez chwilę zastanawiałam się, po co go kupiła, ale szybko zrozumiałam, kiedy ujrzałam swoje zdjęcie. Usiadłam obok mamy na kanapie w drugim końcu sali i razem zaczęłyśmy czytać krótką notkę.

Wieczorem, dnia 25 czerwca, odbył się krajowy etap konkursu "Remembering Whitney" poświęcony pamięci amerykańskiej wokalistki pop i R&B- Whitney Houston. Największe hity tej oto diwy rozbrzmiały w Teatro Colón w Buenos Aires. Koncert miał na celu wyłonienie jednego uczestnika spośród pięćdziesięciu kandydatów, który będzie reprezentował Argentynę w Rio de Janeiro. 
Szczęśliwcem została Angeles Saramego. Na temat jej samej nie wiemy wiele. Ta młoda kobieta na co dzień pracuje jako nauczycielka śpiewu w jednej z prestiżowych szkół muzycznych w stolicy. 
O wykształceniu wiemy tylko, że jest bardzo solidne. Angeles zdobyła uwagę i serca całej publiczności w kraju swoim niewiarygodnym wykonaniem "Didn't we almost have it all?". Głos wschodzącej gwiazdy zadziwił nawet największe osobistości naszego kraju, a także innych artystów. 
Mamy nadzieję, że za niecałe trzy tygodnie w Rio de Janeiro Angeles pokaże co potrafi w takim samym stylu, a może i jeszcze lepszym. Umieramy z ciekawości co odśpiewa nam na kolejnym koncercie w obecności większej grupy sław. Życzymy szczęścia i obiecujemy śledzić karierę Angeles.

-Oni sobie żartują...-rzuciłam gazetę na stolik- Jaka kariera? Mój głos "zadziwia"? 
-To co "odśpiewasz" za "niecałe trzy tygodnie"?- wkroczyła Ines ze swoim humorem.
-Błagam cię, chociaż ty mnie nie dobijaj.
Odwróciłam się w stronę okna. Ujrzałam grupki dzieci, całe rodziny, młode zakochane pary na popołudniowym spacerze w wietrzny piątek. Nie mogłam uwierzyć, że kiedykolwiek chciałam karierą przysłonić swoje nieudane życie osobiste. Cóż, niestety teraz nie mam wyjścia i muszę brnąć w to dalej. 
-To jaką piosenkę wybierasz? Może coś tanecznego?- rzucił Paulo.
-Paulo...- Ines upomniała go dyskretnie.
-Napiszę I'm your baby tonight, dobra?
Chyba do niego nie dotarło lekkie upomnienie przełożonej. Przytaknęłam i natychmiast usłyszałam dźwięk długopisu sunącego po papierze. Myślałam, że inaczej będzie wyglądał mój wybór piosenki na koncert w Rio.

Poza tą "ważną" decyzją nic się tamtego popołudnia nie wydarzyło. Moja mama i ekipa wydawali się radośni, można nawet uznać ich za podekscytowanych. Ale czym? Do cholery, czym?! Już w trakcie pierwszego występu w Teatro Colón czułam się pionkiem w całej wielkiej grze. Bezwładna marionetka, która czeka tylko na rozkazy swego pana...
W ciągu następnych kilku godzin dużo myślałam o tym, co robię ze swoim życiem. Ku mojemu rozczarowaniu po zgodzie z mamą wcale nie było mi łatwiej. Pojawiały się kolejne dylematy. Być może to ja sama sobie je wymyślałam, wiedząc o tym, co mnie czeka i bojąc się porażki. Pojawiał sie także brak odwagi, by komukolwiek o nich powiedzieć. Skazałam się na samotność.
Czemu bawię się w tę całą karierę? Z logicznego punktu widzenia nie ma to sensu. Pośpiewam sobie trochę, zdarzy się kilka takich recenzji, jak ta powyżej. Nagle zrobię coś innego, co wywała skandal, po czym będę jedynie krytykowana. To niby ma mnie uszczęśliwić? Słabo się zapowiada. A śpiewać mogę sobie w domu.
Gwiazdy show-biznesu często rzucają sie w wir pracy, gdyż nie mają czego szukać w życiu prywatnym. Zresztą, po jakimś czasie tracą go na rzecz popularności. To nieświadome zachowanie, choć sądzę, iż niektórzy mogą myśleć tak: "Nie wyszło mi z narzeczonym, to może pracodawca mnie doceni". Sukces na jednej płaszczyźnie wcale nie wynagradza porażki na drugiej. I to właśnie do mnie dotarło. W ciągu jednego dnia wśród tych słów zaczęłam odnajdywać samą siebie. 
Co mogłam po tak beznadziejnym romansie z Germanem?
Szukać ucieczki w coś zupełnie nowego, pozornie atrakcyjnego. Nie winię kogoś innego, lecz siebie. Zrozumiałam, że jedna ucieczka pociąga za sobą kolejne problemy, bo teraz martwiłam si dodatkowo o kontakty z Violettą i jedną, bezowocną noc z Mateo, z której niewiadomo co wyniknie.

Wróciłam samotnie do domu, ponieważ Ines na dobre oddała się Simonowi. Wzięłam prysznic i włączyłam telewizor. Kanału telewizyjne składały mi różne propozycje, jednak ja wybrałam "Diabeł ubiera się u Prady". Urzekły mnie słowa:

Kiedy twoje życie prywatne jest zagrożone, to znak, że w pracy cię doceniają, kiedy legnie w gruzach- pora na awans.
I wtedy podjełam ostateczną decyzję. Ukończę konkurs na pierwszym miejscu i zrywam z tym. Do końca swoich dni pozostanę zwykłą nauczycielką śpiewu, skupię się na młodzieży. Bo skoro to dawało mi szczęście przez kilka poprzednich lat, to dlaczego ma dalej tego nie robić?
Ze względu na "pracę" w studio nagraniowym nie brałam udziału w przygotowaniach do przedstawienia na koniec roku w Studio On Beat. Otrzymałam jednak zaproszenie i zawitałam na występ uczniów, któr wyszedł o wiele lepiej niż się spodziewałam. Niestety, Violettę skutecznie odciągał ode mnie German, zniknęli mi z oczu tuż po krótkim przyjęciu. Jako pretekst podałam Pablo zmęczenie i mogłam uciec. Wrócić do przyjaciółki, która już dawno mnie rozgryzła i martwiła się. 
Kolejne dni spędziłam w czterech ścianach swojego mieszkania, co jakiś czas, regularnie wyżalając się Ines. Nie wiem, jak ciągłe gadanie o Germanie, Violetcie, muzyce i konkursie miało mi pomóc, jednakże przyniosło przynajmniej chwilową ulgę. Fakt, iż już wtedy zaczęłam sięgać po wino przyprawia mnie o dreszcze.
Romans z Mateo, moim akompaniatorem, istniał na zasadzie: kiedy chcemy i bez zobowiązań. Nawet wśród przyjaciół nie obnosiliśmy się z tym, nie było mowy o głębszych uczuciach. Przez cały ten czas udawałam, że jest mi z nim dobrze. Tak naprawdę potrzebowałam prawdziwej czułości i wsparcie ze strony mężczyzny, którego szczerze kochałam. Tymczasem German znajdował się daleko stąd. Dotarły mnie słuchy, że w Hiszpanii.
Trwały próby do drugiego etapu konkursu "Remembering Whitney", więc miałam masę roboty. Zaangażowałam się nawet w choreografię, gdyż I'm your baby tonight to taneczna, żywiołowa piosenka. Dzień wyjazdu do Rio de Janeiro zbliżał się wielkimi krokami, a ja coraz usilniej chciałam odnaleźć siebie pośród ciągłych napomnień: "Odpocznij, odpocznij, ale ćwicz". Dziękowałam Bogu, że nie nadeszła jeszcze pora wywiadów i programów telewizyjnych, bo tego bym nie zniosła.

_____________________________________________________________
Halo, jest tu jeszcze ktoś?!
Witam po tak długiej, dwumiesięcznej przerwie, za którą bardzo przepraszam. Muszę Was prosić o trzymanie za mnie kciuków, bo postanowiłam się poprawić. Zawracanie głowy będzie mile widziane. XD
Konkrety. Jak Wam się podobał tekst? 
Zdaję sobie sprawę z tego, że może nie koniecznie o to Wam chodziło. Ale rozdział jest, a ostatnio to jest w moim przypadku najważniejsze. ;__;
Piszcie jak najdłuższe komentarze.
Kocham Was i przesyłam całusy!

Ruda