Wyjaśnienia chyba były zbędne, bo nikt mnie o nic nie pytał. Krótko mówiąc, zajęcia minęły jak zwykle w zastraszającym tempie i kiedy popatrzyłam na zegarek była już piętnasta. Chwilę później dotarła do mnie informacja o spotkaniu w głównej sali. Przyszłam tam. Powoli uczniowie się zbierali, Antonio i Pablo nerwowo stukali palcami o teczki z dokumentami, które dyrektor często ze sobą nosi. Zapowiadało się interesujące spotkanie i takie też było.
Młodzież posłusznie usiadła na kolorowych krzesłach. Ja wśród nich, ponieważ byłam tak samo nieuświadomiona jak oni. Chyba skutecznie wmieszałam się w tłum, bo Pablo nawet niczego nie zauważył. Właściciel placówki natychmiast uciszył uczniów i zabrał głos.
- Mamy wam do przekazania wesołą wiadomość. Mianowicie, postanowiliśmy zorganizować wycieczkę...
Przerwał mu entuzjazm nastolatków. Propozycja rzeczywiście zapowiadała się ciekawie, ale jeszcze nie znaliśmy jej szczegółów, dlatego wypadało wysłuchać Antonia. Uciszyłam kilku chłopaków i w sekundzie zrobiło się cicho.
- Wycieczka ta ma się odbyć już za dwa dni w Teatro Colón- oznajmił Antonio z powagą.
Czemu nazwa teatru brzmiała mi znajomo? Czemu wzbudzała we mnie strach pomieszany z podekscytowaniem? I czemu kojarzyła mi się z próbami...? Olśniło mnie w momencie, kiedy dyrektor kontynuował:
-Pojedziemy tam wynajętym autobusem w celu obejrzenia przesłuchań do pewnego prestiżowego konkursu. Ilu z was zna taką piosenkarkę jak Whitney Houston?- Pablo był wyraźnie dumny z planu.
Natychmiast wszyscy słuchacze podnieśli ręce, niektórzy wdali się w dyskusje, których nie miałam czasu słuchać. Należało przystąpić do akcji.
-Mów dalej, Pablo- poprosiłam.
-W Teatro Colón odbędą się przesłuchania do konkursu "Remembering Whitney"- zabrzmiało w sali.
To było jak wbicie sztyletu w plecy. Załamałam się, czego starałam się nie pokazywać na forum. Na chwilkę ukryłam twarz w dłoniach.
-O ile dobrze pamiętam- Pablo zwrócił się do mnie- to Houston była twoim numerem jeden.
-Tak, i dalej jest- przytaknęłam z uśmiechem.
Czy mogłam coś więcej powiedzieć? Nie, chociaż bardzo bym chciała. Młodzież była bardzo zadowolona, jeszcze przez następną godzinę chodzili po korytarzu wniebowzięci. Pablo zdołał ich uradować, a ja nie miałam na tyle odwagi i okrucieństwa w sobie, by to zniszczyć. Dla swojego dobra powinnam zrobić wszystko, by odwołano wyjście. Nie po to ukrywam próby w studio, żeby tak łatwo wyjawić niewinny sekrecik. Właśnie, niewinny, więc nieszkodliwy, nie budzący złości czy jakiś nieporozumień. Grono pedagogiczne i uczniowie zobaczą mnie na scenie z mikrofonem, wysłuchają piosenki i będzie jak dawniej. Zakładając, że nie zakwalifikuję się do następnego etapu, znów będę prostą nauczycielką śpiewu.
Godziny moich zajęć dobiegły końca, co znaczyło, że mogę pójść i w spokoju zjeść pożywny obiad. Wybrałam przytulną małą restaurację po drugiej stronie kamienicy, w której mieszkam. Zajęłam stolik i zamówiłam danie, po czym zwinnie pobiegłam do mieszkania, zostawiłam teczki z dokumentami i nutami, i wróciłam na miejsce, gdzie mogłam napić się gorącej herbaty.
Czas mijał. Mój obiad jeszcze nie został całkowicie przygotowany, więc siedziałam bezczynnie przy oknie. Na parapetach stały donice pełne kwiatów. Jasne ściany dodawały wnętrzu przestronności i światła. Sącząc ciepły napój, oglądałam panoramę miejskiej kamienicy. Należała do jednych z nowszych, lecz mimo to jej ściany były ponure, jakby osmolone i odchodziła od nich farba. Zabawne, że mieszkam w niej już kilka ładnych lat, wychowałam się niedaleko, a nigdy nie zwracałam na to uwagi.
-Halo! Proszę pani!- wołał kelner.
Blondyn drobnej postury podał mi talerz pełen jedzenia, a ja niczym dzikie zwierzę zaczęłam konsumować jego zawatrość. Zajęło mi to jedynie kwadrans, naczynie było puste.
Po zapłaceniu rachunku poczułam mocne skurcze w podbrzuszu, dlatego bezwłocznie skierowałam się do domu. Tam potwierdziły się moje przypuszczenia. Nastały dni, kiedy nie będę w stanie zrobić połowy z tego co zawsze. Przeklinając pod nosem na kobiecą naturę, odkryłam, że jest już po szesnastej. Otępiała, ale w pionowej pozycji dotarłam do "Para nuestra estrella".
Jak się okazało, byłam trochę za wcześnie. Raz ledwo zdążę, potem muszę czekać. Już sama siebie nie rozumiem, nie nadążam. W każdym razie jako pierwsza weszłam do sali z ogromnym fortepianem na środku. Żeby nie owijać w bawełnę- zwyczajnie zachciało mi się pograć.
Odłożyłam torebkę na kanapę w drugiej części pomieszczenia i zasiadłam do instrumentu. Na początku dłonie drżały, nie mogłam zacząć grać. Klawisze nie od razu mi się poddały. Podświadomie nuciłam jakąś delikatną melodię. Miałam wrażenie, że znałam ją wcześniej. Wreszcie, mimo bólu brzucha, zebrałam się w sobie i moje dłonie ze współpracą z fortepianem utworzyły doskonałe tło do mojego śpiewu:
Seems like it was yesterday when I saw your face.
You told me how proud you were, but I walked away.
If only I knew what I know today...
Przypomniałam sobie skąd znam tę piosenkę. Śpiewałam ją parę dni wcześniej, gdy tańczyłam w deszczu na środku parku. Zaraz potem moja pamięć sięgnęła do rozmowy z Mateo oraz pocałunku, następnie do liściku od Germana, a na samym końcu do odległej już kłótni z mamą. Ostatecznie to wzbudziło we mnie żal i wyrzuty sumienia. Nacisnęłam mocniej klawisze ze złości na samą siebie. Jak mogłam być taka głupia? Jak mogłam poświęcić relację z mamą dla takiego faceta jak German?
I would hold you in my arms,
I would take the pain away.
Thank you for all you've done,
Forgive all your mistakes.
There's nothing I wouldn't do
To hear your voice again.
Sometimes I wanna call you,
But I know you won't be there.
Ohh I'm sorry for blaming you,
For everything I just couldn't do.
And I've hurt myself by hurting you...
Wciąż "wyżywałam się" na Bogu ducha winnym fortepianie. Czułam smutek, ale nie na tyle, by rozpłakać się jak dziecko i udawać bezsilną. Byłam silna. To znaczy...Chciałam być.
Some days I feel broke inside but I won't admit.
Sometimes I just wanna hide 'cause it's you I miss.
And it's so hard to say goodbye,
When it comes to these rules...
Słowa układały się w mojej głowie pod wpływem emocji, nie myślałam nad nimi. A przez to były prawdziwe. Powoli nieporządane odczucia ze mnie wychodziły, za to niemal wsiąkały w piosenkę, którą teraz komponowałam...A przysięgnęłam sobie, że już nic więcej nie napiszę. Trudno, jeśli tak musi być, to niech będzie. W obliczu tego, co się ze mną ostatnio dzieje, jest mi wszystko jedno.
Mocny akcent w utworze powtórzył się:
Would you tell me I was wrong?
Would you help me understand?
Are you looking down upon me?- przypomniał mi się zmarły ojciec i znów poczułam pustkę w sercu.
Are you proud of who I am?
There's nothing I wouldn't do
To have just one more chance,
To look into your eyes
And see you looking back.
Ohh I'm sorry for blaming you- powtarzałam refren.
For everything I just couldn't do.
And I've hurt myself, ohh...- zakończyłam ozdobnikiem.
Rozległ się trzask drzwi. Jak oparzona odskoczyłam od fortepianu. Usłyszałam głosy bliźniaków, pani dyrektor, fotografa i akompaniatora. Żeby wyglądało na to, że nie przyszłam dużo wcześniej, opadłam bezwładnie na kanapę, tuż obok mojej torebki. Wyciągnęłam z niej nuty "Didn't we almost have it all?". Akurat w tym samym momencie przybysze przekroczyli próg sali.
-Hej!- Ines uściskała mnie mocno- Co tu robisz tak wcześnie?
-Jakie wcześnie? Jest prawie piąta popołudniu!- sprzeciwił się Simón.
-Ty się lepiej nie odzywaj- wtrącił się Javier- Dzisiaj i tak podpadłeś...
Cała grupa spojrzała na swoją szefową, ona z kolei na mnie, więc na końcu patrzyli na mnie. Mateo zdążył bez słowa rozłożyć wszystkie swoje nuty i prześpiewać cichutko tekst, co wywnioskowałam z ruchu warg. Zaczęło robić mi się nieswojo, wolałam pomęczyć jakiś instrument, czy też swój głos, byle by tylko dłużej się na mnie nie gapili.
-Angie, chodź- Mateo wyratował mnie z głupiej sytuacji.
Niezwłocznie podbiegłam do przyjaciela, który miał zamiar wbić mi sztylet w serce:
-Zacznijmy od miejsca, które sprawia ci największe problemy mimo tylu ćwiczeń.
Ta pogarda...i brak jakiegokolwiek zainteresowania zabolały najbardziej. Przyznaję, że mogło ucierpieć na tym również moje ego, rosnące z każdą próbą, z każdą śpiewaną piosenką. Ale to nieważne! Istotne, jak mnie traktował. Wiedziałam, że był zły o tamto popołudnie, kiedy mu odmówiłam, ale...Właściwie nie potrafiłam znaleźć wytłumaczenia. Być może nie zainteresował mnie niczym? Rozmyślałam, a pianista czekał niecierpliwie. Dałam znak, by zaczął grać.
Didn't we have the best of times- bezbłędnie wyciągnęłam wysokie dźwięki.
When love was young and new?
Couldn't we reach inside and find
Find love of me and you,
We'll never lose it again,
Because once you know what love is.
You'll never let it end.- rozbrzmiało w sali, jakbym chciała obrócić ją w proch.
Didn't we almost have it all?
The nights we held on till the morning.
You know you'll never love that way again.
Didn't we almost have it all?- dałam z siebie wszystko specjalnie dla Mateo.
Zapadła cisza. Po kilku śpiewanych przed nimi piosenkach wiedziałam, co to znaczy. Nie miałam ochoty tego wysłuchiwać.
-Słuchajcie, bardzo źle się czuję. Czy możemy sobie dzisiaj odpuścić?
Postawiłam sprawę jasno. Może zbyt stanowczo, ale Mateo na to zasłużył. Nie uśmiechało mi się dalej spędzać czas w towarzystwie tego półgłówka. Wolałam zabrać ze sobą przyjaciółkę na jakieś zakupy, czy do kina. Cokolwiek. Im dalej od Mateo, tym lepiej.
-Tak, pewnie...- Paulo wydał zgodę, niczym wielki władca.
Nieuzasadniona wściekłość przepełniała mnie od środka. Czułam, że zaraz wybuchnę, więc lepiej schować się przed wszystkimi. Ale nie przed Ines, ona była mi bardzo potrzebna, z czego do ostatniej chwili nie zdawałam sobie sprawy. Wyszłam w milczeniu z mojej ukochanej sali i skierowałam się jak zwykle w stronę parku.
Wkrótce wśród szumu drzew usłyszałam stukanie obcasów o chodnik. Domyślałam się kto przyszedł, ale czy prawidłowo? To okazało się, gdy wykonałam obrót w tył. I tym razem się myliłam. Zamiast mojej przyjaciółki zobaczyłam siostrzenicę. Ubrana w zwiewną spódniczkę i z koronkowymi podkolanówkami na nogach stała i wpatrywała się we mnie coraz mocniej. Wiatr rozwiewał jej misternie zrobione warkoczyki. W tamtej chwili nie mogłam sobie wybaczyć, że ją zostawiłam po tym, co razem przeszłyśmy. Była młodą, śliczną dziewczyną o jasno wyznaczonych celach i możliwościami ku nim, lecz wciąż potrzebowała wsparcia od bliskich. Nie znajdowała do u ojca, szukała u mnie, ale ja ją odrzuciłam. Zupełnie niespodziewanie, bez chwili namysłu. Westchnąwszy, wstałam z ławki. Podchodząc w stronę nastolatki, miałam już plan naszej rozmowy. Jeśli w ogóle do niej dojdzie...
-Nie mów, że tata cię przysłał- chyba nie najlepiej zaczęłam.
-Hej- przywitała się, drżąc z zimna- Nie, to nie on. Sama przyszłam, by pogadać z ciocią, czego już dawno nie robiłam.
Uświadomiła mi, ile dni minęło od mojego definitywnego odejścia z domu Castillo. Tyle samo nie kontaktowałyśmy się.
-Racja. Chcesz poruszyć jakiś konkretny temat?
-Właściwie tak.
Szczerze mówiąc, oczekiwałam innej odpowiedzi. Cisza po takiej rozłące jest jednocześnie przyjacielem i katem. Z jednej strony nie chcesz zacząć się tłumaczyć i gadać bez sensu, ale z drugiej pragniesz odnowić stare kontakty. Tak właśnie było i w tym przypadku. Powoli razem z siostrzenicą kierowałam się do mojej kamienicy, a ona rozpoczęła rozmowę:
-Chciałabym, żebyś wiedziała o zerwanych zaręczynach i odwołanym ślubie. Wiem, że tata zrobił to ze względu na ciebie. Łączy was coś więcej niż sympatia, dużo więcej. Powinnaś wrócić, Angie...
-W żadnym wypadku. To wykluczone- zaprzeczyłam z obawą, że Violetta zapyta:
-Ale dlaczego?- i stało się- Co między wami się wydarzyło, że aż tak jesteście zamknięci w sobie?
-Violu, nie mogę ci zdradzić szczegółów, ale twój tata zrobił coś, czego jeszcze przez długi czas nie będę w stanie mu wybaczyć.
Mówiąc te słowa, opuściłam głowę. Nie chciałam, aby Violetta widziała łzę kręcącą się jak szalona w moim oku. Ten krótki romans bez jakichkolwiek zasad odcisnął piętno na moim sercu. Gdyby zranił mnie facet, którego nie kocham zapewne cierpiałabym mniej, ale uczucie do Germana jeszcze nie wygasło. Niestety...Córka mojego szwagra patrzyła na mnie smutnymi oczyma, jakby wyczekująco. Cóż ja mogłam jej powiedzieć? Że jej ojciec zdradzał narzeczoną ze mną? Że i mnie wykorzystał? Że nie wierzyłam już w jego zapewnienia o dozgonnej miłości? To nie był dobry pomysł.
-Proszę, nie rozmawiajmy już o tym- poprosiłam, kiedy stałyśmy przed drzwiami mojego mieszkania.
Dziewczyna kiwnęła głową i w tym samym momencie wielki kamień spadł mi z serca. Przekroczyłyśmy próg, Violetta natychmiast się rozgościła. Wygodnie ułożyła się na sofie, podczas gdy ja nastawiłam w kuchni wodę na herbatę. Moja siostrzenica się uśmiechała, co mnie zadziwiało. Przecież przed chwilą poruszyłyśmy temat mój i jej własnego ojca. Z drugiej strony, jakiś czas temu mogła stracić możliwość rozwijania telentu, lecz German postarał się o to, by tak się nie stało. Jak mogłam zauważyć w Studio, miała dobre kontakty z rówieśnikami, przyjaźń z Francescą i Camilą nadal trwała, a związek z Leonem kwitł. Niedługo miały rozpocząć się przesłuchania do przedstawienia na koniec roku szkolnego i zapewne wiedziała, że jest pretendentką do głównej roli. W jej życiu nie było miejsca na smutek lub żal.
-Angie, już się zagotowała- Viola wyrwała mnie z zamyślenia.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że mówi o wodzie, którą nastawiłam. W milczeniu dokończyłam przygotowywanie gorącego napoju. Dziewczyna chwyciła go szybko i ogrzała ręce o kubek. Znalazłam na fotelu jakiś długi sweter. Patrząc na trzęsącą się Violę, bez namysłu narzuciłam go na jej szczupłe ramiona. Podziękowała serdecznym uśmiechem.
-Parę dni temu rozmawiałam z babcią- oznajmiła spokojnym głosem, kiedy ja również zakładałam na siebie sweter- Była smutna, gdy o tobie wspomniałam. Jak myślisz, dlaczego?
Zająknęłam się. Tak dawno nie rozmawiałam ze swoją ukochaną matką...
-Nie zgadzamy się w pewnej sprawie i nie kontaktowałyśmy się od jakiegoś czasu. To nic poważnego, nie mamy się czym martwić.
Po co się okłamywać? Nie od dziś wiadomo, że kobiety w mojej rodzinie są nadzwyczaj lojalne wobec siebie. Musi stać się coś wyjątkowego, by zerwały kontakt i były śmiertelnie obrażone. Czy German był tego wart? On nie, ale egoisycznie stwierdzam, że moje szczęście tak.
-Okay. A co u ciebie ogólnie?
Skąd takie pytanie w głowie siedemnastolatki? Pomijając to, pytanie wydało mi się podejrzane. Oczywiście, że wszystko w porządku. Bo co miałoby być źle, kiedy ukochany nie potrafi się wysilić w małym stopniu, żeby ze mną być. Przecież nic.
-Tak, tak, Ines z powodzeniem zajmuje mi każdą wolną chwilę- próbowałam obrócić sytuację w żart, jednak zobaczywszy słaby uśmiech Violi, wypomniałam sobie jeszcze jedną wadę: brak poczucia humoru.
-Będzie fantastycznie!- zawołała podekscytowana. Cieszyła się jak miała dziewczynka, promienny uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Też uważam, że to wspaniałe przeżycie- trzecie kłamstwo odhaczone- Znasz piosenki Whitney w ogóle?
-Nie za bardzo i to dobra okazja, by poznać.
-Ja myślę, że warto znać oryginał, a potem słuchać coverów.
-A ja zastanawiam się, czy tata pozwoli mi ten wyjazd.
Uśmiech zpełzł z jej młodej twarzy. Relacje z ojcem to chyba był jedyny poważny problem, jaki mogła mieć, ale temat potrafił niesamowicie człowieka męczyć. Znowu zatoczył koło.
-I to w tej sprawie do mnie przyszłaś, prawda?
-Tak- przytaknęła niepewnie, wyjmując jakiś papier z torebki i mi go wręczając- Potrzebuję zgody na wyjazd.
-Jaki wyjazd? Teatr znajduje się w mieście, w Buenos Aires- zaznaczyłam z pogardą dla opiekuńczości Germana.
-Wiem, ale tacie nie zdołałam tego wytłumaczyć. Pytałam się Pabla i każdy z rodziny, kto utrzymuje ze mną stały kontakt może to podpisać- wskazała na kartkę ze zgodą na podziwianie widowiska w Teatrze Colón.
Myśli biły się ze sobą. Rozważałam za i przeciw. Na "za" składały się: umożliwienie Violetcie pobyt na widowni w trakcie ważnego wydarzenie w świecie muzyki i integracja z rówieśnikami. A "przeciw"? Głównie to, że wyda się całe moje "robienie kariery". Jak czułaby się Viola, nauczyciele i uczniowie ze Studio, gdyby zobaczyli mnie na scenie wśród świateł, próbującą śpiewać. Zaznaczam- próbującą. Sam repertuar przyprawiał mnie o dreszcze, a o obecności niepoinformowanej rodziny i przyjaciół nawet nie było mowy. Po jakimś czasie znalazłam następne przeciw: złość Germana na widok mojego imienia i nazwiska w miejscu na podpis opiekuna. Ostatecznie to mnie przekonał o i mocno zachęciło. Machnęłam kilkakrotnie dłonią i na wykropkowanych linijkach pojawił się mój zgrabny autograf. Oddałam kartkę uradowanej nastolatce.
-Dziękuję, Angie!- uściskała mnie w przypływie dobrej energii.
Rzeczywiście przyszła tylko po podpis, bo w sekundzie uciekła. Drzwi za nią zatrzasnęły się gwałtownie przez przeciąg na klatce schodowej i zostałam zupełnie sama w pustym mieszkaniu. Postanowiłam choć przez chwilę zająć się tylko i wyłącznie sobą i nie zamartwiać wszystkim wokół.
Zażyłam gorącej kąpieli. Łazienkę wypełnił słodki zapach malin, a ja moczyłam się w gęstej pianie. Następnie bardzo starannie wklepałam w prawie każdą część ciała jakiś krem, odżywiłam włosy. Desperacko przeszukałam kosmetyczkę z lakierami do paznokci i drugą z kosmetykami do oczu i ust. Zamierzałam zacząć przygotowania pod tym względem do wielkiego dnia, jaki będzie pojutrze. Świeża, nawilżona i ubrana w ciepłą pidżamę zasiadłam przed telewizorem. Okryłam się szczelnie kołdrą, mimo że miałam grube kapcie na stopach. Po prostu tego wieczoru było mi zimno. Może to przez brak miłości mężczyzny? Tak, ale przecież miałam już nie rozmyślać na ten temat.
Postanowiłam oddać się banalnej rozrywce. Na jednym z kanałów transmitowany był właśnie jakiś reality show o szukaniu "drugiej połówki". Ze zrezygnowaniem stwierdziałam, że już w takie rzeczy nie wierzę, więc przełączyłam. Kilka stacji dalej jakiś wyraźnie zdenerwowany facet walną pięścią w tekturowego Colina Firtha. Odłożyłam pilota, za to chwyciłam pilnik do paznokci i z tępem wyrazem twarzy zaczęłam zgłębiać tajemnice fabuły "Austenlandu".
Film rozweselił mnie do tego stopnia, że zatańczyłam do jednej z piosenek ze ścieżki dźwiękowej. Musiało to wyglądać komicznie, bo miałam na nogach ogromne puchowe kapcie. Trochę zmęczona, ale radosna po tańcu położyłam się z powrotem. Świat powieści Jane Austen przedstawiony bardzo komediowo wciągnął mnie i mimo zamykających powiek przyrzekłam sobie, że dotrwam do końca. I udało się. Zasnęłam po zobaczeniu, jak historia zwykłej kobiety może szczęśliwie się skończyć...
______________________________________________
Uff, jest. XD
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania i wszelkie niedociągnięcia w tekście.
Ktoś kojarzy piosenkę, którą śpiewała Angeles w studio? Ja nic nie zdradzę
Ten film z końcówki zrecenzowałam na drugim blogu.
Coraz bliżej do "wielkiego dnia". Co się jeszcze wydarzy przed występem?
Do następnego! (Mam nadzieję, że szybszego.)
Ruda