poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 13

Stałam przed gabinetem Pablo, dyrektora Studia On Beat i mojego przyjaciela. Postanowienie z jakim przyszłam wyparowało mi z głowy.
-"Co to było? Przypomnij sobie."- szeptałam sama do siebie, jak nie do końca zdrowy człowiek.
No tak! Wiadomość, że muszę znów zwolnić się z pracy. Jak ja mogłam zapomnieć, skoro Ines przypominała mi o tym od samego rana. Nawet w czasie zajęć otrzymałam sms o takiej treści. Mojej pamięci nic nie pomoże...Ale skupmy się na sytuacji, która miała miejsce gdzieś koło pierwszej godziny. Tuż po przerwie na lunch stawiłam się u mojego ulubionego profesora.
-"Przecież to może być bardzo koleżeńska rozmowa. Jej finałem nie musi być zwolnienie...Prawda?"- przerażał mnie fakt, że nawet ja nie całkiem w to wierzyłam.
Chwila odejścia od takich myśli wystarczyła, by przemóc się i otworzyć drzwi. Taka banalna rzecz, a ile może sprawić trudności! Wreszcie znalazłam się po drugiej stronie wrót.
-Witaj, Angie! W czymś pomóc?- Pablo rozpromieniony podstawił mi krzesło.
-Chciałam cię prosić o coś...Możesz być zły.- opadłam na siedzenie z niewyraźną miną.
-Znowu coś z Ludmiłą?
-Nie, nie. Dzisiaj była wyjątkowo grzeczna. Podejrzewam, że to tylko przejściowe, ale i tak bardzo się cieszę. To tak ułatwia mi pracę! Hm...Ale o czym ja to mówiłam?- Pablo doskonale mnie znał. Wiedział, jak zbić mnie z tropu, rozbawić, znał moje gadulstwo.- A, tak, o tym, że dzisiaj wcześniej wychodzę.- uśmiechnęłam się słodko do mężczyzny.
-I ja mam na to wyrazić zgodę?- droczył się.
-Właśnie po to tu jestem.- oświadczyłam.
-No nie wiem, nie wiem...Powinienem się zgadzać? Jak myślisz?
Przez głowę przeszło mi kilka uszczypliwych uwag, lecz zdobyłam się na wypowiedzenie czegoś lżejszego:
-Nie gadam z tobą. Po prostu wychodzę. I już.
Poderwałam się z krzesła. Z torebką na ramieniu podążyłam ku wyjściu.
-Ale teraz? Tak wcześnie? Co ci wypadło?- szef zaatakował mnie pytaniami.
Ja jednak byłam już na zatłoczonym korytarzu szkoły muzycznej i szłam w kierunku drzwi, udając, że nie słyszę, co Pablito wrzeszczał za mną.

"Przyjdź do domu. Musimy dopracować szczegóły."- głosiła wiadomość od Ines.

Wrócić do domu i tak chciałam, a słowa przyjaciółki tylko wzbudziły mą ciekawość. Nie cały kwadrans później wchodziłam po schodach na drugie piętro starej kamienicy.
-Jesteś wreszcie. Musimy brać się do roboty.- przywitała mnie moja kochana.
Zostałam siłą wepchnięta do swojej sypialni. Tam zastałam istny chaos. Łóżko, którego właściwie nie widziałam, było zawalone ubraniami. Szafa otwarta na ościesz świeciła pustkami. Zapewne to właśnie na posłaniu i podłodze wylądowała jej zawartość, tak samo jak komody. Jeszcze nigdy nie oglądałam swojego pokoju w takim stanie. Nigdy nie byłam aż tak zdesperowana, żeby wyrzucić ubrania, wyżywać się na nich i wycierać co sekundę mokry nos jakimś wyciągniętym swetrem. Albo co gorsza nowym i jeszcze nie ściuchranym. Wtedy człowiek osiąga już szczyt depresji. A ja czułam, że właśnie zaraz go zdobędę.
-Co to, do cholery, ma być?!- wydarłam się z myślą o biednych sąsiadach.
-Przecież musimy cię wystroić na nagranie.- wytłumaczyła niewinnie moja przyjaciółka- Przepraszam za bałagan.
-Okay, ale czegoś tu nie rozumiem.- ochłonęłam- Dlaczego muszę się odstawiać do studia?
-Nie pozwolę ci się pokazać Augustowi w tym T-shircie.- rzuciła gardzące spojrzenie na mój tułów.
Tak, miałam na sobie zwykłą czarną koszulkę, bez żadnych ozdóbek. Była ona włożona w jasne, obcisłe dżinsy. Gdy szykowałam się do pracy, nie myślałam o tym, jak wyglądam. Ważne było tylko, że jestem w coś ubrana. Po tym jak związałam włosy w niedbałego koka, zarzuciłam na ramiona czarną bejsbolówkę, ponieważ poranki stawały się coraz chłodniejsze. Jeszcze tylko na nogi ciężkie koturny i na ramię workowata torba, i mogłam wychodzić. W drzwiach przypomniałam sobie o makijażu, ale szybko zrezygnowałam i opuściłam kamienicę. Teraz, kiedy wszystko odtwarzam w głowie, zastanawiam się, jak zapamiętałam tak dokładnie codzienne czynności, wciąż nie mogąc uwolnić myśli od wczorajszego przedpołudnia 
-Wciśniesz się?- Ines wręczyła mi jakiś obojętny mi kawałek materiału.
-Ines...Nie jestem pewna, czy chcę to robić.- oznajmiłam stosunkowo krótko, jak na taki temat.
Kobieta nagle podniosła głowę z nad sterty ubrań, w których nieustannie czegoś szukała. Spojrzała na mnie pytająco i z lekkim uśmieszkiem, ale wiem, że ją zadziwiłam.
-Co ty wygadujesz? Co się stało, że masz wątpliwości?- dociekała, jak prawdziwa bratnia dusza.
-Rozmawiałam wczoraj z Germanem.-westchnąwszy, ścisnęłam ubranie w palcach.
-Lepiej mi to oddaj.- Ines wyrwała mi go z rąk i odłożyła gdzieś na bok.- Chodźmy do salonu.
Leniwym krokiem przetransportowałam się do większego pokoju, od razu opadłam na kanapę. Tego dnia wydawała mi się za miękka, taka nie moja, jakby nie ja ją kiedyś kupowała. "Rzeczywiście jest ze mną źle. Żeby rozmyslać nad miękkością sofy?!"-podsumowałam. 
-Co się wczoraj wydarzyło z Germanem?
-Pożegnaliśmy się.- schowałam twarz w dłoniach.
-Dupek...
To słowo w jej ustach brzmiało nadzwyczaj zawistnie. Popatrzyłam z podziwem na ognistowłosą, która z zażenowaniem na twarzy wpatrywała się w stolik przed nami. Ja jeszcze nigdy nie zdobyłam się na odwagę i nie powiedziałam o Germanie tego, co myślałam przez jakiś rok, a moja współlokatorka zobaczyła faceta raz i zrobiła to. Była niesamowita, jedyna w swoim rodzaju. Mogłam dziękować za szczęście, jakie mnie spotkało w dniu poznania jej.
-Przepraszam, mam niewyparzony język. -zarumieniała się lekko.
-Trafiłaś w samo sedno, więc nie masz za co przepraszać. German to kretyn.- poparłam.
-Jak można było zostawić taką kobietę, jak ty? Daj mi telefon, ja go doprowadzę do pionu.
Zaczynała być troszeczkę poddenerwowana, co akurat w tej sytuacji mnie rozweselało. I chyba Ines o tym wiedziała, dlatego nie przerywała swojego wykładu o "idiocie, jakiego świat nie widział". Żwawo przemierzała dystans od blatu kuchennego do kanapy i z powrotem. 
-Spokojnie, kochana. Życie nie kończy się na tym jednym facecie.- próbowałam przedstawić swój nastrój w tęczowych barwach.
-Nie kłam.- ucięła- Wiem, że go kochasz.- i jeszcze raz przeszła się po pokoju.
-Chodźmy lepiej się przyszykować na to nagranie. O której mamy być?
-Siedemnasta. Mamy jeszcze sporo czasu.
-To nie traćmy go i wybierzmy te ciuchy.- zarządziłam, wstając z siedzenia.
-Jesteś pewna?
-Oj, szybko, bo się rozmyślę.- pociągnęłam Ines za rękę ponownie w stronę sypialni.

-Może zwyczajna biała koszula i czarne rurki?- zaproponowałam.
Trwała burza mózgów. Temat tak błachy, że nawet na chwilę się załamałam i siedziałam w osłupieniu. Lecz w gruncie rzeczy, to było trudne pytanie. W co się ubrać? Nie mogłyśmy znaleźć prostej odpowiedzi. Bawiłyśmy się modą i swoimi ubraniami, ale nic konkretnego z tego nie wyszło. Postanowiłam ustanowić pewne kryteria.
-Ma być ładnie, a zarazem wygodnie.
-Tak się nie da.- oświadczyła Ines.
-Czemu?- ręce opadły mi wzdłuż tułowia ze zrezygnowania.
-Ponieważ ubierasz się dla mężczyzn, a według nich ładnie nam w obcisłych sukienkach i półmetrowych szpilkach. To, niestety, zazwyczaj wyklucza wygodę.
Odchyliła głowę w prawo, jakby nad czymś intensywnie myślała. Wyglądało to komicznie, ale było wybawiające w skutkach, bo kobieta zerwała się z miejsca niczym błyskawica. Poszperała chwileczkę w stosie materiałów różnego rodzaju. Wyciągnęła w rękach prawdziwe cudo.
Sukienka wyglądała na miniówkę, bardzo krótką miniówkę. W dotyku była bardzo przyjemna, jakby aksamit. Przyjrzałam się wzorom na materiale. A były warte uwagi, to na pewno. Wyraźnie zaznaczone figury geometryczne, rysunki pozornie bez sensu, na przykład rower czy jakiś owoc albo klucz wiolinowy, tworzyły jedną doskonałą całość. Studiowałam każdy centymetr kreacji, gdy przyjaciółka zapytała:
-Podoba ci się?
-Żartujesz? Jest cudowna!- wydałam z siebie okrzyk podziwu- Skąd ją masz?
-Jest stara jak świat.-przyznała z uśmiechem- Zakładaj.
Uradowana przechwyciłam sukienkę. W łazience w sekundę założyłam ją na swoje ciało skryte do tej pory pod grubym dżinsem. Ines klasnęła w ręce, gdy mnie ujrzała. Dolna krawędź stroju unosiła się niebezpiecznie, co było powodem kolejnych żartów.
-Mateo polubi cię jeszcze bardziej.
-Ej!- upomniałam cwaniaka, lecz pomyślałam, że jego zadowolenie wcale nie będzie czymś niemiłym, wręcz przeciwnie- Lepiej pomyślmy co dalej.
Ines oznajmiła szczerze, że do sukienki ma specjalnie buty i torebkę. Obie te rzeczy szybko odszukała. Białe czółenka znalazły się na moich stopach, torebka z maleńskimi bursztynami przy klamrze wisiała przyszykowana na haczyku. Kolejny problem, czyli włosy, sam się rozwiązał. Po wczorajszym prostowaniu zostało bardzo mało, więc wystarczyło je lekko podwinąć i już były falowate. Podkreśliłam oko eyelinerem, usta jedynie nawilżyłam. Byłam gotowa. Ale co z Ines?
-Proponuję ci coś poważniejszego, jak przystało na panią dyrektor.- przejęłam stery.
Przyjaciółka słuchała mnie uważnie, gdy opisywałam swoją małą czarną, lecz nie mogłam jej znaleźć.
-Wreszcie!- cieszyłam się, jakbym zdobyła najwyższy szczyt świata.
W oczach rudowłosej zaiskrzyły małe iskierki. Na widok tej sukni każda kobieta tak by zareagowała. Ines wyrwała mi ją z rąk i założyła na siebie bez wahania. Wyglądała zjawiskowo, idealnie, jakby strój był szyty specjalnie na nią. Gdy młoda kobieta przechadzała się po pokoju, uwydatniała swoje kształty. Włosy zebrała w misternego koka, by wyglądać poważniej, na nogi włożyła zabójczo wysokie, ale piękne szpilki. Chwyciła swoją, również czarną, kopertówkę. Skinąwszy porozumiewawczo głowami, opuściłyśmy mieszkanie. 
Szłyśmy równo roześmiane przez ulice Buenos Aires.

W połowie drogi spotkała nas najbardziej nieoczekiwana sytuacja, jaką mogłyśmy sobie wyśnić.
-Angie?- zaczepił mnie German- Co tu robisz?
"Nie ma tak łatwo, za nic nie wyznam, gdzie idę"- przyrzekłam sobie samej, podczas gdy moja przyjaciółka odezwała się na głos.
-Wybrałyśmy się na spacer.
-Tak wystrojone?- ojciec Violetty zmierzył nas wzrokiem- Przepraszam panią, ale nie pamiętam imienia.
Ines uśmiechnęła się pod nosem.
-Nic się nie stało. Ines- wyciągnęła dłoń do mojego szwagra, który natychmiast ją uścisnął.
-German.-przedstawił się "nieznajomy".
-A któż by inny...- szepnęła moja towarzyszka przez zaciśnięte zęby.
Swoim zachowaniem wzbudziła zainteresowanie Germana. Bez wątpliwości myślał o niej dobrze. 
-Kochanie, złociutki!- rozległo się między budynkami.
Zza rogu wyłoniła się Jade. Jak zawsze elegancka, w nowej fryzurze, podbiegła do swojego narzeczonego. Ten wydawał się zażenowany sytuacją, bo zarumienił się i spuścił głowę.
-A kto to? O! Angie! Jak ci się żyje bez Violi?- jej chamstwo nie znało granic- A to kto?- wkazała na Ines.
Wiedziałam, że w myślach mojej przyjaciółki rodzi się jakaś złośliwa uwaga, której za wszelką cenę nie chciała wypowiadać. German i Jade patrzyli na naszą dwójkę wyczekująco, jednak nie miałam zielonego pojęcia, co robić. Zdecydowałam na najbanalniejsze wyjście z możliwych.
-Oto Jade.- przedstawiłam narzeczoną szwagra, jak wymagały tego dobre maniery.
-Miło poznać.- uśmiechnęła się przeszła macocha Violi. Znajome podały sobie niechętnie ręce.
-German, co pan tu robi?- zadałam od początku nurtujące mnie pytanie.
Mężczyzna ocknął się z zamyślenia. Przeszło mi przez myśl, że rozprawiał, jak uniknąć kompromitacji związanej z Jade i jej brakiem elokwencji. Przetarł twarz dłońmi i otworzył usta, gdy ukochana go wyprzedziła.
-Wybieramy obrączki.- wyznała z szerokim uśmiechem.
Trudno opisać słowami miny pozostałej trójki. German był koloru na przemian pomidora ze ścianą. Ines zaciskała pięść za plecami z bladą twarzą. A mnie po prostu zatkało. Łzy cisnęły się do oczu, ale nie pozwalałam im wypłynąć. Cisza bolała jeszcze bardziej, bo głosy w głowie mogły głośniej krzyczeć: "Głupia, on kocha inną". Patrzyłam tępo na byłego kochanka i czekałam na zaprzeczenie, którego nie udało mi się uzyskać. Torebka ledwo utrzymywała się na moich wątłych ramionach, kolana uginały się. Chciałam schować się przed wszystkimi i szlochać przez cały wieczór. Dlaczego to ja musiałam dostawać tak w tyłek od życia?
-Ojej, jak późno! Musimy już iść, Angie!- zawołała Ines z grymasem złości na twarzy. 
Odwróciłam się, mówiąc zwykłe "do widzenia". German nawet nie pytał, gdzie się spieszymy. Byłam mu obojętna. Teraz skupiał się na Jade i ceremoni. Sama myśl doprowadzała mnie do stanu krytycznego. W drodze do studia nagraniowego wylałam z siebie chyba hektolitry łez. Ines wciąż trzymała mnie za rękę ku zdziwieniu przechodniów.

Wbiegłam od razu do łazienki, na co bliźniaki odpowiedzi wzruszeniem ramion. Ines mnie dogoniła. W lustrze widziałam swoje odbicie- zapłakaną blondynkę z rozmazanym makijażem. Za make-up wzięła się przyjaciółka, a ja nie opierałam się. Brakowało mi sił na jakikolwiek ruch.
-Chyba nie bez powodu jestem blondynką.- stwierdziłam po kilku dobrych minutach milczenia.
-Co ty wygadujesz?- słuchacz spojrzał mi w oczy.
-Jestem głupia, dostałam nauczkę.- pochyliłam się nad umywalką.
-To nieprawda...Popatrz na siebie.- podniosła moją twarz tak, że spojrzałam w lustro. Było ze mną lepiej, więc już  się nie przeraziłam.
-Jak można zakochać się w takim kretynie?- szlochałam jeszcze cichutko.
Ines podała mi chusteczkę, abym wytarła nos i policzki. Nie przestawała głaskać mnie po ramieniu. W opisywanym zdarzeniu znajdowałam tylko jedną pozytywną rzecz- obecność bratniej duszy. Umiała mnie skutecznie pocieszyć i doprowadzić do dawnej formy. Liczyłam, że i tym razem jej się uda.
-Masz rację, German to kretyn, nie wie co robi. Odpuścił sobie ciebie dla tej idiotki...Szkoda słów.- mówiła, opierając się o brzeg małej szafki.
Otarła mój policzek i kazała się uśmiechnąć. Wypełniłam jej rozkaz z trudem. Nie dało się ukryć, że byłam załamana, wpadałam w depresję, jednak to następna wypowiedź przyjaciółki uskrzydliła mnie na tyle, by stawić czoła problemom.
-Chodź nagrać twój kawałek. Przelej do piosenki ten smutek, który czujesz, a odetchniesz. Naprawdę.- obiecywała, chociaż nie musiała. Wierzyłam jej na słowo.
Jeszcze tylko raz przytuliłam się do pocieszycielki i przekroczyłam próg, wchodząc tym samym do studia.
-Coś się dzieje?- Mateo, którego wcześniej nie zauważyłam, wyraził swą troskę.
Po tym, jak z pokerową twarzą zaprzeczyłam, niemal objął mnie a talii i pocałował w policzek. Odsunęłam go delikatnie, potem poklepałam w ramię, jak starego kumpla. Po jednym dniu znajomości nie będę spoufalać się ze współpracownikami. Zresztą, byłam zbyt przejęta przejściem pana Augusta, żeby się wyluzować. Nie w głowie mi były amory w przeciwieństwie do Mateo. 
-Wyglądasz przepięknie, Angeles.- komplementował mężczyzna, wciąż przybliżając się do mnie.
-Niech się biedak nacieszy.- rzuciła Ines.
-A może by tak spróbować nagrywać piosenkę, hę?- zniecierpliwiłam się.
-Nasza diva rośnie w oczach.- odezwał się Simón, jakbym go o to prosiła.
W końcu, bez dalszych docinek, moi koledzy wprowadzili mnie do ciemnego pomieszczenia z mikrofonem na środku, do którego doczepionych było mnóstwo kabli. Trudno było się przez to przedrzeć, ale tego dokonałam. Ines nawet nie próbowała, powiedziawszy na głos, że taki wyczyn w jej szpilkach byłby cudem. To natychmiast przechwycił Simón i oznajmił, że jego szefowa bardzo ładnie dziś wygląda.
-Nie podlizuj się.- moja przyjaciółka wyczytała w jego oczach fałsz.
W każdym razie tworzyła się bardzo przyjazna atmosfera. A ja nawet lekko się uśmiechnęłam, co z uwagi na wcześniejsze wydarzenia było dziwactwem. Pod wpływem kolejnych żarcików pani dyrektor, bliźniaków oraz przybyłego Javiera prawie się rozluźniłam. Jednak wtedy dostrzegłam na sobie baczny wzrok Matea i z powrotem spięłam wszystkie mięśnie o jakich istnienia miałam pojęcie.
Pianista tylko na to czekał. Gdy pozostała czwórka wyszła na zewnątrz, jak się dowiedziałam, zapalić niewinnego papieroska, wtedy Mateo ruszył w moim kierunku.
-Musisz się rozluźnić.- nakazał, po czym krótkim ruchem zagarnął moje włosy do tyłu.
-Ty mi nie dajesz.- wyznałam szczerze.
Do tej pory zafascynowana byłam partyturą i to jej poświęcałam całą uwagę, a na kolegom odpowiedałam półsłówkami bez spojrzeń. Teraz nieznana siła zmusiła mnie do przyjrzenia się adoratorowi. Przepraszam, ta siła była mi znana. To uczucie towarzyszyło mi zawsze, gdy German był w pobliżu...Nie chciałam o tym pamiętać. Karcąc samą siebie, odepchnęłam dłonie mężczyzny, które zmierzały w okolice mych bioder.
-Gdzie jest ten cały Fernandez?!- krzyknęłam, żeby sygnał skończonej zabawy dotarł do faceta szybciej.
Od kompletnej porażki uratowali mnie przyjaciele, którzy właśnie wtedy weszli. Ale nie całkiem sami. Za Ines stał wyczekiwany gość. Wysoki producent tym razem miał na sobie czarny garnitur. On najwyraźniej także przygotowywał się do tej wizyty. Włosy krótko przystrzyżone, małe, bystre oczy oraz okulary wskazywały, że to człowiek sukcesu. Swój atrybut, albo raczej gadżet, trzymał w dłoni. Na prośbę pani dyrektor gość zajął miejsce na sofie na wprost mnie. Przygryzając końcówkę okularów, uważnie mi się przyglądał. Pozostawiał mnie w zakłopotaniu dłuższy moment, aż wreszcie skinął na dźwiękowców. Ci od razu porwali się do sprzętu. Simón zasiadł wygodnie, natomiast Paulo podbiegł ze słuchawkami dla mnie. Zadziwiało mnie porozumienie tych ludzi.
-Ale ja nie jestem gotowa.- szepnęłam coś w rodzaju wymówki.
-Jesteś, nie dyskutuj.- i bezapelacyjnie pozwoliłam sobie nałożyć wielkie, czarne słuchawki na uszy.
Blondyn opuścił ciemny pokoik, na twarzach Ines i Javiera pojawiły się uśmiechy. Augusto spoglądał na mnie z ukosa. Tego dnia wydał mi się wewnątrz sympatycznym człowiekiem, więc krótki występ przed nim nie przyprawiał mnie o drgawki. Paulo miał rację. Nie można mi było zarzucić braku pracy. No to czego powinnam się obawiać? Niczego.
W niewielkim pomieszczeniu przeznaczonym do nagrywania dźwięku zaświeciły się światła. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności rozejrzenia się wokół. Tak jak myślałam, nie było tam nic nadzwyczaj interesującego, oprócz pustki. Do porządku przywołały mnie spojrzenia bliźniaków i brzmienie pierwszych nut z taśmy.
Fortepian wydobywał z siebie delikatne akordy. Sprawiały wrażenie lekko rozmytych, jakby odbijały się, tworząc echo. Augusto pochylił się i głęboko wsłuchiwał.
Everybody needs inspiration.
Everybody needs a song.- docisnęłam słuchawki do uszu.
A beautiful melody,
When the night’s so long,
Cause there is no guarantee
That this life is easy.- kończyłam zwrotkę mocnym dźwiękiem.
When my world is falling apart,- zgrabnie przeszłam w refren.
When there’s no light to break up the dark,
That’s when I, I, I look at you.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,
That’s when I, I, I look at you
When I look at you,
I see forgiveness, I see the truth.- pociągnęłam razem z delikatnymi chórkami.
You love me for who I am
Like the stars hold the moon.
Right there where they belong and- ponownie chórki.
I know I’m not alone.- jeszcze tylko niezbędny ozdobnik i znów refren.
When my world is falling apart,- instrumenty zwiększyły moc.
When there’s no light to break up the dark,
That’s when I, I, I look at you.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,
That’s when I, I, I look at you.- ciągnęłam płaski dźwięk.
You appear just like a dream to me.- zaczęłam prawie a'capella.
Just like kaleidoscope colors that cover me.
All I need every breath that I breathe.- powoli siła piosenki powracała.
Don’t you know you’re beautiful.- byłam tym decydującym czynnikiem, czy próba jest udana.
Przerwa w moim śpiewała robiła miejsce solówce gitary, którą stworzył Mateo. Spojrzałam w jego stronę, wyraźnie był z siebie dumny. Cieszył mnie entuzjazm grupy, więc wróciłam do piosenki z uśmiechem.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,- lekko zmieniłam linię melodyczną, przez co końcówka wydawała się ciekawsza.
That’s when I, I, I look at you.
I look at you.
Mogłam popisać się swoją skalą.
You appear just like a dream to me...- i muzyka ucichła.

Jakby bańka mydlana, w której się znajdowałam pękła...

____________________________________
I co dalej? W fajnym miejscu skończyłam, nieprawdaż? XD
Trochę załamanej Angeles było, trochę śpiewającej też, więc odhaczam trzynastkę.
Taka szczęśliwa ta liczba. XD
Czternastka zaczęła się pisać.
Miłego dnia chłopaka! :D

Ruda




niedziela, 21 września 2014

Komunikat!

Większość z Was zna tylko moje teksty, a niżeli mnie samą. Jak już pisałam na samiutkim początku- moją pasją jest muzyka.Bardzo lubię także dobre kino i o tym, jakie preferuję filmy oraz muzykę dowiecie się z opowiadań o Angeles.
Sprawa jest taka. Ostatnio natchnęło mnie do wyrażania swoich opinii na temat obejrzanego filmu. I czemu nie wykorzystać do tego bloga? Co powiecie na posty z serii "Kinomaniak"? Będę opisywać nie tylko nowe filmy, również starsze. Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania o tym pomyśle, więc czekam. Piszcie w komentarzach, ewentualnie na ask'u.
Dziękuję za uwagę.
Besos!

Ruda

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 12

Z łóżka brutalnie wyrwało mnie światło słoneczne. Trzasnęłam ręką w budzik, który natychmiast umilkł, lecz zapomniałam, że nie on jedyny może przerwać mój sen. W całym pokoju rozbrzmiewał słodki głosik przyjaciółki.
-Pora wstać- bezlitośnie rozchyliła zasłony. 
Promienie Gwiazdy zaatakowały moje gałki oczne. Mimo stanowczych próśb o zasłonięcie szyb, Ines nie odpuściła. Doszłam do wniosku, że muszę podnieść się z posłania, cokolwiek ta "zła" kobieta ode mnie zechce i jakikolwiek jest dziś dzień. Trafił mi się poniedziałek, siódma rano. Znając moje szczęście, co bym nie robiła i tak spóźnię się do pracy, więc po co się żyłować. Usiadłam, okrywszy się szczelniej kołdrą, aby nie stracić ciepła. Obserwując, jak współlokatorka krząta się po mojej sypialni w poszukiwaniu jakiś ubrań, poczułam coś mokrego pod stopą. Westchnąwszy odchyliłam pościel i nie potrafiłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Tkanina w kolorze pudrowego różu była przesiąknięta krwią.
-To by wyjaśniało twoje zmiany nastrojów- rzuciła rudowłosa cwaniara.
-Co?- dotarła do mnie aluzja- Nie, to ze stopy. Nie ta część miesiąca.
-A już myślałam, że szanse na zostanie ciocią przepadły.
Chwyciłam pierwszą lepszą poduszkę i roześmiana cisnęłam nią w żartownisię. Poderwałam się z łóżka, zdarłam z niego brudne prześcieradło, po czym powędrowałam do kuchni. Wypijałam kolejną szklankę mleka, gdy nastało historyczne wydarzenie, bo moja towarzyszka zadała poważne pytanie:
-Jak się czujesz? Chcesz robić dzisiaj coś konkretnego?
-Wiem tylko tyle, że się ubiorę- wyszczerzyłam zęby po przełknięciu białego napoju.
-Zrobiły ci się wąsy z mleka- zauważyła i podała mi chusteczkę, którą przetarłam usta.- A myślałam, że powiesz: "Lecę do studia nagrać swój super hit!". Tak się zawiodłam..- pokręciła głową ze zrezygnowaniem. 
-Masz rację, dzięki, że mi przypomniałaś. Jak ja mogłam zapomnieć?- sarkazm mi się udzielił.- Ale...Jest poniedziałek i muszę też iść do pracy. Napewno się zjawię, obiecuję- przysięgłam, gdy Ines przewróciła oczami. 
-Idź się wyszykować- nakazała, pochylając się nad swoją zbożową kawą.
Zawitałam do łazienki i po przywitaniu się ze swoim odbiciem w lustrze, wskoczyłam pod gorący prysznic. Owinięta ręcznikiem z myślą: "German znowu mnie takiej nie zobaczy, co nie?", zamknęłam się u siebie. Szafa była pełna starannie poskładanych ubrań, a ja i tak nie wiedziałam co na siebie włożyć. Po chwili nastąpił przełom. Stałam w koronkowej bieliźnie z dżinsami, T-shirtem i szarą bluzą w rękach. W mgnieniu oka te trzy rzeczy znalazły się na mnie. Wtedy zaczęłam się sobie przyglądać. Lustro na drzwiach garderoby ukazywało uśmiechniętą, wyluzowaną kobietę z rozczochranymi włosami. Niby wyglądałam jak zwykle, jednak coś było inaczej. No tak, brak kwiatków! Lazurowa bluzka głosiła, że "szukam miłości", jasne dżinsy z wysokim stanem podkreślały talię i zwracały uwagę na biodra. Nie miałam ochoty na kwiatki i różowe kolorki. Tego dnia wyglądałam nieco inaczej i to samo postanowiłam zrobić z włosami. Z szafki obok umywalki wygrzebałam prostownicę i bez wahania ją włączyłam. Moje loki powoli zmieniały się w druty, a mnie bolały ręce i kończyła mi się cierpliwość. Jednak wytrzymałam do końca. Pociągnąwszy rzęsy maskarą, wybiegłam z pomieszczenia. Syknełam z bólu, jaki odezwał się w śródstopiu. 
-Paulo cię pokocha w tych spodniach- stwierdziła moja bratnia dusza.
-Też o tym myślałam- zażartowałam w sposób, który przeraził Ines.
Miałam zbyt dobry humor, by martwić się swoim stosownym bądź niestosownym ubraniem. Odszukałam skórzaną, smolistą torbę z czasów studiów. Na jej widok zaświeciły mi się oczy. Zarzuciłam ją na ramię przykryte prostymi kosmykami w blond kolorze. Zakleiłam ranę na stopie sporym plastrem, potem pożegnałam się z Ines i wybiegłam przez drzwi mieszkania. 

Kroczyłam żwawo przez miejskie uliczki. Słońce świeciło mi prosto w twarz, dlatego na nos nałożyłam okulary przeciwsłoneczne. Wiaterek trochę psuł mi fryzurę, lecz nie chciałam się tym przejmować. Dobrze widzicie, chciałam. Poprzedniego wieczoru zasnęłam z przekonaniem, iż jeśli ten dzień będzie spokojny i radosny, wszystko się ułoży. Zmartwienia przeminął, a ja znów będę mogła być sobą. Wpatrzona w zieleń drzew wyobrażałam sobie kolejno każdą godzinę dnia, w którym utkwiłam całą nadzieję. A byłoby to tak...
W Studio odbyłabym lekcje z fantastyczną młodzieżą i miło spędziła czas w pokoju nauczycielskim. Następnie skierowałabym się do biura Ines, gdzie Paulo skomplementowałby mój strój. Przeszlibyśmy do sali z ogromnym fortepianem i tam, po żmudnych ćwiczeniach, doszlibyśmy do porozumienia. Na koniec zapoznałabym się z tamtejszą techniką i wróciłabym do domu z moją przyjaciółką, a po kolacji, zwyczajnie poszła spać.
Tak,z odległości było to proste do zrealizowania. Na myśl zaczęło nasuwać mi się nietypowe pytanie: Skoro tak bardzo pragnę normalności, czemu pcham się w show-biznes? Gdy w mej głowie powoli układała się odpowiedź, usłyszałam za sobą swoje imię:
-Angie!
Coś podpowiadało mi, że nie warto reagować, ale coś innego zachęcało do odwrócenia się. A jeśli to właśnie ta chwila ma przesądzić o tym, czy ten dzień będzie zwariowany, czy taki jaki sobie wymarzyłam- zwyczajny?
Ten pierwszy głos miał rację. Obróciłam twarz i przekonałam się, że w moją stronę idzie szwagier. Zerwałam się z miejsca. Aby nie dać się złapać, skręciłam w jedną z uliczek. Podążałam przed siebie, mając wrażenie, jakby on ciągle za mną szedł. I nie myliłam się. Zaskakująco szybko mnie dogonił. Nigdy nie spojrzałabym mu w oczy, gdyby mnie do tego nie zmusił.
-Angie, stój, porozmawiajmy.
Chwycił moją dłoń, przez ciało przeszedł dreszcz i za nim zorientowałam się, że jesteśmy razem na środku ulicy, było już za późno. Tonęłam w jego tęczówkach, lecz nie tak samo jak jeszcze parę dni temu. Dalej go kochałam, karciłam siebie za tak łatwe uleganie uczuciu. Z kamienną twarzą odsunęłam się od Germana i go wyminęłam.
-Czekaj, chciałem pogadać!- krzyczał za mną aż przechodnie spoglądali na mnie z ciekawością lub pogardą.
-Czemu tak się wydzierasz?- pozwoliłam, by dotrzymał mi kroku.
-Bo mnie olewasz. Udajesz, że nie istnieję.
-A czy to takie dziwne? Mam poprowadzić wykład o tym dorosłemu facetowi?!- zmierzyłam go wzrokiem- Skończmy ten cyrk. Nie mam zamiaru już nic ukrywać, koniec z kłamstwami. Od dziś chcę być sobą. Rozumiesz?
German skinął tylko głową.
-Wydaje mi się, że jednak nie.- potraktowałam go jak smarkacza, który nawet nie wie co gada- Powiedz szczerze, czy ty kiedykolwiek czułeś do mnie coś więcej?
-Angeles, oczywiście, że tak- zbliżył się do mnie i ułożył dłonie na mojej talii.
-Nie dotykaj mnie...- odepchnęłam od siebie jego ręce. Ten westchnął, ale posłusznie zachował przyzwoitą odległość.
-Czy mogłabyś powiedzieć mi, co się takiego stało? Nie rozumiem twojego zachowania.- przyznał, a tylko tego mi było trzeba- Zresztą tak samo jak Violetta, Olgita, Ramallo...
-I Jade- dokończyłam- Chodzi mi o tą kobietę i ciebie, i o mnie. Nie potrafię żyć w ciągłym udawaniu kogoś innego.
-Jakoś do niedawna świetnie ci to wychodziło- stwierdził German, zaplatając ramiona na klatce piersiowej.
Te kilka słów ugodziły we mnie z niesamowitą siłą. Czułam nadciągającą złość, lecz także łzy. Jak ktoś, kogo darzę miłością może być wobec mnie tak zasadniczy i nieczuły? Spuściłam głowę i znów skierowałam się w odwrotnym kierunku niż powinnam.
-Angie, przepraszam, nie chciałem- ojciec Violetty wyrecytował formułkę, w której nie dostrzegłam ani odrobiny szczerości. 
Wiedziałam, że nie chcę go więcej widzieć.
-Wiesz dlaczego nie wróciłam wczoraj do was? Nie zamierzam. W budynku nazywanym "domem" powinnam czuć się dobrze, tak nie jest.
-Obiecuję, że zrobię wszystko, byś czuła się w moim domu jak najlepiej- przyrzekał ze skruchą.
-Nie wciskaj kitu!- wykrzyczałam mu prosto w twarz.- Oboje wiemy, że nic się nie zmieni, jeśli nie zerwiesz z Jade. Czy ty w ogóle pojmujesz, o co mi chodzi? Romansowaliśmy pod jednym dachem z twoją narzeczoną, która zresztą nadal nią jest. German- zalałam się łzami- Cierpię, kiedy widzę cię z kobietą, której nie kochasz, podczas gdy ja kocham cię tak bardzo. Nie mogę tego znieść i...- łza spłynęła po moim policzku.- I będzie lepiej dla nas obojga, jeżeli odpuścimy. To nie ma sensu, tylko przysparza nam kłopotów.
Przez cały czas, kiedy mówiłam, German patrzył mi w oczy. Światło słoneczne lekko otulało jego twarz. Nie mogłam się mu oprzeć. Mimo spokojnej postawy, jaką przyjął, wiedziałam, iż ta sytuacja go poruszyła. Znałam go na tyle, by widzieć, że żałuje. Ale nie mogłam dojść do tego, jak mu pomóc. Jak pomóc również samej sobie.
-Angie...Rozumiem cię i to, że musimy zerwać kontakt. Jednak proszę, obiecaj, że uczucie do mnie nie zmaleje.- pogładził mój policzek wierzchem dłoni. 
Nastała chwila ciszy. Ledwo słyszałam swoje myśli pośród gwaru ulicznego. 
-Obiecuję.- i skryłam się w jego ramionach.
Ukochany pogładził moje plecy. Uspokoił mnie trochę, jednak szybko zdałam sobie sprawę z tego, że musimy zapomnieć o uczuciach. Chciałam czerpać z tej chwili jak najwięcej. Mężczyzna chyba również, bo przytulił mnie jeszcze mocniej. Tkwiłam uwięziona przy jego torsie, nie zdając sobie sprawy z biegnącego czasu.
Zaszlochałam, a wtedy German rozluźnił uścisk. 
-Pamiętaj, to nie znaczy, że żegnamy się na zawsze- objął rękoma moją twarz. 
Nie wiedziałam, co robić. Uniosłam się na palcach i musnęłam usta szwagra. Odwzajemnił pocałunek z delikatnością, z jaką zawsze to robił. Zdawało mi się, że byliśmy gotowi do pożegnania.
-Do zobaczenia.- rzekł German z lekkim uśmiechem, który miał zapewne podnieść mnie na duchu.
-Do zobaczenia- odpowiedziałam, westchnąwszy.
I już po chwili straciłam go z oczu. Mężczyzna, dla mnie najważniejszy, odszedł i nie wróci szybko...Skąd to wiedziałam? Kobieca intuicja, w takich przypadkach niezawodna...

Dotarłam do Studia On Beat z samotnością wypisaną na czole. Pokój nauczycielki, wbrew moich wczesnych oczekiwań, nie był oazu spokoju i radości. Co chwilę przychodził jakiś uczeń do Pabla albo Antonia, co bardzo męczyło mnie tego dnia. Na przerwie popijałam mocną kawę, by nie zasnąć. 
-Co dzisiaj z tobą, Angie?- zaskoczył mnie właściciel szkoły, gdy uzupełniałam kolejne dokumenty.
-Nic...
-Nie wierzę.- oznajmił- Coś z Violettą?
-Nie.- natychmiast zaprzeczyłam- Niestety, to jej dotyczy. 
Odsunęłam od siebie papiery z obrzydzeniem, Antonio zajął miejsce na przeciwko mnie. 
-Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Wiedz, że masz we mnie wsparcie. Kocham cię jak córkę.- wyznał i poprawił okulary.
-Dzięki, wiem, ja też cię kocham. 
Po ojcowskim uścisku, przypomniał mi o lekcji. Niezwłocznie pobiegłam pod salę. 
Uczniowie już tam czekali. Przeprosiłam radosnych nastolatków, jednak musiałam jeszcze uporać się z...
-Co stało się tak ważnego, że nie mogłaś trochę szybciej wyjść z pokoju?- zaatakowała mnie Ludmiła.
Miałam o niej nie najlepsze zdanie. Była zdolna, przyznaję, nawet bardzo, ale tak niewychowana, jak mało kto. Ostatnio dotarło do mnie jej przezwisko, które sama wymyśliła- Super Nova. Z naszą gwiazdą ciągle były poblemy, jakieś afery i to tylko dlatego, że dziewczyna nie umiała pracować z ludźmi. Trudno przychodziło jej przyznanie, że ktoś z jej przyjaciół bądź wrogów jest lepszy w jakiejś dziedzinie. 
-Ludmiła, przeprosiłam was za spóźnienie. Mam teraz ciężkie chwile...
-Co się dzieje?- wtrąciła Viola, wyłoniwszy się z tłumu.
-Nie odzywaj się!- warknęła blondynka w stronę mojej siostrzenicy.
Zagotowało się we mnie, za to Viola bez gadania wycofała się do przyjaciółek i Leona.
-Co to ma znaczyć? Nie możesz tak traktować nikogo z grupy, zrozumiano?- zabrzmiało na hallu szkoły muzycznej.
-Aż tak cię obchodzą sprawy moralne, czy po prostu bronisz siostrzenicy?- Ludmiła uśmiechnęła się pod nosem i popatrzyła na Naty, a brunetka pokiwała głową nie do końca wiedząc, co się dzieje.
-Nie bądź bezczelna!- nakazałam.
Wyraz twarzy nastolatków mówił sam za siebie: Nie chcieli kolejnego cyrku z Super Novą w roli głównej. Ja też nie, ale dziewczyna pozwalała sobie zdecytowanie na zbyt wiele.
-Przecież ja tylko mówię prawdę wszystkim znaną.- tłumaczyła. 
-Nie, wtrącasz się w cudze życie.- odparłam.- Takim sposobem nie zdobędziesz przyjaciół, tylko wrogów. 
-Nie pytałam cię o wartości życiowe, ale o to, dlaczego się spóźniłaś.- zagestykulowała tak gwałtownie, że Naty o mało co nie upadła.
-Ludmi, przestań.- Leon zabrał głos i próbował wpłynąć na swoją byłą.
-Ty też siedź cicho.-zwróciła się przodem do chłopaka.-Teraz jesteś z tą...małpą.
Oczywiście chodziło jej o swoją odwieczną rywalkę, Violę. Rozumiałam jej zdenerwowanie- zazdrość o Leona.
-Postaraj się ogarnąć swoją zazdrość w domu, dobrze?- próbowałam być miła na tyle, na ile pozwalała mi sytuacja. 
-Angie, co się dzieje?!- niespodziewanie usłyszałam za sobą głos Pabla.
Przełknęłam ślinę. A co jeśli on wszystko usłyszał i zarówno Ludmiła, jak i ja będziemy miały kłopoty? Za poleceniem dyrektora razem weszłyśmy do pokoju nauczycielskiego.
Powinnam czuć się tam swobodnie, jak u siebie. Z uwagi na sytuację tak nie było. Mogłam powiedzieć, że ja i Ludmiła grałyśmy teraz podobną rolę. Za coś, co obu wydawało się nieważne, stałyśmy na "dywaniku". Z tą różnicą, że ja, nauczycielka, okazywałam albo udawałam skruchę, a Ludmiła nawet o to się nie pokwapiła. Stała z założonymi rękami i wyczekująco patrzyła na swojego nauczyciela.
-Co macie mi do powiedzenia?
Pierwsza wyrwała się blondynka.
-Jakich ty nauczycieli zatrudniasz, Pablo, że notorycznie spóźniają się na lekcję?- zawołała oburzona.- Czy ta oto kobieta- wycelowała we mnie palcem- może choć, ten jeden jedyny raz, nie sprawiać kłopotu?
-Czekaj, spokojnie, Ludmiła, to napewno da się jakoś wyjaśnić.- mój przyjaciel próbował załatwić sprawę pokojowo.
Wtedy nastąpił kolejny zwrot akcji. Drzwi otworzyły się dosyć gwałtownie, a do pomieszczenia wszedł Antonio, z którym rozmawiałam wcześniej. Na mój widok uśmiechnął się.
-Angie, nie powinnaś mieć teraz zajęć?
-Powinna- wtrąciła się moja towarzyszka.- Ale nie umiała przyjść na czas, więc siedzimy tutaj.
-Ludmiła!- skarcił ją spojrzeniem.
Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego wolałam przyglądać się z boku całej kłótni. Może dlatego, że jedno dzisiejsze wydarzenie wstrząsnęło mną wystarczająco, by nie zapewniać sobie innych wrażeń. Kiedy głębiej zastanowiłam się nad powodem sprzeczki z egoistyczną nastolatką, stwierdziłam, iż była ona bez sensu. ja mogłam się nie spóźniać, a Ludmiła mogła zwyczajnie odpuścić, ale cóż...Różnie z nami bywa. I z tego względu musiałam teraz dzielić napiętą atmosferę z moimi współpracownikami i uczennicą. Antonio był pochłonięty słuchaniem skarg dziewczyny, za to Pablo chodził bez celu od jednego kąta pokoju do drugiego, mrucząc coś pod nosem.
-Rozumiem, że jesteś poruszona spóźnieniem Angie, ale nie wiem, co miałbym zrobić w tak błachej sytuacji.- przyznał najstarszy z nas i spojrzał na zamyślonego dyrektora.
-Błachej?- powtórzyła z niedowierzaniem.- Chodzę do tej szkoły, by rozwijać swój talent, a właśnie w taki sposób odbiera mi się możliwości.
-Dlaczego to akurat ty masz z tym taki wielki problem, a nie na przykład Violetta?- przemówił Pablo.
-Może dlatego, że nie ma takich możliwości jak ja.- ucięła Super Nova- Jest faworyzowana przez Angie i nie tylko, uważana powszechnie za niesamowicie utalentowaną. A ja jestem pewna, że mogę błyszczeć jaśniej niż ktokolwiek w tej beznadziejnej szkole!
Wyrzuciła z siebie to, co chciała. Przez słowa o Violi i szkole zacisnęłam pięści. W porę uspokoił mnie Pablo ruchem ręki i spojrzeniem przekonał, że on się tym zajmie.
-Ludmiła, myślę, że jeszcze sporo czasu zajmie ci zrozumienie istoty tej szkoły. Musisz nauczyć się pracować w grupie. Bez tego będzie ciężko...
-Ale nie jestem tu niczemu winna!- przerwała zniecierpliwionemu mężczyźnie.
-Tylko tobie tak się zdaje.- odparłam bez chwili zastanowienia. 
-Będzie najlepiej, jeśli wrócisz do wszystkich.- zakończył Antonio.
Nastolatka wyprostowała się i zarzuciwszy długim blond kucykiem, opuściła pokój nauczycielski. Całej pozostałej trójce sprawiło to ulgę.
-Ona jest niemożliwa...- westchnęłam i opadłam na jedno z wolnych krzeseł.
-A ty w niczym jej nie ustępujesz.- stwierdził Pablo, spoglądając w okno.
-Proszę?- zaśmiałam się drwiąco.
-Po pierwsze: nie wolno się spóźniać. A po drugie: co przyszło ci do głowy, by dyskutować z małolatą?- rzucił swoją teczkę na stół.
-Pablo ma trochę racji.- uprzedził mnie Antonio.- Jednak dzisiaj biorę winę na siebie. Rozmawialiśmy przed lekcją, zatrzymałem Angie.
Olśniło mnie. To, co mówił właściciel szkoły było prawdą. Szkoda tylko, że ani ja, ani on nie wpadliśmy na to przy Ludmile. Miałaby zapewne podobną minę do tej Pabla; niezdecydowanie co powiedzieć, jaki ruch wykonać oraz zażenowanie wypisane na czole. 
-Cóż...Sprawa spóźnienia zamknięta.- zarządził mój przyjacieli odetchnęłam.- Ale zapamiętaj. Nie wdawaj się z uczniami, a zwłaszcza z Ludmiłą, w takie kłótnie.
-Oczywiście.- skinęłam głową- Przepraszam, dzisiaj mam kiepski dzień.
-Podobnie nasza Gwiazda.- mruknął starszy pan.
-Jak co dzień.- uzupełnił drugi mężczyzna. 
Po wymianie spojrzeń wszyscy troje zaśmialiśmy się cicho. Czyli jednak coś tego dnia zakończyło się pozytywnie.

Późnym popołudniem znalazłam się w "Para nuestra estrella". Wparowałam do pomieszczenia, gdzie mieliśmy próbę, mojego ulubionego pokoju z fortepianem po środku. Ines i chłopaki już tam byli. Zjawiło się jeszcze paru facetów. Gdy tylko ich zobaczyłam, cofnęłam się do tyłu. Wśród nich rozpoznałam tego nawiedzonego fotografa z poprzedniej wizyty w studio. 
-A...po co nas aż tylu?
-Ten w kręconych brązowych loczkach umie grać na każdym instrumencie, a z kolei ten z aparatem to, jak się pewnie domyślasz, nasz najlepszy fotograf- poinformował mnie Simón.
-Co?- zdziwiłam się- To również w trakcie prób będę fotografowana?
-No jasne, złotko.- przytaknął drugi z bliźniaków.
-Ale niech się pani nie krępuje.- odezwał się fotograf o nazwisku Sanchez- Jest pani bardzo fotogeniczna.
-Szczególnie w tych dżinsach.- dodał Paulo.
-Ha-ha-ha, bardzo śmieszne.- uśmiechnęłam się.
-Przechodzimy do piosenki, czy nie?- niecierpliwił się geniusz intrumentalny.
Usiadł do fortepianu i wyrwał z rąk Paula ksero moich notatek. Oparłam się o instrument. Cóż, zaczął ostrożnie, ale całkiem pewnie odtwarzać melodię, co znaczyło, że ja miałam zacząć śpiewać.
Everybody needs inspiration...- zaczęłam. 
Everybody needs a song. 
Pianista zerkał na mnie bystrymi oczyma, jednak nie zauważyłam w nim nic pozytywnego. Mierzył mnie wzrokiem, chcąc skrytykować. Uspakajające spojrzenie i szeroki uśmiech Ines znów przywróciły mi radość. Wydobywałam z siebie dźwięki, które od czasu do czasu były słabe, bo flesz z aparatu świecił mi prosto w twarz i musiałam co jakiś czas go unikać.
You appear just like a dream to me.- urwałam pospiesznie dźwięk, by wziąć powietrze potrzebne do drugiej frazy.
Just like kaleidoscope colors that cover me.
All I need every breath that I breathe.
Don’t you know you’re beautiful - ciągnełam niezmordowanie wysoki ton ku uciesze znajomych.

Skończyłam odśpiewywać swoją kompozycję. Towarzyszyło mi uczucie szczęścia i spełnienia. Nie dlatego, że słuchaczom się podobało, ale dlatego, że ja sama kochałam to robić. Śpiewać. Patrzeć na pięciolinię i wyobrażać sobie, jak nuty, jedna po drugiej, układają się w przepiękną melodię. Radość, którą czułam pozwoliła mi nawet zapomnieć o mężczyźnie, dla którego napisałam ten utwór.
-Ładne.- oznajmił akompaniator.- Tylko rytm w drugiej zwrotce jest trochę inny.
-Tak miało być.- zapewniłam i nieznajomy z nazwiska nie śmiał się sprzeciwić.

-Jestem Mateo.- wystawił dłoń do uścisku.
Po szybkim, lecz dokładnym przyjrzeniu się mężczyźnie pomyślałam, że znajomość z nim może być interesująca. Nie musiałam się przedstawiać, więc tylko uścisnęłam dłoń Mateo i przyznałam, że miło mi poznać jego imię. Wtedy nowy znajomy się uśmiechnął. Wyładniał, głęboko czekoladowe oczy błyszczały się, dodając mu niezidentyfikowanego uroku. Odwzajemniłam uśmiech, a kiedy Mateo zaproponował powrót do pracy, od razu przytaknęłam. 
-Ja nazywam się Javier.- fotograf klepnął mnie delikatnie w ramię.
Okazałam swoje zadowolenie z nowych znajomości, każąc Paulowi przynieść coś mocnego do picia. Zanim w ogóle zaczęliśmy jakąkolwiek pracę nad utworem, wypiliśmy wszyscy po kieliszku symbolicznego szampana. Potem usiadłam na małej kanapie wraz z Ines, a Mateo zajął fotel obok. Chwycił gitarę i szarpnął struny kilka razy. Bliźniacy przyglądali się nam z daleka, Javier biegał wokół z aparatem. Nawet chęć udokumentowania każdej chwili z mojego życia mi nie zawadzała, by dobrze się bawić. 
Atmosfera była niemal rodzinna. Za oknami była ciemna noc, a my dopiero się rozkręcaliśmy.
-Angie- zwrócił się do mnie Mateo.- Powtórz końcówkę od You appear...
Kiwnęłam głową i wziąwszy oddech, otworzyłam gardło.
Just like kaleidoscope colors that cover me.
All I need every breath that I breathe.- starałam się, by każdy dźwięk brzmiał czysto.
Don’t you know you’re beautiful.
Mateo dał mi znak, abym się zatrzymała. Oznajmił, że ma pomysł, po czym natychmiast rozpoczął tworzyć melodię. Brzmiała bardziej rockowo, ale pasowała do stylu piosenki. Chwyciłam w dłonie niewłączony mikrofon i postanowiłam trochę poimprowizować.
-When the waves are flooding the shore and I can’t find my way home anymore. That’s when I,-zatrzymałam dźwięk.- I, I look at you.
Rozejrzałam się po sali. Wszyscy, a szczególnie Ines i Mateo, zadowoleni dotrzymywali mi towarzystwa. Akompaniator nie przestawał grać. Dlatego wyszedł nam idealny finał piosenki. Nie ma to jak zaczynać od końca, prawda?
Skończyliśmy, a ja nie potrafiłam pohamować śmiechu. Czy byłam dumna? Tak, w końcu to moja pierwsza kompozycja, a wcale nie okazało się, że jest beznadziejna. Ale dumę zaćmiło inne uczucie. Radość z pasji i bycia blisko ludzi, którzy mnie akceptują.
-Omówmy, jak to będzie wyglądać.- zarządziła Ines z udawaną powagą. Sama również była rozbawiona.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
-Mogę?- podniosłam rękę, jak w szkole.
-Pewnie, słuchamy.- rozpromienił się Mateo.
-Proponuję, aby muzyka stopniowo nabierała siły. Może zaczniemy samym pianinem i dopiero pod koniec pierwszej zwrotki dodamy bębny. Co wy na to?
-Druga zwrotka będzie już mocniejsza, pokażesz co umiesz.- dodał jeden z dźwiękowców.
-Trzecia część zacznie się cicho, prawie bez instrumentów. Ale w trakcie twojej wokalizy- to oczywiście mówił Mateo.- wejdzie gitara elektryczna, a potem będzie ciągnąć solówkę. 
Patrząc bezpośrednio na mnie, kontynuował:
-Ozdobisz podkład jakimiś wysokimi tonami, zakończysz mocnym refrenem. Dobra?
-Wspaniale!- zareagowałam jak siedmioletnia dziewczynka.
-Widzimy się jutro.- oznajmił Simón, który do tamtej chwili nie specjalnie chciał się udzielać- Podobno ma przyjść ten...Jak mu tam?...Augusto Fernandéz.
-Jutro? Matko Boska!- zawołałam przerażona.
-Nie martw się. Super wypadniesz.- próbował mnie uspokoić Javier.
-Dlatego musisz wrócić do domu i kłaść się spać.- powiedziała Ines, wskazując dyskretnie wyjście.
-Racja. Już północ.- Simón sprawdził zegarek.- Mati, odwieziesz dziewczyny?
-Nie ma takiej potrzeby.- zdążyłam zebrać myśli przed nowym znajomym. 
-Nie pozwolę, by dwie śliczne kobiety włóczyły się po mieście same.- mężczyzna objął mnie i moją przyjaciółkę w talii.
Wszyscy opuścili firmę z uśmiechem. Bliźniacy razem z Javierem skierowali się do tramwaju i odjechali w odwrotną od nas stronę, natomiast Mateo zaprosił mnie i Ines do swojego Mercedesa. Zajęłam miejsce z tyłu i wytrwałam podróż.
W domu nie miałam siły nawet nic zjeść i przebrać się w pidżamę. Ograniczyłam wieczorną toaletę do pozbawienia się ubrań, następnie ledwo przytomna przykryłam się kołdrą. 

_______________________________________________________
Czekam na groźby. XD
Mam jedno pytanie: Co sądzicie o wątku Angie i jej kariery? Interesuje Was to w ogóle?
Tymczasem żegnam, bo leci mój ulubiony serial kryminalny. :D
A, jeszcze przepraszam za ewentualne błędy, co już stało się rutyną. 
Mil besos,

Ruda