Granatowe niebo zwisało nad willą Castillo. Noc nie była zdumiewająco gwiaździsta, księżyc niestety schował się za szarymi chmurami. Ogród pogrążony w ciemności sprawiał wrażenie tajemniczego i dlatego również groźnego. Przeszłam wąską dróżkę przez posesję i znalazłam się przed dębowymi drzwiami. Mimo że klamka stawiała nadzwyczajnie duży opór, wreszcie weszłam do środka.
Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, już dopadły mnie wyrzuty sumienia. Widok mężczyzny, który zmęczoną twarzą spoglądał na zegarek i wzdycha, tylko je wzmocniła. Nogi poprowadziły mnie w jego stronę. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powiedzieć o podpisanej umowie i pewnym rozpoczęciu nagrań, lecz szybko zrezygnowałam.
-Gdzie ty byłaś?- wycedził German.
Nawet nie zdążyłam odeprzeć tego niespodziewanego ataku. Wcześniej wyglądał na podminowanego, teraz raczej na rozzłoszczonego.
-Pytam się, gdzie byłaś?!- wykrzyczał.
"Jemu się chyba kompletnie w głowie poprzewracało"- pomyślałam mimowolnie. Facet twierdzi, że może mną rządzić.
-Po pierwsze: nie pozwalaj sobie. A po drugie: ucisz się, bo ktoś może nas usłyszeć- podsumowałam trochę nie poradnie swoje myśli.
-Nie uciszaj mnie!- nic innego w głowie nie miał.
-Będę, bo zachowujesz się jak pięciolatek.
Do tej pory byłam spokojna, ale nie wytrzymałam. Germanowi także wylatywała para z nosa i uszu. Zbliżał się ku wybuchowi. O ile to już wcześniej nie nastąpiło.
-Wyjaśnij swoje zachowanie- zachciało się opiekuńczemu szwagrowi.
-A mówią, że to kobiety często zmieniają humory- wtrąciłam uwagę na temat jego chwiejności nastrojów- Zresztą, co ty odwalasz? Ile ja mam lat, że tak się do mnie odzywasz?!
-Pamiętasz, co mówiłaś o ciszy?- wrednie łapał mnie za słówka.
-Wiem, co mówiłam!- zdziwiłam sama siebie-"Kłótnie o tej porze?"
-Czy kiedy tam sobie beztrosko śpiewałaś, pomyślałaś, że się o ciebie martwimy? Skoro ja cię nie obchodzę, to chociaż miej na uwadze Violę.
Cios poniżej pasa? Nie sądzę.
-A ja jestem dla was ważna, czy tylko mi się zdawało przez ten rok mieszkania tutaj?-stałam się statyczna-Nie mogę uwierzyć, że po tym ile trudu włożyłam w ulepszenie waszych relacji, ty odpłacasz mi się krzykiem i awanturami.
Odwróciłam się na pięcie. Jak najszybciej chciałam stracić Germana z oczu. No i wtedy zrobił to, co zawsze. Chwycił moją dłoń i za nim się spostrzegłam, patrzyłam mu w oczy.
-Nie chciałem sprawić ci przykrości- rzekł cicho- Przepraszam.
Tonęłam w czekoladowym morzu jego tęczówek. Nieświadomie zaczynałam mu wierzyć i wybaczać każde słowo.Urok osobisty. Działały jak najlepsza terapia. Złość mijała, napięcie spadało. "Właściwie o co ja się gniewam? O to, że facet się o mnie troszczy?"- byłam przekonana, że myślę logicznie.
-Nie, German, to ja przepraszam- zniżyłam się do tego poziomu- Przykro mi, że się martwiliście. I naprawdę, obchodzisz mnie i to bardzo.
Uśmiechnął się, po czym powoli przyciągnął mnie do siebie. Kiedy tulił do swojej klatki piersiowej moje ciało, kołysaliśmy się. Odetchnęłam z ulgą, przykładając policzek do ramienia mężczyzny.
-Dlaczego tak drżysz?
-Na polu jest dość chłodno- wytłumaczyłam i objąwszy swego towarzysza, zamknęłam oczy. -Przyniosę ci herbatę, a ty idź do siebie i się przebiesz- rozkaz zabrzmiał niesamowicie delikatnie.
Wypełniałam jego polecenie. Po chwili leżałam już pod ciepłą kołdrą w pidżamie, czekając na Germana. Gdy ja właśnie zbierałam myśli na temat studia i pracy, "służba" dostarczyła obiecaną herbatę.
-Dzięki- odebrałam gorący kubek.
Po wypiciu odrobiny od razu zrobiło mi się cieplej. Chłeptałam łyk za łykiem, herbata była wyjątkowo smaczna. Może dlatego, że podana przez ukochanego, który teraz przyglądał mi się z uśmiechem.
-Już lepiej?- zapytał troskliwie.
-Tak- odpowiedziałam, odłożywszy pusty kubek na stolik.
Trwała chwila głuchej ciszy. Zapewne gdyby w moim pokoju latała mucha, byłoby ją słychać. Mi jednak taki zwrot akcji ani trochę nie przeszkadzał. Czułam wtedy na sobie wzrok pana domu, pod którego wpływem się rumieniłam. Spoglądałam na mojego obserwatora z pewnym pożądaniem, ale także niepewnością. German powolutku zbliżał się do mnie, wywołując tym przyśpieszone bicie mego serca. Bacznie obserwowałam jego ruchy. Mężczyzna był trochę zmieszany, lecz robił to, co uważał za odpowiednie. Wtem poczułam, jak nasze policzki się stykają, a szerokie ramię mnie obejmuje. Wtuliłam się w tors Germana. Znów tkwiliśmy w uścisku, w zupełnej ciszy.
Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, już dopadły mnie wyrzuty sumienia. Widok mężczyzny, który zmęczoną twarzą spoglądał na zegarek i wzdycha, tylko je wzmocniła. Nogi poprowadziły mnie w jego stronę. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powiedzieć o podpisanej umowie i pewnym rozpoczęciu nagrań, lecz szybko zrezygnowałam.
-Gdzie ty byłaś?- wycedził German.
Nawet nie zdążyłam odeprzeć tego niespodziewanego ataku. Wcześniej wyglądał na podminowanego, teraz raczej na rozzłoszczonego.
-Pytam się, gdzie byłaś?!- wykrzyczał.
"Jemu się chyba kompletnie w głowie poprzewracało"- pomyślałam mimowolnie. Facet twierdzi, że może mną rządzić.
-Po pierwsze: nie pozwalaj sobie. A po drugie: ucisz się, bo ktoś może nas usłyszeć- podsumowałam trochę nie poradnie swoje myśli.
-Nie uciszaj mnie!- nic innego w głowie nie miał.
-Będę, bo zachowujesz się jak pięciolatek.
Do tej pory byłam spokojna, ale nie wytrzymałam. Germanowi także wylatywała para z nosa i uszu. Zbliżał się ku wybuchowi. O ile to już wcześniej nie nastąpiło.
-Wyjaśnij swoje zachowanie- zachciało się opiekuńczemu szwagrowi.
-A mówią, że to kobiety często zmieniają humory- wtrąciłam uwagę na temat jego chwiejności nastrojów- Zresztą, co ty odwalasz? Ile ja mam lat, że tak się do mnie odzywasz?!
-Pamiętasz, co mówiłaś o ciszy?- wrednie łapał mnie za słówka.
-Wiem, co mówiłam!- zdziwiłam sama siebie-"Kłótnie o tej porze?"
-Czy kiedy tam sobie beztrosko śpiewałaś, pomyślałaś, że się o ciebie martwimy? Skoro ja cię nie obchodzę, to chociaż miej na uwadze Violę.
Cios poniżej pasa? Nie sądzę.
-A ja jestem dla was ważna, czy tylko mi się zdawało przez ten rok mieszkania tutaj?-stałam się statyczna-Nie mogę uwierzyć, że po tym ile trudu włożyłam w ulepszenie waszych relacji, ty odpłacasz mi się krzykiem i awanturami.
Odwróciłam się na pięcie. Jak najszybciej chciałam stracić Germana z oczu. No i wtedy zrobił to, co zawsze. Chwycił moją dłoń i za nim się spostrzegłam, patrzyłam mu w oczy.
-Nie chciałem sprawić ci przykrości- rzekł cicho- Przepraszam.
Tonęłam w czekoladowym morzu jego tęczówek. Nieświadomie zaczynałam mu wierzyć i wybaczać każde słowo.
-Nie, German, to ja przepraszam- zniżyłam się do tego poziomu- Przykro mi, że się martwiliście. I naprawdę, obchodzisz mnie i to bardzo.
Uśmiechnął się, po czym powoli przyciągnął mnie do siebie. Kiedy tulił do swojej klatki piersiowej moje ciało, kołysaliśmy się. Odetchnęłam z ulgą, przykładając policzek do ramienia mężczyzny.
-Dlaczego tak drżysz?
-Na polu jest dość chłodno- wytłumaczyłam i objąwszy swego towarzysza, zamknęłam oczy. -Przyniosę ci herbatę, a ty idź do siebie i się przebiesz- rozkaz zabrzmiał niesamowicie delikatnie.
Wypełniałam jego polecenie. Po chwili leżałam już pod ciepłą kołdrą w pidżamie, czekając na Germana. Gdy ja właśnie zbierałam myśli na temat studia i pracy, "służba" dostarczyła obiecaną herbatę.
-Dzięki- odebrałam gorący kubek.
Po wypiciu odrobiny od razu zrobiło mi się cieplej. Chłeptałam łyk za łykiem, herbata była wyjątkowo smaczna. Może dlatego, że podana przez ukochanego, który teraz przyglądał mi się z uśmiechem.
-Już lepiej?- zapytał troskliwie.
-Tak- odpowiedziałam, odłożywszy pusty kubek na stolik.
Trwała chwila głuchej ciszy. Zapewne gdyby w moim pokoju latała mucha, byłoby ją słychać. Mi jednak taki zwrot akcji ani trochę nie przeszkadzał. Czułam wtedy na sobie wzrok pana domu, pod którego wpływem się rumieniłam. Spoglądałam na mojego obserwatora z pewnym pożądaniem, ale także niepewnością. German powolutku zbliżał się do mnie, wywołując tym przyśpieszone bicie mego serca. Bacznie obserwowałam jego ruchy. Mężczyzna był trochę zmieszany, lecz robił to, co uważał za odpowiednie. Wtem poczułam, jak nasze policzki się stykają, a szerokie ramię mnie obejmuje. Wtuliłam się w tors Germana. Znów tkwiliśmy w uścisku, w zupełnej ciszy.
You appear just like a dream to me.
Just like kaleidoscope colors that cover me.
All I need every breath that I breathe.
Don't you know you're beautiful.
Just like kaleidoscope colors that cover me.
All I need every breath that I breathe.
Don't you know you're beautiful.
Słowa układały mi się w głowie pod wpływem chwili. Przypomniało mi się studio i umowa. I to, że jeszcze nikomu bliskiemu o tym nie powiedziałam. Szybko przegoniłam te myśli. Zostałam ostrożnie położona na poduszkach. Mój opiekun pożegnał mnie cmoknięciem w policzek i zgasiwszy światło, wyszedł. Zasnęłam, wciąż myśląc o swoim postępowaniu.
Znalazłam się w jakiejś ogromnej rezydencji. Opisywanie zajęłoby mi bardzo dużo czasu, więc wolę przejść do konkretów. Zapierała dech w piersiach. Ni z tego ni z owego przede mną pojawili się German wraz ze swoją narzeczoną. Z oddali dochodził do moich uszu szum fal, a oni szli w kostiumach kąpielowych, uśmiechnięci, radośni. Wtem poczułam jakby coś mnie rozrywało. "Wyszła" ze mnie Druga Ja. Klon stanął obok, zachowując nienaturalną powagę.
"Ja mam taką brzydką cerę?"- pomyślałam. Wpatrywałam się w siebie, jak w lustrzane odbicie. Po chwili zrozumiałam, co się dzieje. Druga Angie miała być mną w tym śnie, a prawdziwa ja byłam widzem.
Panna LaFointene poszła dalej w stronę plaży, natomiast German rozejrzał się nerwowo wokół i energicznie zbliżył się do Aktorki. Zachowywał się, jakby czas go gonił albo coś stało na przeszkodzie jego planom.
-Witaj, kochanie- cmoknął Inną Mnie w policzek, Ona odwdzięczyła się tym samym. A ja czułam ogień na policzku w miejscu, które dotknęły wargi mężczyzny.
-Idziesz z Jade na plażę?- to pytanie Drugiej Angeles wydawało mi się głupie. Rzecz była oczywista.
-Przepraszam, że nie spędzę z tobą dnia- pogłaskał "mnie" po szyi.
Oni, a raczej my, darzyliśmy się pięknym uczuciem, o czym świadczył czuły pocałunek, w którym oboje się zatraciliśmy. Obserwołałam "nasze" ruchy.
"Ale mam niedbały strój i makijaż. I zawsze jestem taka sztywna, gdy całuję się z facetem?"- zaskoczyłam siebie negatywnie.
-Wiesz, że nie mogę przychodzić do twojego pokoju w nocy, prawda?- zaczynałam wreszcie rozumieć o co chodzi w tej całej scenie.
-Tak, rozumiem, nie możesz- kobieta spuściła głowę i westchnęła smutno.
German uśmiechnął się pokrzepiająco, musnął "moje" usta, na co drgnęłam. Przytulił Drugą Angie i odszedł w kierunku plaży, gdzie Jade czekała zniecierpliwiona. Nagle, w jednej chwili, wszystko zniknęło, pękło, niczym bańka mydlana. Ostatni obraz jaki pamiętam to "ja" stojąca samotnie ze łzami w oczach.
"Ja mam taką brzydką cerę?"- pomyślałam. Wpatrywałam się w siebie, jak w lustrzane odbicie. Po chwili zrozumiałam, co się dzieje. Druga Angie miała być mną w tym śnie, a prawdziwa ja byłam widzem.
Panna LaFointene poszła dalej w stronę plaży, natomiast German rozejrzał się nerwowo wokół i energicznie zbliżył się do Aktorki. Zachowywał się, jakby czas go gonił albo coś stało na przeszkodzie jego planom.
-Witaj, kochanie- cmoknął Inną Mnie w policzek, Ona odwdzięczyła się tym samym. A ja czułam ogień na policzku w miejscu, które dotknęły wargi mężczyzny.
-Idziesz z Jade na plażę?- to pytanie Drugiej Angeles wydawało mi się głupie. Rzecz była oczywista.
-Przepraszam, że nie spędzę z tobą dnia- pogłaskał "mnie" po szyi.
Oni, a raczej my, darzyliśmy się pięknym uczuciem, o czym świadczył czuły pocałunek, w którym oboje się zatraciliśmy. Obserwołałam "nasze" ruchy.
"Ale mam niedbały strój i makijaż. I zawsze jestem taka sztywna, gdy całuję się z facetem?"- zaskoczyłam siebie negatywnie.
-Wiesz, że nie mogę przychodzić do twojego pokoju w nocy, prawda?- zaczynałam wreszcie rozumieć o co chodzi w tej całej scenie.
-Tak, rozumiem, nie możesz- kobieta spuściła głowę i westchnęła smutno.
German uśmiechnął się pokrzepiająco, musnął "moje" usta, na co drgnęłam. Przytulił Drugą Angie i odszedł w kierunku plaży, gdzie Jade czekała zniecierpliwiona. Nagle, w jednej chwili, wszystko zniknęło, pękło, niczym bańka mydlana. Ostatni obraz jaki pamiętam to "ja" stojąca samotnie ze łzami w oczach.
Coś podpowiedziało mi, by otworzyć oczy. Leżałam w swoim łóżku, w swoim pokoju. Nic się nie zmieniło. "A więc to tylko sen"-pomyślałam. Znów przymknęłam powieki, ale sen nie powrócił. To wyobrażenie było za realne, żeby obejść się z nim z obojętnością. A co jeśli przedstawiono mi moją przyszłość? Jeśli będę dla Germana tylko kochanką, a on ożeni się z Jade? Nic tak naprawdę się nie zmieni. Jedynie się zestarzeję i stracę wiarę w to, co kocham. Patrzyłam się w sufit, nie przestając wyobrażać sobie grożącego mi trójkąta miłosnego...
Następnego dnia zostałam bezlitośnie wyciągnięta z łóżka przez jaskrawe promienie słońca. Wykonałam podstawowe czynności związane z poranną toaletą i kwadrans później schodziłam po schodach w długiej, zwiewnej, spódnicy w kolorze bordowym i bluzce z falbaną w złamanej bieli. Szczerze, próbowałam wyrównać oddech i zachować należyty spokój, co było trudne, ponieważ wciąż miałam w głowie swój sen.
Zgromadzeni przy stole domownicy przywitali mnie z uśmiechem i zjedliśmy wspólnie posiłek uważany za najważniejszy w ciągu dnia. Kiedy przypomniałam sobie, ile dzisiaj muszę zrobić, załamałam ręce. Dostrzegłam spojrzenie szwagra, którym najprawdopodobniej obdarzał mnie przez cały ranek i z tego powodu Jade była wyraźnie niezadowolona.
Zastanawiam się, jak German może to robić. Być tak bezlitostym dla kobiecych uczuć. Dobrze, z Jade nie łączyło go głębokie uczucie, ale mógł się chociaż pokwapić o resztki szacunku dla swojej partnerki. Spędził z tą kobietą lata i mimo braku okazywania jej specjalnych względów, nie zamierzał pójść o ktok naprzód. Byl bezradne jak małe dziecko. Dopóki Ramallo, czy ja nie przemówimy mu do rozsądku, będzie tkwił w związku bez przyszłości. Choć mnie kochał...Z dnia na dzień to stwierdzenie wydawało mi się coraz bardziej absurdalne.
Panna LaFointene wygoniła mnie z domu swoim wściekłym spojrzeniem. Z prędkością światła pognałam do Studia. Pablo wybaczył mi dziesięciominutowe spóźnienie. Lekcje z młodzieżą minęły, jak zwykle, w miłej atmosferze. Nie miałam czasu na jakiekolwiek pogaduchy w pokoju nauczycielskim. Popołudniu przemknęłam przez główny korytarz tak, aby Violetta mnie nie zauważyła i skierowałam się do studia nagraniowego.
Zgromadzeni przy stole domownicy przywitali mnie z uśmiechem i zjedliśmy wspólnie posiłek uważany za najważniejszy w ciągu dnia. Kiedy przypomniałam sobie, ile dzisiaj muszę zrobić, załamałam ręce. Dostrzegłam spojrzenie szwagra, którym najprawdopodobniej obdarzał mnie przez cały ranek i z tego powodu Jade była wyraźnie niezadowolona.
Zastanawiam się, jak German może to robić. Być tak bezlitostym dla kobiecych uczuć. Dobrze, z Jade nie łączyło go głębokie uczucie, ale mógł się chociaż pokwapić o resztki szacunku dla swojej partnerki. Spędził z tą kobietą lata i mimo braku okazywania jej specjalnych względów, nie zamierzał pójść o ktok naprzód. Byl bezradne jak małe dziecko. Dopóki Ramallo, czy ja nie przemówimy mu do rozsądku, będzie tkwił w związku bez przyszłości. Choć mnie kochał...Z dnia na dzień to stwierdzenie wydawało mi się coraz bardziej absurdalne.
Panna LaFointene wygoniła mnie z domu swoim wściekłym spojrzeniem. Z prędkością światła pognałam do Studia. Pablo wybaczył mi dziesięciominutowe spóźnienie. Lekcje z młodzieżą minęły, jak zwykle, w miłej atmosferze. Nie miałam czasu na jakiekolwiek pogaduchy w pokoju nauczycielskim. Popołudniu przemknęłam przez główny korytarz tak, aby Violetta mnie nie zauważyła i skierowałam się do studia nagraniowego.
Minęłam wrota do sławy i przeskoczyłam przez pierwsze schody. Do tej pory znałam tylko trójkę pracowników, jednak teraz mijało mnie wielu prawników, dźwiękowców, scenografów. Pokonywałam kolejne stopnie, następne drzwi mignęły mi przed oczami, gdy poczułam, jak ktoś łapie moją dłoń. Odwróciłam i spojrzałam z lekkim wyrzutem na fotografa o włosach w kolorze piasku.
-Angeles Saramego?- czy gdyby nie był pewny, zachowałby się tak zuchwale.
-Tak- przytaknęłam niepewnie, rozglądając się po holu. Nikt nie wydawał się zainteresowany naszą dwójką.
-Proszę pamiętać, że w pani nasza jedyna nadzieja- niemal wyszeptał wprost do mojego ucha.
Nie wiedziałam, co myśleć o tym mężczyźnie i jego zachowaniu. Kiedy mówił wydawał się roztrzęsiony. Sprawiał wrażenie obłąkanego. Raczej nie należało się go bać, aczkolwiek też nie pozostawić bez jakiejkolwiek uwagi. Moją twarz w jednej chwili przyozdobił uśmiech.
-Będę pamiętać- zapewniłam.
I pozostawiłam nieznanego z imienia fotografa samemu sobie. Na piętrze wyżej znajdował się gabinet dyrektorki. Przez te kilkanaście sekund, które spędziłam na kolejnym biegu, mogłam dosłyszeć niezidentyfikowane krzyki.
Wreszcie bezceremonialnie wpadłam do królestwa Ines. W sekundzie stanęłam sztywno i wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. W pomieszczeniu znajdowało się kilku mężczyzn w garniturach z grobowym wyrazem twarzy. Ledwo dostrzegłam czubek głowy przyjaciółki. Mimo że wszyscy przyglądali mi się uważnie, nikt nie śmiał wyprosić z biura. Speszona szłam w stronę dyrektorki. Nie przywiązywałam wagi do ciężkiej atmosfery i milczenia.
-Dzień dobry!- powitałam nieznajomych z uśmiechem- Ines, czy możesz wytłumaczyć mi co się dzieje? Cały budynek oszalał, a jakiś fotograf powiedział, że we mnie jedyna nadzieja.
Teraz te słowa wydawały mi się śmieszne. Męczyła mnie ciekawość. Zaniepokoiłam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam zmęczenie na twarzy Ines. Opadła bezwładnie na krzesło i westchnęła ciężko.
-Angie...Przykro mi, że dowiadujesz się w taki sposób.
-Co się stało?
-To pani nazywa się Saramego?- usłyszałam za sobą głos jednego z gości.
Gdy odwróciłam głowę, ujrzałam wysokiego prawnika w okularach i szarym garniturze. Patrzył na mnie wyczekująco. Ja natomiast miałam wrażenie, że jeśli zacznę mówić, będę się jąkać.
-Tak, to ja- przyznałam. Wyciągnęłam dłoń, którą nowy znajomy niezwłocznie uścisnął, przedstawiając się jako Augusto Fernandéz.
-Czy zna pani warunki umowy z firmą fonograficzną "Para nuestra estrella"?- trzymał w dłoniach znany mi dokument.
-Znam bardzo dobrze- następnie zwrociłam się do Ines- O co tu chodzi?
Sytuacja zaczęła być irytująca. Miałam w zwyczaju mówić wtedy wyraźniej, głośniej i trochę szybciej niż zazwyczaj. Gestykulowałam, przyciągając spojrzenia prawników.
-Czy mogą panowie zostawić nas same?- poprosiła rudowłosa.
Mężczyźni natychmiast spełnili życzenie, a ja zajęłam miejsce na przeciwko rozmówczyni.
-Powiem wprost- upewniła się, że drzwi są zamknięte- Zostałaś wciągnięta we współpracę z firmą, która nie ma nawet grosza. Ci prawnicy chcą ją zamknąć i przerobić na galerię handlową. Przykro mi, że musiałaś zobaczyć to całe zamieszanie.
W pierwszej chwili w ogóle nie dotarły do mnie słowa przyjaciółki. Kiedy zapytałam o jakieś szczegóły, ta zaczęła wyjaśniać od początku.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Siedziałam w parku bez możliwości powrotu do domu, a to przez kłopoty ze studiem. We wszystkie nasze umowy wkładaliśmy za dużo pieniędzy, one nie wypalały, a my pogrążyliśmy się w długach. Aby uratować firmę, pozwoliłam wziąć im- wskazała na drzwi- mój dom.
-Mówiłaś, że to przez faceta?- aż dziwne, że w ogóle zdołałam z siebie wydusić słowo.
-No bo tak. Mój eks odszedł, wyczyszczając mi wcześniej konto, więc nie miałam z czego im zapłacić.
Przetwarzałam wolno informacje. Ines zmieniła się z radosnej dwudziestoparolatki w kobietę załamaną życiem. Miała na swojej drodze więcej przeszkód niż mogłam się spodziewać. Doskwierały mi wyrzuty sumienia. Przez ten cały ciągle zasypywałam ją swoimi problemami, nie dając nawet szansy na zwierzenie się. Doukładałam sobie w głowie wydarzenia ostatnich trzydziestu minut, lecz dalej nie rozumiałam jednej rzeczy.
-Ale co ja mam do tego?
Ines również ocknęła się z rozmyślania. Chętna do wyjaśnień nachyliła się nad biurkiem.
-Ty, nowe odkrycie, miałaś przynieść tutaj coś nowego. Miałaś wyratować nas z kłopotów. Jeśli Twoja płyta dobrze by się sprzedawała, studio mogłoby dalej istnieć, a te bałwany odczepiłyby się raz na zawsze.
Rzuciła z pogardą i przespacerowała się po swoim biurze, podczas gdy ja zastanawiałam się, co powiedzieć.
-Spokojnie- próbowałam rozładować napięcie- Jednak nie jest tak źle.
-Nie tak źle?- właścicielka firmy stała się wzburzona.
-Przecież jeśli nagramy mój album, wszystko się poukłada- odparłam beztrosko.
-Naprawdę to zrobisz?- Ines rozpromieniła się, ale dalej wyraźnie niedowierzała.
-Pewnie- uśmiechnęłam się szeroko.
Kobieta odwdzięczyła mi się silnym uściskiem. Odwzajemniałam go.
-Ines?
-Tak?
-Mam zamiar pogonić tych gości- oznajmiłam stanowczo, ale przyjacielsko.
-Ależ proszę bardzo. Droga wolna.
Żwawym krokiem pokonałam odległość od biurka do drzwi. Otworzyłam je gwałtownie. A ci dalej tam stali. Nieproszeni o ponowne wejście, wkroczyli do gabinetu, co tylko obnizyło moją opinię o nich. Augusto Fernandez kończył szyk bojowy, jakby bał się którejś z nas. A my przecież byłyśmy tylko słabymi kobietkami i nie chciałyśmy zrobić im krzywdy. No przynajmniej nie Ines.
-Zapoznałam się z sytuacją- przemówiłam jako pierwsza- I muszę przyznać, iż jest trudna.
-Ma pani rac...
-A mimo to znalazłyśmy rozwiązanie- przerwałam panu Augusto jego mało znaczącą wypowiedź.
-Czyżby?- odezwał się jakiś inny prawnik z nutką kpny w głosie.
-Owszem- przytaknęłam jeszcze raz, by do wszystkich dotarła ta informacja- Studio "Para nuestra estrella" wyda moją płytę i wyjdzie na prostą.
-Ależ to niedorzeczne!- zawołał pan Augusto- To niemożliwe, by jedna osoba wyratowała wielką firmę z tak poważnych kłopotów.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie."Co się odzywasz, bałwanie?"- pomyślałam. Jak można nie wierzyć w drugiego człowieka aż do tego stopnia? Skreślił mnie od razu. Uznał mnie za bezsilną, a nawet mnie nie słyszał...
-Przykonamy się- odparłam ostro- Proszę jutro przyjść na nagranie.
Nerwowo wyszłam z pomieszczenia, zostawiwszy Ines na pastwę tych bezlitosnych hien. Ale wcześniej zbiłam ich z tropu, także powinna sobie z nimi poradzić. Wiedziałam, że pani dyrektor też potrafi być stanowcza. Mijałam kolejne korytarze. Kiedy wreszcie przepchałam się przez tłum pracowników i uwolniłam się od jazgotu i kłótni, zegar na ratuszu wskazywał osiemnastą. I nadle przypomniałam sobie, że dzisiaj byłam umówiona z Violettą na lekcję hiszpańskiego...Pobiegłam w stronę przystanku tramwajowego.
Środek komunikacji miejskiej miał zawieść mnie prawie pod sam dom Germana. Z pośpiechu i nerwów nawet nie kupiłam biletu, ale doszło to o mnie dopiero, gdy tramwaj zatrzymał się na moim osiedlu. Wyskoczyłam przez automatyczne drzwi i dwie minuty później przekroczyłam próg willi.
Kolacja czekała. Viola jako pierwsza zasiadła do stołu, razem ze mną dołączyła Olgita i Ramallo. Spojrzałam na pysznie wyglądające potrawy i uzmysłowiłam sobie, iż od południa nie miałam nic w ustach. Energicznie zaczęłam posiłek, co nie uszło uwadze gospodyni.
-Angie, chyba byłaś bardzo głodna, prawda?
-Tak- przytaknęłam między kęsami- Bardzo dobre.
Tym sposobem uszczęśliwiłam jednego z domowników. Na tym się nie skończyło. Viola przerwała dziwną ciszę.
-Przeczytałam całego "Martina Fierro"- bawiła się jedzeniem.
-To super...- nie miałam czasu, ani chęci na dłuższe odpowiedzi.
-Ten pasterz był niesamowity- powiedziała bez przekonania.
-Violu, może porozmawiamy o tym jutro, co?- zaproponowałam- Jestem bardzo zmęczona.
Ziewnęłam sztucznie, a wtedy dziewczyna zgodziła się z ukrywanym uśmiechem. Tak więc wstałam od stołu i porywając za sobą torebkę, skierowałam się na schody. Natknęłam się na szwagra. Miał poważną minę, lecz kiedy mnie zobaczył rozweselił się. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, ale ja jak najprędzej chciałam od tego uciec. Skręciłam w prawo. Dla Germana było to lewo i zetknęliśmy się. Spróbowałam inaczej. Skręciłam w lewo- stało się to samo. Czy on to robi specjalnie? Chyba tak, skoro ma na twarzy głupawy uśmieszek.
-Przyjść do ciebie za chwilkę?- szepnął.
-Nie, lepiej będzie jak się położysz- odmówiłam.
Wyraźnie zdziwiłam tym mężczyznę. A co najgorsze- samą siebie. Zwinnie przemknęłam obok i schowałam się w sypialni. Gdy leżałam już pod kołdrą, układałam sobie w głowie to, co się stało.
Wczoraj szaleńczo zakochana, a dzisiaj niechętna? Nie poznawałam samej siebie. Fakt, od początku romans z ojcem Violetty wydawał mi się abstrakcyjny. Stało się. Nie mogłam zaprzeczyć, iż żywię do niego piękne uczucie, ale nie byłam pewna, czy on go odwzajemnia. Czy nie jestem zabawką, którą może odłożyć, kiedy mu się podoba, a ona zawsze będzie przy nim, bo nawiązali silną więź. Czy on nie zaspakaja sobie mną jedynie potrzeb...cielesnych. Nie wiedziałam tego. W tym wszystkim tak łatwo było o potknięcie. Romansowaliśmy, żyjąc pod jednym dachem z jego narzeczoną. To nie mogło skończyć się dobrze. Mimo że tak naprawdę nasz "związek" trwał zaledwie kilka dni, męczył mnie. Należę do osób otwartych, łatwowiernych i momentami gadatliwych, lecz niestety, taka nie mogłam być w tej całej sytuacji. Nie mogłam być sobą.
Znurzona ciepłem pościeli i nastrojem w pokoju, nie stawiałam oporu powiekom, które pragnęły się zamknąć. Po chwili spałam w oczekiwaniu na kolejny pracowity dzień.
_________________________________________________
Prezentuję dziesiątkę- nic nadzwyczajnego.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy językowe lub ortograficzne.
Następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej dopiero na przełomie sierpnia i września.
Hasta la vista, amigos!
Ruda
PS: Dzisiaj zaczynam nadrabiać "Violę". Dwadzieścia odcinków w pięć dni. :D Życzcie powodzenia!
-Angeles Saramego?- czy gdyby nie był pewny, zachowałby się tak zuchwale.
-Tak- przytaknęłam niepewnie, rozglądając się po holu. Nikt nie wydawał się zainteresowany naszą dwójką.
-Proszę pamiętać, że w pani nasza jedyna nadzieja- niemal wyszeptał wprost do mojego ucha.
Nie wiedziałam, co myśleć o tym mężczyźnie i jego zachowaniu. Kiedy mówił wydawał się roztrzęsiony. Sprawiał wrażenie obłąkanego. Raczej nie należało się go bać, aczkolwiek też nie pozostawić bez jakiejkolwiek uwagi. Moją twarz w jednej chwili przyozdobił uśmiech.
-Będę pamiętać- zapewniłam.
I pozostawiłam nieznanego z imienia fotografa samemu sobie. Na piętrze wyżej znajdował się gabinet dyrektorki. Przez te kilkanaście sekund, które spędziłam na kolejnym biegu, mogłam dosłyszeć niezidentyfikowane krzyki.
Wreszcie bezceremonialnie wpadłam do królestwa Ines. W sekundzie stanęłam sztywno i wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. W pomieszczeniu znajdowało się kilku mężczyzn w garniturach z grobowym wyrazem twarzy. Ledwo dostrzegłam czubek głowy przyjaciółki. Mimo że wszyscy przyglądali mi się uważnie, nikt nie śmiał wyprosić z biura. Speszona szłam w stronę dyrektorki. Nie przywiązywałam wagi do ciężkiej atmosfery i milczenia.
-Dzień dobry!- powitałam nieznajomych z uśmiechem- Ines, czy możesz wytłumaczyć mi co się dzieje? Cały budynek oszalał, a jakiś fotograf powiedział, że we mnie jedyna nadzieja.
Teraz te słowa wydawały mi się śmieszne. Męczyła mnie ciekawość. Zaniepokoiłam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam zmęczenie na twarzy Ines. Opadła bezwładnie na krzesło i westchnęła ciężko.
-Angie...Przykro mi, że dowiadujesz się w taki sposób.
-Co się stało?
-To pani nazywa się Saramego?- usłyszałam za sobą głos jednego z gości.
Gdy odwróciłam głowę, ujrzałam wysokiego prawnika w okularach i szarym garniturze. Patrzył na mnie wyczekująco. Ja natomiast miałam wrażenie, że jeśli zacznę mówić, będę się jąkać.
-Tak, to ja- przyznałam. Wyciągnęłam dłoń, którą nowy znajomy niezwłocznie uścisnął, przedstawiając się jako Augusto Fernandéz.
-Czy zna pani warunki umowy z firmą fonograficzną "Para nuestra estrella"?- trzymał w dłoniach znany mi dokument.
-Znam bardzo dobrze- następnie zwrociłam się do Ines- O co tu chodzi?
Sytuacja zaczęła być irytująca. Miałam w zwyczaju mówić wtedy wyraźniej, głośniej i trochę szybciej niż zazwyczaj. Gestykulowałam, przyciągając spojrzenia prawników.
-Czy mogą panowie zostawić nas same?- poprosiła rudowłosa.
Mężczyźni natychmiast spełnili życzenie, a ja zajęłam miejsce na przeciwko rozmówczyni.
-Powiem wprost- upewniła się, że drzwi są zamknięte- Zostałaś wciągnięta we współpracę z firmą, która nie ma nawet grosza. Ci prawnicy chcą ją zamknąć i przerobić na galerię handlową. Przykro mi, że musiałaś zobaczyć to całe zamieszanie.
W pierwszej chwili w ogóle nie dotarły do mnie słowa przyjaciółki. Kiedy zapytałam o jakieś szczegóły, ta zaczęła wyjaśniać od początku.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Siedziałam w parku bez możliwości powrotu do domu, a to przez kłopoty ze studiem. We wszystkie nasze umowy wkładaliśmy za dużo pieniędzy, one nie wypalały, a my pogrążyliśmy się w długach. Aby uratować firmę, pozwoliłam wziąć im- wskazała na drzwi- mój dom.
-Mówiłaś, że to przez faceta?- aż dziwne, że w ogóle zdołałam z siebie wydusić słowo.
-No bo tak. Mój eks odszedł, wyczyszczając mi wcześniej konto, więc nie miałam z czego im zapłacić.
Przetwarzałam wolno informacje. Ines zmieniła się z radosnej dwudziestoparolatki w kobietę załamaną życiem. Miała na swojej drodze więcej przeszkód niż mogłam się spodziewać. Doskwierały mi wyrzuty sumienia. Przez ten cały ciągle zasypywałam ją swoimi problemami, nie dając nawet szansy na zwierzenie się. Doukładałam sobie w głowie wydarzenia ostatnich trzydziestu minut, lecz dalej nie rozumiałam jednej rzeczy.
-Ale co ja mam do tego?
Ines również ocknęła się z rozmyślania. Chętna do wyjaśnień nachyliła się nad biurkiem.
-Ty, nowe odkrycie, miałaś przynieść tutaj coś nowego. Miałaś wyratować nas z kłopotów. Jeśli Twoja płyta dobrze by się sprzedawała, studio mogłoby dalej istnieć, a te bałwany odczepiłyby się raz na zawsze.
Rzuciła z pogardą i przespacerowała się po swoim biurze, podczas gdy ja zastanawiałam się, co powiedzieć.
-Spokojnie- próbowałam rozładować napięcie- Jednak nie jest tak źle.
-Nie tak źle?- właścicielka firmy stała się wzburzona.
-Przecież jeśli nagramy mój album, wszystko się poukłada- odparłam beztrosko.
-Naprawdę to zrobisz?- Ines rozpromieniła się, ale dalej wyraźnie niedowierzała.
-Pewnie- uśmiechnęłam się szeroko.
Kobieta odwdzięczyła mi się silnym uściskiem. Odwzajemniałam go.
-Ines?
-Tak?
-Mam zamiar pogonić tych gości- oznajmiłam stanowczo, ale przyjacielsko.
-Ależ proszę bardzo. Droga wolna.
Żwawym krokiem pokonałam odległość od biurka do drzwi. Otworzyłam je gwałtownie. A ci dalej tam stali. Nieproszeni o ponowne wejście, wkroczyli do gabinetu, co tylko obnizyło moją opinię o nich. Augusto Fernandez kończył szyk bojowy, jakby bał się którejś z nas. A my przecież byłyśmy tylko słabymi kobietkami i nie chciałyśmy zrobić im krzywdy. No przynajmniej nie Ines.
-Zapoznałam się z sytuacją- przemówiłam jako pierwsza- I muszę przyznać, iż jest trudna.
-Ma pani rac...
-A mimo to znalazłyśmy rozwiązanie- przerwałam panu Augusto jego mało znaczącą wypowiedź.
-Czyżby?- odezwał się jakiś inny prawnik z nutką kpny w głosie.
-Owszem- przytaknęłam jeszcze raz, by do wszystkich dotarła ta informacja- Studio "Para nuestra estrella" wyda moją płytę i wyjdzie na prostą.
-Ależ to niedorzeczne!- zawołał pan Augusto- To niemożliwe, by jedna osoba wyratowała wielką firmę z tak poważnych kłopotów.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
-Przykonamy się- odparłam ostro- Proszę jutro przyjść na nagranie.
Nerwowo wyszłam z pomieszczenia, zostawiwszy Ines na pastwę tych bezlitosnych hien. Ale wcześniej zbiłam ich z tropu, także powinna sobie z nimi poradzić. Wiedziałam, że pani dyrektor też potrafi być stanowcza. Mijałam kolejne korytarze. Kiedy wreszcie przepchałam się przez tłum pracowników i uwolniłam się od jazgotu i kłótni, zegar na ratuszu wskazywał osiemnastą. I nadle przypomniałam sobie, że dzisiaj byłam umówiona z Violettą na lekcję hiszpańskiego...Pobiegłam w stronę przystanku tramwajowego.
Środek komunikacji miejskiej miał zawieść mnie prawie pod sam dom Germana. Z pośpiechu i nerwów nawet nie kupiłam biletu, ale doszło to o mnie dopiero, gdy tramwaj zatrzymał się na moim osiedlu. Wyskoczyłam przez automatyczne drzwi i dwie minuty później przekroczyłam próg willi.
Kolacja czekała. Viola jako pierwsza zasiadła do stołu, razem ze mną dołączyła Olgita i Ramallo. Spojrzałam na pysznie wyglądające potrawy i uzmysłowiłam sobie, iż od południa nie miałam nic w ustach. Energicznie zaczęłam posiłek, co nie uszło uwadze gospodyni.
-Angie, chyba byłaś bardzo głodna, prawda?
-Tak- przytaknęłam między kęsami- Bardzo dobre.
Tym sposobem uszczęśliwiłam jednego z domowników. Na tym się nie skończyło. Viola przerwała dziwną ciszę.
-Przeczytałam całego "Martina Fierro"- bawiła się jedzeniem.
-To super...- nie miałam czasu, ani chęci na dłuższe odpowiedzi.
-Ten pasterz był niesamowity- powiedziała bez przekonania.
-Violu, może porozmawiamy o tym jutro, co?- zaproponowałam- Jestem bardzo zmęczona.
Ziewnęłam sztucznie, a wtedy dziewczyna zgodziła się z ukrywanym uśmiechem. Tak więc wstałam od stołu i porywając za sobą torebkę, skierowałam się na schody. Natknęłam się na szwagra. Miał poważną minę, lecz kiedy mnie zobaczył rozweselił się. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, ale ja jak najprędzej chciałam od tego uciec. Skręciłam w prawo. Dla Germana było to lewo i zetknęliśmy się. Spróbowałam inaczej. Skręciłam w lewo- stało się to samo. Czy on to robi specjalnie? Chyba tak, skoro ma na twarzy głupawy uśmieszek.
-Przyjść do ciebie za chwilkę?- szepnął.
-Nie, lepiej będzie jak się położysz- odmówiłam.
Wyraźnie zdziwiłam tym mężczyznę. A co najgorsze- samą siebie. Zwinnie przemknęłam obok i schowałam się w sypialni. Gdy leżałam już pod kołdrą, układałam sobie w głowie to, co się stało.
Wczoraj szaleńczo zakochana, a dzisiaj niechętna? Nie poznawałam samej siebie. Fakt, od początku romans z ojcem Violetty wydawał mi się abstrakcyjny. Stało się. Nie mogłam zaprzeczyć, iż żywię do niego piękne uczucie, ale nie byłam pewna, czy on go odwzajemnia. Czy nie jestem zabawką, którą może odłożyć, kiedy mu się podoba, a ona zawsze będzie przy nim, bo nawiązali silną więź. Czy on nie zaspakaja sobie mną jedynie potrzeb...cielesnych. Nie wiedziałam tego. W tym wszystkim tak łatwo było o potknięcie. Romansowaliśmy, żyjąc pod jednym dachem z jego narzeczoną. To nie mogło skończyć się dobrze. Mimo że tak naprawdę nasz "związek" trwał zaledwie kilka dni, męczył mnie. Należę do osób otwartych, łatwowiernych i momentami gadatliwych, lecz niestety, taka nie mogłam być w tej całej sytuacji. Nie mogłam być sobą.
Znurzona ciepłem pościeli i nastrojem w pokoju, nie stawiałam oporu powiekom, które pragnęły się zamknąć. Po chwili spałam w oczekiwaniu na kolejny pracowity dzień.
_________________________________________________
Prezentuję dziesiątkę- nic nadzwyczajnego.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy językowe lub ortograficzne.
Następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej dopiero na przełomie sierpnia i września.
Hasta la vista, amigos!
Ruda
PS: Dzisiaj zaczynam nadrabiać "Violę". Dwadzieścia odcinków w pięć dni. :D Życzcie powodzenia!