środa, 24 grudnia 2014

Magicznych Świąt Bożego Narodzenia!

Niech w te piękne Święta
Brzmi Wam w uszach kolęda.
Ciepły ogień nie gaśnie,
Nawet, gdy uśmiechu zabraknie.
By nie doskwierała Wam nuda,
Bo życie to same cuda.
I przede wszystkim miłości,
Rodzinnych i innych czułości.
Bądźcie zawsze radośni!
Spełnijcie wszystkie marzenia!
Wierzcie w nie, bo trzeba.
Otwórzcie swe serca!
Niech blask Dzieciątka Wam przyświeca!


Popis moich zdolności poetyckich chyba nie wypadł najlepiej. Mimo braku talentu do układania wierszy, życzę Wam wesołych Świąt w gronie najbliższych, samych sukcesów w nadchodzącym nowym roku, oddanych przyjaciół, znalezienia swojej drogi w życiu i podążania nią z uśmiechem na twarzy. 
Wiedzcie, że jesteście mi bardzo bliscy. Całuję i ściskam wszystkich!

Wasza
                    Ruda

sobota, 20 grudnia 2014

Hola!

Jest tu jeszcze ktoś? Halo!
Zaczęły się ferie świąteczne, co zamierzam wykorzystać owocnie i opublikować kilka postów. W związku ze swoim dzisiejszym podłym nastrojem, skupiłam się na świecie internetowym. Zasiadłam przed komputerem i napisałam dwie recenzje. Teraz chciałabym podsumować działalność na drugim, nowszym blogu. (http://filmwebe-ruda.blogspot.com/)
Założyłam "Ruda na tropie filmów" 8 listopada tego roku, czyli półtora miesiąca temu z myślą publikowania treści o swoich ulubionych lub znienawidzonych filmach. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy lubią tego typu blogi, ale bardzo proszę o opinię. Jak do tej pory nie spotkałam się z zainteresowaniem i nie wiem z czego to wynika. Liczę, że z czasem moje recenzje zdobędą choć małe uznanie.

  • W dzień założenia dodałam jeszcze recenzję: "Kochać do samego końca: I że Cię nie opuszczę...".
  • W Święto Niepodległości: "Wykorzystać 100% możliwości mózgu, czyli być jak Lucy".
  • 14 listopada napisałam o "Prawdziwej fance w Austenland".
  • Dwa dni później zdecydowałam się na film taneczny: "W rytmach Kuby: Dirty Dancing 2".
  • 23 listopada zrecenzowałam film, na którego podstawie pisałam kiedyś jednorazówkę: "Pretty Woman" walking down the street...".
  • Grudzień rozpoczęłam od "Cudowne dziecko znane jako August Rush".
  • Dzisiaj (20 grudnia) opublikowałam dwie recenzje: "W poszukiwaniu szczęścia: Pod słońcem Toskanii" oraz "Poeci, geniusze, rewolucjoniści, czyli "Lemoniada Gada".
To przypomnienie po to, byście zaglądali na bloga i komentowali. 

Życzę miłych i wesołych świąt Bożego Narodzenia w gronie najbliższych wszystkim moim kochanym!
Besitos!

Ruda

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 15

Od momentu wstania dręczyło mnie pytanie. Czy iść do pracy? Te moje zmartwienia wykańczają człowieka, a nie byłoby ich, gdybym zachowywała się dojrzale, po prostu normalnie, jak zdrowa na umyśle dwudziestoośmiolatka. Nie potrafiłam, więc trzeba było stawić czoła problemom. Problemom? Nie, właściwie tylko wstydowi. Bo co miałam czuć po tym, jak potraktowałam Pablo, jak zostawiłam go bez wyjaśnienia i żadnego ostrzeżenia? Wstyd. Rozważając ten temat, zdążyłam zjeść śniadanie i zadbać o wygląd zewnętrzny swojej osoby. Ines szybko popędziła do biura, więc chwilę mogłam być sama w domu. Wtedy myśl, że próba wieczorem będzie jedyną pożyteczną rzeczą, jaką zrobię mnie przeraziła i kwadrans później przekroczyłam próg pokoju nauczyielskiego w Studio On Beat. 
Wyjaśnienia chyba były zbędne, bo nikt mnie o nic nie pytał. Krótko mówiąc, zajęcia minęły jak zwykle w zastraszającym tempie i kiedy popatrzyłam na zegarek była już piętnasta. Chwilę później dotarła do mnie informacja o spotkaniu w głównej sali. Przyszłam tam. Powoli uczniowie się zbierali, Antonio i Pablo nerwowo stukali palcami o teczki z dokumentami, które dyrektor często ze sobą nosi. Zapowiadało się interesujące spotkanie i takie też było. 
Młodzież posłusznie usiadła na kolorowych krzesłach. Ja wśród nich, ponieważ byłam tak samo nieuświadomiona jak oni. Chyba skutecznie wmieszałam się w tłum, bo Pablo nawet niczego nie zauważył. Właściciel placówki natychmiast uciszył uczniów i zabrał głos.
- Mamy wam do przekazania wesołą wiadomość. Mianowicie, postanowiliśmy zorganizować wycieczkę...
Przerwał mu entuzjazm nastolatków. Propozycja rzeczywiście zapowiadała się ciekawie, ale jeszcze nie znaliśmy jej szczegółów, dlatego wypadało wysłuchać Antonia. Uciszyłam kilku chłopaków i w sekundzie zrobiło się cicho. Angie sieje postrach.
- Wycieczka ta ma się odbyć już za dwa dni w Teatro Colón- oznajmił Antonio z powagą.
Czemu nazwa teatru brzmiała mi znajomo? Czemu wzbudzała we mnie strach pomieszany z podekscytowaniem? I czemu kojarzyła mi się z próbami...? Olśniło mnie w momencie, kiedy dyrektor kontynuował:
-Pojedziemy tam wynajętym autobusem w celu obejrzenia przesłuchań do pewnego prestiżowego konkursu. Ilu z was zna taką piosenkarkę jak Whitney Houston?- Pablo był wyraźnie dumny z planu.
Natychmiast wszyscy słuchacze podnieśli ręce, niektórzy wdali się w dyskusje, których nie miałam czasu słuchać. Należało przystąpić do akcji.
-Mów dalej, Pablo- poprosiłam.
-W Teatro Colón odbędą się przesłuchania do konkursu "Remembering Whitney"- zabrzmiało w sali. 
To było jak wbicie sztyletu w plecy. Załamałam się, czego starałam się nie pokazywać na forum. Na chwilkę ukryłam twarz w dłoniach.
-O ile dobrze pamiętam- Pablo zwrócił się do mnie- to Houston była twoim numerem jeden.
-Tak, i dalej jest- przytaknęłam z uśmiechem.
Czy mogłam coś więcej powiedzieć? Nie, chociaż bardzo bym chciała. Młodzież była bardzo zadowolona, jeszcze przez następną godzinę chodzili po korytarzu wniebowzięci. Pablo zdołał ich uradować, a ja nie miałam na tyle odwagi i okrucieństwa w sobie, by to zniszczyć. Dla swojego dobra powinnam zrobić wszystko, by odwołano wyjście. Nie po to ukrywam próby w studio, żeby tak łatwo wyjawić niewinny sekrecik. Właśnie, niewinny, więc nieszkodliwy, nie budzący złości czy jakiś nieporozumień. Grono pedagogiczne i uczniowie zobaczą mnie na scenie z mikrofonem, wysłuchają piosenki i będzie jak dawniej. Zakładając, że nie zakwalifikuję się do następnego etapu, znów będę prostą nauczycielką śpiewu.
Godziny moich zajęć dobiegły końca, co znaczyło, że mogę pójść i w spokoju zjeść pożywny obiad. Wybrałam przytulną małą restaurację po drugiej stronie kamienicy, w której mieszkam. Zajęłam stolik i zamówiłam danie, po czym zwinnie pobiegłam do mieszkania, zostawiłam teczki z dokumentami i nutami, i wróciłam na miejsce, gdzie mogłam napić się gorącej herbaty.
Czas mijał. Mój obiad jeszcze nie został całkowicie przygotowany, więc siedziałam bezczynnie przy oknie. Na parapetach stały donice pełne kwiatów. Jasne ściany dodawały wnętrzu przestronności i światła. Sącząc ciepły napój, oglądałam panoramę miejskiej kamienicy. Należała do jednych z nowszych, lecz mimo to jej ściany były ponure, jakby osmolone i odchodziła od nich farba. Zabawne, że mieszkam w niej już kilka ładnych lat, wychowałam się niedaleko, a nigdy nie zwracałam na to uwagi.
-Halo! Proszę pani!- wołał kelner.
Blondyn drobnej postury podał mi talerz pełen jedzenia, a ja niczym dzikie zwierzę zaczęłam konsumować jego zawatrość. Zajęło mi to jedynie kwadrans, naczynie było puste. 
Po zapłaceniu rachunku poczułam mocne skurcze w podbrzuszu, dlatego bezwłocznie skierowałam się do domu. Tam potwierdziły się moje przypuszczenia. Nastały dni, kiedy nie będę w stanie zrobić połowy z tego co zawsze. Przeklinając pod nosem na kobiecą naturę, odkryłam, że jest już po szesnastej. Otępiała, ale w pionowej pozycji dotarłam do "Para nuestra estrella".

Jak się okazało, byłam trochę za wcześnie. Raz ledwo zdążę, potem muszę czekać. Już sama siebie nie rozumiem, nie nadążam. W każdym razie jako pierwsza weszłam do sali z ogromnym fortepianem na środku. Żeby nie owijać w bawełnę- zwyczajnie zachciało mi się pograć.
Odłożyłam torebkę na kanapę w drugiej części pomieszczenia i zasiadłam do instrumentu. Na początku dłonie drżały, nie mogłam zacząć grać. Klawisze nie od razu mi się poddały. Podświadomie nuciłam jakąś delikatną melodię. Miałam wrażenie, że znałam ją wcześniej. Wreszcie, mimo bólu brzucha, zebrałam się w sobie i moje dłonie ze współpracą z fortepianem utworzyły doskonałe tło do mojego śpiewu:
Seems like it was yesterday when I saw your face.
You told me how proud you were, but I walked away.
If only I knew what I know today...

Przypomniałam sobie skąd znam tę piosenkę. Śpiewałam ją parę dni wcześniej, gdy tańczyłam w deszczu na środku parku. Zaraz potem moja pamięć sięgnęła do rozmowy z Mateo oraz pocałunku, następnie do liściku od Germana, a na samym końcu do odległej już kłótni z mamą. Ostatecznie to wzbudziło we mnie żal i wyrzuty sumienia. Nacisnęłam mocniej klawisze ze złości na samą siebie. Jak mogłam być taka głupia? Jak mogłam poświęcić relację z mamą dla takiego faceta jak German?
I would hold you in my arms,
I would take the pain away. 
Thank you for all you've done,
Forgive all your mistakes. 
There's nothing I wouldn't do 
To hear your voice again. 
Sometimes I wanna call you, 
But I know you won't be there.

Ohh I'm sorry for blaming you, 
For everything I just couldn't do.
And I've hurt myself by hurting you...

Wciąż "wyżywałam się" na Bogu ducha winnym fortepianie. Czułam smutek, ale nie na tyle, by rozpłakać się jak dziecko i udawać bezsilną. Byłam silna. To znaczy...Chciałam być.
Some days I feel broke inside but I won't admit. 
Sometimes I just wanna hide 'cause it's you I miss. 
And it's so hard to say goodbye,
When it comes to these rules...

Słowa układały się w mojej głowie pod wpływem emocji, nie myślałam nad nimi. A przez to były prawdziwe. Powoli nieporządane odczucia ze mnie wychodziły, za to niemal wsiąkały w piosenkę, którą teraz komponowałam...A przysięgnęłam sobie, że już nic więcej nie napiszę. Trudno, jeśli tak musi być, to niech będzie. W obliczu tego, co się ze mną ostatnio dzieje, jest mi wszystko jedno. 
Mocny akcent w utworze powtórzył się:
Would you tell me I was wrong? 
Would you help me understand? 
Are you looking down upon me?- przypomniał mi się zmarły ojciec i znów poczułam pustkę w sercu. 
Are you proud of who I am? 
There's nothing I wouldn't do 
To have just one more chance, 
To look into your eyes 
And see you looking back.

Ohh I'm sorry for blaming you- powtarzałam refren.
For everything I just couldn't do. 
And I've hurt myself, ohh...- zakończyłam ozdobnikiem.

Rozległ się trzask drzwi. Jak oparzona odskoczyłam od fortepianu. Usłyszałam głosy bliźniaków, pani dyrektor, fotografa i akompaniatora. Żeby wyglądało na to, że nie przyszłam dużo wcześniej, opadłam bezwładnie na kanapę, tuż obok mojej torebki. Wyciągnęłam z niej nuty "Didn't we almost have it all?". Akurat w tym samym momencie przybysze przekroczyli próg sali.
-Hej!- Ines uściskała mnie mocno- Co tu robisz tak wcześnie?
-Jakie wcześnie? Jest prawie piąta popołudniu!- sprzeciwił się Simón.
-Ty się lepiej nie odzywaj- wtrącił się Javier- Dzisiaj i tak podpadłeś...
Cała grupa spojrzała na swoją szefową, ona z kolei na mnie, więc na końcu patrzyli na mnie. Mateo zdążył bez słowa rozłożyć wszystkie swoje nuty i prześpiewać cichutko tekst, co wywnioskowałam z ruchu warg. Zaczęło robić mi się nieswojo, wolałam pomęczyć jakiś instrument, czy też swój głos, byle by tylko dłużej się na mnie nie gapili.
-Angie, chodź- Mateo wyratował mnie z głupiej sytuacji.
Niezwłocznie podbiegłam do przyjaciela, który miał zamiar wbić mi sztylet w serce:
-Zacznijmy od miejsca, które sprawia ci największe problemy mimo tylu ćwiczeń.
Ta pogarda...i brak jakiegokolwiek zainteresowania zabolały najbardziej. Przyznaję, że mogło ucierpieć na tym również moje ego, rosnące z każdą próbą, z każdą śpiewaną piosenką. Ale to nieważne! Istotne, jak mnie traktował. Wiedziałam, że był zły o tamto popołudnie, kiedy mu odmówiłam, ale...Właściwie nie potrafiłam znaleźć wytłumaczenia. Być może nie zainteresował mnie niczym? Rozmyślałam, a pianista czekał niecierpliwie. Dałam znak, by zaczął grać. 
Didn't we have the best of times- bezbłędnie wyciągnęłam wysokie dźwięki.
When love was young and new?
Couldn't we reach inside and find
Find love of me and you, 

We'll never lose it again,
Because once you know what love is.
You'll never let it end.- rozbrzmiało w sali, jakbym chciała obróci
ć ją w proch.
Didn't we almost have it all?
The nights we held on till the morning.
You know you'll never love that way again.
Didn't we almost have it all?- dałam z siebie wszystko specjalnie dla Mateo.

Zapadła cisza. Po kilku śpiewanych przed nimi piosenkach wiedziałam, co to znaczy.  Nie miałam ochoty tego wysłuchiwać. 
-Słuchajcie, bardzo źle się czuję. Czy możemy sobie dzisiaj odpuścić?
Postawiłam sprawę jasno. Może zbyt stanowczo, ale Mateo na to zasłużył. Nie uśmiechało mi się dalej spędzać czas w towarzystwie tego półgłówka. Wolałam zabrać ze sobą przyjaciółkę na jakieś zakupy, czy do kina. Cokolwiek. Im dalej od Mateo, tym lepiej. 
-Tak, pewnie...- Paulo wydał zgodę, niczym wielki władca.
Nieuzasadniona wściekłość przepełniała mnie od środka. Czułam, że zaraz wybuchnę, więc lepiej schować się przed wszystkimi. Ale nie przed Ines, ona była mi bardzo potrzebna, z czego do ostatniej chwili nie zdawałam sobie sprawy. Wyszłam w milczeniu z mojej ukochanej sali i skierowałam się jak zwykle w stronę parku. 
Wkrótce wśród szumu drzew usłyszałam stukanie obcasów o chodnik. Domyślałam się kto przyszedł, ale czy prawidłowo? To okazało się, gdy wykonałam obrót w tył. I tym razem się myliłam. Zamiast mojej przyjaciółki zobaczyłam siostrzenicę. Ubrana w zwiewną spódniczkę i z koronkowymi podkolanówkami na nogach stała i wpatrywała się we mnie coraz mocniej. Wiatr rozwiewał jej misternie zrobione warkoczyki. W tamtej chwili nie mogłam sobie wybaczyć, że ją zostawiłam po tym, co razem przeszłyśmy. Była młodą, śliczną dziewczyną o jasno wyznaczonych celach i możliwościami ku nim, lecz wciąż potrzebowała wsparcia od bliskich. Nie znajdowała do u ojca, szukała u mnie, ale ja ją odrzuciłam. Zupełnie niespodziewanie, bez chwili namysłu. Westchnąwszy, wstałam z ławki. Podchodząc w stronę nastolatki, miałam już plan naszej rozmowy. Jeśli w ogóle do niej dojdzie...
-Nie mów, że tata cię przysłał- chyba nie najlepiej zaczęłam.
-Hej- przywitała się, drżąc z zimna- Nie, to nie on. Sama przyszłam, by pogadać z ciocią, czego już dawno nie robiłam. 
Uświadomiła mi, ile dni minęło od mojego definitywnego odejścia z domu Castillo. Tyle samo nie kontaktowałyśmy się.
-Racja. Chcesz poruszyć jakiś konkretny temat?
-Właściwie tak.
Szczerze mówiąc, oczekiwałam innej odpowiedzi. Cisza po takiej rozłące jest jednocześnie przyjacielem i katem. Z jednej strony nie chcesz zacząć się tłumaczyć i gadać bez sensu, ale z drugiej pragniesz odnowić stare kontakty. Tak właśnie było i w tym przypadku. Powoli razem z siostrzenicą kierowałam się do mojej kamienicy, a ona rozpoczęła rozmowę:
-Chciałabym, żebyś wiedziała o zerwanych zaręczynach i odwołanym ślubie. Wiem, że tata zrobił to ze względu na ciebie. Łączy was coś więcej niż sympatia, dużo więcej. Powinnaś wrócić, Angie...
-W żadnym wypadku. To wykluczone- zaprzeczyłam z obawą, że Violetta zapyta:
-Ale dlaczego?- i stało się- Co między wami się wydarzyło, że aż tak jesteście zamknięci w sobie?
-Violu, nie mogę ci zdradzić szczegółów, ale twój tata zrobił coś, czego jeszcze przez długi czas nie będę w stanie mu wybaczyć.
Mówiąc te słowa, opuściłam głowę. Nie chciałam, aby Violetta widziała łzę kręcącą się jak szalona w moim oku. Ten krótki romans bez jakichkolwiek zasad odcisnął piętno na moim sercu. Gdyby zranił mnie facet, którego nie kocham zapewne cierpiałabym mniej, ale uczucie do Germana jeszcze nie wygasło. Niestety...Córka mojego szwagra patrzyła na mnie smutnymi oczyma, jakby wyczekująco. Cóż ja mogłam jej powiedzieć? Że jej ojciec zdradzał narzeczoną ze mną? Że i mnie wykorzystał? Że nie wierzyłam już w jego zapewnienia o dozgonnej miłości? To nie był dobry pomysł.
-Proszę, nie rozmawiajmy już o tym- poprosiłam, kiedy stałyśmy przed drzwiami mojego mieszkania. 
Dziewczyna kiwnęła głową i w tym samym momencie wielki kamień spadł mi z serca. Przekroczyłyśmy próg, Violetta natychmiast się rozgościła. Wygodnie ułożyła się na sofie, podczas gdy ja nastawiłam w kuchni wodę na herbatę. Moja siostrzenica się uśmiechała, co mnie zadziwiało. Przecież przed chwilą poruszyłyśmy temat mój i jej własnego ojca. Z drugiej strony, jakiś czas temu mogła stracić możliwość rozwijania telentu, lecz German postarał się o to, by tak się nie stało. Jak mogłam zauważyć w Studio, miała dobre kontakty z rówieśnikami, przyjaźń z Francescą i Camilą nadal trwała, a związek z Leonem kwitł. Niedługo miały rozpocząć się przesłuchania do przedstawienia na koniec roku szkolnego i zapewne wiedziała, że jest pretendentką do głównej roli. W jej życiu nie było miejsca na smutek lub żal.
-Angie, już się zagotowała- Viola wyrwała mnie z zamyślenia. 
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że mówi o wodzie, którą nastawiłam. W milczeniu dokończyłam przygotowywanie gorącego napoju. Dziewczyna chwyciła go szybko i ogrzała ręce o kubek. Znalazłam na fotelu jakiś długi sweter. Patrząc na trzęsącą się Violę, bez namysłu narzuciłam go na jej szczupłe ramiona. Podziękowała serdecznym uśmiechem.
-Parę dni temu rozmawiałam z babcią- oznajmiła spokojnym głosem, kiedy ja również zakładałam na siebie sweter- Była smutna, gdy o tobie wspomniałam. Jak myślisz, dlaczego?
Zająknęłam się. Tak dawno nie rozmawiałam ze swoją ukochaną matką...
-Nie zgadzamy się w pewnej sprawie i nie kontaktowałyśmy się od jakiegoś czasu. To nic poważnego, nie mamy się czym martwić.
Po co się okłamywać? Nie od dziś wiadomo, że kobiety w mojej rodzinie są nadzwyczaj lojalne wobec siebie. Musi stać się coś wyjątkowego, by zerwały kontakt i były śmiertelnie obrażone. Czy German był tego wart? On nie, ale egoisycznie stwierdzam, że moje szczęście tak. 
-Okay. A co u ciebie ogólnie? 
Skąd takie pytanie w głowie siedemnastolatki? Pomijając to, pytanie wydało mi się podejrzane. Oczywiście, że wszystko w porządku. Bo co miałoby być źle, kiedy ukochany nie potrafi się wysilić w małym stopniu, żeby ze mną być. Przecież nic.
-Tak, tak, Ines z powodzeniem zajmuje mi każdą wolną chwilę- próbowałam obrócić sytuację w żart, jednak zobaczywszy słaby uśmiech Violi, wypomniałam sobie jeszcze jedną wadę: brak poczucia humoru. B.twierdzi inaczej Zmieniłam taktykę- Co sądzisz o tej wycieczce ze Studia?
-Będzie fantastycznie!- zawołała podekscytowana. Cieszyła się jak miała dziewczynka, promienny uśmiech nie schodził jej z twarzy. 
-Też uważam, że to wspaniałe przeżycie- trzecie kłamstwo odhaczone- Znasz piosenki Whitney w ogóle?
-Nie za bardzo i to dobra okazja, by poznać. 
-Ja myślę, że warto znać oryginał, a potem słuchać coverów. 
-A ja zastanawiam się, czy tata pozwoli mi ten wyjazd.
Uśmiech zpełzł z jej młodej twarzy. Relacje z ojcem to chyba był jedyny poważny problem, jaki mogła mieć, ale temat potrafił niesamowicie człowieka męczyć. Znowu zatoczył koło.
-I to w tej sprawie do mnie przyszłaś, prawda?
-Tak- przytaknęła niepewnie, wyjmując jakiś papier z torebki i mi go wręczając- Potrzebuję zgody na wyjazd.
-Jaki wyjazd? Teatr znajduje się w mieście, w Buenos Aires- zaznaczyłam z pogardą dla opiekuńczości Germana.
-Wiem, ale tacie nie zdołałam tego wytłumaczyć. Pytałam się Pabla i każdy z rodziny, kto utrzymuje ze mną stały kontakt może to podpisać- wskazała na kartkę ze zgodą na podziwianie widowiska w Teatrze Colón. 
Myśli biły się ze sobą. Rozważałam za i przeciw. Na "za" składały się: umożliwienie Violetcie pobyt na widowni w trakcie ważnego wydarzenie w świecie muzyki i integracja z rówieśnikami. A "przeciw"? Głównie to, że wyda się całe moje "robienie kariery". Jak czułaby się Viola, nauczyciele i uczniowie ze Studio, gdyby zobaczyli mnie na scenie wśród świateł, próbującą śpiewać. Zaznaczam- próbującą. Sam repertuar przyprawiał mnie o dreszcze, a o obecności niepoinformowanej rodziny i przyjaciół nawet nie było mowy. Po jakimś czasie znalazłam następne przeciw: złość Germana na widok mojego imienia i nazwiska w miejscu na podpis opiekuna. Ostatecznie to mnie przekonał o i mocno zachęciło. Machnęłam kilkakrotnie dłonią i na wykropkowanych linijkach pojawił się mój zgrabny autograf. Oddałam kartkę uradowanej nastolatce.
-Dziękuję, Angie!- uściskała mnie w przypływie dobrej energii.
Rzeczywiście przyszła tylko po podpis, bo w sekundzie uciekła. Drzwi za nią zatrzasnęły się gwałtownie przez przeciąg na klatce schodowej i zostałam zupełnie sama w pustym mieszkaniu. Postanowiłam choć przez chwilę zająć się tylko i wyłącznie sobą i nie zamartwiać wszystkim wokół. 
Zażyłam gorącej kąpieli. Łazienkę wypełnił słodki zapach malin, a ja moczyłam się w gęstej pianie. Następnie bardzo starannie wklepałam w prawie każdą część ciała jakiś krem, odżywiłam włosy. Desperacko przeszukałam kosmetyczkę z lakierami do paznokci i drugą z kosmetykami do oczu i ust. Zamierzałam zacząć przygotowania pod tym względem do wielkiego dnia, jaki będzie pojutrze. Świeża, nawilżona i ubrana w ciepłą pidżamę zasiadłam przed telewizorem. Okryłam się szczelnie kołdrą, mimo że miałam grube kapcie na stopach. Po prostu tego wieczoru było mi zimno. Może to przez brak miłości mężczyzny? Tak, ale przecież miałam już nie rozmyślać na ten temat. 
Postanowiłam oddać się banalnej rozrywce. Na jednym z kanałów transmitowany był właśnie jakiś reality show o szukaniu "drugiej połówki". Ze zrezygnowaniem stwierdziałam, że już w takie rzeczy nie wierzę, więc przełączyłam. Kilka stacji dalej jakiś wyraźnie zdenerwowany facet walną pięścią w tekturowego Colina Firtha. Odłożyłam pilota, za to chwyciłam pilnik do paznokci i z tępem wyrazem twarzy zaczęłam zgłębiać tajemnice fabuły "Austenlandu". 
Film rozweselił mnie do tego stopnia, że zatańczyłam do jednej z piosenek ze ścieżki dźwiękowej. Musiało to wyglądać komicznie, bo miałam na nogach ogromne puchowe kapcie. Trochę zmęczona, ale radosna po tańcu położyłam się z powrotem. Świat powieści Jane Austen przedstawiony bardzo komediowo wciągnął mnie i mimo zamykających powiek przyrzekłam sobie, że dotrwam do końca. I udało się. Zasnęłam po zobaczeniu, jak historia zwykłej kobiety może szczęśliwie się skończyć...

______________________________________________
Uff, jest. XD 
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania i wszelkie niedociągnięcia w tekście. 
Ktoś kojarzy piosenkę, którą śpiewała Angeles w studio? Ja nic nie zdradzę
Ten film z końcówki zrecenzowałam na drugim blogu.
Coraz bliżej do "wielkiego dnia". Co się jeszcze wydarzy przed występem?
Do następnego! (Mam nadzieję, że szybszego.)

Ruda

piątek, 14 listopada 2014

Krótka informacja

Cóż...Szczerze przyznam, że zaczęłam zastanawiać się nad zawieszeniem bloga lub po prostu pisaniem na tzn. "ruski rok" i olaniem sprawy. Jednak brakowałoby mi tego, więc brnę w to dalej. Chciałabym jedynie poczuć z Waszej strony jakieś zainteresowanie. Zależy mi, by drugi blog wypalił. Owszem, ostatnio szybciej mi idą recenzje niż rozdział. Ciągle jednak będę Wam powtarzać, że piszę i myślę o losach Angeles. Nie będę nic obiecywać, bo ostatnimi czasy nie wszystko wychodzi tak, jak tego oczekuję. Wolę nie rzucać słów na wiatr. Kiedy ja będę pracować nad rozdziałem, serdecznie proszę Was o zaglądnięcie na drugiego bloga. Dzisiaj opublikowałam post o "Austenlandzie". Tytuł, przyznaję, dziwny, więc jeszcze bardziej zachęcam do czytania. Link do bloga: http://filmwebe-ruda.blogspot.com/
Proszę o komentarze i do napisania! Abrazos,

Ruda

PS: Ta sesja Clary jest boska przez duże "B". XD

wtorek, 11 listopada 2014

Prośba

Jest tu ktoś jeszcze? Zdaję sobie sprawę z rzadko dodawanych rozdziałów i przepraszam za to, ale założyłam drugiego bloga i na nim również nie widać zainteresowania. Gorąco Was proszę o komentarze. Chcę, abyście wiedzieli, że ja wcale nie przestaję pisać albo myśleć  nad rozdziałem. Zwyczajnie się zacięłam i tyle. Odblokuję się i będzie okay. 

Tymczasem zapraszam na drugiego bloga: http://filmwebe-ruda.blogspot.com/ Dziś rano dodałam recenzję nr 2 pt. Wykorzystać 100% mózgu, czy być jak "Lucy". Jeszcze raz proszę o śmiałe wyrażanie swojej opinii. Miłego wieczoru i spokojnej nocy!

Ruda


sobota, 8 listopada 2014

Krótka notka

 Witam, chciałabym jedynie przekazać wiadomość o powstaniu nowego bloga. 
Może pamiętacie, że zastanawiałam się nad publikowaniem recenzji? Pomysł spotkał się z miłym odbiorem, aczkolwiek radziliście mi, aby utworzyć osobną stronę na tym blogu. Po przemyśleniu sprawy podjęłam decyzję o założeniu drugiego bloga poświęconego tylko i wyłącznie recenzjom. Oto on: http://filmwebe-ruda.blogspot.com/ 
Mam nadzieję, że się spodoba. Pracuję już nad pierwszą recenzją. Na samym początku będę tutaj informowała o postach.
Jeszcze jedna sprawa- rozdziału nie ma. Otóż byłby, gdyby nie szkoła i zajęcia dodatkowe. Od dzisiaj, mam nadzieję, będzie trochę lżej, więc zaczynam pracę pełną parą. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, tak zwany "next" pojawi się w poniedziałek lub we wtorek, ewentualnie w środę. 
To tyle. Życzę wszystkim miłego weekendu i proszę o opinię na temat nowego bloga.
Abrazos fuertes y mil besos por todos!

Ruda

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 14

Całkowita cisza trwała tylko przez chwilę, bo Augusto musiał wyrazić swoje zdanie.
-Dobra piosenka- na więcej nie było go stać- I ty...Angeles...Myliłem się, pani ma ogromny dar, jest w stanie uratować tę firmę.
Wywołał uśmiech na mojej twarzy. Czemu? Właściwie nie powiedział niczego zaskakującego, poza tym, że mam "ogromny dar". Nigdy tak nie myślałam, więc miło było to od kogoś usłyszeć. Zwłaszcza, że czułam się wspaniale przed, w trakcie i po śpiewaniu. Czułam, że jestem coś warta, a pochwały jedynie mnie dopingowały.
-Mam, wydaje mi się, świetną propozycję dla pani i studia- oznajmił producent.
Bliźniacy, Ines oraz Mateo spojrzeli na siebie, a potem na mnie z wielkim zdumieniem. Zdałam sobie z czegoś sprawę. Rzadko zdarza się, by jakaś gruba ryba zainteresowała się kimś po pierwszym usłyszeniu piosenki. To niebywałe. Musiałam czymś go przyciągnąć, zainteresować. Stałam jak wryta ze stopami wbitymi w podłogę, czekając na ów propozycję.
-Angeles, ma pani bardzo mocny i rozbrzmiewający głos.- przechadzał się po pomieszczeniu, a pozostali zgromadzeni śledzili go wzrokiem- Żal byłoby tego nie wykorzystać do czegoś z wyższej półki.
-Co ma pan na myśli?- wydukałam.
Mężczyzna otworzył swoją czarną, elegancką walizkę. Miał tam głównie nudne dokumenty, lecz gdy podeszłam bliżej, zauważyłam spory kawał papieru, który różnił się od innych. Był na pewno ciemny, z jakąś postacią w błyszczącym stroju. Augusto wyjął, jak się okazało, miniaturę plakatu konkursu "Remembering Whitney". Odebrało mi mowę. Jeśli to było tą propozycją, to w sekundzie podjęłam decyzję, że uczestniczę w przeglądzie. Na obrazie dostojna postać idolki w całej swojej okazałości. Nie potrafiłam się sprzeciwić.
-Więc jak? Zgadza się pani? Przedstawię program...
-Ależ oczywiście, że się zgadzam!- zawołałam zachwycona.
Szybko wzrokiem odszukałam przyjaciółkę, a kiedy i to mi się udało, obydwie utkwiłyśmy w mocnym uścisku. Ines cieszyła się moim szczęściem, co jeszcze bardziej mnie uskrzydliło. W między czasie koledzy również  pogratulowali mi szczęścia, natomiast Augusto przemawiał.
-Konkurs składa się z trzech etapów: pierwszy to eliminację z Argentyny. Należy wybrać jedną piosenkę i zaprezentować ją jury. Zasady proste...
Gadał właściwie sam do siebie, bo mimo że go słuchałam, mało co do mnie trafiało. Byłam zbyt podekscytowana, by zachować powagę i się skupić. Czułam, jak moje policzki płoną, a serce bije jak szalone. A więc to właśnie czują ludzie, którzy odkrywają swoje powołanie i los się do nich uśmiecha?
-To jaką piosenkę pani wybiera na eliminacje?- zapytał nagle Augusto, wyrywając mnie tym z cudnych przemyśleń.
-Didn't we almost have it all- rzuciła Ines.
Zgromiłam ją wzrokiem. Ta piosenka...jest cholernie trudna. Mogłam pożegnać się z jakimkolwiek sukcesem w chwili, gdy bisnesman wpisywał starannie tytuł do zgłoszenia. Następnie z cieniem wątpliwości na twarzy wypełniłam rubykę "dane osobowe", Fernandéz ją przechwycił i uśmiechnął się promiennie. 
-Daje pani im ogromną szansę.- wskazał na moich współpracowników- Z takim głosem ma pani duże szanse.
Słowo "duże" zaakcentował tak, że brzmiało w moich uszach jeszcze przez dobrą chwilę. Producent muzyczny podziękował za przyjęcie, my wyraziliśmy swą wdzięczność za przybycie i gość nas opuścił. Całą salę wypełnił krzyk radości mój i innych. Wtedy nawet nie przeszkadzało mi, że Javier wszędzie łazi z aparatem i że Mateo przytula mnie do siebie o wiele za mocno. Byłam szczęśliwa, wreszcie robiłam coś, co naprawdę kochałam. Miałam szansę ziścić marzenia z odległego dzieciństwa.

Dotarłam bezpiecznie do domu bez żadnych przygód. Przed momentalnym zaśnięciem zarejestrowałam tylko, że zegar w kuchni wskazuje północ. Potem czułam już ciepły materiał, z jakiego zrobiona była kołdra. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w cichutkie sapania Ines.


Następnego dnia miałam zajęcia w Studio od dziesiątej. Owszem, późno, jak na rozpoczęcie, lecz nawet to nie powstrzymało mojego spóźnienia. Obudziłam się ledwo przytomna, jakbym całą noc grała w karty przy piwie albo coś w tym rodzaju. W każdym razie kiedy się ubrałam, była już dziesiąta i nie miałam najmniejszych szans, by zdążyć do pracy. 
W uprzątniętej kuchni zastałam moją współlokatorkę. W pidżamie i rozczochranych włosach oparła się o blat i wcinała tosta. Robiła coś jeszcze. Uśmiechała się do jakiejś kartki nieznanego pochodzenia. Zajęłam miejsce na przeciwko przyjaciółki i dyskretnie spojrzałam na papier.
-Co robisz? Nieładnie wcinać się w cudze sprawy.- upomniała mnie.
-No właśnie, nieładnie.- uśmiechnęłam się zawadiacko- Pokaż.
Z błyskiem w oczach podała mi kartkę. Kiedy rzuciłam na nią okiem, zauważyłam znajome pismo. Treść natomiast bardzo, ale to bardzo, mnie zaskoczyła.

        Kochanie,

Na początek chciałem Cię przeprosić za wczoraj. Wytłumaczę. Cała ceremonia odwołana, nie chcę żyć z Jade. Tylko z Tobą...Kocham Cię, jak jeszcze nigdy żadnej kobiety. Przepraszam za wszystkie nieporozumienia, za każdą przykrość, jaką Ci wyrządziłem. Nie potrafię codziennie wstawać z uśmiechem, a jednocześnie z myślą, że Ciebie nie ma. Postanowiłem, że dziś zerwę z Jade, a kiedy przyjdziesz, jej już u mnie nie będzie. Przysięgam. Tęsknię za Twoim uśmiechem. Błagam, wróć, a będę Cię kochać aż do śmierci, jeśli tylko zechcesz tego.  

Na zawsze Twój:
German

Ines patrzyła na mnie pytająco. Przecież ona to wcześniej przeczytała i o wszystkim wiedziała! Po prostu wpakowała się z butami w moje uczuciowe życie. Jednak się na nią nie gniewałam. Najprawdopodobniej zaraz usłyszę jakąś złotą radę, dzięki której wiele się ułoży.
-Zobacz na drugą stronę.
Nie tego się spodziewałam, lecz zrobiłąm to, co nakazała. Był tam cytat z pewnej sławnej francuskiej książki napisany tym samym pismem, co pierwszy tekst.
"Lecz byłem za młody, aby umieć ją kochać."~Antoine de Saint-Exupery "Mały Książę".
-I co? Chyba nie myśli, że ot tak do niego wrócę?- rzuciłam kartkę na blat i schowałam twarz w dłonie.
-Faceci to nieskomplikowane istoty. Myślą bardzo prosto, nie rozkładają wszystkiego na czynniki pierwsze. Dlatego my, kobiety, musimy to robić.- pouczyła tonem nauczycielskim.
-Ale jak mam to rozumieć?
-Podejmij decyzję sama. Nie można do końca wierzyć w wyznania mężczyn, bo to często jedynie kaprysy. Radzę przemyśleć sytuację i spokojnie zastanowić się co dalej, a nie lecieć jak to zrobiła niejedna i potem znowu dostała w tyłek od życia.- niesamowicie szybko przekazywała informacje- Dopóki nie będziesz stu procentowo pewna jego uczuć, nie rób dla niego za wiele, żeby sobie nie pomyślał. Rozumiesz? To czysta psychologia. Jeśli oddajesz się jakiemuś człowiekowi, to ten często twierdzi, że...
-Tak, rozumiem, dobrze, przemyślę to na spokojnie.- przerwałam te wywody. 
Zaśmiałam się, co Ines również zrobiła. Zabrałam się za śniadanie. Po zjedzeniu porządnej porcji musli z mlekiem i kilku tostów zarządziłąm, że dziś nie idę do Studia On Beat. Było parę powodów. Po pierwsze- wstyd po wczorajszym ignorowaniu dyrektora, po drugie- skomplikowany stan serca, a po trzecie- mnóstwo pracy z konkursem "Whitney". 
Przestudiowałam regulamin. Okazało się, że pierwszy etap ma za zadanie wyłonić najlepszego z ojczyzny, czyli Argentyny. Za niecały tydzień mam stawić się w Teatro Colón i zaśpiewać wybraną piosenkę z repertuaru Houston. Padło na "Didn't we almost have it all", za co miałam ochotę udusić panią dyrektor. Powstrzymałam się z trudem. Dokończyłam ubieranie i malowanie się, po czym wyszłam na samotny spacer po parku.

Godziny mijały, a ja byłam tak samo pochłonięta przemyśleniami, jak wcześniej. 
Wiatr wśród konarów drzew grał jakąś delikatną melodię, która natychmiast zdobyła moje serce. Blade słońce wyłoniło się zza chmur. Zapowiadało się na deszcz, jednak nie miałam zamiaru zrezygnować z pobytu na świeżym powietrzu. Desperacko szukałam kierunku, w którym mogłabym uciec. Gdybym tylko go znalazła, już by mnie nie było na tym świecie. Pomyślałam mimowolnie, że Ines powinna dotrzymywać mi wszędzie kroku i dbać o to, abym nie zrobiła żadnej głupoty. Ale czy ja sama nie potafię nad sobą zapanować? Oczywiście, że potrafię, jak każda zdrowa na umyśle kobieta. 
Ponownie zaczęłam wsłuchiwać się w odgłosy wiatru. Była to muzyka. A muzyka to mój żywioł. I to również mogła być ucieczka od rzeczywistości. Wychodząc z tego założenia, pozwoliłam, by dźwięki poniosły mnie tam, gdzie chcą.
Seems like it was yesterday when I saw your face. 
You told me how proud you were, but I walked away, 
If only I knew what I know today... 

Some days I feel broke inside but I won't admit.
Sometimes I just wanna hide 'cause it's you I miss 
And it's so hard to say goodbye,
When it comes to these rules...

Śpiewałam ledwo słyszalnie, tylko dla siebie. Miałam nadzieję, że to ukoi ból, że pozwoli mi zapomnieć o wszystkich problemach. Uśmiech na mojej twarzy powodował jedynie sukces zawodowy. Moja pierwsza, zapewne jedyna, kompozycja została nagrana w studio muzycznym. Jestem zgłoszona do międzynarodowego przeglądu coverów jednej z najsławniejszych piosenkarek wszechczasów. Radość mieszała się ze strachem, lecz to było nawet przyjemne. Załamałam ręce nad moim życiem uczuciowym.
Stanęłam na równe nogi z chęcią zażycia ruchu. Powoli kołysałam się w rytm kolejnych podmuchów wiatru. Przymknęłam oczy i znowu podśpiewałam fragment nieznanej mi do końca piosenki. Jednak to ona najlepiej oddawała to, co czułam. Nie wiedziałam, czy opowiadam historię moją i Germana, czy może mamy? A może jeszcze kogoś innego? Tak filozofując, poczułam na nosie krople deszczu. Kolejne szybko pojawiały się na chodniku oraz uderzały w taflę małego stawu obok. Wszyscy przechodnie biegli czym prędzej do domów lub pod jakikolwiek dach, podczas gdy ja beztrosko tańczyłam razem z kroplami na środku parku miejskiego. 
-Angeles?- ktoś krzyknął w moją stronę- Chodź, schowaj się!
Nie reagowałam. Rozpoznałam głos rzekomego wybawcy. Mateo biegł w moim kierunku z kurtką na głowie. O mało co się nie roześmiałam na jego widok. Kiedy rozejrzałam się wokół i dostrzegłam kpiące spojrzenia ludzi, dotarło do mnie, co wyprawiam. Podeszłam do kolegi.
-Co tu robisz, Angie? I to jeszcze w taką pogodę?
Zasypywał mnie pytaniami. Otworzył przede mną drzwi czarnego audi, wślizgnęłam się na miejsce obok kierowcy. Uśmiechnęłam się ponuro, chcąc chociaż w małym stopniu okazać zadowolenie z opieki. Mateo odwzajemnił uśmiech serdecznie, następnie spytał, czy jest mi zimno. Nie musiałam odpowiadać. Trzęsłam się, ponieważ oprócz kwiecistej, przemoczonej koszuli nic nie miałam na ramionach, dżinsy również były całe mokre. Mateo chwycił koc z tylnego siedzenia i po chwili byłam nim opatulona. Mężczyzna bez słowa mnie objął, a ja bez namysłów oparłam głowę o jego ramię.
Należał do przystojnych, wysokich i dobrze zbudowanych przedstawicieli płci przeciwnej. Kręcone włosy dodawały mu trochę komizmu, ukrywały jego ostre rysy twarzy. Nie znałam go bliżej, a mimo to nie bałam się wtulić w jego ramiona. Potrzebowałam oparcia i pocieszenia w partnerze. A czemu zamiast twarzy Matea w mojej wyobraźni gościła twarz Germana? To ojciec siostrzenicy był dla mnie ucieleśnionym ideałem i choć by inny mężczyzna był równie cudowny, wciąż trwałabym w przekonaniu, że kocham szwagra. W tamtej chwili nie mogłam sobie pozwolić na wątpliwości. Rozumiałam swoje myślenie. Wiedziałam, dlaczego postępuję tak, a nie inaczej. Lecz nie potrafiłam w jednej sekundzie zmienić biegu całej akcji, która zaczęła przyjmować inny obrót.
-Czemu jesteś taka zamyślona? Przepraszam, jeśli coś zrobiłem nie tak...
-Nie, nie- zaprzeczyłam natychmiast- Ty robisz wszystko dobrze. To ja mam problemy, mam nadzieję chwilowe. Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
-Ale na pewno wszystko gra?- pogłaskał mój policzek.
-Tak...- kiwnęłam głową i po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęłam się szeroko, jak byłam zwykła to robić.
Wzrok towarzysza śledził każdy mój ruch, jakby czekał na odpowiednią chwilę, by coś uczynić. Czekałam cierpliwie. Nasze twarze znajdowały się coraz bliżej siebie. Patrzyłam mężczyźnie w oczy, gdy on połączył nasze wargi. Odwzajemniłam pocałunek nieśmiało, czemu Mateo wcale się nie sprzeciwiał. Również niepewny swojego położenia muskał delikatnie moje usta. Jego dłonie objęły mnie w talii, ja zaś zarzuciłam swoje na barki kochanka. Z każdą sekundą zaczęłam coraz bardziej się angażować. Pocałunki stały się namiętne. W momencie, kiedy Mateo pozbawił siebie i mnie koca, a jego palce niezgrabnie badały guziki mojej koszuli, opamiętałam się.
-To nie może tak wyglądać.- zatrzymałam jego ręce tuż pod moim biustem- Ledwo odcięłam się od mojego byłego, a my się właściwie nie znamy. To nie w moim stylu.
-Dobrze, rozumiem, przepraszam, poniosło mnie.
Ułożył ręce na kierownicy i nerwowo ruszał palcami. Dyskretnie poprawiłam swoje, lekko wymięte, ubranie. Przez dłuższą chwilę trwaliśmy w milczeniu z zażenowania sytuacją i wstydu, jaki ogarniał mnie, i zapewne mojego towarzysza, coraz bardziej. Zastanawiałam się, co on może myśleć. Taka typowa męska myśl po tym, jak kobieta go odpycha i tłumaczy się byłym: "Nigdy ich- w domyśle kobiet- nie zrozumiem! Skoro były, to po co się zadręczać?". Im dłużej rozmyślałam, tym stawało się to bardziej przerażające.
-Może już pojedziemy do studia?- zaproponowałam.
-Dobry pomysł.- poparł Mateo i przekręcił kluczyk.
Była szesnasta, jak wskazywał ogromny zegar na ratuszu. Miałam nadzieję, że realizatorzy dźwięku będą w "Para nuestra estrella", a pani dyrektor pojawi się niebawem, bo nie chciałam ponownie zostawać sama z pianistą. Szukałam tematu, by nawiązać rozmowę, ale każdy zszedłby na uczucia i nasze prywatne sprawy, a tego za wszelką cenę chciałam unikąć. Jechałam więc eleganckim audi w milczeniu jeszcze trochę wilgotna u boku jednego ze współpracowników, z którym doszło do niezręcznej sytuacji. 

Przyszło mi zmierzyć się z niezwykle trudną piosenką. Przyjęłam wyzwanie, jak to się mówi, na klatę. Po zgrabnym omijaniu niewygodnych pytań przyjaciół o przyjazd mój i Matea w tym samym czasie, mogliśmy zaczynać. 

Akompaniator przegrał kompozycję w "pudroworóżowej sali". Widząc, jak się wczuwa w grę, wiedziałam, iż tyle samo emocji muszę okazać głosem. Konkurs, na który miałam pójść był dla mnie o tyle łatwy, że słuchałam Houston od maleńkości i dobrze znałam jej repertuar. Tekst wybranej piosenki miałam więc w małym paluszku. 
Remember when we held on in the rain.- zaczęłam z wyczuciem, kiedy Mateo kiwną głową w moją stronę.
The night we almost lost it.
Once again we can take the night
Into tomorrow, living on feelings.
Touching you I feel it all again.
Didn't we almost have it all,- wzmocniłam brzmienie.
When love was all we had worth giving?
The ride with you was worth the fall, my friend.- jakbym zwracała się bezpośrednio do Germana.
Loving you makes life worth living.
Didn't we almost have it all.
The nights we held on till the morning.
You know you'll never love that way again.
Didn't we almost have it all?

Tekst odnosił się po części do mojego życia. Czyż z Germanem nie miałam prawie wszystkiego? Byliśmy dorośli, czyli nikt nie mógł kategorycznie zabronić nam się spotykać. Kochaliśmy się, a przynajmniej ja kochałam jego. Czuliśmy adrenalinę, była namiętność. Teoretycznie moglibyśmy być ze sobą długo i szczęśliwie, lecz los chciał inaczej. Nawet nie obwiniałam już szwagra, bo to do niczego dobrego by nie doprowdziło. Musieliśmy się rozstać, musieliśmy trochę pocierpieć. Czy w takim razie dobrze postąpiłam, rezygnując z Mateo? Z mężczyzny, który dzielił ze mną pasję i w tamtej chwili uroczo się do mnie uśmiechał...
-Halo? Ziemia do Angie!- ktoś krzyknął mi prosto w twarz.
To kochana przyjaciółeczka wyrwała mnie z pracy nad kolejną filozofią mego życia. Jej uśmiech wywołał także mój i oto sama jedna Ines przywołała mnie do porządku. Za tę umiejętność będę jej dziękować do końca życia.
-I jak idzie?
-Świetnie! Chłopaki jeszcze obrabiają "When I look at you", a Angeles ćwiczy Whitney.- odezwał się pianista. 
-Chcę posłuchać.- zarządała pani dyrektor. 
Nie sprzeciwiałam się. Po uzgodnieniach z Mateo, zaczęłam śpiewać drugą zwrotkę.
The way you used to touch me felt so fine.
You kept our hearts together down the line.
A moment in the soul can last forever,
Comfort and keep us.
Help me bring the feeling back again.- niosło się na całą salę.

Kiedy ponownie ciągnęłam refren, uzmysłowiłam sobie, iż nigdy nie zapomnę romansu z Germanem. Był to ważny krok w moim życiu. Pokazało mi to, jak wiele można zyskać i stracić zarazem. Uczucie, które dzieliliśmy pozostanie we mnie i kiedyś, gdy nasza dwójka ponownie się spotka, będziemy wracać do tego we wspomnieniach, a być może wciąż będziemy to czuli. Tego nikt nie wiedział. Ale starałam się, gdzieś głęboko w sercu, odnaleźć nadzieję. Powoli porzucałam rozmyślanie, dokładnie odśpiewując ostatnie słowa refrenu: Didn't we almost have it all?
Wysłuchałam zachwytów i owacji na stojąco. Ja nie byłam szczególnie dumna z mojego wykonania. Zawsze czułam, że każdy cover będzie gorszy od oryginału niezależnie od głosu odtwórcy. Po prostu dorównanie Whitney było czymś nieosiągalnym, więc nawet przez chwilę nie wierzyłam, że mogę wygrać "Remembering". Traktowałam to, jako próbę poznania "wielkiego świata". 
Kolejne kilka godzin minęły na żmudnych ćwiczeniach tych samych partii. Wydawałoby się nudne, lecz takie nie było. W dobrym towarzystwie i uśmiechem na ustach wszystko sprawiało mi radość. Czy to tak działa prawdziwa miłość? Teraz mogę powiedzieć: zdecydowanie tak!
Po odsłuchaniu studyjnej, czystej wersji mojej własnej piosenki byłam tak podniecona, że jeszcze przez jakiś czas nie mogłam zasnąć w swoim mieszkaniu. Ines czytała jakąś powieść, ja zaś szeptałam sama do siebie to, co chciałabym oznajmić całemu światu. Zadziwiające, jak mój humor jest zmienny i nieprzewidywalny. Chyba będę miała okres.

_____________________________
Bardzo Was przepraszam za tak nieskładny rozdział. Chyba jeszcze aż tak niepoukładanego nie napisałam tutaj. Czasami także, podobnie jak Angeles, lubię pofilozofować. :D
Słyszałam, że są zwolenniczki romansu Angie z Mateo, więc proszę bardzo. Rzecz planowana od początku bloga. XD
Jeszcze jedno pytanie: Czy nie przesadziłam z "Remembering Whitney"? Są tu antyfani tej artystki?
Abrasos fuertes,

Ruda

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 13

Stałam przed gabinetem Pablo, dyrektora Studia On Beat i mojego przyjaciela. Postanowienie z jakim przyszłam wyparowało mi z głowy.
-"Co to było? Przypomnij sobie."- szeptałam sama do siebie, jak nie do końca zdrowy człowiek.
No tak! Wiadomość, że muszę znów zwolnić się z pracy. Jak ja mogłam zapomnieć, skoro Ines przypominała mi o tym od samego rana. Nawet w czasie zajęć otrzymałam sms o takiej treści. Mojej pamięci nic nie pomoże...Ale skupmy się na sytuacji, która miała miejsce gdzieś koło pierwszej godziny. Tuż po przerwie na lunch stawiłam się u mojego ulubionego profesora.
-"Przecież to może być bardzo koleżeńska rozmowa. Jej finałem nie musi być zwolnienie...Prawda?"- przerażał mnie fakt, że nawet ja nie całkiem w to wierzyłam.
Chwila odejścia od takich myśli wystarczyła, by przemóc się i otworzyć drzwi. Taka banalna rzecz, a ile może sprawić trudności! Wreszcie znalazłam się po drugiej stronie wrót.
-Witaj, Angie! W czymś pomóc?- Pablo rozpromieniony podstawił mi krzesło.
-Chciałam cię prosić o coś...Możesz być zły.- opadłam na siedzenie z niewyraźną miną.
-Znowu coś z Ludmiłą?
-Nie, nie. Dzisiaj była wyjątkowo grzeczna. Podejrzewam, że to tylko przejściowe, ale i tak bardzo się cieszę. To tak ułatwia mi pracę! Hm...Ale o czym ja to mówiłam?- Pablo doskonale mnie znał. Wiedział, jak zbić mnie z tropu, rozbawić, znał moje gadulstwo.- A, tak, o tym, że dzisiaj wcześniej wychodzę.- uśmiechnęłam się słodko do mężczyzny.
-I ja mam na to wyrazić zgodę?- droczył się.
-Właśnie po to tu jestem.- oświadczyłam.
-No nie wiem, nie wiem...Powinienem się zgadzać? Jak myślisz?
Przez głowę przeszło mi kilka uszczypliwych uwag, lecz zdobyłam się na wypowiedzenie czegoś lżejszego:
-Nie gadam z tobą. Po prostu wychodzę. I już.
Poderwałam się z krzesła. Z torebką na ramieniu podążyłam ku wyjściu.
-Ale teraz? Tak wcześnie? Co ci wypadło?- szef zaatakował mnie pytaniami.
Ja jednak byłam już na zatłoczonym korytarzu szkoły muzycznej i szłam w kierunku drzwi, udając, że nie słyszę, co Pablito wrzeszczał za mną.

"Przyjdź do domu. Musimy dopracować szczegóły."- głosiła wiadomość od Ines.

Wrócić do domu i tak chciałam, a słowa przyjaciółki tylko wzbudziły mą ciekawość. Nie cały kwadrans później wchodziłam po schodach na drugie piętro starej kamienicy.
-Jesteś wreszcie. Musimy brać się do roboty.- przywitała mnie moja kochana.
Zostałam siłą wepchnięta do swojej sypialni. Tam zastałam istny chaos. Łóżko, którego właściwie nie widziałam, było zawalone ubraniami. Szafa otwarta na ościesz świeciła pustkami. Zapewne to właśnie na posłaniu i podłodze wylądowała jej zawartość, tak samo jak komody. Jeszcze nigdy nie oglądałam swojego pokoju w takim stanie. Nigdy nie byłam aż tak zdesperowana, żeby wyrzucić ubrania, wyżywać się na nich i wycierać co sekundę mokry nos jakimś wyciągniętym swetrem. Albo co gorsza nowym i jeszcze nie ściuchranym. Wtedy człowiek osiąga już szczyt depresji. A ja czułam, że właśnie zaraz go zdobędę.
-Co to, do cholery, ma być?!- wydarłam się z myślą o biednych sąsiadach.
-Przecież musimy cię wystroić na nagranie.- wytłumaczyła niewinnie moja przyjaciółka- Przepraszam za bałagan.
-Okay, ale czegoś tu nie rozumiem.- ochłonęłam- Dlaczego muszę się odstawiać do studia?
-Nie pozwolę ci się pokazać Augustowi w tym T-shircie.- rzuciła gardzące spojrzenie na mój tułów.
Tak, miałam na sobie zwykłą czarną koszulkę, bez żadnych ozdóbek. Była ona włożona w jasne, obcisłe dżinsy. Gdy szykowałam się do pracy, nie myślałam o tym, jak wyglądam. Ważne było tylko, że jestem w coś ubrana. Po tym jak związałam włosy w niedbałego koka, zarzuciłam na ramiona czarną bejsbolówkę, ponieważ poranki stawały się coraz chłodniejsze. Jeszcze tylko na nogi ciężkie koturny i na ramię workowata torba, i mogłam wychodzić. W drzwiach przypomniałam sobie o makijażu, ale szybko zrezygnowałam i opuściłam kamienicę. Teraz, kiedy wszystko odtwarzam w głowie, zastanawiam się, jak zapamiętałam tak dokładnie codzienne czynności, wciąż nie mogąc uwolnić myśli od wczorajszego przedpołudnia 
-Wciśniesz się?- Ines wręczyła mi jakiś obojętny mi kawałek materiału.
-Ines...Nie jestem pewna, czy chcę to robić.- oznajmiłam stosunkowo krótko, jak na taki temat.
Kobieta nagle podniosła głowę z nad sterty ubrań, w których nieustannie czegoś szukała. Spojrzała na mnie pytająco i z lekkim uśmieszkiem, ale wiem, że ją zadziwiłam.
-Co ty wygadujesz? Co się stało, że masz wątpliwości?- dociekała, jak prawdziwa bratnia dusza.
-Rozmawiałam wczoraj z Germanem.-westchnąwszy, ścisnęłam ubranie w palcach.
-Lepiej mi to oddaj.- Ines wyrwała mi go z rąk i odłożyła gdzieś na bok.- Chodźmy do salonu.
Leniwym krokiem przetransportowałam się do większego pokoju, od razu opadłam na kanapę. Tego dnia wydawała mi się za miękka, taka nie moja, jakby nie ja ją kiedyś kupowała. "Rzeczywiście jest ze mną źle. Żeby rozmyslać nad miękkością sofy?!"-podsumowałam. 
-Co się wczoraj wydarzyło z Germanem?
-Pożegnaliśmy się.- schowałam twarz w dłoniach.
-Dupek...
To słowo w jej ustach brzmiało nadzwyczaj zawistnie. Popatrzyłam z podziwem na ognistowłosą, która z zażenowaniem na twarzy wpatrywała się w stolik przed nami. Ja jeszcze nigdy nie zdobyłam się na odwagę i nie powiedziałam o Germanie tego, co myślałam przez jakiś rok, a moja współlokatorka zobaczyła faceta raz i zrobiła to. Była niesamowita, jedyna w swoim rodzaju. Mogłam dziękować za szczęście, jakie mnie spotkało w dniu poznania jej.
-Przepraszam, mam niewyparzony język. -zarumieniała się lekko.
-Trafiłaś w samo sedno, więc nie masz za co przepraszać. German to kretyn.- poparłam.
-Jak można było zostawić taką kobietę, jak ty? Daj mi telefon, ja go doprowadzę do pionu.
Zaczynała być troszeczkę poddenerwowana, co akurat w tej sytuacji mnie rozweselało. I chyba Ines o tym wiedziała, dlatego nie przerywała swojego wykładu o "idiocie, jakiego świat nie widział". Żwawo przemierzała dystans od blatu kuchennego do kanapy i z powrotem. 
-Spokojnie, kochana. Życie nie kończy się na tym jednym facecie.- próbowałam przedstawić swój nastrój w tęczowych barwach.
-Nie kłam.- ucięła- Wiem, że go kochasz.- i jeszcze raz przeszła się po pokoju.
-Chodźmy lepiej się przyszykować na to nagranie. O której mamy być?
-Siedemnasta. Mamy jeszcze sporo czasu.
-To nie traćmy go i wybierzmy te ciuchy.- zarządziłam, wstając z siedzenia.
-Jesteś pewna?
-Oj, szybko, bo się rozmyślę.- pociągnęłam Ines za rękę ponownie w stronę sypialni.

-Może zwyczajna biała koszula i czarne rurki?- zaproponowałam.
Trwała burza mózgów. Temat tak błachy, że nawet na chwilę się załamałam i siedziałam w osłupieniu. Lecz w gruncie rzeczy, to było trudne pytanie. W co się ubrać? Nie mogłyśmy znaleźć prostej odpowiedzi. Bawiłyśmy się modą i swoimi ubraniami, ale nic konkretnego z tego nie wyszło. Postanowiłam ustanowić pewne kryteria.
-Ma być ładnie, a zarazem wygodnie.
-Tak się nie da.- oświadczyła Ines.
-Czemu?- ręce opadły mi wzdłuż tułowia ze zrezygnowania.
-Ponieważ ubierasz się dla mężczyzn, a według nich ładnie nam w obcisłych sukienkach i półmetrowych szpilkach. To, niestety, zazwyczaj wyklucza wygodę.
Odchyliła głowę w prawo, jakby nad czymś intensywnie myślała. Wyglądało to komicznie, ale było wybawiające w skutkach, bo kobieta zerwała się z miejsca niczym błyskawica. Poszperała chwileczkę w stosie materiałów różnego rodzaju. Wyciągnęła w rękach prawdziwe cudo.
Sukienka wyglądała na miniówkę, bardzo krótką miniówkę. W dotyku była bardzo przyjemna, jakby aksamit. Przyjrzałam się wzorom na materiale. A były warte uwagi, to na pewno. Wyraźnie zaznaczone figury geometryczne, rysunki pozornie bez sensu, na przykład rower czy jakiś owoc albo klucz wiolinowy, tworzyły jedną doskonałą całość. Studiowałam każdy centymetr kreacji, gdy przyjaciółka zapytała:
-Podoba ci się?
-Żartujesz? Jest cudowna!- wydałam z siebie okrzyk podziwu- Skąd ją masz?
-Jest stara jak świat.-przyznała z uśmiechem- Zakładaj.
Uradowana przechwyciłam sukienkę. W łazience w sekundę założyłam ją na swoje ciało skryte do tej pory pod grubym dżinsem. Ines klasnęła w ręce, gdy mnie ujrzała. Dolna krawędź stroju unosiła się niebezpiecznie, co było powodem kolejnych żartów.
-Mateo polubi cię jeszcze bardziej.
-Ej!- upomniałam cwaniaka, lecz pomyślałam, że jego zadowolenie wcale nie będzie czymś niemiłym, wręcz przeciwnie- Lepiej pomyślmy co dalej.
Ines oznajmiła szczerze, że do sukienki ma specjalnie buty i torebkę. Obie te rzeczy szybko odszukała. Białe czółenka znalazły się na moich stopach, torebka z maleńskimi bursztynami przy klamrze wisiała przyszykowana na haczyku. Kolejny problem, czyli włosy, sam się rozwiązał. Po wczorajszym prostowaniu zostało bardzo mało, więc wystarczyło je lekko podwinąć i już były falowate. Podkreśliłam oko eyelinerem, usta jedynie nawilżyłam. Byłam gotowa. Ale co z Ines?
-Proponuję ci coś poważniejszego, jak przystało na panią dyrektor.- przejęłam stery.
Przyjaciółka słuchała mnie uważnie, gdy opisywałam swoją małą czarną, lecz nie mogłam jej znaleźć.
-Wreszcie!- cieszyłam się, jakbym zdobyła najwyższy szczyt świata.
W oczach rudowłosej zaiskrzyły małe iskierki. Na widok tej sukni każda kobieta tak by zareagowała. Ines wyrwała mi ją z rąk i założyła na siebie bez wahania. Wyglądała zjawiskowo, idealnie, jakby strój był szyty specjalnie na nią. Gdy młoda kobieta przechadzała się po pokoju, uwydatniała swoje kształty. Włosy zebrała w misternego koka, by wyglądać poważniej, na nogi włożyła zabójczo wysokie, ale piękne szpilki. Chwyciła swoją, również czarną, kopertówkę. Skinąwszy porozumiewawczo głowami, opuściłyśmy mieszkanie. 
Szłyśmy równo roześmiane przez ulice Buenos Aires.

W połowie drogi spotkała nas najbardziej nieoczekiwana sytuacja, jaką mogłyśmy sobie wyśnić.
-Angie?- zaczepił mnie German- Co tu robisz?
"Nie ma tak łatwo, za nic nie wyznam, gdzie idę"- przyrzekłam sobie samej, podczas gdy moja przyjaciółka odezwała się na głos.
-Wybrałyśmy się na spacer.
-Tak wystrojone?- ojciec Violetty zmierzył nas wzrokiem- Przepraszam panią, ale nie pamiętam imienia.
Ines uśmiechnęła się pod nosem.
-Nic się nie stało. Ines- wyciągnęła dłoń do mojego szwagra, który natychmiast ją uścisnął.
-German.-przedstawił się "nieznajomy".
-A któż by inny...- szepnęła moja towarzyszka przez zaciśnięte zęby.
Swoim zachowaniem wzbudziła zainteresowanie Germana. Bez wątpliwości myślał o niej dobrze. 
-Kochanie, złociutki!- rozległo się między budynkami.
Zza rogu wyłoniła się Jade. Jak zawsze elegancka, w nowej fryzurze, podbiegła do swojego narzeczonego. Ten wydawał się zażenowany sytuacją, bo zarumienił się i spuścił głowę.
-A kto to? O! Angie! Jak ci się żyje bez Violi?- jej chamstwo nie znało granic- A to kto?- wkazała na Ines.
Wiedziałam, że w myślach mojej przyjaciółki rodzi się jakaś złośliwa uwaga, której za wszelką cenę nie chciała wypowiadać. German i Jade patrzyli na naszą dwójkę wyczekująco, jednak nie miałam zielonego pojęcia, co robić. Zdecydowałam na najbanalniejsze wyjście z możliwych.
-Oto Jade.- przedstawiłam narzeczoną szwagra, jak wymagały tego dobre maniery.
-Miło poznać.- uśmiechnęła się przeszła macocha Violi. Znajome podały sobie niechętnie ręce.
-German, co pan tu robi?- zadałam od początku nurtujące mnie pytanie.
Mężczyzna ocknął się z zamyślenia. Przeszło mi przez myśl, że rozprawiał, jak uniknąć kompromitacji związanej z Jade i jej brakiem elokwencji. Przetarł twarz dłońmi i otworzył usta, gdy ukochana go wyprzedziła.
-Wybieramy obrączki.- wyznała z szerokim uśmiechem.
Trudno opisać słowami miny pozostałej trójki. German był koloru na przemian pomidora ze ścianą. Ines zaciskała pięść za plecami z bladą twarzą. A mnie po prostu zatkało. Łzy cisnęły się do oczu, ale nie pozwalałam im wypłynąć. Cisza bolała jeszcze bardziej, bo głosy w głowie mogły głośniej krzyczeć: "Głupia, on kocha inną". Patrzyłam tępo na byłego kochanka i czekałam na zaprzeczenie, którego nie udało mi się uzyskać. Torebka ledwo utrzymywała się na moich wątłych ramionach, kolana uginały się. Chciałam schować się przed wszystkimi i szlochać przez cały wieczór. Dlaczego to ja musiałam dostawać tak w tyłek od życia?
-Ojej, jak późno! Musimy już iść, Angie!- zawołała Ines z grymasem złości na twarzy. 
Odwróciłam się, mówiąc zwykłe "do widzenia". German nawet nie pytał, gdzie się spieszymy. Byłam mu obojętna. Teraz skupiał się na Jade i ceremoni. Sama myśl doprowadzała mnie do stanu krytycznego. W drodze do studia nagraniowego wylałam z siebie chyba hektolitry łez. Ines wciąż trzymała mnie za rękę ku zdziwieniu przechodniów.

Wbiegłam od razu do łazienki, na co bliźniaki odpowiedzi wzruszeniem ramion. Ines mnie dogoniła. W lustrze widziałam swoje odbicie- zapłakaną blondynkę z rozmazanym makijażem. Za make-up wzięła się przyjaciółka, a ja nie opierałam się. Brakowało mi sił na jakikolwiek ruch.
-Chyba nie bez powodu jestem blondynką.- stwierdziłam po kilku dobrych minutach milczenia.
-Co ty wygadujesz?- słuchacz spojrzał mi w oczy.
-Jestem głupia, dostałam nauczkę.- pochyliłam się nad umywalką.
-To nieprawda...Popatrz na siebie.- podniosła moją twarz tak, że spojrzałam w lustro. Było ze mną lepiej, więc już  się nie przeraziłam.
-Jak można zakochać się w takim kretynie?- szlochałam jeszcze cichutko.
Ines podała mi chusteczkę, abym wytarła nos i policzki. Nie przestawała głaskać mnie po ramieniu. W opisywanym zdarzeniu znajdowałam tylko jedną pozytywną rzecz- obecność bratniej duszy. Umiała mnie skutecznie pocieszyć i doprowadzić do dawnej formy. Liczyłam, że i tym razem jej się uda.
-Masz rację, German to kretyn, nie wie co robi. Odpuścił sobie ciebie dla tej idiotki...Szkoda słów.- mówiła, opierając się o brzeg małej szafki.
Otarła mój policzek i kazała się uśmiechnąć. Wypełniłam jej rozkaz z trudem. Nie dało się ukryć, że byłam załamana, wpadałam w depresję, jednak to następna wypowiedź przyjaciółki uskrzydliła mnie na tyle, by stawić czoła problemom.
-Chodź nagrać twój kawałek. Przelej do piosenki ten smutek, który czujesz, a odetchniesz. Naprawdę.- obiecywała, chociaż nie musiała. Wierzyłam jej na słowo.
Jeszcze tylko raz przytuliłam się do pocieszycielki i przekroczyłam próg, wchodząc tym samym do studia.
-Coś się dzieje?- Mateo, którego wcześniej nie zauważyłam, wyraził swą troskę.
Po tym, jak z pokerową twarzą zaprzeczyłam, niemal objął mnie a talii i pocałował w policzek. Odsunęłam go delikatnie, potem poklepałam w ramię, jak starego kumpla. Po jednym dniu znajomości nie będę spoufalać się ze współpracownikami. Zresztą, byłam zbyt przejęta przejściem pana Augusta, żeby się wyluzować. Nie w głowie mi były amory w przeciwieństwie do Mateo. 
-Wyglądasz przepięknie, Angeles.- komplementował mężczyzna, wciąż przybliżając się do mnie.
-Niech się biedak nacieszy.- rzuciła Ines.
-A może by tak spróbować nagrywać piosenkę, hę?- zniecierpliwiłam się.
-Nasza diva rośnie w oczach.- odezwał się Simón, jakbym go o to prosiła.
W końcu, bez dalszych docinek, moi koledzy wprowadzili mnie do ciemnego pomieszczenia z mikrofonem na środku, do którego doczepionych było mnóstwo kabli. Trudno było się przez to przedrzeć, ale tego dokonałam. Ines nawet nie próbowała, powiedziawszy na głos, że taki wyczyn w jej szpilkach byłby cudem. To natychmiast przechwycił Simón i oznajmił, że jego szefowa bardzo ładnie dziś wygląda.
-Nie podlizuj się.- moja przyjaciółka wyczytała w jego oczach fałsz.
W każdym razie tworzyła się bardzo przyjazna atmosfera. A ja nawet lekko się uśmiechnęłam, co z uwagi na wcześniejsze wydarzenia było dziwactwem. Pod wpływem kolejnych żarcików pani dyrektor, bliźniaków oraz przybyłego Javiera prawie się rozluźniłam. Jednak wtedy dostrzegłam na sobie baczny wzrok Matea i z powrotem spięłam wszystkie mięśnie o jakich istnienia miałam pojęcie.
Pianista tylko na to czekał. Gdy pozostała czwórka wyszła na zewnątrz, jak się dowiedziałam, zapalić niewinnego papieroska, wtedy Mateo ruszył w moim kierunku.
-Musisz się rozluźnić.- nakazał, po czym krótkim ruchem zagarnął moje włosy do tyłu.
-Ty mi nie dajesz.- wyznałam szczerze.
Do tej pory zafascynowana byłam partyturą i to jej poświęcałam całą uwagę, a na kolegom odpowiedałam półsłówkami bez spojrzeń. Teraz nieznana siła zmusiła mnie do przyjrzenia się adoratorowi. Przepraszam, ta siła była mi znana. To uczucie towarzyszyło mi zawsze, gdy German był w pobliżu...Nie chciałam o tym pamiętać. Karcąc samą siebie, odepchnęłam dłonie mężczyzny, które zmierzały w okolice mych bioder.
-Gdzie jest ten cały Fernandez?!- krzyknęłam, żeby sygnał skończonej zabawy dotarł do faceta szybciej.
Od kompletnej porażki uratowali mnie przyjaciele, którzy właśnie wtedy weszli. Ale nie całkiem sami. Za Ines stał wyczekiwany gość. Wysoki producent tym razem miał na sobie czarny garnitur. On najwyraźniej także przygotowywał się do tej wizyty. Włosy krótko przystrzyżone, małe, bystre oczy oraz okulary wskazywały, że to człowiek sukcesu. Swój atrybut, albo raczej gadżet, trzymał w dłoni. Na prośbę pani dyrektor gość zajął miejsce na sofie na wprost mnie. Przygryzając końcówkę okularów, uważnie mi się przyglądał. Pozostawiał mnie w zakłopotaniu dłuższy moment, aż wreszcie skinął na dźwiękowców. Ci od razu porwali się do sprzętu. Simón zasiadł wygodnie, natomiast Paulo podbiegł ze słuchawkami dla mnie. Zadziwiało mnie porozumienie tych ludzi.
-Ale ja nie jestem gotowa.- szepnęłam coś w rodzaju wymówki.
-Jesteś, nie dyskutuj.- i bezapelacyjnie pozwoliłam sobie nałożyć wielkie, czarne słuchawki na uszy.
Blondyn opuścił ciemny pokoik, na twarzach Ines i Javiera pojawiły się uśmiechy. Augusto spoglądał na mnie z ukosa. Tego dnia wydał mi się wewnątrz sympatycznym człowiekiem, więc krótki występ przed nim nie przyprawiał mnie o drgawki. Paulo miał rację. Nie można mi było zarzucić braku pracy. No to czego powinnam się obawiać? Niczego.
W niewielkim pomieszczeniu przeznaczonym do nagrywania dźwięku zaświeciły się światła. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności rozejrzenia się wokół. Tak jak myślałam, nie było tam nic nadzwyczaj interesującego, oprócz pustki. Do porządku przywołały mnie spojrzenia bliźniaków i brzmienie pierwszych nut z taśmy.
Fortepian wydobywał z siebie delikatne akordy. Sprawiały wrażenie lekko rozmytych, jakby odbijały się, tworząc echo. Augusto pochylił się i głęboko wsłuchiwał.
Everybody needs inspiration.
Everybody needs a song.- docisnęłam słuchawki do uszu.
A beautiful melody,
When the night’s so long,
Cause there is no guarantee
That this life is easy.- kończyłam zwrotkę mocnym dźwiękiem.
When my world is falling apart,- zgrabnie przeszłam w refren.
When there’s no light to break up the dark,
That’s when I, I, I look at you.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,
That’s when I, I, I look at you
When I look at you,
I see forgiveness, I see the truth.- pociągnęłam razem z delikatnymi chórkami.
You love me for who I am
Like the stars hold the moon.
Right there where they belong and- ponownie chórki.
I know I’m not alone.- jeszcze tylko niezbędny ozdobnik i znów refren.
When my world is falling apart,- instrumenty zwiększyły moc.
When there’s no light to break up the dark,
That’s when I, I, I look at you.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,
That’s when I, I, I look at you.- ciągnęłam płaski dźwięk.
You appear just like a dream to me.- zaczęłam prawie a'capella.
Just like kaleidoscope colors that cover me.
All I need every breath that I breathe.- powoli siła piosenki powracała.
Don’t you know you’re beautiful.- byłam tym decydującym czynnikiem, czy próba jest udana.
Przerwa w moim śpiewała robiła miejsce solówce gitary, którą stworzył Mateo. Spojrzałam w jego stronę, wyraźnie był z siebie dumny. Cieszył mnie entuzjazm grupy, więc wróciłam do piosenki z uśmiechem.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,- lekko zmieniłam linię melodyczną, przez co końcówka wydawała się ciekawsza.
That’s when I, I, I look at you.
I look at you.
Mogłam popisać się swoją skalą.
You appear just like a dream to me...- i muzyka ucichła.

Jakby bańka mydlana, w której się znajdowałam pękła...

____________________________________
I co dalej? W fajnym miejscu skończyłam, nieprawdaż? XD
Trochę załamanej Angeles było, trochę śpiewającej też, więc odhaczam trzynastkę.
Taka szczęśliwa ta liczba. XD
Czternastka zaczęła się pisać.
Miłego dnia chłopaka! :D

Ruda