Stałam przed gabinetem Pablo, dyrektora Studia On Beat i mojego przyjaciela. Postanowienie z jakim przyszłam wyparowało mi z głowy.
-"Co to było? Przypomnij sobie."- szeptałam sama do siebie, jak nie do końca zdrowy człowiek.
No tak! Wiadomość, że muszę znów zwolnić się z pracy. Jak ja mogłam zapomnieć, skoro Ines przypominała mi o tym od samego rana. Nawet w czasie zajęć otrzymałam sms o takiej treści. Mojej pamięci nic nie pomoże...Ale skupmy się na sytuacji, która miała miejsce gdzieś koło pierwszej godziny. Tuż po przerwie na lunch stawiłam się u mojego ulubionego profesora.
-"Przecież to może być bardzo koleżeńska rozmowa. Jej finałem nie musi być zwolnienie...Prawda?"- przerażał mnie fakt, że nawet ja nie całkiem w to wierzyłam.
Chwila odejścia od takich myśli wystarczyła, by przemóc się i otworzyć drzwi. Taka banalna rzecz, a ile może sprawić trudności! Wreszcie znalazłam się po drugiej stronie wrót.
-Witaj, Angie! W czymś pomóc?- Pablo rozpromieniony podstawił mi krzesło.
-Chciałam cię prosić o coś...Możesz być zły.- opadłam na siedzenie z niewyraźną miną.
-Znowu coś z Ludmiłą?
-Nie, nie. Dzisiaj była wyjątkowo grzeczna. Podejrzewam, że to tylko przejściowe, ale i tak bardzo się cieszę. To tak ułatwia mi pracę! Hm...Ale o czym ja to mówiłam?- Pablo doskonale mnie znał. Wiedział, jak zbić mnie z tropu, rozbawić, znał moje gadulstwo.- A, tak, o tym, że dzisiaj wcześniej wychodzę.- uśmiechnęłam się słodko do mężczyzny.
-I ja mam na to wyrazić zgodę?- droczył się.
-Właśnie po to tu jestem.- oświadczyłam.
-No nie wiem, nie wiem...Powinienem się zgadzać? Jak myślisz?
Przez głowę przeszło mi kilka uszczypliwych uwag, lecz zdobyłam się na wypowiedzenie czegoś lżejszego:
-Nie gadam z tobą. Po prostu wychodzę. I już.
Poderwałam się z krzesła. Z torebką na ramieniu podążyłam ku wyjściu.
-Ale teraz? Tak wcześnie? Co ci wypadło?- szef zaatakował mnie pytaniami.
Ja jednak byłam już na zatłoczonym korytarzu szkoły muzycznej i szłam w kierunku drzwi, udając, że nie słyszę, co Pablito wrzeszczał za mną.
"Przyjdź do domu. Musimy dopracować szczegóły."- głosiła wiadomość od Ines.
Wrócić do domu i tak chciałam, a słowa przyjaciółki tylko wzbudziły mą ciekawość. Nie cały kwadrans później wchodziłam po schodach na drugie piętro starej kamienicy.
-Jesteś wreszcie. Musimy brać się do roboty.- przywitała mnie moja kochana.
Zostałam siłą wepchnięta do swojej sypialni. Tam zastałam istny chaos. Łóżko, którego właściwie nie widziałam, było zawalone ubraniami. Szafa otwarta na ościesz świeciła pustkami. Zapewne to właśnie na posłaniu i podłodze wylądowała jej zawartość, tak samo jak komody. Jeszcze nigdy nie oglądałam swojego pokoju w takim stanie. Nigdy nie byłam aż tak zdesperowana, żeby wyrzucić ubrania, wyżywać się na nich i wycierać co sekundę mokry nos jakimś wyciągniętym swetrem. Albo co gorsza nowym i jeszcze nie ściuchranym. Wtedy człowiek osiąga już szczyt depresji. A ja czułam, że właśnie zaraz go zdobędę.
-Co to, do cholery, ma być?!- wydarłam się z myślą o biednych sąsiadach.
-Przecież musimy cię wystroić na nagranie.- wytłumaczyła niewinnie moja przyjaciółka- Przepraszam za bałagan.
-Okay, ale czegoś tu nie rozumiem.- ochłonęłam- Dlaczego muszę się odstawiać do studia?
-Nie pozwolę ci się pokazać Augustowi w tym T-shircie.- rzuciła gardzące spojrzenie na mój tułów.
Tak, miałam na sobie zwykłą czarną koszulkę, bez żadnych ozdóbek. Była ona włożona w jasne, obcisłe dżinsy. Gdy szykowałam się do pracy, nie myślałam o tym, jak wyglądam. Ważne było tylko, że jestem w coś ubrana. Po tym jak związałam włosy w niedbałego koka, zarzuciłam na ramiona czarną bejsbolówkę, ponieważ poranki stawały się coraz chłodniejsze. Jeszcze tylko na nogi ciężkie koturny i na ramię workowata torba, i mogłam wychodzić. W drzwiach przypomniałam sobie o makijażu, ale szybko zrezygnowałam i opuściłam kamienicę. Teraz, kiedy wszystko odtwarzam w głowie, zastanawiam się, jak zapamiętałam tak dokładnie codzienne czynności, wciąż nie mogąc uwolnić myśli od wczorajszego przedpołudnia
-Wciśniesz się?- Ines wręczyła mi jakiś obojętny mi kawałek materiału.
-Ines...Nie jestem pewna, czy chcę to robić.- oznajmiłam stosunkowo krótko, jak na taki temat.
Kobieta nagle podniosła głowę z nad sterty ubrań, w których nieustannie czegoś szukała. Spojrzała na mnie pytająco i z lekkim uśmieszkiem, ale wiem, że ją zadziwiłam.
-Co ty wygadujesz? Co się stało, że masz wątpliwości?- dociekała, jak prawdziwa bratnia dusza.
-Rozmawiałam wczoraj z Germanem.-westchnąwszy, ścisnęłam ubranie w palcach.
-Lepiej mi to oddaj.- Ines wyrwała mi go z rąk i odłożyła gdzieś na bok.- Chodźmy do salonu.
Leniwym krokiem przetransportowałam się do większego pokoju, od razu opadłam na kanapę. Tego dnia wydawała mi się za miękka, taka nie moja, jakby nie ja ją kiedyś kupowała. "Rzeczywiście jest ze mną źle. Żeby rozmyslać nad miękkością sofy?!"-podsumowałam.
-Co się wczoraj wydarzyło z Germanem?
-Pożegnaliśmy się.- schowałam twarz w dłoniach.
-Dupek...
To słowo w jej ustach brzmiało nadzwyczaj zawistnie. Popatrzyłam z podziwem na ognistowłosą, która z zażenowaniem na twarzy wpatrywała się w stolik przed nami. Ja jeszcze nigdy nie zdobyłam się na odwagę i nie powiedziałam o Germanie tego, co myślałam przez jakiś rok, a moja współlokatorka zobaczyła faceta raz i zrobiła to. Była niesamowita, jedyna w swoim rodzaju. Mogłam dziękować za szczęście, jakie mnie spotkało w dniu poznania jej.
-Przepraszam, mam niewyparzony język. -zarumieniała się lekko.
-Trafiłaś w samo sedno, więc nie masz za co przepraszać. German to kretyn.- poparłam.
-Jak można było zostawić taką kobietę, jak ty? Daj mi telefon, ja go doprowadzę do pionu.
Zaczynała być troszeczkę poddenerwowana, co akurat w tej sytuacji mnie rozweselało. I chyba Ines o tym wiedziała, dlatego nie przerywała swojego wykładu o "idiocie, jakiego świat nie widział". Żwawo przemierzała dystans od blatu kuchennego do kanapy i z powrotem.
-Spokojnie, kochana. Życie nie kończy się na tym jednym facecie.- próbowałam przedstawić swój nastrój w tęczowych barwach.
-Nie kłam.- ucięła- Wiem, że go kochasz.- i jeszcze raz przeszła się po pokoju.
-Chodźmy lepiej się przyszykować na to nagranie. O której mamy być?
-Siedemnasta. Mamy jeszcze sporo czasu.
-To nie traćmy go i wybierzmy te ciuchy.- zarządziłam, wstając z siedzenia.
-Jesteś pewna?
-Oj, szybko, bo się rozmyślę.- pociągnęłam Ines za rękę ponownie w stronę sypialni.
-Może zwyczajna biała koszula i czarne rurki?- zaproponowałam.
Trwała burza mózgów. Temat tak błachy, że nawet na chwilę się załamałam i siedziałam w osłupieniu. Lecz w gruncie rzeczy, to było trudne pytanie. W co się ubrać? Nie mogłyśmy znaleźć prostej odpowiedzi. Bawiłyśmy się modą i swoimi ubraniami, ale nic konkretnego z tego nie wyszło. Postanowiłam ustanowić pewne kryteria.
-Ma być ładnie, a zarazem wygodnie.
-Tak się nie da.- oświadczyła Ines.
-Czemu?- ręce opadły mi wzdłuż tułowia ze zrezygnowania.
-Ponieważ ubierasz się dla mężczyzn, a według nich ładnie nam w obcisłych sukienkach i półmetrowych szpilkach. To, niestety, zazwyczaj wyklucza wygodę.
Odchyliła głowę w prawo, jakby nad czymś intensywnie myślała. Wyglądało to komicznie, ale było wybawiające w skutkach, bo kobieta zerwała się z miejsca niczym błyskawica. Poszperała chwileczkę w stosie materiałów różnego rodzaju. Wyciągnęła w rękach prawdziwe cudo.
Sukienka wyglądała na miniówkę, bardzo krótką miniówkę. W dotyku była bardzo przyjemna, jakby aksamit. Przyjrzałam się wzorom na materiale. A były warte uwagi, to na pewno. Wyraźnie zaznaczone figury geometryczne, rysunki pozornie bez sensu, na przykład rower czy jakiś owoc albo klucz wiolinowy, tworzyły jedną doskonałą całość. Studiowałam każdy centymetr kreacji, gdy przyjaciółka zapytała:
-Podoba ci się?
-Żartujesz? Jest cudowna!- wydałam z siebie okrzyk podziwu- Skąd ją masz?
-Jest stara jak świat.-przyznała z uśmiechem- Zakładaj.
Uradowana przechwyciłam sukienkę. W łazience w sekundę założyłam ją na swoje ciało skryte do tej pory pod grubym dżinsem. Ines klasnęła w ręce, gdy mnie ujrzała. Dolna krawędź stroju unosiła się niebezpiecznie, co było powodem kolejnych żartów.
-Mateo polubi cię jeszcze bardziej.
-Ej!- upomniałam cwaniaka, lecz pomyślałam, że jego zadowolenie wcale nie będzie czymś niemiłym, wręcz przeciwnie- Lepiej pomyślmy co dalej.
Ines oznajmiła szczerze, że do sukienki ma specjalnie buty i torebkę. Obie te rzeczy szybko odszukała. Białe czółenka znalazły się na moich stopach, torebka z maleńskimi bursztynami przy klamrze wisiała przyszykowana na haczyku. Kolejny problem, czyli włosy, sam się rozwiązał. Po wczorajszym prostowaniu zostało bardzo mało, więc wystarczyło je lekko podwinąć i już były falowate. Podkreśliłam oko eyelinerem, usta jedynie nawilżyłam. Byłam gotowa. Ale co z Ines?
-Proponuję ci coś poważniejszego, jak przystało na panią dyrektor.- przejęłam stery.
Przyjaciółka słuchała mnie uważnie, gdy opisywałam swoją małą czarną, lecz nie mogłam jej znaleźć.
-Wreszcie!- cieszyłam się, jakbym zdobyła najwyższy szczyt świata.
W oczach rudowłosej zaiskrzyły małe iskierki. Na widok tej sukni każda kobieta tak by zareagowała. Ines wyrwała mi ją z rąk i założyła na siebie bez wahania. Wyglądała zjawiskowo, idealnie, jakby strój był szyty specjalnie na nią. Gdy młoda kobieta przechadzała się po pokoju, uwydatniała swoje kształty. Włosy zebrała w misternego koka, by wyglądać poważniej, na nogi włożyła zabójczo wysokie, ale piękne szpilki. Chwyciła swoją, również czarną, kopertówkę. Skinąwszy porozumiewawczo głowami, opuściłyśmy mieszkanie.
Szłyśmy równo roześmiane przez ulice Buenos Aires.
W połowie drogi spotkała nas najbardziej nieoczekiwana sytuacja, jaką mogłyśmy sobie wyśnić.
-Angie?- zaczepił mnie German- Co tu robisz?
"Nie ma tak łatwo, za nic nie wyznam, gdzie idę"- przyrzekłam sobie samej, podczas gdy moja przyjaciółka odezwała się na głos.
-Wybrałyśmy się na spacer.
-Tak wystrojone?- ojciec Violetty zmierzył nas wzrokiem- Przepraszam panią, ale nie pamiętam imienia.
Ines uśmiechnęła się pod nosem.
-Nic się nie stało. Ines- wyciągnęła dłoń do mojego szwagra, który natychmiast ją uścisnął.
-German.-przedstawił się "nieznajomy".
-A któż by inny...- szepnęła moja towarzyszka przez zaciśnięte zęby.
Swoim zachowaniem wzbudziła zainteresowanie Germana. Bez wątpliwości myślał o niej dobrze.
-Kochanie, złociutki!- rozległo się między budynkami.
Zza rogu wyłoniła się Jade. Jak zawsze elegancka, w nowej fryzurze, podbiegła do swojego narzeczonego. Ten wydawał się zażenowany sytuacją, bo zarumienił się i spuścił głowę.
-A kto to? O! Angie! Jak ci się żyje bez Violi?- jej chamstwo nie znało granic- A to kto?- wkazała na Ines.
Wiedziałam, że w myślach mojej przyjaciółki rodzi się jakaś złośliwa uwaga, której za wszelką cenę nie chciała wypowiadać. German i Jade patrzyli na naszą dwójkę wyczekująco, jednak nie miałam zielonego pojęcia, co robić. Zdecydowałam na najbanalniejsze wyjście z możliwych.
-Oto Jade.- przedstawiłam narzeczoną szwagra, jak wymagały tego dobre maniery.
-Miło poznać.- uśmiechnęła się przeszła macocha Violi. Znajome podały sobie niechętnie ręce.
-German, co pan tu robi?- zadałam od początku nurtujące mnie pytanie.
Mężczyzna ocknął się z zamyślenia. Przeszło mi przez myśl, że rozprawiał, jak uniknąć kompromitacji związanej z Jade i jej brakiem elokwencji. Przetarł twarz dłońmi i otworzył usta, gdy ukochana go wyprzedziła.
-Wybieramy obrączki.- wyznała z szerokim uśmiechem.
Trudno opisać słowami miny pozostałej trójki. German był koloru na przemian pomidora ze ścianą. Ines zaciskała pięść za plecami z bladą twarzą. A mnie po prostu zatkało. Łzy cisnęły się do oczu, ale nie pozwalałam im wypłynąć. Cisza bolała jeszcze bardziej, bo głosy w głowie mogły głośniej krzyczeć: "Głupia, on kocha inną". Patrzyłam tępo na byłego kochanka i czekałam na zaprzeczenie, którego nie udało mi się uzyskać. Torebka ledwo utrzymywała się na moich wątłych ramionach, kolana uginały się. Chciałam schować się przed wszystkimi i szlochać przez cały wieczór. Dlaczego to ja musiałam dostawać tak w tyłek od życia?
-Ojej, jak późno! Musimy już iść, Angie!- zawołała Ines z grymasem złości na twarzy.
Odwróciłam się, mówiąc zwykłe "do widzenia". German nawet nie pytał, gdzie się spieszymy. Byłam mu obojętna. Teraz skupiał się na Jade i ceremoni. Sama myśl doprowadzała mnie do stanu krytycznego. W drodze do studia nagraniowego wylałam z siebie chyba hektolitry łez. Ines wciąż trzymała mnie za rękę ku zdziwieniu przechodniów.
Wbiegłam od razu do łazienki, na co bliźniaki odpowiedzi wzruszeniem ramion. Ines mnie dogoniła. W lustrze widziałam swoje odbicie- zapłakaną blondynkę z rozmazanym makijażem. Za make-up wzięła się przyjaciółka, a ja nie opierałam się. Brakowało mi sił na jakikolwiek ruch.
-Chyba nie bez powodu jestem blondynką.- stwierdziłam po kilku dobrych minutach milczenia.
-Co ty wygadujesz?- słuchacz spojrzał mi w oczy.
-Jestem głupia, dostałam nauczkę.- pochyliłam się nad umywalką.
-To nieprawda...Popatrz na siebie.- podniosła moją twarz tak, że spojrzałam w lustro. Było ze mną lepiej, więc już się nie przeraziłam.
-Jak można zakochać się w takim kretynie?- szlochałam jeszcze cichutko.
Ines podała mi chusteczkę, abym wytarła nos i policzki. Nie przestawała głaskać mnie po ramieniu. W opisywanym zdarzeniu znajdowałam tylko jedną pozytywną rzecz- obecność bratniej duszy. Umiała mnie skutecznie pocieszyć i doprowadzić do dawnej formy. Liczyłam, że i tym razem jej się uda.
-Masz rację, German to kretyn, nie wie co robi. Odpuścił sobie ciebie dla tej idiotki...Szkoda słów.- mówiła, opierając się o brzeg małej szafki.
Otarła mój policzek i kazała się uśmiechnąć. Wypełniłam jej rozkaz z trudem. Nie dało się ukryć, że byłam załamana, wpadałam w depresję, jednak to następna wypowiedź przyjaciółki uskrzydliła mnie na tyle, by stawić czoła problemom.
-Chodź nagrać twój kawałek. Przelej do piosenki ten smutek, który czujesz, a odetchniesz. Naprawdę.- obiecywała, chociaż nie musiała. Wierzyłam jej na słowo.
Jeszcze tylko raz przytuliłam się do pocieszycielki i przekroczyłam próg, wchodząc tym samym do studia.
-Coś się dzieje?- Mateo, którego wcześniej nie zauważyłam, wyraził swą troskę.
Po tym, jak z pokerową twarzą zaprzeczyłam, niemal objął mnie a talii i pocałował w policzek. Odsunęłam go delikatnie, potem poklepałam w ramię, jak starego kumpla. Po jednym dniu znajomości nie będę spoufalać się ze współpracownikami. Zresztą, byłam zbyt przejęta przejściem pana Augusta, żeby się wyluzować. Nie w głowie mi były amory w przeciwieństwie do Mateo.
-Wyglądasz przepięknie, Angeles.- komplementował mężczyzna, wciąż przybliżając się do mnie.
-Niech się biedak nacieszy.- rzuciła Ines.
-A może by tak spróbować nagrywać piosenkę, hę?- zniecierpliwiłam się.
-Nasza diva rośnie w oczach.- odezwał się Simón, jakbym go o to prosiła.
W końcu, bez dalszych docinek, moi koledzy wprowadzili mnie do ciemnego pomieszczenia z mikrofonem na środku, do którego doczepionych było mnóstwo kabli. Trudno było się przez to przedrzeć, ale tego dokonałam. Ines nawet nie próbowała, powiedziawszy na głos, że taki wyczyn w jej szpilkach byłby cudem. To natychmiast przechwycił Simón i oznajmił, że jego szefowa bardzo ładnie dziś wygląda.
-Nie podlizuj się.- moja przyjaciółka wyczytała w jego oczach fałsz.
W każdym razie tworzyła się bardzo przyjazna atmosfera. A ja nawet lekko się uśmiechnęłam, co z uwagi na wcześniejsze wydarzenia było dziwactwem. Pod wpływem kolejnych żarcików pani dyrektor, bliźniaków oraz przybyłego Javiera prawie się rozluźniłam. Jednak wtedy dostrzegłam na sobie baczny wzrok Matea i z powrotem spięłam wszystkie mięśnie o jakich istnienia miałam pojęcie.
Pianista tylko na to czekał. Gdy pozostała czwórka wyszła na zewnątrz, jak się dowiedziałam, zapalić niewinnego papieroska, wtedy Mateo ruszył w moim kierunku.
-Musisz się rozluźnić.- nakazał, po czym krótkim ruchem zagarnął moje włosy do tyłu.
-Ty mi nie dajesz.- wyznałam szczerze.
Do tej pory zafascynowana byłam partyturą i to jej poświęcałam całą uwagę, a na kolegom odpowiedałam półsłówkami bez spojrzeń. Teraz nieznana siła zmusiła mnie do przyjrzenia się adoratorowi. Przepraszam, ta siła była mi znana. To uczucie towarzyszyło mi zawsze, gdy German był w pobliżu...Nie chciałam o tym pamiętać. Karcąc samą siebie, odepchnęłam dłonie mężczyzny, które zmierzały w okolice mych bioder.
-Gdzie jest ten cały Fernandez?!- krzyknęłam, żeby sygnał skończonej zabawy dotarł do faceta szybciej.
Od kompletnej porażki uratowali mnie przyjaciele, którzy właśnie wtedy weszli. Ale nie całkiem sami. Za Ines stał wyczekiwany gość. Wysoki producent tym razem miał na sobie czarny garnitur. On najwyraźniej także przygotowywał się do tej wizyty. Włosy krótko przystrzyżone, małe, bystre oczy oraz okulary wskazywały, że to człowiek sukcesu. Swój atrybut, albo raczej gadżet, trzymał w dłoni. Na prośbę pani dyrektor gość zajął miejsce na sofie na wprost mnie. Przygryzając końcówkę okularów, uważnie mi się przyglądał. Pozostawiał mnie w zakłopotaniu dłuższy moment, aż wreszcie skinął na dźwiękowców. Ci od razu porwali się do sprzętu. Simón zasiadł wygodnie, natomiast Paulo podbiegł ze słuchawkami dla mnie. Zadziwiało mnie porozumienie tych ludzi.
-Ale ja nie jestem gotowa.- szepnęłam coś w rodzaju wymówki.
-Jesteś, nie dyskutuj.- i bezapelacyjnie pozwoliłam sobie nałożyć wielkie, czarne słuchawki na uszy.
Blondyn opuścił ciemny pokoik, na twarzach Ines i Javiera pojawiły się uśmiechy. Augusto spoglądał na mnie z ukosa. Tego dnia wydał mi się wewnątrz sympatycznym człowiekiem, więc krótki występ przed nim nie przyprawiał mnie o drgawki. Paulo miał rację. Nie można mi było zarzucić braku pracy. No to czego powinnam się obawiać? Niczego.
W niewielkim pomieszczeniu przeznaczonym do nagrywania dźwięku zaświeciły się światła. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności rozejrzenia się wokół. Tak jak myślałam, nie było tam nic nadzwyczaj interesującego, oprócz pustki. Do porządku przywołały mnie spojrzenia bliźniaków i brzmienie pierwszych nut z taśmy.
Fortepian wydobywał z siebie delikatne akordy. Sprawiały wrażenie lekko rozmytych, jakby odbijały się, tworząc echo. Augusto pochylił się i głęboko wsłuchiwał.
Everybody needs
inspiration.
Everybody needs a song.- docisnęłam słuchawki do uszu.
A beautiful melody,
When the night’s so long,
Cause there is no guarantee
That this life is easy.- kończyłam zwrotkę mocnym dźwiękiem.
When my world is falling apart,- zgrabnie przeszłam w refren.
When there’s no light to break up the dark,
That’s when I, I, I look at you.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,
That’s when I, I, I look at you
When I look at you,
I see forgiveness, I see the truth.- pociągnęłam razem z delikatnymi chórkami.
You love me for who I am
Like the stars hold the moon.
Right there where they belong and- ponownie chórki.
I know I’m not alone.- jeszcze tylko niezbędny ozdobnik i znów refren.
When my world is falling apart,- instrumenty zwiększyły moc.
When there’s no light to break up the dark,
That’s when I, I, I look at you.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,
That’s when I, I, I look at you.- ciągnęłam płaski dźwięk.
You appear just like a dream to me.- zaczęłam prawie a'capella.
Just like kaleidoscope colors that cover me.
All I need every breath that I breathe.- powoli siła piosenki powracała.
Don’t you know you’re beautiful.- byłam tym decydującym czynnikiem, czy próba jest udana.
Przerwa w moim śpiewała robiła miejsce solówce gitary, którą stworzył Mateo. Spojrzałam w jego stronę, wyraźnie był z siebie dumny. Cieszył mnie entuzjazm grupy, więc wróciłam do piosenki z uśmiechem.
When the waves are flooding the shore and
I can’t find my way home anymore,- lekko zmieniłam linię melodyczną, przez co końcówka wydawała się ciekawsza.
That’s when I, I, I look at you.
I look at you.
Mogłam popisać się swoją skalą.
You appear just like a dream to me...- i muzyka ucichła.
Jakby bańka mydlana, w której się znajdowałam pękła...
____________________________________
I co dalej? W fajnym miejscu skończyłam, nieprawdaż? XD
Trochę załamanej Angeles było, trochę śpiewającej też, więc odhaczam trzynastkę.
Taka szczęśliwa ta liczba. XD
Czternastka zaczęła się pisać.
Miłego dnia chłopaka! :D
Ruda